Nieidealna ✔

Oleh gold_wind

492K 48.4K 17.6K

Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęl... Lebih Banyak

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
EPILOG
BONUS
Od Autorki

Rozdział L

4.6K 571 96
Oleh gold_wind

Mgliste fragmenty obrazów rwały się jak kawałki waty, mdłej, tępej, oszukańczej. Czułam ból, ale był tak odległy... tak nierealny, jakby nie należał do mnie. Świat rozmywał się i zlepiał w krzywe, niewyraźne odłamki. Świadomość nie chciała wrócić, pomimo że na jej dnie wołałam ją rozpaczliwie. Czekałam na znak, światło, głos, który przebije się przez tę tarczę szumu i nieważkości, coś, co zmusi mnie do powrotu na powierzchnię. Ale nic takiego się nie działo. Mój wzrok, słuch i dotyk został stępione, ale zdałam sobie sprawę, że... czuję zapach.

Delikatna woń ziemi przebijała się do mnie i uchwyciłam się jej jak ostatniego skrawka rzeczywistości.

Wciągałam zapach łapczywie, starając się na jego podstawie określić, gdzie się znajduję. Nie było to proste. Mój zmysł węchu wcale nie był szczególnie rozwinięty, ot, jak u człowieka. Ale nawet człowiek przy otępieniu pozostałych zmysłów, staje się szczególnie wrażliwy na takie odczucia.

Ziemia wydawała się wilgotna, ale nie wyczuwałam mrozu, a byłam pewna, że wciąż panuje zima. Przeniesiono mnie aż tak daleko? Byłam blisko ziemi, ale nie na zewnątrz? Nie czułam dotyku, nie wiedziałam nawet na czym leżę, siedzę bądź stoję. Ogarnęło mnie złe przeczucie. Ktoś mnie pogrzebał... żywcem?

Powstrzymałam atak paniki, opanowując niespokojne myśli i na nowo skupiając się na zapachach.

Powietrze wydawało się stęchłe, lekko przygniłe i chociaż nie była to przyjemna woń, to pomyślałam, że w świeżo wykopanym grobie zapach powinien być inny. Powinien. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Mogli mnie jednak zakopać w zbiorowej mogile...

Ogarnął mnie chłód, nie wynikający z temperatury otoczenia.

Starałam się zmusić swoje ciało do ruchu, ale jak rozkazywać czemuś, czego się nie ma? Dusiłam się, a nawet nie potrzebowałam tlenu. Nie potrzebowałam? Nie wiedziałam, czy potrzebuję. Jedynie zapach, ten jeden, słaby zmysł trzymał mnie na powierzchni i pozwalał wierzyć, że nie pożegnałam się jeszcze z życiem.

Nagle przez szum w uszach zaczęły przedzierać się głosy, jak z oddali, niewyraźnie, niezrozumiałe, ale jednak obecne. Panika zaczęła przymierać, a cała pozostała świadomość skupiła się na rozdzieleniu i rozpoznaniu tych dźwięków. Jednak im bardziej się na nich koncentrowałam, tym wydawały się odleglejsze. Starałam się na nowo skupić na zapachach, z nadzieją, że głosy powrócą, ale szum znów opanował moją głowę.

Ta bezsilność była najgorsza. Miałam ochotę płakać, ryczeć wniebogłosy, a nawet nad tym nie miałam władzy. Po prostu byłam. Zamknięta w skorupie. Nieświadoma czy w wciąż jeszcze w swojej, czy obcej.

Zmęczyłam się walką. Osłabłam i po prostu trwałam.

Nie wiem, kiedy te odczucia zaczęły gasnąć, ale w pewnym momencie ocknęłam się, wzbudzona głosami. Wyraźnymi głosami. Poczułam zimno, nie jakieś dotkliwe, żywe, lecz takie... opanowane. Oczywisty stał się dla mnie fakt, że leżę na czymś niewygodnym, ale starałam się nawet nie drgnąć, wsłuchując się w rozmowę.

Pierwsze usłyszałam kobiecy głos, lekko szklisty i zabarwiony fascynacją:

- ...sprawa z tą dziewczyną od początku jest jakaś dziwna. Nie było jej w bazie, a prezes był pewien, że posiadamy kompletne informacje. - Dobiegły mnie dźwięki stukania po klawiaturze. - Znaczy się... była w bazie, czyli ktoś ją sprawdzał, ale wszystkie dane o niej zostały poprzekręcane. Spójrz. Według tych starych danych nawet nie jest Inshi, więc powiedz mi... jak? Ktoś musiał tu namieszać.

Starałam się zachować kamienny wyraz twarzy, ale to, co słyszałam, nie było mi obojętne. Fakt, że ktoś zatajał informacje o mnie, była dla mnie zaskoczeniem.

- Wciąż nie wiemy, czy współpracuje z rządem. - Męski głos wydał mi się znajomy, ale umysł nie działał na pełnych obrotach. - Co jeśli jest agentką i właśnie wpuściliśmy tu jakąś żmiję?

Dziewczyna parsknęła.

- Z tą żmija, to trafiłeś. Spójrz tutaj... Darek, no spójrz tutaj. - Przez chwilę milczeli. - Widzisz? To skóra węża, jeszcze sprawdzamy jej DNA, by przekonać się jaki to gatunek, ale... tak, tak... nie sądzę, że jest agentką. Została sprawdzona i nie posiadała żadnych zabezpieczeń, a agenci mają mnóstwo chipów i innego świństwa wszczepionego pod skórą. Może nikt o niej nie wiedział...? Zresztą, to już nieistotne. Prezes mówi, że za niedługo działania w tej szkole dobiegną końca i będziemy mogli się stąd wynieść.

- Już?

- Już, już. Nie ma co tu siedzieć. Więcej tu nie wskóramy, a jest jeszcze wiele miejsc, w których powinniśmy działać. - Na moment zapadła cisza. - Ale wydaje mi się, że skoro ktoś tak się starał, by ją przed nami ukryć, to nie tylko jest Inshi, ale i posiada jakieś unikatowe zdolności, które mogłyby nas zainteresować...

- Śpi? - Poczułam lekkie szturchnięcie i tylko dzięki całkowitemu skupieniu, zdołałam powstrzymać grymas. Nie wiem jednak, czy jakiś mięsień nie drgnął na mojej twarzy, bo mężczyzna stał nade mną przez dłuższą chwilę.

- Nałykała się rozpylonego rohypnolu. Na tę dawkę, pośpi jeszcze ze dwie godziny... tak sądzę, ale Inshi czasami dziwnie reagują na leki...

- To nie lek, Ada, to narkotyk... Nie znaleźliście innego sposobu, by podać jej serum?

- I tu jest kolejny problem... Bo widzisz, odkąd dowiedzieliśmy się, że jest Inshi i ktoś pozmieniał nasze bazy danych, jej akta prowadzono tylko w wersji papierowej... no właśnie... ale i one zostały zmienione. Według naszych danych serum zostało jej podane, jednak zupełnie nie reagowała na polecenia. I prezes przestraszył się, że coś w jej przypadku nie zadziałało i kazał ją ściągnąć tu na badania... ale wiesz, co się okazało? Że w niej nic nie ma. Nie ma serum. Ani kropelki. I teraz mamy problem, bo albo jej organizm go nie przyjął, albo ktoś znów coś pokręcił w jej bazie danych. To zbyt duży zbieg okoliczności, by dwukrotnie, przy tej samej dziewczynie, zostały zmieniane dane. A jak coś jest dziwne... to jest i interesujące.

Usłyszałam ciche westchnięcie, przepełnione zmęczeniem.

- Więc mamy wśród nas szpiega?

- Albo kogoś, komu bardzo na niej zależy... ciekawe... wygląda dość pospolicie. Ale może ma coś w sobie? Po podaniu serum, poddamy ją testom, a wtedy wszystko się okaże.

Na moment zapanowała cisza, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jestem wnikliwie obserwowana. W takim momencie najciężej jest zachować odprężony, uśpiony wyraz twarzy.

- Wiesz co... - zaczął mężczyzna - ...wydaje mi się, że ona nie śpi... wygląda tak jakoś... świadomie. O widziałaś! Mięsień jej drgnął! To normalne, że tak szybko sobie radzi z rophynolem?

- To Inshi, w ich przypadkach nic nie jest normalne.

Poczułam szturchnięcie w ramię.

- No już, już, złotko, koniec udawania. Otwórz oczy.

Nie chciałam tego robić, ale zdawałam sobie sprawę, że drgnęłam już tyle razy, że nie da się zrzucić tego na koszmarny sen. Otworzyłam oczy i zmrużyłam je, oślepiona latarką skierowaną w moje oczy.

- Spójrz w górę... czekaj. - Uniosła moje powieki. - Otwórz usta. - Światełko skierowało się w tamtą stronę, a potem zgasło.

Zamrugałam kilka razy, by przyzwyczaić się do otoczenia i spojrzałam na pochyloną nade mną kobietę. Krótkie, różowe włosy opadały na jej czoło w trochę dziwnej, asymetrycznej grzywce, a niebieskie oczy patrzyły z zaciekawieniem. Uniosłam się na łokciach i rozejrzałam.

Pokój był niewielki, pozbawiony okien i z niewielką kratką wentylacyjną. Poza łóżkiem, a właściwie stołem operacyjnym, bo bardziej to to przypominało, w pomieszczeniu znajdował się komputer i aparatura mierząca, do której prowadził kabelek podpięty do obręczy na moim nadgarstku. Od razu do niego sięgnęłam i go zerwałam, ale lekarka tylko przewróciła oczami i westchnęła ciężko, jakby nie po raz pierwszy spotykało ją coś podobnego.

W ścianie były drzwi, chyba, bo koło dwóch wyznaczonych wąskimi liniami prostokątów, znajdował się czytnik linii papilarnych. W kącie sufitu dostrzegłam ledwo widoczne szkiełko, które musiało być kamerą. Cudownie, nie dość że nafaszerowana narkotykami, to jeszcze pod obserwacją. Mężczyzna, stał oparty koło drzwi i mi się przyglądał. Choć tym razem jego twarz nie wykrzywiał mściwy grymas, od razu rozpoznałam łowcę z zawodów. Moje oczy zmrużyły się mściwie na jego widok, a złość na nowo zaczęła krążyć w żyłach. To przez niego tu byłam.

- Gdzie jestem?

Kobieta przez dłuższą chwilę mi się przyglądała, aż w końcu przekrzywiła głowę i wygięła lekko usta.

- Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi - powiedziała. - I nie jestem uprawniona do udzielania ci informacji.

- A kto jest?

- Prezes i akurat masz to szczęście, że za niedługo będziesz miała okazję, go o to zapytać. Osobiście. - Jej spojrzenie spoważniało, przez co nie do końca byłam pewna, czy to rzeczywiście takie „szczęście".

Moje ciało wciąż było mi obce, powolne i zdrętwiałe, a w głowie kręciło się jak po przejażdżce na karuzeli, ale ten stan był o niebo lepszy od poprzedniego.

- Czemu tu jestem? - spróbowałam raz jeszcze.

Wzruszyła ramionami i powtórzyła grymas, dając do zrozumienia, że i tego nie może mi powiedzieć.

- A możesz powiedzieć... cokolwiek? - w moim głosie pobrzmiewała irytacja, choć starałam się zachować spokój. Ale... jak, cholera, jak?!

- Tylko to, czego się już sama domyśliłaś. Jestem lekarzem i przyszłam cię zbadać. Zawroty i mdłości powinny ustać, gdy twój organizm całkowicie pozbędzie się narkotyku, a że już byłaś w stanie się obudzić, najwyraźniej radzi z nim sobie całkiem nieźle... możesz czuć się przez dłuższy czas spragniona, wiesz jak po alkoholu... a dobra, może i nie wiesz. W każdym razie te objawy miną...

- Kacper... Kacper dla was pracuje? - przerwałam jej, gdy pamięć zaczęła do mnie wracać, bo zdawałam sobie sprawę, że chce mnie zasypać jakimiś bzdurami. Pytanie to zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie i chyba tym właśnie było. Nie musiałam pytać.

Spojrzałam na mężczyznę, a ten przecząco pokręcił głową, na znak, że nic mi nie powie.

- Głupia. To oczywiste ... - mruknęłam do siebie, pojękując, gdy dźwignęłam się do siadu i spuściłam nogi ze stołu. Uderzyła we mnie kolejna fala mdłości, zaciemniając obraz i na moment wypełniając uszy cichym piskiem.

Minione wydarzenia zaczęły powoli wracać i poczucie zdrady rozlało się goryczą. Fakt, że najwyraźniej znajdowałam się w siedzibie LOGiNu, jeszcze nie do końca do mnie dotarł. Wszystko wydawało się takie nierealne. Trudno było mi uwierzyć w rzeczywistość, choć to mógł spowodować narkotyk.

Gdy zawroty minęły, uniosłam wzrok i spojrzałam na Adę, która pstrykała palcem w jakąś strzykawkę. Zadrżałam i odsunęłam od niej, a kolejna fala mdłości zaciemniła mi obraz.

- To pomoże ci szybciej wrócić do siebie - powiedziała, spoglądając na mnie bez emocji.

- Nie chcę - zaprzeczyłam słabo.

Miałam nadzieję, że chociaż wzrok jest mocniejszy i przekaże całą moją złość, a właściwie furię, która powoli zaczęła mnie ogarniać. Wiedziałam jednak, że to nic nie da. Musiałam zachować spokój. Musiałam się opanować.

Ale świadomość, że serum, po którym będę zachowywać się jak świr i właściwie nie wiadomo co jeszcze mi zrobi, zostanie mi podane, coraz mocniej do mnie docierała i ogarniała przerażeniem. Musiałam znaleźć sposób, by się stąd wydostać. Jak najszybciej.

Lekarka przez moment przyglądała mi się, aż tylko wzruszyła ramionami i odłożyła strzykawkę.

- Jak chcesz. Twój wybór.

Zrozumiałam, że niewiele mi tych wyborów zostało. Wpadł mi do głowy najmniej oryginalny sposób sprawdzenia dróg ucieczki, ale cóż. Musiałam spróbować przynajmniej tego.

- Muszę do toalety - powiedziałam, zeskakując ze stołu i powstrzymując napływającą ciemność.

Ada znów wzruszyła ramionami i skinęłam na mężczyznę, który odbił się od ściany i zaczął klikać w panel obok drzwi, zasłaniając go. Stanęłam przed drzwiami, czekając i przyglądając się, co tam wpisuje, ale w tym momencie tylko wczytywał linie papilarne. Coś zamigało, zgasło, piknęło i drzwi rozsunęły się, ukazując dość przeraźliwie sterylny korytarz.

Na jego odległym końcu dostrzegłam kolejne drzwi. Kamery umieszczono w niewielkich odstępach po dwóch stronach korytarza, a obok nich znajdowało się coś jeszcze, coś, co miałam nadzieję, że nie było skupiarkami laserów, ale łudząco je przypominały. Drżąco nabrałam powietrza, zdając sobie sprawę, że to dzieje się naprawdę.

Boże Święty, takie rzeczy widziałam tylko na filmach i choć ścinało mnie ze strachu, to odwróciłam się do lekarki i uniosłam brew, wyczekując wskazówek.

Minęła mnie i zatrzymała przed drzwiami po prawej, wstukując coś w panel. Boże... nawet do toalety nie można wejść bez specjalnego kodu?!

Na korytarzu również umieszczono otwory wentylacyjne i również były niewielkie. Fakt, że nigdzie nie dostrzegałam nawet najmniejszego okna, coraz bardziej mnie niepokoił. Nie mogłam się zorientować jaką mamy porę dnia i jak wiele czasu minęło odkąd straciłam przytomność. Lekarka wczytała identyfikator i otworzyły drzwi, majestatycznym gestem przepuszczając mnie przodem.

- Proszę. - Jej zegarek zapikał i spojrzała na niego, marszcząc brwi. - Pospiesz się, prezes już na nas czeka.

Poczułam pięść zaciskającą się na żołądku, ale skinęłam i weszłam do środka. Drzwi zamknęły się za mną, pozostawiając mnie w niewielkiej i pozbawionej okien łazience. Kopnęłam kilkakrotnie toaletę i zlew, ale były tak mocno przytwierdzone i zaśrubowane, że nawet nie drgnęły. Zaczęłam przeglądać zawartości kieszeni mundurka, którego na szczęście nie zostałam pozbawiona, ale cokolwiek w nich miałam, już tego nie było. Telefon, karta do pokoju, zegarek... nic, nie miałam nic. Oparłam dłonie o zlew i zacisnęłam zęby, opanowując drżenie.

Spojrzałam w lustro. Dobra. Nie wyglądałam najpiękniej. Potargana, przerażona i na granicy płaczu, ale to nie dlatego moje odbicie mnie zainteresowało.

Na szyi wciąż znajdował się medalik, który kupiłyśmy z Amandą. Wyciągnęłam go zza dekoltu i składając szybką modlitwę, przełamałam prostokąt, mając nadzieję, że to coś faktycznie zadziała. Ale poza tym, że jakaś dioda zapaliła się i zgasła, nic się nie wydarzyło. Ale może, może ta nanosekunda wystarczy, by do Amandy dotarł sygnał. Medalik schowałam za dekolt i jeszcze raz odetchnęłam, choć nie sądziłam, że jakiekolwiek ćwiczenia oddechowe, miałyby mnie w tym momencie uspokoić.

Usłyszałam natarczywe pukanie.

Zacisnęłam zęby, ale wcisnęłam panel, by otworzyć drzwi i spojrzałam na lekko naburmuszone oblicze lekarki. Mężczyzna gdzieś znikł, a Ada machnęła na mnie dłonią.

- No wreszcie, nie mamy dla ciebie całego dnia, dziewczyno - burknęła i ruszyła korytarzem, dając do zrozumienia, że mam iść za nią. Obejrzała się na mnie. - I niczego nie próbuj.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

35.1K 1.6K 17
Miłość czy obsesja? Co jeśli Bakugo Katsuki nie wie jak wygląda prawdziwe zakochanie... Czy uda mu się zrozumieć co oznacza słowo miłość?
16.7K 972 20
Czy zastanawiałeś/zastanawiałaś się jak to jest trafić do psychiatryka? Ty zdrowy człowiek w takim miejscu? Przecież to nie dorzeczne! Taa... Szkoda...
114K 4.4K 34
North Beach Academy to elitarna szkoła dla oryginalnych uczniów. Nie chodzą tu wielkie umysły, dzieci polityków czy celebrytów, a młodzież z nadprzyr...
96.6K 5.6K 23
Hongbin to płatny zabójca, który ma jedną zasadę: nie zabija niewinnych. Nim zdecyduje się wykonać zlecenie, obserwuje ofiarę i dokładnie sprawdza je...