Serendipity

By elitaryzm

18.8K 497 112

To wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słysz... More

Prolog
1. Początki bywają trudne
2. Dwudziesta zero siedem
3. Prawdziwa historia
4. Szczęście przychodzi samo
5. Zrobię dla ciebie wszystko
7. Chodzi tylko o nią
8. Nie dziś, nie jutro
9. Więcej niż zaufanie
10. Nieprawdziwa rywalka
11. Ciekawość wszystko potrafi zepsuć
12. Obciąganie albo seks
13. Białe róże to twoje ulubione?
14. Nie ufaj nieznajomym
15. Wierzę w nas
16. To jemu zawdzięczam wszystko
17. Akty zazdrości
18. Twoje zdjęcia to moje porno
19. Umiejętność kłamania
20. Trudno jest być sobą
21. Wszystkie drogi prowadzą do Vincenta
22. Przeczuć, zrozumieć i wesprzeć
23. Chwila, by złapać oddech
24. Plany na przyszłość
25. Idealna rodzina
26. Przekroczyć granicę
27. Nie ma ideałów
28. Lustrzane odbicie
29. Wszyscy byliśmy szczęśliwi
30. Moje słońce i gwiazdy
31. Najpiękniejsza z róż
Epilog
DRUGA CZĘŚĆ i PODZIĘKOWANIA

6. Niezobowiązujące wyznania

643 19 0
By elitaryzm

Chodziliśmy między alejkami, mijając wielu ludzi. Po bokach stały różne atrakcje i wszyscy, a przynajmniej ja, zachwycali się ich kolorami. Uwielbiałam ten klimat wesołego miasteczka, gdy jesteś tam razem z przyjaciółmi jako nastolatka i możesz zrobić wszystko, co tylko zechcesz. W pewnym momencie Leo zatrzymał się przy jakimś stoisku i wygrał w rzutkach pluszaka, którego podarował Manon. Kenzo też próbował swoich sił, ale po dwóch nieudanych próbach zrezygnował.

– Chodźmy na diabelski młyn! – krzyknęła Louna, gdy przechodziliśmy obok tego wielkiego koła, które kojarzyło mi się tylko z horrorami.

– Jestem za – odparła Juliette i Lina.

– Posram się, ale możemy iść – odezwał się Brice, na co Vincent prychnął.

– Mi też pasuje – powiedział. – Będzie śmiesznie.

– Ale ja się boję. Mam lęk wysokości – rzuciłam, patrząc na chłopaka. Odgarnął mi włosy z twarzy i uśmiechnął się, patrząc prosto w moje oczy.

– I tak pójdziesz – mruknął, a ja skrzywiłam się, pokazując w jego stronę środkowego palca. Spodziewałam się innej reakcji, a nie takiej.

Ustawiliśmy się więc wszyscy w kolejce, jedno za drugim. Ja jednak, stanęłam obok Vincenta i złapałam jego ramię, podobnie jak Manon Leona. Początkowo spiął się, ale później przyzwyczaił do uścisku.

– Boję się jak cholera. Przecież tam jest wysoko, a jak spanikuję? A co gorsza, jeśli to koło wypadnie z zawiasów i będzie się toczyło, i wszyscy zginiemy? O mój Boże, nie dam rady – panikowałam, rozglądając się dookoła. Vincent zaśmiał się na moje głupie gadanie.

– Za dużo filmów się naoglądałaś, czy co? Przestań tyle myśleć i zdaj sobie sprawę, że wszyscy tam będziemy – odparł.

No to tym bardziej.

Wszyscy zginiemy.

Do jednego wagonika mogło wsiąść maksimum pięć osób. Do pierwszego wsiadła Manon i Leo, a także Juliette, Lina i Brice. Do następnego jako pierwszy wsiadł Kenzo, poźniej Louna, Adrien, Maximme i Vincent, a ja zostałam sama.

– Ja z nią pójdę – wtrącił się Adrien, gdy jeszcze był czas.

– Nie musisz, ja to zrobię – odezwał się Vincent i wsiadł ze mną do następnego wagonika. Uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc na swoje buty, bo byliśmy sami, co zdecydowanie podobało mi się jeszcze bardziej od widoku miasta.

Im wyżej się wznosiliśmy, tym miałam w brzuchu większy ścisk. Stanęłam na wprost okna, a w pewnym momencie Vincent stanął za mną. Z łatwością mogłam wyczuć jego oddech na moim karku, jednak trzymał dystans i nie dotknął mnie.

– Widać stąd całe Bordeaux – szepnęłam z uśmiechem.

– Lubię patrzeć na to miasto z góry – powiedział.

Poszłam zobaczyć widok z drugiej strony. Nie bałam się już, bo chyba nie do końca wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Że jestem tutaj sam na sam z nim, nie muszę się martwić o nic i wszystko wydaje się takie idealne. Chłopak znów za mną stanął, a ja oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Odwróciłam się do niego. Uśmiechnął się do mnie, jednak spoważniał po chwili, jakby przypomniał sobie coś ważnego.

– Ale że ty stwierdziłeś, że jestem ładniejsza od tyłu? – odezwałam się, prychając pod nosem.

– Słuchaj, mówię ci to tak czysto teoretycznie – zaczął. – Jakbyś kiedyś do mnie coś poczuła, musimy przestać. Po prostu odpuść. I mnie też się to tyczy. Tak będzie po prostu lepiej.

– Co, dlaczego? – uśmiechnęłam się, jednak dla niego nie wydawało się być to zabawne. Mówił naprawdę z pełną powagą.

– Bo uczucia czynią cię słabszym. Musisz się starać dla tej osoby, a przez miłość do niej potrafisz zrobić wszystko. Nawet zaryzykować własnym życiem. Zmieniają cię na gorsze, a ty nawet nie wiesz kiedy. Dla tej jednej osoby możesz być kimś najważniejszym, najlepszym, ale ktoś z boku powie, że to co dla niej robisz, jest głupie, bo dbasz bardziej o nią niż o siebie.

– Przecież to dowód odwagi i oddania. Nie słabości – oznajmiłam. – Poza tym, to działa w dwie strony, bo skoro mówimy tutaj o prawdziwej miłości, ta druga osoba dba również o ciebie. Więc to opieka nad sobą nawzajem. To coś pięknego.

– Może i tak, ale przecież nie zawsze jest to tak samo zaawansowane. W sensie, ty możesz się starać bardziej, a ta druga osoba mniej i to widać. Jeszcze gorsze jest to, gdy taka relacja staje się niezdrowa, wszystko jest na pokaz przed innymi i z biegiem czasu skupiasz się na tym, aby wasza relacja wyglądała na idealną, a uczucia zostają daleko w tyle – rzucił, zawieszając wzrok gdzieś daleko. Westchnęłam głośno, kiwając głową i zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią.

– Tak, masz rację. Taki związek jest niezdrowy, a nawet toksyczny, bo z biegiem czasu zaczyna was to powoli męczyć i wyniszczać. Czasami to ktoś z zewnątrz musi co pomóc z niego wyjść, bo sam nie jesteś w stanie, mimo że widzisz problem. Ale zostawmy to, bo mówiłam o miłości szczerej, zdrowej i prawdziwej, a nie takiej, która stwarza więcej problemów niż szczęścia – burknęłam i wykręciłam się do niego plecami. Próbowałam odgonić myśli, które same napływały mi do głowy, i zająć się czymś pożytecznym, jak na przykład widoki przede mną.

– Ale czy to nie jest tak, że miłość wiąże się z problemami? O to mi chodzi od początku.

– Oczywiście, że się wiąże. Ale jest to jak najbardziej dobre, dopóki nie są one krzywdzące innych, czy coś. Nie mam dużego doświadczenia, ani zdania na ten temat. Miłość to rzeka, która za każdym razem niesie ze sobą coś innego. Poza tym, to tak obszerne zagadnienie, że mogłabym gadać o tym cały dzień.

– Nieważne. Po prostu mówię, żeby nie było jakichś nieporozumień. Dobrze wiesz, że nie chcę dla ciebie nic złego, dlatego wolę mówić o takich rzeczach wcześniej – odrzekł, a ja zaśmiałam się z kpiną.

– Przed chwilą mówiłeś, że przez uczucia stajesz się słabszy, a teraz mnie ostrzegasz. Czy to już nie jest słabość? Zdecyduj się na jedną wersję.

– To się nie wyklucza. Poza tym, nie powiedziałbym czegoś, czego nie byłbym pewny – mruknął.

– Okej. Przepraszam za nic – odparłam. On uśmiechnął się do mnie pewnie, na co przewróciłam oczami.

– Wybaczam.

Nie odzywałam się już, a jedynie podziwiałam widoki. Cieszyłam się, że mogłam tam być z nim, w tym mieście, o tej porze. Po prostu dziękowałam Bogu, że się znowu pojawił na mojej drodze, burząc dotychczasową rutynę. Spotkaliśmy się wszyscy no dole. Dziewczyny wydawały się podekscytowane wjazdem na górę i widokiem całego Bordeaux. Piszczały, że chcą jeszcze raz, a oczy świeciły im się z radości. Chłopaki jednak nie byli za bardzo przejęci. Na ich twarzach widniały uśmiechy, ale to tylko tyle, jeśli chodzi o ich zachowanie.

– Gdzie teraz?

– Może chodźmy coś zjeść? Jestem strasznie głodna, tak samo jak Juliette – powiedziała Lina, a jej dziewczyna zgodziła się z nią. Przełknęłam ślinę, bo mówiąc szczerze, też burczało mi w brzuchu.

– Ja też umieram, więc nie miałbym nic przeciwko dobrej pizzy – oznajmił Brice z podniesionym palcem w górę, jakby chciał nam przekazać niezwykle ważną wiadomość.

– Po drodze mijaliśmy pizzerię. Był tam jakiś przystojny kelner, dlatego dokładnie pamiętam drogę – odezwała się Manon, a dziewczyny zachichotały. Leo natomiast zrobił naburmuszoną minę, jakby był zły za to, co powiedziała. Uśmiechnęłam się na ten widok. Ich związek stwarzałam sobie w głowie i tylko czekałam, aż zacznie on być rzeczywistością.

– Więc prowadź, chociaż nie wiem, czy to jest dobry pomysł – burknął Vincent. – Nie jesteś dobrą przewodniczką.

Moja koleżanka szła więc na przodzie, zawzięcie dyskutując o czymś z Leo. Najpierw skręciła w lewo, potem w prawo, następnie znowu w lewo, a później szliśmy prosto.

Atrakcje jakie mijaliśmy zasłużyły na podziw. Było ich mnóstwo, otaczały nas ze wszystkich stron, a ich wielkość i przepych budziły we mnie małą dziewczynkę, która chce wszystko obejrzeć z bliska i się trochę pobawić. Kolory i wzory, jakie miały na sobie wszelkiego rodzaju karuzele, dodawały radości i energii. Dzieci, które biegały dookoła wydawały się tak bardzo pozytywne i szczęśliwe, że aż pobudzały mnie do życia i zachęcały do zabawy. Oglądając to wszystko, poczułam nostalgię. Pamiętam czasy, gdy tata się mną interesował i razem często spędzaliśmy czas właśnie w wesołym miasteczku. Lubiłam wtedy chodzić na te śmieszne samochodziki, dzięki czemu czułam się dorosła, a on robił mi zdjęcia naszym starym aparatem.

– Wydaje mi się, czy my już tutaj byliśmy? – spytałam Louny.

– I to dwa razy. – Zachichotała. – Manon, ty idiotko, nie wiesz, gdzie jest ta pizzeria!

– No wiem, że nie wiem. Czekałam tylko na odpowiedni moment, żeby wam to powiedzieć – mruknęła, rozkładając ręce z bezradności.

– Mówiłem – przypomniał Vincent. – Wiedziałem, że tak będzie.

– Teraz ja was poprowadzę, cieniasy – odezwał się Kenzo, który objął prowadzenie.

I tak po niecałych dziesięciu minutach doszliśmy do restauracji. Usiedliśmy przy największym stoliku, a i tak trzeba było dostawić dwa krzesła. Mała pizzeria była przytulna, mimo że pachniało spaloną pizzą. Na stolikach były białe obrusy w czerwoną kratkę, a na nich stały wazony ze świeżymi kwiatami. Usiadłam obok Adriena i oczywiście Vincenta, który nie był zadowolony z obecności swojego kolegi.

– Którą bierzemy? – spytał Kenzo, otwierając menu.

– Tę co zwykle – powiedziała Manon i usiadła na kolanach Leo.

– Jaka to? – szepnęłam w stronę Vincenta, a on rozejrzał się po pomieszczeniu.

– Ser, szynka, pieczarki, czy jakieś inne gówno. – Wzruszył ramionami, a ja zaśmiałam się cicho. Jego ręka pojawiła się na moim kolanie, co niestety zauważył Adrien i patrzył się od tego czasu w to jedno miejsce.

Chciałam zniknąć.

Po chwili przyszła kelnerka, a my złożyliśmy zamówienie, dokładając jeszcze butelkę coli i soku pomarańczowego. Chciałam powiedzieć, że nie lubię tego smaku, ale kogo to obchodzi.

– Co będziemy robić później? – rzuciłam, a wzrok większości przeniósł się na mnie.

– Możemy iść na samochodziki! – krzyknęła Louna, a inne osoby spojrzały na nią.

– Po jedzeniu? Chcesz, żebym się zrzygał? – rzucił Brice ze skrzywioną miną. – W sensie możemy iść, ale to ty będziesz sprzątać.

– Nie przesadzaj, będzie fajnie.

– Później chodźmy na tę śmieszną karuzelę z jednorożcami – zaproponowała Manon z uśmiechem.

– A ile ty masz lat?

– Kurwa, Brice – powiedział Vincent zirytowanym głosem. – Nie psuj nam wszystkim zabawy, bo cię pierdolnę.

– Żartuję tylko – burknął chłopak speszony.

– Od kiedy jesteś taki zły? – Zachichotałam, spoglądając w stronę Vincenta.

– Od zawsze, po prostu mnie wkurwia – spojrzał na mnie bez żadnych uczuć, aż mnie przeszły dreszcze. Nigdy nie widziałam go takiego obojętnego.

Pizza przyszła do nas kilkanaście minut później. Mimo że była najbardziej zwyczajna, smakowała mi. Była gorąca, miała idealne ciasto, a przez jej zapach ciekła mi ślinka, dosłownie. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam pizzę. Nie piłam soku pomarańczowego, tylko trochę coli. Każdy z nas złożył się, zapłaciliśmy za dwie duże i wyszliśmy z lokalu.

– Więc macie ochotę na te samochodziki? – spytała Juliette, patrząc na każdego z osobna.

– Możemy iść – wzruszył ramionami Brice, a dziewczyna ucieszyła się.

– My nie idziemy – szepnął mi do ucha Vincent. Odwróciłam się w jego stronę, ponieważ stał za mną, i popatrzyłam się w jego oczy.

– Dlaczego?

– Bo ja nie chcę. – Uśmiechnął się.

– Ale ja chcę – odezwałam się. – Nie byłam dawno w wesołym miasteczku i chcę się rozerwać.

– Na samochodzikach? – Spojrzał na mnie z kpiną.

– Tak, właśnie – powiedziałam, wzruszając ramionami. Złapałam jego wyciągniętą dłoń, przez co pociągnął mnie w swoją stronę.

– Chyba nie myślisz, że będziesz się z nimi bawić lepiej niż ze mną. – Prychnął.

– Hej, idziecie?! – krzyknęła do nas Manon. Byli już sporo przed nami.

– Weź spierdalaj – mruknął i zanim zdążyłam zareagować, pociągnął w przeciwnym kierunku.

– Potrafię sama chodzić – burknęłam. – Przysięgam, że jeśli zwichnę sobie nogę, to ty połamiesz obie.

– To groźba?

– Proste, że tak.

Wsiedliśmy do jego samochodu. Zapięłam pasy, a on spojrzał na mnie krzywo, jednak nie skomentował. Włączyłam radio, co chwila zmieniając piosenkę i kłócąc się z Vincentem, który wykonawca jest lepszy.

– Nienawidzę jego muzyki, wszystkie piosenki, które tworzy są takie same – powiedział.

– Są świetne – przyznałam, mrucząc pod nosem melodię.

Przełączył stację, później ja zrobiłam to samo. Powtarzało się to kilka razy, aż w końcu zostało na wyłączonym radio. Zaparkował gdzieś, a potem wyszedł z samochodu. Okazało się, że przyjechaliśmy do Le Jardin Public, czyli do jednego z najpiękniejszych parków publicznych w Bordeaux. To miejsce zawsze robiło na mnie wrażenie i uwielbiałam tam przebywać.

Usiedliśmy na jakiejś ławce z widokiem na zieleń. Od czasu do czasu ktoś przechodził obok nas, ale nie zwracaliśmy na to większej uwagi.

– Wiesz, że ten park zalicza się do najchętniej odwiedzanych miejsc w Bordeaux? – zagadnął, a ja spojrzałam na niego.

– Naprawdę?

– Nie, gówno mnie to obchodzi – prychnął.

– No tak, czego mogłam się spodziewać... – powiedziałam.

– Jeśli Ci się coś nie podoba, to mogę cię odwieźć do domu. Przecież to nie tak, że musisz tu siedzieć na siłę – oznajmił i oblizał swoją wargę. Rozejrzałam się dookoła. Po chodniku chodziła jakaś zakochana para z dziećmi oraz ludzie w podeszłym wieku.

– Nie? Czy właśnie nie taka była umowa? Ja ci daję siebie, a ty jesteś mój, w co wlicza się też spędzanie razem czasu. – Wzruszyłam ramionami z chytrym uśmiechem.

– Tak, właśnie tak się umawialiśmy. Po prostu sprawdzałem twoją czujność – mruknął, na co parsknęłam.

– Czy naprawdę nie mogliśmy zostać na festiwalu razem z innymi? – spytałam, patrząc na swoje czarne vansy.

– Mogliśmy, ale nie byłoby żadnej zabawy. I no, nie chciało mi się tam siedzieć – stwierdził, a potem wziął moją rękę w swoją. Uśmiechnęłam się na ten widok, a mój oddech nieznacznie przyspieszył.

– Więc mówisz, że nie są twoimi przyjaciółmi? – zagadnęłam.

– Nie wszyscy.

– Kto jest?

– Leon – mruknął i spojrzał się w niebo, które mieniło się teraz pięknymi barwami różu, fioletu i błękitu.

– Tylko? – Zdziwiłam się. Nie rozumiałam, dlaczego spotyka się z nimi wszystkimi, skoro nie lubi całkiem sporo osób z tej grupy.

– Tak mi się wydaje – odpowiedział i westchnął.

– Czemu mnie tutaj zabrałeś? – spytałam, a on przewrócił oczami i przetarł twarz wolną dłonią.

– Zawsze zadajesz tak dużo pytań? To cholernie irytujące – podniósł swój ton głosu, a ja ściągnęłam brwi. Nie za bardzo rozumiałam jego zmiany nastroju.

– Sam jesteś irytujący. Trzeba było powiedzieć, że lubisz ciszę, to bym była cicho.

– Nie o to chodzi. Zawsze mi zadajesz mnóstwo pytań, a to męczące, bo z reguły nie lubię odpowiadać na żadne z nich – powiedział.

– Okej, więc posiedźmy w ciszy. Ja też ją lubię, mimo że dużo gadam. Mogę się do ciebie przytulić? - spytałam nieśmiało, a on podniósł na mnie wzrok.

– To jest jedno z nich. – Podniósł jedną rękę. Przysunęłam się bliżej i oparłam głowę o jego ramię. Było mi wygodnie i ciepło, mogłam tak zostać na następną godzinę i naprawdę nie narzekałabym.

– Czy kiedykolwiek miałaś jakieś obawy względem mnie? – odezwał się nagle po dłuższej chwili ciszy. Ściągnęłam brwi, patrząc przed siebie i zaprzeczyłam ruchem głowy. Przed chwilą powiedział, że zadaję mu irytujące pytania, ale to on zadaje te dziwne i głupie, co jest chyba gorsze.

– Nie, a powinnam? – odpowiedziałam pewnie. Nie miałam się nad czym zastanawiać, mimo że moje uczucia do niego były bardziej zagmatwane niż całe moje życie.

– Nie wiem, sama sobie odpowiedz – mruknął. – Ja powiedziałbym, że tak, bo przecież dałem ci do tego powody, nawet bardzo dużo powodów, ale będąc całkiem szczerym, wiedziałem, jaka jest twoja odpowiedzieć. W większości momentów wiem, co czujesz, bo bardzo łatwo to po tobie poznać, ale przecież nie zawsze. Poza tym, jesteśmy podobni, a tutaj wszystko dzieje się inaczej.

– Skąd wiesz, że emocje, które pokazuje są prawdziwe? Może specjalnie pokazuje takie emocje, bo chcę, abyś je widział?

– Więc ufasz mi? Oczywiście, tak. Mimo tego, co ci zrobiłem, obdarzyłaś mnie zaufaniem i to widać. Poza tym, ludzie nie pokazują prawdziwego siebie przed byle kim.

– Więc może ci ufam – stwierdziłam. Nie byłam do końca pewna tych słów, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. – Do czego zmierzasz? Ty mi ufasz?

– Nie wiem. Zaufanie to trudna rzecz, bo gdy komuś zaufasz, jesteś zdany tylko na jego łaskę. Chodzi mi o to, że komuś możesz pokazać siebie za dużo i może to wykorzystać przeciwko tobie. – powiedział niskim tonem, patrząc w moje oczy. – Ale ty mi ufasz. A ja obiecuję, że nigdy nie zrobię czegoś, czego byś nie chciała. I, cóż, chyba też ci ufam.

– Jesteśmy w związku – burknęłam, a on spojrzał się dziwnie. No, popierdoliło mi się trochę. – W sensie, takim jakby związku, a przecież każdy związek jest oparty na zaufaniu.

– Trochę się zgubiłem, więc przestańmy o tym pierdolić.

Zaśmiałam się cicho, a później wspólnie oglądaliśmy zachód słońca, zabawy dzieci na trawniku i bezpańskiego psa, który do nas podbiegł. Vincent powiedział, że ten owczarek niemiecki często tutaj bywa. Był duży i przyjazny, pogłaskałam go kilka razy, a potem pobiegł w swoim kierunku. Zatrzymałam się na chwilę, przymykając oczy. To taki moment w życiu, gdzie twoje istnienie wydaje ci się idealne, a chwila, w której właśnie jesteś wygląda na nierealną, jakby już nigdy więcej nie miałaby się powtórzyć.

– Wiesz co z moją mamą? – zaczęłam nieśmiało.

– Nie – burknął. Ściągnął brwi, ale rozchmurzył się po chwili. Potarł kciukiem moją dłoń.

– Powiem ci o tym. Wiem, że ty mi nic o sobie nie powiesz, ale jakoś to zniosę. Przyzwyczaiłam się do twojej sukowatości – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Może mi się wydawało, ale widziałam, jak on również się uśmiecha i jest zadowolony, że zdecydowałam się mi opowiedzieć. Jego ręka wzmocniła uścisk wokół mojego brzucha, aż poczułam dziwny, przyjemny skurcz. – Moja mama poznała się z moim tatą w liceum, potem wzięli ślub i zaszła ze mną w ciążę. Tata mówi, że po porodzie od razu odeszła, nie wiadomo dokąd i dlaczego. Nie kontaktowała się nigdy więcej z tatą, ani nawet ze mną. Nie widziałam jej, jedynie na zdjęciach. Nie wiem, jaka była, jak się zachowywała. Nie miałam okazji poznać własnej matki. Ciekawe, czy w ogóle żyje.

– Myślę, że tak – stwierdził. – Naprawdę nie wiadomo, dlaczego odeszła?

– Nie. Chyba, że tata coś przede mną ukrywa, ale wątpię, żeby miał czas na jakieś tajemnice.

– Nie próbowałaś się z nią skontaktować? Dowiedzieć się czegoś? – dopytywał, robiąc różne ruchy rękoma.

– Nie. To była jej decyzja. Nie tęsknię za nią, bo nawet nie wiem za kim mam tęsknić. Zawsze byłam ciekawa, jak to jest wychowywać się w pełnej rodzinie, ale to tyle. I wiesz co? Jedno co wiem na pewno, to to, że jej nienawidzę z całego serca. Nigdy nie myślałam, że da się nienawidzić kogoś, kogo się nie zna, ale zmieniłam zdanie, gdy dowiedziałam się prawdy. Nie cierpię jej za to, jak się zachowała.

– Może miała jakiś poważny powód. Nie oceniaj jej, zanim nie poznałaś dwóch stron. Ja pewnie też bym znienawidził, ale skoro mam okazję cię pouczyć, to to robię – mruknął, uśmiechając się pod nosem. Uderzyłam go lekko, jednak nie odezwałam się już. – Sądzisz, że jestem suką? – uniósł brwi i odsunął się ode mnie lekko.

– Trochę – rzuciłam i wzruszyłam ramionami. Niedaleko zobaczyłam tego samego psa, którego spotkaliśmy wcześniej. Nie wiele myśląc, zeskoczyłam z murku i pobiegłam w jego stronę, ale odwróciłam się w połowie drogi. Spojrzałam na Vincenta. Uśmiechnął się do mnie, a ja stałam tam, na samym środku i nie wiedziałam, co teraz mam zrobić.

Zdecydowanie ten uśmiech był inny. Szczery, bez żadnych złych intencji. Nie było w nim ani odrobiny kpiny, ale taka chłopięca radość.

Nie miałam wątpliwości, że coś do niego poczułam, a moje motylki w brzuchu i przyspieszone bicie serca tylko mi o tym przypominały.

Przywołałam go do siebie ręką, ale pokiwał przecząco głową. Wzruszyłam ramionami i poszłam w stronę psa, ale już go nie było nigdzie w pobliżu.

– Chodź, odwiozę cię do domu. – Usłyszałam za sobą jego głos.

Było już ciemno, słońce dawno zaszło, więc nie miałam nic przeciwko temu, abym znalazła się w swoim ciepłym, wygodnym łóżku. Czułam się zmęczona po całym dniu wrażeń.

– Czemu tak cicho i szybko się poruszasz? Też tak chcę – odparłam, ale grzecznie poszłam za nim do samochodu.

– Ja też dużo rzeczy chcę, ale nie można mieć wszystkiego – spojrzał na mnie z wyższością.

– Mhm – burknęłam tylko w odpowiedzi. Zapięłam pasy i nie obyło się bez zaskoczonego spojrzenia skierowanego w moją stronę. – Powinieneś się przyzwyczaić.

– Wiem, ale jakoś nie mogę. – Włączył radio. Oparłam się o szybę i patrzyłam w ciemność przed sobą. Nim się obejrzałam byliśmy już na przystanku, gdzie wcześniej się spotkaliśmy. – To cześć – Zanim zdążyłam zrobić krok, wciągnął mnie z powrotem do auta i mocno pocałował. Złapałam go za szyję i próbowałam wkładać w te pocałunki uczucia, ale on zdecydowanie pokazywał, że woli to robić szybko i intensywnie, nie zostawiając mi wyboru.

– Do jutra, Lachance – powiedział cicho w moje usta z głupim uśmiechem, na co prychnęłam cicho. Na lekko drżących nogach, szłam do domu. Spojrzałam jeszcze na godzinę, aby upewnić się, że nie jest za późno, ale gdy zobaczyłam, że było siedem po dwudziestej, uspokoiłam się.

<3

Continue Reading

You'll Also Like

4.1K 331 30
Zakazana dla nas osoba przyciąga najbardziej. Zakazana miłość smakuje najlepiej. Miłość to przeznaczenie. Lily James to 19 letnia dziewczyna, do kt...
5.5K 16 1
,,Zainteresowanie drugą osobą jest jak iskra. Wystarczy żeby była, aby z czasem wzniecić prawdziwy ogień." Carmen Evans i Shane Carson. Między tą dwó...
23.5K 658 36
Pierwszy tom serii "Benefits" "Powiedzielibyśmy wszystko tylko po to, by usłyszeć to, co chcemy" Przeprowadzka, ostatni rok w Los Angeles i jeden cel...
171K 3.3K 8
Kontynuacja książki "Ten drugi".