Utraceni | Tom 2

By KaceyBrunner

124K 8.6K 5.7K

Dla nich szanse i nadzieje zniknęły w przeciągu jednego dnia. Utracili marzenia, pasje oraz własną wartość. T... More

SEQUEL
WYWIAD
Dedykacja
Prolog część I
Prolog część II
Zwiastun
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Głosowanie "Splątane Nici"
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Q&A
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39 cz. I
Rozdział 39 cz.II
Rozdział 40
Q&A na koniec
Epilog
PODZIĘKOWANIA

Rozdział 28

2K 178 174
By KaceyBrunner

Tymon

Jeżeli mógłbym zrobić dla Kacey jedną rzecz to cofnąłbym czas. Ona z pewnością nie zasługuje na los, jaki ją spotkał. Śmierć, choroby... to jej historia. Jestem cholernie zły na tych wszystkich ludzi, którzy zniszczyli jej dzieciństwo, jeden z najpiękniej okresów życia. Krew mnie zalewa, kiedy tylko na myśl przychodzi mi jej cierpienie, mam nawet durne wyrzuty sumienia, dlaczego mnie tam nie było, ale przecież byłem równie mały jak ona. Pragnę, aby choć przez te kilka dni nie myślała o tym, co się zdarzyło w przeszłości. Marzy mi się dzień, kiedy zobaczy kolory i mnie, to wszystko, czego nie jest w stanie sobie wyobrazić. Wszystko...

― A ty co taki zamyślony? ― rzuca Mike, unosząc kolejne gałęzie.

Potrząsam głową i wracam do świata żywych. Ostatnio staje się to dla mnie coraz trudniejsze, zaczynam rozmyślać w najmniej odpowiednich momentach.

― Co? ― mamroczę, biorąc od niego garść gałęzi.

― Wpadłeś po uszy, stary ― komentuje to wszystko J, stojąc za nami z uhahaną miną.

― Może byś tak pomógł, a nie stał i się śmiał jak idiota? ― Wciskam mu w dłonie drewno.

― Kiedy jej to wreszcie powiesz? ― Szturcha mój bok Brunner.

― Chłopaki... ― chrząkam i wymijam ich.

― Ej! Ale weź jakieś drewno na ognisko! ― drze się, któryś z nich, nawet nie wiem który, bo cholerny śnieg wpada do moich butów i usiłuję się go pozbyć, bo czuję że jeszcze chwila a będę miał mokre stopy.

Mike uśmiecha się głupkowato, puszczając mi oczko, kiedy tylko do nich podchodzę. Czuję się, jakby dwójka moich kumpli siedziała w moim mózgi i śledziła każdą myśl. Pewnie wiedzą, że ubóstwiam głos Hawk, a jej niezdarne ruchy uważam za bardzo seksowne.

Czy to aż tak widać na zewnątrz, co sądzę o niej?

― Jak coś to naszą sypialnię macie dziś wolną ― śmieje się Jasper.

― Błagam was... Dziś są jej urodziny, spędzimy je jak paczka przyjaciół. ― Patrzę na nich uważnie. ― Bez podtekstów ― dodaję.

― Ale przyznaj się, podoba ci się ― ciągnie Brunner. ― To widać, stary. 

― Mike... ― Język mi się plącze i nie wiem, czy kłamać bez sensu, czy nie.

Obejmuje mnie do swojego ciała przyjacielsko i klepie plecy. Solidarność naszej trójki nigdy nie wygasła, mimo licznych dziecinnych kłótni. Czasem przebywając na wykładach kompletnie sam, mam wrażenie, że oddaliśmy się od siebie, lecz to złudne wrażenie. Oni zawsze są i będą, łączy nas więcej niż jestem w stanie pomyśleć.

Czym sobie zasłużyłem na tak dobrych kumpli?

Kiwam lekko głową, aby potwierdzić ich dociekliwe pytania. Szczerość w tym momencie wygrywa. Oboje obskakują mnie, ściągają czapkę i czochrają jak za dobrych lat w liceum. Nadal jesteśmy takimi samymi szczeniakami, no może bardziej rozgarniętymi.

― Dobra, starczy panowie. ― Śmieję się, odpychając ich.

― A mówiłem! Zawsze mam rację! ― Jasper trajkocze wesoło.

― Już się tak nie podniecaj. ― Wystawiam język na mróz. ― Zajmij się raczej niepohamowanymi hormonami Alicii, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że ona wybrała dwa lata temu ciebie, a nie mnie.

― Bo ona wie, co lepsze. ― Porusza sugestywnie brwiami.

― Taaa, akurat ― kpi Michael.

― Ej! Ty przeciwko mnie! ― bąka blondas.

― Chodźcie z tym drewnem ― wcinam się. ― Myślicie, że laski coś ugotowały?

― Prędzej spaliły kuchnię, dziadek by mi nie wybaczył, jakby boazeria w jego domku choć trochę się osmoliła ― zauważa Ralas.

Drewno zostawiamy przy miejscu na ognisko i udajemy się do domu. Do północy zostało jeszcze jakiś sześć godzin, więc spokojnie mam czas, aby dokończyć swoją niespodziankę. W domku panuje kompletna cisza, nawet szmeru nie słychać. Chłopaki zaczynają gadać pod nosem, włączając telewizor ustawiony na sosnowym stoliku w rogu niewielkiego salonu, w którym ostatniej nocy spał Michael. Niestety nasza sypialnia ma tylko dwa łóżka, ledwo jedna osoba mieści się na jednym, mamy za dużo mięśni. Tej nocy spałem wtulony w płaskie ciało Jaspera, nie powiedziałbym, że była to najlepsza rzecz na świecie.

― Tymon idź zobacz, co z dziewczynami, za cicho tu ― prosi Mikey.

― Okay. ― Rzucam szybki uśmiech w ich stronę.

Schody skrzypią i wydają z siebie wręcz pierdzące dźwięki. Z roku na rok ten domek przeraża mnie coraz bardziej i bardziej. Choć ma już z trzydzieści lat to wygląda na o wiele więcej, może dlatego, że dziadek Jaspera – Rigde nie ma o niego siły dbać, a jedyne życie jakie tętni w nim jest wtedy, kiedy przyjeżdżamy tu my.

Spoglądam przez małe okienko na ośnieżony domek obok, w którym mieszka poczciwy Ridge. Mimo wielu cyferek w swoim wieku nadal rąbie codziennie drewno dla ogrania drewnianej konstrukcji i każdego dnia ubiera mokasyny wraz z beżowymi spodniami. Dziwny, ale zarazem ciekawy człowiek. Podziwiam go także za to, że potrafi się zająć sparaliżowaną żoną.

Zaglądam do męskiej sypialni i oczom nie wierzę, gdy widzę idealnie posprzątane stare ciuchy, pościelone łóżka czy odsłonięte zasłony. Coś czuję, że to sprawka Alicii albo Harriet, to w ich stylu. Zapewne jest jakiś haczyk i tak naprawdę, siadając na łóżko pod tyłkiem strzeli mi kolorowy glut.

 Kobiety...

Zerkam jeszcze do łazienki i małe schowka, ale tu ich nie ma. Z kuchnie zaczynają dobiegać szmery i od razu rozpoznaje chichot Harriet.

Bingo! Jedna znaleziona!

Nie schodzę jednak na dół, wchodzę do sypialni dziewczyn wręcz na palcach. Kacey śpi skulona na swoim łóżku z wywalonym tyłkiem poza materac, Alicia chrapie jak suseł z rozdziawionymi ustami. A więc wychodzi na to, że siostry Larsen zabrały się gotowanie, a szanowna dwójka poszła spać.

Życie je tak zmęczyło?

Wracam do swojego pokoju po mały kajet i czarny długopis, muszę dokończyć pisanie swojego niecnego planu. Staję w futrynie sypialni dziewcząt i obserwuję delikatnie malujący się uroczy uśmiech Kacey. To właśnie on dodaje mi weny i powoduje, że serce przyspiesza niekontrolowanie. Mam kolejny pomysł, który muszę przelać na papier.

Hawk mruczy coś niezrozumiałego, trąciwszy dłonią czubek nosa. Nie mogę po części się skupić, gdy tak się wierci, pewnie o czymś śni. To musi być ciekawe, śniąc jako osoba niewidoma. Czytałem gdzieś, że w czasie snu takie osoby mogą doznawać zapachów, smaków czy dźwięków. Ale faza...

Spoglądam na jej dolną wargę, która jest nieco większa od górnej, od razu na myśl przechodzą mi gór, nie mam pojęcia czemu. Dopisuje kolejne frazy, badając wzrokiem, a raczej pożerając ją, bo jest moją weną, pomysłem i planem.

Największym natchnieniem...

Biorę małą kartkę, na której wspólnie z Leah w kółku od kilku miejscu notujemy inspirujące nas obrazki. I tak o to nagle fraza po frazie, powstaje tekst o winie, czasie, górach, miłości a między to przepleciona jest nadzieja, dokładnie taka sama, o jakiej pisał mój dziadek. Chciałbym kiedykolwiek napisać, choć w połowie tak dobry tekst jak on. Skurczybyk miał talent jakich mało, marnował się, nie tworząc profesjonalnie muzyki.

Kacey przewraca się na plecy i lekko uchyla ślepia, uznaje to za moment, kiedy czas się wycofać. Niech śpi, marzy... będzie szczęśliwa.

Opieram plecy o zamknięte drzwi jej sypialni, wzdychając przypominam sobie moment naszego poznania, pierwszych dogryzek i ironicznych szpilek wbijanych w serce.

No i udało jej się, przebiła je... Teraz to wiem, czuję.

•••

Siadam obok Harriet na pieńku, patrząc na ziewające Kacey i Alicię, nie mogę uwierzyć, że siostry Larsen naćpały je jakimiś środkami nasennymi, aby tylko Hawk się nie zorientowała, jak pieczą tort, a Al im nie przeszkadzała i nie dodawała zbędnych, "ciociowych"  rad.

Z jednej strony żal mi ich, że są teraz otępiałe i ledwo żyją, ale było warto, tort jest wyśmienity, a uśmiech Kacey poszerza się z każdym kęsem. Ogień delikatnie zasłania mi rysy jubilatki, iskrzy się na wszystkie możliwe kolory czerwieni, a śmiech chłopaków miesza się z delikatnym dźwiękiem spalania.

― Nadal nie mogę uwierzyć, że zrobiłyście nam, to gdy tylko oni wyszli do lasu ― mówi Al, przecierając oczy, przy czym niszczy lekko makijaż. ― A ja wam ufałam!

Harriet kładzie głowę na moim ramieniu i wybucha śmiechem razem ze swoją siostrą. Dwie spryciary, wykorzystały leki Edith na biednych koleżankach i teraz mają z tego przednią zabawę. Nawet Mike nie pochwalił pomysłu swojej dziewczyny, czyżby wreszcie postanowił wyjść spod pantofla?

― Oj już nie marudź. ― Puszcza jej oczko Edith, wtulając się w bok Mike'a.

― Dziękuję jeszcze raz... ― wypala nieśmiało Kacey. ― Nie spodziewałam się... ― mówi nie dowierzając, a ja dostrzegam łzy w jej spojrzeniu.

― Idź do niej ― szepcze Harr do mojego ucha, popychając dłonią ramię.

Za nim zajmuje miejsce obok Kacey, mówię coś ważnego do brunetki. Od kiedy tu jesteśmy, to zdanie lawiruje w moim łbie.

― Cieszę się, że możemy być tu razem w zgodzie ― Ściska jej dłoń, odchodząc.

Widzę w oczach Harriet ulgę, oboje potrzebowaliśmy rozejmu, wojna trwała o rok za długo, a właściwie nie powinna się nigdy wydarzyć.

Otaczam prawym ramieniem Kacey do swojego boku, jej głowa szybko zajmuje wygodne miejsce na mojej klatce. Już nauczyliśmy się do siebie przytulać, stało się to tak naturalną częścią, że ani mnie, ani jej to nie peszy. Uwielbiam to robić, czuć zapach jej ciała, włosów, dostrzegać, jak oddycha powoli i miarowo.

― Wiedziałeś, co szykują dziewczyny? ― Wkłada niezdarnie czekoladową masę do ust.

― I tak, i nie. ― Chichoczę cicho, głaszcząc bok jej puchówki.

― Na reszcie jesteś dorosła Kacey, nie to, co taka Alicia. ― Jasper podśmiewuje się ze swojej laski.

― Mam ci przypomnieć, że to nie wiek gra rolę? Skarbie ty nadal nie umiesz wyprasować sobie fartucha do M&B ― zastrzega zgred.

― Ale za to umiem smażyć pulpety jak nikt inny, co nie Mikey? ― zauważa J.

Wszyscy sarkamy śmiechem, tylko Kacey chyba nie ogarnia, że Japser pracuje w pewnej knajpie dla seniorów, gdzie whisky i mięsne kulki są jedynym podawanym jedzeniem.

― No nie wiem... Też byłem w tym dobry. ― Mike miesza nasze grzane wino w garnuszku nad ogniem i dorzuca kilka gwiazdek anyżu, cynamon i kardamon.

― Pracowałeś, kiedyś tam, gdzie Japser? ― dopytuje Hawk, Michaela.

― Owszem, to właśnie tam się poznaliśmy. Wspólna praca łączy, co nie?

Uśmiech Kacey się poszerza, leki z biegiem minut coraz bardziej przestają działać i senność uchodzi. Ognisko ogrzewa nasze zziębnięte ciała, a jezioro roztacza nad sobą piękną mgłę, wygląda, jakby całe miało zaraz wyparować. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Alicia smaży na patyku ukochany cheddar Hawk, który następnie wspólnie konsumują. Przyznaję się, ze podjadam to cudo, jest genialne.

Nie mogę przyjąć do wiadomości, że ma już dwadzieścia jeden lat, wygląda, jakby miała szesnaście. Delikatne rysy twarzy, lekko zadarty nos i subtelne krągłości definiują ją nadal jako nastolatkę, ale zerkając na jej wnętrze, mógłbym jej dać sześćdziesiątkę. 

Michael rozlewa każdemu do kubka po ciepłym trunku z plasterkiem pomarańczy, woń tego napoju natychmiast przypomina mi się święta. Kacey przekłada kubek z ręki do ręki, wącha go delikatnie i wzdycha.

― Ale to pięknie pachnie... ― mruczy pod nosem.

― Spróbuj, smakuje jeszcze lepiej ― szepczę.

― Tymon... ― duka, unosząc głowę wyżej. ― Ja nigdy nie piłam...

Hamuję z trudem chęć zaśmiania się. Kacey może i czasem zakłada maskę niegrzecznej dziewczynki z ciętym językiem, ale to anioł i dobro wypełnia ją.

― Już jesteś dziś dorosła, próbuj ― zachęcam, upijając łyczek swojego trunku.

― Demoralizujesz mnie ― chichocze i bierze pierwszy, dość spory łyk.

― Ja? Kaaaceeey... ― Szturcham jej bok z zawadiackim uśmiechem.

Mała kropelka cieknie po jej brodzie, więc szybko ją ocieram kciukiem. Kiedy nasze skóry się stykają, mam wrażenie, jakby przeszedł mnie prąd. To pociągające i paraliżujące.

― To jest świetne, takie gorzko – słodkie ― mówi na głos, śmiejąc się.

― Też to kocham ― dodaje Alicia z Edith na raz.

― Wohoho, pani Hawk pije ― nabija się Harriet. ― Co powie dyrektor Erin?

― Że Harriet Larsen powinna przejąć więcej godzin ― dogryza jej Hawk, wystawiając język.

Przez ułamek sekundy przychodzi mi pomysł, aby wyciągnąć papierosa i zaciągnąć się mocno, ale szybko wyrzucam ten debilny pomysł z głowy. Mam blisko siebie ją, najlepszych znajomych, uzależnienie nie będzie tego psuć. Nie teraz.

Biorę duży haust wina, prawie się krztusząc. Wstaję od ogniska, idę do domku po prezent dla Kacey. Musi się udać, po prostu musi. Zgarniam gitarę wraz z kostką do gry, biegnę przez zaspy, tracąc prawie czapkę. W Erie jest trzy razy więcej śniegu niż w całym Pitts. 

― Gdzie byłeś? ― pyta Kacey, ogrzewając dłonie winem.

― Zaraz się dowiesz. ― Całuję jej czoło. ― Mhm... ― chrząkam, aby zwrócić na siebie uwagę wszystkich.

― A to już? ― bąka Alicia z głupią miną, coś po między lennym, a uśmieszkiem Mona Lissy. 

― No zostało jakieś dziesięć minut do północy. ― Sprawdza godzinę na zegarku Harr.

― Kacey... ― zaczynam nieco onieśmielony, wszyscy wpatrzeni są w nas. ― Mam dla ciebie sentymentalny prezent, napisałem piosenkę o na... o tym, czym mnie inspirujesz. ― Sadowię się wygodnie obok niej.

― Och... ― mówi niedowierzającym tonem. ― Naprawdę?

― Tak, złotko ― szepczę, aby tylko do niej doszły te słowa.

Szarpię o struny z nieco większą mocną, bo mróz jest niemiłosierny. Przymyka oczy, kołysząc się delikatnie w rytm wolnego, soulowego brzmienia. To coś totalnie innego, to coś...coś... mojego.

Moją górą,

moim winem,

dobrym słowem.

Moją pasją,

lilią w puszczy,

eliksirem.

Mym natchnieniem

szczerym duszy.

Ukojeniem...

Ukojeniem...

Przyciskam mocniej dłoń do gryfu, gdy tylko dochodzą do refrenu, gdzie muszę więcej siły dać w głosie i instrumencie. Czuję się jak w amoku, nie myślę o niczym innym tylko muzyka i ona.

Miłość z czasem

miłość z czasem.

Czas z miłością

czas z miłością.

Wiążą losy, mych nadziei,

moich pragnień.

Czuję, jak dłoń Kacey dotyka moje kolano, to przyjemne mrowienie rozlewa się po całym moim ciele. Pojedyncza łza spowodowana emocjami toczy się aż do moich warg, smakuję jej słony smak.

Moje myśli są zawiłe.

Puste słowa,

Burzą chwile.

Chcę cię poznać...

Czuć

I dotknąć

I pozwolić być...

Miłość z czasem

miłość z czasem.

Czas z miłością

czas z miłością.

Wiążą losy, mych nadziei

moich pragnień.

Nie potrafię nie płakać, wkładam w to wykonanie całą duszę i serce, chcę aby tę piosenkę zapamiętała jako coś naszego, tylko naszego. Końcówkę wykonuje kompletnie na spontanie, szepcząc sylabicznie słowa.

Utraceni w czasie...

Utraceni w czasie...

Utraceni...

Utraceeeeni*

Wszyscy biją donośne brawa, Kacey płacze, tuląc się do mojej klatki i gitara spada na śnieg. Jej całe ciało drży z emocji, podobnie jak moje. Trzymam w rękach cały swój świat, dopiero napisanie tej piosenki musiało mi to uświadomić.

Kocham ją...

― Zacznie się za trzydzieści sekund! ― piszczy Alicia, a ja nie mogę oderwać wzroku od Kacey.

Wstajemy w gorączce z wszystkimi, nie pamiętam nawet, jak robię kroki. Czuję się jak pijany, fajerwerki strzelają na około, dając fluorescencyjną poświatę na śniegu. Migoczą na miliony barw, złote przechodzą nagle w zielone, pomarańczowe w czerwone. Pragnę, aby Kacey mogła je zobaczyć, choć na ułamek sekundy, to tak niewiele dla mnie, ale jak nieosiągalnie dla niej.

― Tymon... ― szepczę ochrypniętym głosem. ― Nie wiem, co powiedzieć...

Pięć...

Cztery...

Trzy...

Dwa...

― Nie mów nic. ― Nachylam się i muskam jej wargi, które wydają się, być wrzące.

Czuję, jak powoli odwzajemnia, każdą najdrobniejszą pieszczotę. Robi to niezdarnie i bardzo powoli albo to czas zwolnił. Wiem doskonale, że pierwszy raz się całuje, ale cholera... W ciele rozlewa mi się przyjemne ciepło, nigdy nie czułem tyle emocji na raz. Czuję jej łzy na swoich ustach, szybko je ocieram, scałowując po szczęce i policzkach.

― Dziękuję... to było piękne ― mówi między pocałunkami, a ja przyciskam ją mocniej do siebie. ― Dziękuję...

Chwytam ja pod uda i unoszę, aby mój ubóstwiać jej wargi. Nie protestuje, mam wrażenie, jakbyśmy oboje pragnęli więcej i więcej...

Tylko ją kochać...

Smak pieczonego cheddaru wraz z goryczką wina pieści mój język, a dłonie wsuwają się pod jej kurtkę. To wszystko jest jednym wielkim wariactwem, nie wiem, czy można lepiej wkroczyć w nowy rok.

Nie mam bladego pojęcia, jak dochodzi do tego wszystkiego, co dzieje się potem... Emocje biorą górę, pragnę tylko jej, tylko miłości, zwalniającego czasu...

Jesteśmy razem utraceni...

Utraceni...

  •••  

*piosenka napisana przeze mnie w formie takiego luźnego wiersza, nie tłumaczyłam jej na język angielski, bo wtedy treść nie była tak dobitna. Proszę napiszcie, co o nim myślicie. 
Btw muzykę też mniej więcej mam do tego tekstu.

Czekaliście na to, prawda? Ja teeeż! To jest przełom tej książki, wkraczamy teraz na wyższy level. Co w ogóle myślicie o naszych K&T, nie za wcześnie, nie za późno? Jakieś rady? 

Pozdrawiam K. Brunner 

P.S: Serdecznie Wam dziękuję już za ponad 20K! 

Continue Reading

You'll Also Like

6.7K 232 25
Inność? Czy to coś złego? Czy mam się tego bać? Główna bohaterka od zawsze była inaczej traktowana w świecie ludzi, lecz gdy trafia do Nereste jej ży...
12.4K 439 30
Faustyna fugińska 16-latka która przyleciała z Anglii do polski idzię do nowego liceum i poznaje swojego przyjaciela a późnej kto wie może miłość swo...
230K 5.4K 35
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
228K 8.3K 33
Mała notka: NIE CZYTAJCIE TEGO CZEGOŚ, CHYBA ŻE CHCECIE SIĘ POŚMIAĆ, BO MOJA GŁUPOTA WTEDY NIE MIALA GRANIC XD dziękuję za uwagę, miłego dnia! Nazyw...