1. Gertie

412 38 149
                                    

Rok 2143, South San Francisco, Stany Zjednoczone

Wybuchnęłam żałosnym płaczem. Moja Joy, moja mała Joy ma zostać wykorzystana na przeszczep serca.

Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, co czuła w tym momencie.

Wiadomość, że niedługo umrzesz, nie należała do tych, które zaliczaliśmy do kategorii „pozytywne". Zastanowiłam się, co zrobiłabym, gdybym to ja znalazła się na miejscu przyjaciółki. Czy krzyczałabym? Płakała? Oskarżała świat o niesprawiedliwość? Z pewnością. Ale to nie mnie czekał tak okrutny los.

W tej smutnej rzeczywistości Joy była dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Traktowałyśmy się jak siostry, a tak przynajmniej mi się wydawało. Prawdopodobnie z nikim na farmie nie łączyło nas pokrewieństwo. Naukowcy w laboratorium do tej pory nie stworzyli nikogo, kto przypominałby kogokolwiek z tu obecnych. Nie mieliśmy pojęcia, jak wyglądało nasze „powstawanie". Traktowano nas tu jak towar, więc nie wiedzieliśmy zbyt wiele. Wszystko, co tyczyło się obiektów, ograniczano do minimum. Komfort, ubrania i wiedzę. Można było uznać, że stanowiliśmy drzewka, na których rosły organy.

Chciałam przeżyć jeszcze tak wiele wraz z Joy. Od dzieciństwa marzyłyśmy o tym, co będziemy robić, gdy wyjdziemy na wolność. Wraz z upływem lat te rozmowy zdarzały się coraz rzadziej. Wiedziałyśmy, że zostaniemy tu do momentu, aż wytną z nas wszystkie organy. Życie z kostuchą wiecznie chodzącą za plecami stało się dla nas codziennością. Razem z przyjaciółką starałam się wykrzesywać z siebie resztki radości pozwalające nam cieszyć się każdym dniem. Dzielenie swojej niedoli z drugą osobą sprawiało, że czasami zapominałam o tym, gdzie mieszkałam.

Szlochałam w ramię mojej najlepszej przyjaciółki, a ona tylko się trzęsła. Dalej nie mogła otrząsnąć się z szoku, a informacja o tym, co się z nią stanie, ledwo przeszła jej wcześniej przez gardło. Teraz stała otępiała, patrząc na ścianę przed sobą. Wydawała się błądzić myślami gdzieś daleko, jej oczy ziały pustką.

Chciałam ją uratować. Gdybym tylko mogła, zamieniłabym się z nią miejscami. Nie wiedziałam jednak, jak to zrobić. Ucieczka też nie wchodziła w grę. Nikt nigdy stąd nie uciekł żywy, a porażka każdej kolejnej osoby pozostawiała nas jeszcze bardziej przytłoczonych. Pracownicy ciągle ulepszali zabezpieczenia, a największy postrach budziło ogrodzenie pod prądem. Oczywiście nikt oficjalnie o tym nie mówił, ale ja niejednokrotnie słyszałam skwierczenie i widziałam iskry tam, gdzie siatka miała uszkodzenia. Zakładałam, że napięcie było na tyle wysokie, by zrobić nam krzywdę. Co mogłabym więc zrobić? Pragnęłam z całego serca pomóc Joy, ale nie miałam pomysłu, jak tego dokonać.

Żyłyśmy w paskudnych czasach, w których wcale nie mieliśmy latających samochodów, zamiast tego była brudna planeta i pieniądze, które jako jedyne miały znaczenie na tym okrutnym świecie. Wszystko dookoła otaczał smog czarny niczym płuca palacza. Bogacze żyli w luksusach, a my tkwiłyśmy na ludzkiej farmie, gdzie hodowano nas pod przeszczepy i eksperymenty. Potrafiono nam zabrać wszystko — od oczu, poprzez ręce i nogi, aż do mózgu. Wycinano to, co przydawało się komuś, kto to tylko miał na to pieniądze, skazując nas często na kalectwo i finalnie śmierć.

Ja do tej pory straciłam tylko jedną z nerek, ale prędzej czy później ktoś zapewne zagarnie resztę mojego ciała. Miałam ochotę zemścić się na każdym, kto kiedykolwiek nas skrzywdził. Chciałam mieć tyle siły, by ich kręgosłupy pękały jak zapałki, ich mózgi zamieniły się w bezwładną galaretę, a żołądki powywracały na drugą stronę.

— A... ale w sumie są jakieś pozytywy w mojej sytuacji. — Drżący głos mojej przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia. — Przeżyłam dwadzieścia jeden lat. To i tak całkiem sporo jak na ludzi naszego pokroju. Cieszę się, że mogłam je spędzić, przyjaźniąc się akurat z tobą.

Copycat ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz