— To się musi skończyć, Ally. — Kaiden chodził w kółko po salonie, a ja siedziałam w połowie przytomna na kanapie. — Cierpisz nie tylko ty, ale i Gertie. Źle wpływacie na siebie psychicznie, a to doprowadzi do tego, że któraś z was w końcu zwariuje.
— Co więc planujesz zrobić?
— Nie mam pojęcia. Musiałbym poszukać czegoś, co przyspiesza luzowanie się implantu. Muszę dokładnie prześledzić te substancje, które cytrusy zawierają w sobie, i odszukać je również w innych rzeczach. Może uda mi się dojść do tego, co i w jaki sposób działa.
Skinęłam głową na znak, że rozumiałam, a potem przyłożyłam do ust kubek z kawą. W dalszym ciągu czułam konsekwencje wcześniejszego zastrzyku ze środkiem uspokajającym i nie do końca docierało do mnie wszystko, co mówił mężczyzna. Czułam się zmęczona fizycznie oraz psychicznie i złudnie wierzyłam, że kawa rozwiąże oba problemy.
Przyglądałam się na wpół przytomnym wzrokiem Kaidenowi, któremu niewiele brakowało do tego, żeby wydeptał dziurę w podłodze. Mieliśmy coraz więcej problemów i wciąż zero konkretnych rozwiązań. Westchnęłam, odkładając pusty kubek na stolik kawowy. Wstałam i podeszłam do mężczyzny, po czym położyłam mu rękę na ramieniu.
— Przestań się zadręczać, Kai. Musimy podejść do tego na chłodno. Teraz niczego nie wymyślimy, bo ty jesteś poddenerwowany, a ja otumaniona.
Na moje słowa mężczyzna odetchnął głęboko i nieznacznie rozluźnił spięte mięśnie. Oboje zrozumieliśmy, że nasz plan był trudniejszy, niż z początku się wydawał. Czekała nas masa roboty, a mieliśmy tylko dwa miesiące, jeśli chcieliśmy zdążyć przed przeszczepem pana Hayesa.
Dwa miesiące, żeby zmienić Gertie we mnie i pomóc jej uratować przyjaciółkę. Wydawało się to nierealne, ale musieliśmy spróbować.
***
Dwa kolejne dni minęły mi na zastanawianiu się, jak powinnam udobruchać moją matkę. Nie potrafiłam wymyślić nic sensownego, nie wiedziałam nawet, ile czasu powinnam odczekać, zanim w ogóle spróbuję się z nią kontaktować. Na szczęście nie musiałam już dłużej o tym myśleć, bo to ona zadzwoniła do mnie z samego rana.
— Słucham? — odezwałam się ostrożnie. Nie potrafiłam ukryć drżenia w głosie. Bałam się tej rozmowy.
— Witaj, Allisson. — Ton, jakiego używała, był tak chłodny, że momentalnie poczułam się, jakby mnie owiało lodowate powietrze. Wzdrygnęłam się.
— Mamo...
— Teraz ja mówię — przerwała mi. — Nie chcę nawet słyszeć, co masz mi do powiedzenia, bo dobrze wiem.
Przełknęłam głośno ślinę. Kompletnie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać.
— Na maila przesłałam ci wiadomość od jednego z miejscowych magazynów — kontynuowała tym samym pozbawionym uczuć głosem. — Skoro już świat ujrzał tę paskudną twarz przez twoją nierozwagę, zróbmy chociaż z tego użytek. Razem z Kaidenem udzielicie wywiadu dotyczącego waszego związku, przyszłego ślubu, a na koniec fotograf zrobi wam zdjęcia w cudownie romantycznej sesji. Masz wypaść perfekcyjnie, czy to zrozumiałe?
— Tak... — westchnęłam po cichu.
— To pierwszy krok do tego, bym częściowo zapomniała o twoim przewinieniu. Utnę ci też sporą część pieniędzy. Wydałam majątek, by doprowadzić moją twarz do nieskazitelności po tym, jak mnie zaatakowałaś.
— A czy... — zawahałam się — będę mogła wrócić do domu?
— Być może. Ale nie prędzej niż za miesiąc. Pożyj sobie trochę bez dostępu do moich pieniędzy. Będziesz miała nauczkę i może w końcu docenisz, jak wiele zawdzięczasz mi oraz ojcu.— wysyczała i rozłączyła się, nie czekając na żadną odpowiedź z mojej strony.
Wypuściłam głośno wstrzymywane podczas całego tego połączenia powietrze. Myślałam, że ta rozmowa potoczy się dużo gorzej. Bałam się, że matka jakimś cudem będzie próbowała dostać się do mnie i sprawdzić, czy Gertie nie miała nade mną kontroli. Wydawała się w ogóle nie wpaść na pomysł, że coś w tym wszystkim nie grało. Chyba mogłam odetchnąć z ulgą.
Wyszłam z sypialni i skierowałam się do gabinetu Kaidena. Zapukałam, a potem po cichu uchyliłam drzwi. Hayes siedział przy biurku otoczony stosem dokumentów.
— Praca w domu? — Oparłam się o framugę.
Mężczyzna podniósł wzrok i przetarł oczy wierzchem dłoni.
— Mhm — mruknął. — W szpitalu zepsuł się komputer i dostałem stos recept do wypisania ręcznie. Ból ręki przypomniał mi, jak wygodnym wynalazkiem jest skaner odcisku palca, który automatycznie stawia moje nazwisko pod każdym papierkiem.
— Czasami trzeba się pomęczyć, żeby docenić te wszystkie wygody. — Zaśmiałam się. — Jak już jesteśmy w tym temacie... Dzwoniła moja matka.
— Jak głośno krzyczała?
— Wcale. Spodziewałam się furii oraz testów sprawdzających, czy implant trzyma się na miejscu. Jedyne, co usłyszałam, to informacja, że na skrzynce mailowej mam wiadomość z informacjami dotyczącymi wywiadu, na który mamy wybrać się wspólnie w przyszłym tygodniu.
— Czyli ty i Gertie jesteście względnie bezpieczne?
— Tak... Chyba tak. — Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie o dziewczynie. — Właśnie. Co się dzieje z Gertie? Nie pamiętam, żebyśmy się ostatnio zamieniały.
Dłoń Kaidena zatrzymała się w trakcie składania kolejnego podpisu. Mężczyzna odłożył pióro tuż obok słoiczka z nabojami pełnymi atramentu.
— Faktycznie, nie zauważyłem, żeby przejęła kontrolę w ciągu ostatnich dni. Patrząc na to, jak często się zamieniałyście przez tydzień poprzedzający bankiet, to teraz jest jakoś... dziwnie cicho.
— Zaczęłam się teraz martwić — odpowiedziałam szczerze.
— Trzeba będzie przywołać Gertie, skoro z własnej woli nie chce do nas wrócić. — Kaiden gwałtownie poderwał się z krzesła. — Chodźmy do kuchni.
— Jak to do kuchni? Po co?
Mężczyzna teatralnie przewrócił oczami, a zaraz potem jego twarz przyozdobił chytry uśmieszek.
— Jak to „po co"? Po cytryny!
***
Kwadrans później z oczami pełnymi łez wciskałam do ust kolejny kawałek cytryny. Język piekł mnie niemiłosiernie podrażniony przez dużą ilość kwaśnego jedzenia, a żołądek wywracał się na każdy możliwy sposób, nie chcąc przyjmować ani odrobinki więcej.
— Kaiden, nie... — jęknęłam, gdy przesunął w moją stronę talerzyk z kolejnymi obranymi i pokrojonymi owocami.
— To już ostatnie. Więcej nie mam.
Odetchnęłam z ulgą, słysząc te słowa.
— Zaraz wyjmę z lodówki pomarańcze i mandarynki dla odmiany.
— Chyba sobie żartujesz?! Składam się teraz w dziewięćdziesięciu procentach z cytrusów. Przysięgam, że jeśli zjem jeszcze jeden kawałek cytryny, to zżółknę i zacznę pluć lemoniadą.
— Miałem zamiar powiedzieć, że chciałbym to zobaczyć, ale zapewne oplułabyś mnie i połowę mieszkania. — Hayes wydawał się wyjątkowo rozbawiony.
— Kaiden to nie jest śmieszne! Wiesz, jak mnie język piecze? Jeszcze trochę i ten kwas wypali mi na nim dziurę...
— A Gertie jak nie było, tak nie ma. — Parsknął niekontrolowanym śmiechem, na co posłałam mu wściekłe spojrzenie. — Dobrze, już dobrze. Na dzisiaj wystarczy.
— Cudownie — odparłam z przekąsem.
— Ale jutro z samego rana jadę do supermarketu po wiadro cytrusów.
— Chyba sobie kpisz!
— Oczywiście, że nie, Allisson. Jestem śmiertelnie poważny.
Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z faktu, iż mógł się nade mną trochę poznęcać. To chyba była jego upragniona zemsta za to, że wpakowałam go w te wszystkie kłopoty.
Gertie, błagam, wracaj szybko, bo Kaiden utopi mnie w wannie pełnej cytryn...
![](https://img.wattpad.com/cover/280993324-288-k780467.jpg)
CZYTASZ
Copycat ✔️
Science FictionW nie tak dalekiej przyszłości, gdzie znaczenie mają jedynie pieniądze, żyje Gertie- dwudziestodwulatka mieszkająca na farmie, gdzie ludzie "hodowani" są na przeszczepy organów i eksperymenty. Medycyna jest wysoko rozwinięta, a lekarze właśnie opate...