Nieidealna ✔

By gold_wind

492K 48.4K 17.6K

Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęl... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXIV
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
EPILOG
BONUS
Od Autorki

Rozdział XLIII

5.9K 630 165
By gold_wind


Są takie dni, gdy wstajesz i nie masz bladego pojęcia, co robić. A najgorsze, że nie masz najmniejszej ochoty robić cokolwiek i chcesz tylko zakopać się pod bezpieczną i ciepłą otuliną z kołdry i nie wyściubiać nosa na zły, okrutny świat. Tak po prostu.

Ale mi nie było to dane.

Amanda z samego rana zaczęła dobijać się do pokoju, żądając relacji z zawodów i chcąc, nie chcąc, musiałam jej otworzyć. Ale gdy zobaczyła moją minę, jej entuzjazm odrobinę wyparował i ostrożnie zamknęła drzwi, a ja poczłapałam w stronę łóżka, by zagrzebać się w swoim kokonie.

Wczoraj wróciliśmy późno, a ja wciąż udając osłabienie, powlokłam się prosto do pokoju. I naprawdę czułam się słabo. Naprawdę. Dosłownie mdliło mnie, gdy zaczynałam o tym wszystkim myśleć. I postanowiłam przestać. Tak, po prostu przestać myśleć. Ale w praktyce jest to dużo cięższe do zrealizowania niż się wydaje. Dlatego przeciwnie do zamierzonego celu – myślałam, ale wiele z tych obmyśleń nie wynikło. I wciąż czułam jakbym tonęła w wirze wody, nie mając się czego chwycić, nie mając żadnego podparcia, a wir wciągał mnie coraz głębiej i dalej, szumiąc kłamstwami, spiskami i czającym się na dnie niebezpieczeństwem...

Zadrżałam pod kołdrą.

– Co się dzieje? – zapytała Amanda.

Wyściubiłam oczy spod kołdry i otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale sama nie wiedziałam, od czego zacząć. Od porwania, kłamstw czy dziwnego zachowania łowców i Lilki? I czy w ogóle zaczynać? Czy zdradzając jej te wszystkie sekrety, nie narażę jej na niebezpieczeństwo? Czy już nie jest w to wplątanych zbyt wiele osób?

Amanda spojrzała na mnie z urazą, oparła dłonie na biodrach i westchnęła przeciągle.

– Dobra, cokolwiek się stało, nie będziesz mi tu zdychać pod kołdrą. I nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać za pomocą... zakupów! – uśmiechnęła się, a widząc mój pogłębiający się grymas, dodała: – No już, już, ubieraj się, idziemy na miasto, nie pogrzebiesz mi się tu żywcem.

Nagle przypomniałam sobie, że akurat w tej toni mam jeszcze jedną deskę ratunku.

– Mam szlaban... – powiedziałam niby z żalem, ale niestety zabrzmiało to jak wymówka.

Na moment się naburmuszyła, a jej czoło pokryło się zmarszczkami. Ale nie na długo.

– Dobra, dobra. Zostaw to mnie. Ty się zbieraj. No już, już, nie ma nic gorszego niż zakopywanie się w kołdrze, gdy masz gorszy dzień. Zaraz wracam. – I z tymi słowami wyślizgnęła się z mojego pokoju.

Westchnęłam ciężko i poszłam się wymyć. Zakupy to była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę, ale wiedziałam, że z tym zakopywaniem się w kołdrze miała rację. Nie było nic gorszego, niż pogrążać się w marazmie. Musiałam na chwilę odsunąć od siebie nieprzyjemne myśli i zwalające mi na głowę problemy i uciec. Na chwilę.

Gdy skończyłam się zbierać, usiadłam na łóżku i zapatrzyłam się w przestrzeń za oknem. Nie powinnam poddawać się apatii, szczególnie że mój mózg musi działać, rozwiązywać tę chorą sytuację i znaleźć jakieś wyjście, ale ona nadeszła sama. Dlatego po prostu wpatrywałam się w pociemniałe chmury. Znowu, znowu ciemne chmury, które miałam wrażenie, że nigdy stąd nie znikają, nie dopuszczając ani jednego przesmyku światła do tego miejsca.

Rozległo się pukanie, więc wstałam i otworzyłam. Ale to nie była Amanda.

– Możemy pogadać? – zapytał Wiktor.

Z jednej strony miałam wielką ochotę krzyknąć „Nie!" i trzasnąć mu drzwiami przed nosem, ale z drugiej wiedziałam, że to bardzo głupie rozwiązanie i nijak mi to nie pomoże. Otworzyłam szerzej, nie mówiąc ani słowa, a gdy je zamknęłam, obróciłam się do niego.

– O czym? Chcesz mnie znów przekonywać, że czarne jest białe, a białe czarne?

Gdy wracaliśmy autobusem, przez większość część drogi nie odzywaliśmy się do siebie, ale gdy wysiedliśmy, Wiktor chciał mnie zatrzymać, ale ja tylko przecząco pokręciłam głową i odeszłam. Nie mogłam się z tym wszystkim oswoić. I choć chciałam mu ufać i pewnie w jakiś stopniu ufałam, to wciąż targały mną wątpliwości. Czy skoro tak świetnie kłamał w jednej sprawie, to nie kłamał i w sprawie uczuć? Bo niby jaką miałam gwarancję? Żadną.

– Myślałem o tym wszystkim...

– O? – Oparłam się o ścianę. – I coś wynikło z tych rozmyśleń?

Wyglądał kiepsko, naprawdę kiepsko, wiec tylko uciekłam spojrzeniem i westchnęłam.

– Przepraszam, mów, po prostu mów, co chcesz powiedzieć...

– Chcę żebyś to wszystko zrozumiała.

Skinęłam tylko głową.

– Gdy laboratorium upadło, to właśnie ludzie z rządu mnie znaleźli i mi pomogli. Nie było to trudne... wtedy nie umiałem nad sobą panować... nie kontrolowałem się, tak jak teraz...

Zaczął chodzić po pokoju, zbyt mocno zdenerwowany, by ustać w miejscu. Przypomniałam sobie to kocie, lśniące spojrzenie, które budziło się u niego w momentach wzburzenia i zrozumiałam, że to o tym mówi. O tym dziwnym stanie, w który wpadał, gdy go coś wkurzało.

– Ale wiesz... nie ma nic za darmo, musiałem powiedzieć im wszystko... wszystko, co wiedziałem i co się wydarzyło. Nie powiem, żeby to było przyjemne... siedziałem podpięty do masy czujników, badających moją prawdomówność, a przy każdym kłamstwie czułem... zresztą, oszczędzę ci szczegółów, ale nie było to przyjemne. 

Jego oczy pociemniały, a głos stał się ostry i nieprzystępny.

– Przez jakiś czas trzymali mnie w zamknięciu – mówił dalej – a potem zaczęli stopniowo wypuszczać, na początku z szeregiem urządzeń namierzających... aż w końcu umieścili mnie w szkole. Było mi to obojętne, chciałem tylko zapomnieć o tych wydarzeniach i zacząć nowe życie. Nie wiedziałem, że do normalnego życia mi jeszcze daleko. – Prychnął i przeczesał włosy palcami. – Olkowi też nie powiedzieli, kim jestem, choć i on znajdował się w tej samej szkole. To był jakiś... test, czy coś. Chcieli sprawdzić, czy zdoła rozpoznać Inshi wśród grupy uczniów. I zrobił to. Ale to był dopiero początek. Moje szkolne dokumenty już wtedy zostały podrobione... – pokręcił głową – ...że niby przez naukę za granicą musiałem zacząć od pierwszej klasy. Ale ja nie jestem starszy i naprawdę powinienem rozpocząć od pierwszej klasy. Nie wiedziałem na jakiej podstawie zmieniono te dokumenty i dlaczego skłamano, ale wtedy mało mnie to obchodziło. Dopiero później okazało się, że wszystko to robią, by przygotować grunt pod misję i tę szkołę. Byśmy mieli swobodę działania i byli z tym wszystkim oswojeni.

Agenci z nich byli mierni, skoro zostali wykryci przez Kacpra, a i ja, jakbym chwilę dłużej się zastanowiła, doszłabym do podobnych wniosków. No dobra, nie doszłam, ale mogłam dojść.

Przez cały czas milczałam, przyglądając się, jak wydeptuje ścieżkę w podłodze. W końcu zatrzymał się i utkwił we mnie spojrzenie.

Rozumiałam, naprawdę rozumiałam, że zarówno sytuacja Wiktora, jak i pewnie Olka, nie pozostawiała im wielkiego wyboru. Musieli pójść na tę współpracę i nie mogłam mieć o to do nich żalu czy pretensji. Ale rozumieć to jedno, a wybaczyć drugie. Choć na ich miejscu prawdopodobnie postąpiłabym tak samo... tak sądzę. Na szczęście na ich miejscu nie byłam, ale za to zostałam wciągnięta w całą tę akcję, w którą prawdopodobnie nie powinnam się mieszać. Ale czy miałam teraz jakiś wybór?

– Staram się to zrozumieć, Wiktor, naprawdę się staram... byłam zaskoczona i zła, gdy dowiedziałam się o wszystkim... szczególnie, że się tego nie spodziewałam...

Podszedł do mnie, a ja poczułam bijące od niego ciepło i uniosłam wzrok, krzyżując nasze spojrzenia.

– Więc ktoś ci o tym powiedział? – zapytał cicho, ale w jego spojrzeniu pojawiło się coś twardszego.

W tym momencie byłam rozdarta – między lojalnością wobec Kacpra i szczerością wobec Wiktora. Skoro oni współpracowali z rządem, to ktoś, kto odkrył ich tożsamość, nie mógł być im na rękę. Ale nie chciałam zdradzać Kacpra, bo wierzyłam w jego intencje, wierzyłam, że chciał pomóc...

– Sama to odkryłam – powiedziałam bardzo cicho, gorąco się modląc, żeby nie wykrył we mnie kłamstwa.

Przez długi czas milczał, a ja obliczałam powoli mijające sekundy, coraz bardziej świadoma jego bliskości. Czułam się, jakby w jakiś dziwny sposób ładował mnie elektrycznie i jeszcze chwila, a wszystkie rozterki prysłyby i efekt działania przeciwnych biegunów nieuchronnie by nas ze sobą zetknął. Ale Wiktor w końcu skinął głową, choć nie wyglądał na przekonanego. Zdecydował się jednak nie naciskać i dobrze, bo w takiej odległości już nie miałam tyle samokontroli co zwykle.

– W porządku.

Pochylił się i ujął mnie za podbródek, podnosząc go do góry.

– A jak jest między nami?

Nerwowo przełknęłam ślinę. Nie byłam gotowa na to pytanie, nie przygotowałam się na nie... ale czy można się na nie przygotować?

– Wiem, że schrzaniłem, okej? Powinienem wcześniej ci o tym wszystkim powiedzieć, ale to nie było i dalej nie jest proste. Im więcej osób wie, tym bardziej narażamy akcję, tym większe ryzyko, że się nie powiedzie. Na początku zadziałaliśmy zbyt nerwowo i gdybyśmy nie trafili na ciebie, ale na kogoś, kto faktycznie z nimi współpracuje, to wszystko szlag by trafił.

Wyszarpałam brodę spod jego dotyku, wpatrując się w niego hardo.

– Obserwowaliście mnie?

Napięcie w jego spojrzeniu wzrosło, ale powoli, z wahaniem skinął głową.

– I wtedy nabraliście pewności, że z nimi nie współpracuję... ale wcześniej mi nie wierzyliście, tak?

Znów przytaknął, niechętnie, jakby zdając sobie sprawę do czego zmierzam.

– A może... nigdy mi nie wierzyliście i wtedy ty... postanowiłeś zmienić metodę? Postanowiłeś się do mnie zbliżyć, by zyskać pewność?

Zmarszczył brwi.

– Ida, nie mieszaj tych dwóch spraw. To, co jest między nami, nie ma żadnego związku ze rządem. Wszystko się po prostu pomieszało. Zacząłem cię obserwować, bo ci nie ufałem, to prawda, bo wydawałaś mi się jakaś... inna. Byłaś jakąś cholerną sprzecznością, w jednej chwili się bałaś i wyglądałaś na przestraszoną, a w następnej mnie atakowałaś... Ale dopiero później zrozumiałem, że cię obserwuję, dlatego że po prostu to lubię...

– Obserwowałeś mnie, bo jestem Inshi – powiedziałam, w najmniejszym stopniu nieprzekonana.

– Ja też nim jestem. Ale nie o to chodzi. – Zamilkł na chwilę. – Wiem, jak to wygląda. Wiem i widzę własną głupotę, ale nigdy nie przypuszczałem, że tak się wszystko potoczy, okej? Nigdy nie myślałem, że jak dureń... jak idiota... po prostu się w tobie zakocham.

Poczułam jak wszystkie białka ścinają się we mnie, zamieniając mnie w kawałek rozmiękczonej waty. Moje usta bezwolnie otworzyły się, jakby chciały coś powiedzieć... a chciały? Nie wiedziałam. W bursztynowych oczach iskrzyła szczerość, gorąca szczerość, ale i poczucie żalu. Nigdy tego nie powiedział. Wielkich słów nie było między nami, bo chyba sami nie chcieliśmy i nie umieliśmy ich używać. Ale gdy to powiedział, gdy nazwał to uczucie między nami, ciepła fala roztopiła moje serce. Ale słów zabrakło. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo nie byłam na to gotowa. Czy w ogóle można się na to przygotować? Czy można być gotowym na miłość? Czy ja również się zakochałam? Czy ja go... kocham?

Rozległo się pukanie do drzwi, po czym te rozwarły się na oścież.

– Mam! – krzyknęła Amanda na progu, ale szybko zamilkła, a jej oczy zmrużyły się podejrzliwie wpatrzone w Wiktora. On jednak nie zmieszał się jej najściem, wydawało się, że w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Wciąż stał tam tak, uparcie we mnie wpatrzony, jakby spojrzeniem chciał przekazać wszystko, wszystko, czego nie dało się powiedzieć słowami.

– Amanda... – powiedziałam, a mój głos zabrzmiał jakoś słabo.

Przez chwilę milczał, ale w końcu się odsunął.

– Pójdę już – powiedział.

Dopiero, gdy poczułam zimne powietrze wbijające się między nas, zdałam sobie sprawę jak zrobiło mi się ciepło, wręcz gorąco i duszno w jego obecności. A teraz mi tego zabrakło.

Amanda podążała za nim spojrzeniem, gdy wychodził. Ja również. A gdy drzwi się za nim zamknęły, wciąż trwałam w fazie hibernacji, niezdolna do jakiegokolwiek działania. Serce, które na jeden krótki oddech się zatrzymało, teraz biło dwa razy, milion razy szybciej, a ciało unosiło w jakiejś ciepłej mgiełce, która nie pozwalała mi się poruszać.

– No dooobra... – zaczęła Amanda. – Co tu się właśnie wydarzyło? Zniknęłam dosłownie na chwilkę, dosłownie na momencik... a zastaję cię w skrajnie innym stanie emocjonalnym. Ziemia do Idy, Ziemia do Idy, odbiór! Czy muszę pójść po satelitę Wiktora, żeby znów się z tobą połączyć?

Powoli wypuściłam powietrze i dopiero wtedy przeniosłam na nią spojrzenie. Kręciła z dezaprobatą głową.

– Zdobyłam zgodę na wyjście ze szkoły. – Machnęła telefonem. – Cokolwiek się tu wydarzyło, to wygląda, że jeszcze bardziej potrzebujesz terapii zakupowej. No dobra, ja potrzebuję, a ty potrzebujesz się komuś wygadać, a ja łaskawie użyczę ci mojej osoby.

Prychnęłam cicho. Ale moja głowa wciąż unosiła się w różowej chmurce.

– Chyba będzie potrzebny silniejszy wstrząs niż zakupy, by sprowadzić cię na Ziemię. Ale póki co... ubieraj kurtę. Wychodzimy.

Poruszałam się jak zaprogramowana maszyna, słuchająca jej poleceń. Podeszłam do szafy, by wydobyć z jej odmętów coś, jednak spojrzałam na to coś, dopiero gdy natrafiłam na pełen dezaprobaty wzrok Amandy. Zamiast kurtki wyciągnęłam szlafrok. Odwiesiłam go i teraz już bardziej skupiona, wyciągnęłam ten właściwy element. Kurtkę.

Amanda przewróciła oczami i ciężko westchnęła.

– Chodź, mój nieuleczalny przypadku zakochania.

Drgnęłam, gdy po raz drugi usłyszałam to słowo i wpatrzyłam się w nią zdruzgotana, czując jak uszy czerwienieją pod niemrawo zaciąganą czapką.

– Wiesz co? Nawet ślepy by zauważył – skomentowała, otwierając drzwi i przepuszczając mnie przodem. – Czekają nas dłuuugie zakupy. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Bardzo długie.

***

Wyrobiłam się! Jest sobota - jest rozdział. I choć rozdział miał być spokojniejszy, mam wrażenie, że Ida ma inne zdanie na ten temat.

Continue Reading

You'll Also Like

91.4K 5.8K 45
"Dawniej jego i Montanhe łączyło dziwne uczucie, coś w stylu przyjaźni ale takiej bardzo dużej przyjaźni. Oni sami nie potrafili powiedzieć co to wła...
75.8K 2.6K 21
„Matko, w lesie są maliny, Niechaj idą w las dziewczyny, Która więcej malin zbierze, Tę za żonę pan wybierze."
16.7K 972 20
Czy zastanawiałeś/zastanawiałaś się jak to jest trafić do psychiatryka? Ty zdrowy człowiek w takim miejscu? Przecież to nie dorzeczne! Taa... Szkoda...
5.2K 1.8K 189
Hejka Mam nadzieję, że czegoś się o mnie dowiecie💞 Bajoooo😘😘 Okładka od @_Darkalia_, śliczna jest, dziękuję Ci kochana😍❤️❤️