16. Allisson

73 21 22
                                    

— To się musi skończyć, Ally. — Kaiden chodził w kółko po salonie, a ja siedziałam w połowie przytomna na kanapie. — Cierpisz nie tylko ty, ale i Gertie. Źle wpływacie na siebie psychicznie, a to doprowadzi do tego, że któraś z was w końcu zwariuje.

— Co więc planujesz zrobić?

— Nie mam pojęcia. Musiałbym poszukać czegoś, co przyspiesza luzowanie się implantu. Muszę dokładnie prześledzić te substancje, które cytrusy zawierają w sobie, i odszukać je również w innych rzeczach. Może uda mi się dojść do tego, co i w jaki sposób działa.

Skinęłam głową na znak, że rozumiałam, a potem przyłożyłam do ust kubek z kawą. W dalszym ciągu czułam konsekwencje wcześniejszego zastrzyku ze środkiem uspokajającym i nie do końca docierało do mnie wszystko, co mówił mężczyzna. Czułam się zmęczona fizycznie oraz psychicznie i złudnie wierzyłam, że kawa rozwiąże oba problemy.

Przyglądałam się na wpół przytomnym wzrokiem Kaidenowi, któremu niewiele brakowało do tego, żeby wydeptał dziurę w podłodze. Mieliśmy coraz więcej problemów i wciąż zero konkretnych rozwiązań. Westchnęłam, odkładając pusty kubek na stolik kawowy. Wstałam i podeszłam do mężczyzny, po czym położyłam mu rękę na ramieniu.

— Przestań się zadręczać, Kai. Musimy podejść do tego na chłodno. Teraz niczego nie wymyślimy, bo ty jesteś poddenerwowany, a ja otumaniona.

Na moje słowa mężczyzna odetchnął głęboko i nieznacznie rozluźnił spięte mięśnie. Oboje zrozumieliśmy, że nasz plan był trudniejszy, niż z początku się wydawał. Czekała nas masa roboty, a mieliśmy tylko dwa miesiące, jeśli chcieliśmy zdążyć przed przeszczepem pana Hayesa.

Dwa miesiące, żeby zmienić Gertie we mnie i pomóc jej uratować przyjaciółkę. Wydawało się to nierealne, ale musieliśmy spróbować.

***

Dwa kolejne dni minęły mi na zastanawianiu się, jak powinnam udobruchać moją matkę. Nie potrafiłam wymyślić nic sensownego, nie wiedziałam nawet, ile czasu powinnam odczekać, zanim w ogóle spróbuję się z nią kontaktować. Na szczęście nie musiałam już dłużej o tym myśleć, bo to ona zadzwoniła do mnie z samego rana.

— Słucham? — odezwałam się ostrożnie. Nie potrafiłam ukryć drżenia w głosie. Bałam się tej rozmowy.

— Witaj, Allisson. — Ton, jakiego używała, był tak chłodny, że momentalnie poczułam się, jakby mnie owiało lodowate powietrze. Wzdrygnęłam się.

— Mamo...

— Teraz ja mówię — przerwała mi. — Nie chcę nawet słyszeć, co masz mi do powiedzenia, bo dobrze wiem.

Przełknęłam głośno ślinę. Kompletnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać.

— Na maila przesłałam ci wiadomość od jednego z miejscowych magazynów — kontynuowała tym samym pozbawionym uczuć głosem. — Skoro już świat ujrzał tę paskudną twarz przez twoją nierozwagę, zróbmy chociaż z tego użytek. Razem z Kaidenem udzielicie wywiadu dotyczącego waszego związku, przyszłego ślubu, a na koniec fotograf zrobi wam zdjęcia w cudownie romantycznej sesji. Masz wypaść perfekcyjnie, czy to zrozumiałe?

— Tak... — westchnęłam po cichu.

— To pierwszy krok do tego, bym częściowo zapomniała o twoim przewinieniu. Utnę ci też sporą część pieniędzy. Wydałam majątek, by doprowadzić moją twarz do nieskazitelności po tym, jak mnie zaatakowałaś.

— A czy... — zawahałam się — będę mogła wrócić do domu?

— Być może. Ale nie prędzej niż za miesiąc. Pożyj sobie trochę bez dostępu do moich pieniędzy. Będziesz miała nauczkę i może w końcu docenisz, jak wiele zawdzięczasz mi oraz ojcu.— wysyczała i rozłączyła się, nie czekając na żadną odpowiedź z mojej strony.

Wypuściłam głośno wstrzymywane podczas całego tego połączenia powietrze. Myślałam, że ta rozmowa potoczy się dużo gorzej. Bałam się, że matka jakimś cudem będzie próbowała dostać się do mnie i sprawdzić, czy Gertie nie miała nade mną kontroli. Wydawała się w ogóle nie wpaść na pomysł, że coś w tym wszystkim nie grało. Chyba mogłam odetchnąć z ulgą.

Wyszłam z sypialni i skierowałam się do gabinetu Kaidena. Zapukałam, a potem po cichu uchyliłam drzwi. Hayes siedział przy biurku otoczony stosem dokumentów.

— Praca w domu? — Oparłam się o framugę.

Mężczyzna podniósł wzrok i przetarł oczy wierzchem dłoni.

— Mhm — mruknął. — W szpitalu zepsuł się komputer i dostałem stos recept do wypisania ręcznie. Ból ręki przypomniał mi, jak wygodnym wynalazkiem jest skaner odcisku palca, który automatycznie stawia moje nazwisko pod każdym papierkiem.

— Czasami trzeba się pomęczyć, żeby docenić te wszystkie wygody. — Zaśmiałam się. — Jak już jesteśmy w tym temacie... Dzwoniła moja matka.

— Jak głośno krzyczała?

— Wcale. Spodziewałam się furii oraz testów sprawdzających, czy implant trzyma się na miejscu. Jedyne, co usłyszałam, to informacja, że na skrzynce mailowej mam wiadomość z informacjami dotyczącymi wywiadu, na który mamy wybrać się wspólnie w przyszłym tygodniu.

— Czyli ty i Gertie jesteście względnie bezpieczne?

— Tak... Chyba tak. — Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie o dziewczynie. — Właśnie. Co się dzieje z Gertie? Nie pamiętam, żebyśmy się ostatnio zamieniały.

Dłoń Kaidena zatrzymała się w trakcie składania kolejnego podpisu. Mężczyzna odłożył pióro tuż obok słoiczka z nabojami pełnymi atramentu.

— Faktycznie, nie zauważyłem, żeby przejęła kontrolę w ciągu ostatnich dni. Patrząc na to, jak często się zamieniałyście przez tydzień poprzedzający bankiet, to teraz jest jakoś... dziwnie cicho.

— Zaczęłam się teraz martwić — odpowiedziałam szczerze.

— Trzeba będzie przywołać Gertie, skoro z własnej woli nie chce do nas wrócić. — Kaiden gwałtownie poderwał się z krzesła. — Chodźmy do kuchni.

— Jak to do kuchni? Po co?

Mężczyzna teatralnie przewrócił oczami, a zaraz potem jego twarz przyozdobił chytry uśmieszek.

— Jak to „po co"? Po cytryny!

***

Kwadrans później z oczami pełnymi łez wciskałam do ust kolejny kawałek cytryny. Język piekł mnie niemiłosiernie podrażniony przez dużą ilość kwaśnego jedzenia, a żołądek wywracał się na każdy możliwy sposób, nie chcąc przyjmować ani odrobinki więcej.

— Kaiden, nie... — jęknęłam, gdy przesunął w moją stronę talerzyk z kolejnymi obranymi i pokrojonymi owocami.

— To już ostatnie. Więcej nie mam.

Odetchnęłam z ulgą, słysząc te słowa.

— Zaraz wyjmę z lodówki pomarańcze i mandarynki dla odmiany.

— Chyba sobie żartujesz?! Składam się teraz w dziewięćdziesięciu procentach z cytrusów. Przysięgam, że jeśli zjem jeszcze jeden kawałek cytryny, to zżółknę i zacznę pluć lemoniadą.

— Miałem zamiar powiedzieć, że chciałbym to zobaczyć, ale zapewne oplułabyś mnie i połowę mieszkania. — Hayes wydawał się wyjątkowo rozbawiony.

— Kaiden to nie jest śmieszne! Wiesz, jak mnie język piecze? Jeszcze trochę i ten kwas wypali mi na nim dziurę...

— A Gertie jak nie było, tak nie ma. — Parsknął niekontrolowanym śmiechem, na co posłałam mu wściekłe spojrzenie. — Dobrze, już dobrze. Na dzisiaj wystarczy.

— Cudownie — odparłam z przekąsem.

— Ale jutro z samego rana jadę do supermarketu po wiadro cytrusów.

— Chyba sobie kpisz!

— Oczywiście, że nie, Allisson. Jestem śmiertelnie poważny.

Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z faktu, iż mógł się nade mną trochę poznęcać. To chyba była jego upragniona zemsta za to, że wpakowałam go w te wszystkie kłopoty.

Gertie, błagam, wracaj szybko, bo Kaiden utopi mnie w wannie pełnej cytryn...


Copycat ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz