Nieidealna ✔

By gold_wind

492K 48.4K 17.6K

Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęl... More

Prolog
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI
Rozdział XVII
Rozdział XVIII
Rozdział XIX
Rozdział XX
Rozdział XXI
Rozdział XXII
Rozdział XXIII
Rozdział XXV
Rozdział XXVI
Rozdział XXVII
Rozdział XXVIII
Rozdział XXIX
Rozdział XXX
Rozdział XXXI
Rozdział XXXII
Rozdział XXXIII
Rozdział XXXIV
Rozdział XXXV
Rozdział XXXVI
Rozdział XXXVII
Rozdział XXXVIII
Rozdział XXXIX
Rozdział XL
Rozdział XLI
Rozdział XLII
Rozdział XLIII
Rozdział XLIV
Rozdział XLV
Rozdział XLVI
Rozdział XLVII
Rozdział XLVIII
Rozdział XLIX
Rozdział L
Rozdział LI
Rozdział LII
Rozdział LIII
Rozdział LIV
Rozdział LV
Rozdział LVI
Rozdział LVII
Rozdział LVIII
Rozdział LIX
EPILOG
BONUS
Od Autorki

Rozdział XXIV

6.6K 726 285
By gold_wind


Nadeszła sobota, a ja przeglądałam listę, by się przekonać, że wzięłam wszystkie niezbędne rzeczy. Można się dziwić, ale wolę być przygotowana na każdą ewentualność, szczególnie, gdy wybieram się w daleką podróż (zupełnie jakby mnie to spotykało codziennie...). W każdym razie wolałam mieć mój niezbędnik kamuflażowy i ciuchy na przebranie, i szczoteczkę do zębów, i... nie będę przynudzać. Wiktor dał mi jeszcze ubrania przystosowane do jazdy na motocyklu, co prawda normalnie korzystał z nich Olek i na mnie były trochę zbyt obcisłe, ale przynajmniej chroniły przed zimnem.

Po raz ostatni powiodłam wzrokiem po pokoju, ale już nic potrzebnego nie leżało na wierzchu.

Ale... ściskało mnie w żołądku na myśl, co mnie czeka. Tak, naprawdę mnie to przerażało. Czy spotkanie z genetykiem? No właśnie nie. Czy motor? Nie do końca. Stresowała mnie... pozycja, którą musiałam zajmować za Wiktorem przez kilka godzin mojego życia i... i jego towarzystwo.

No tak. Na filmach wyglądało to zawsze bardzo romantycznie, ale... to nie film! Ani bajka. A ja nie żywiłam do niego żadnych romantycznych uczuć... prawda?

Czasem jednak trzeba się poświęcić. Byłam mocno zdeterminowana, by za wszelką cenę poznać tego doktorka i to mnie mobilizowało. Dlatego nie zważałam na środki.

Odetchnęłam jeszcze parę razy, by się uspokoić, odpięłam bransoletę, zarzuciłam plecak na ramiona i wyszłam, spodziewając się wściekłości, a przynajmniej wzburzenia ze strony Wiktora. Tak. Umówiliśmy się na siódmą, a ja odrobinkę się spóźniłam. Nie z własnej dezorganizacji, ale zwykłego ludzkiego niezdecydowania, które wciąż to pchało mnie w stronę drzwi, to odpychało.

Zasunęłam kurtę pod samą szyję, bo znów przeraźliwie wiało i udałam się na tyły internatu, gdzie mieściły się garaże. Wiktor już czekał. Nerwowo chodził tam i z powrotem, a wiatr tarmosił jego krucze włosy. Gdy mnie zobaczył, skupił na mnie wściekły wzrok. Starałam się ze wszystkich sił zignorować ten atak, ale nie było to takie proste.

– Co tak długo?! – warknął, gdy przed nim stanęłam.

– Coś mnie zatrzymało – odparłam, starając się uniknąć jego wzroku, by nie chciał ze mnie nic więcej wyciągnąć. Głupio byłoby mi przyznać jakie rozterki chodziły mi po głowie.

Jednak mimo to i tak wiedziałam, że aż go ściska, by o to zapytać. Ale, o dziwo, tego nie zrobił. Ostatnio bardziej panował nad swoimi wybuchami. A może szybciej mu przechodziło? W końcu spóźniłam się tylko kilka minut... no dobra... kilkanaście, ale nie róbmy z tego wielkiej tragedii.

– Dobra – powiedział po dłuższej chwili. – Jedźmy już.

Tym razem się z nim zgodziłam. Wiktor otworzył garaż i wytoczył motor. Wciąż nie mogłam sobie wyobrazić jak można się tym czymś przemieszczać, ale zaraz miałam się o tym przekonać na własnej skórze.

Przyglądałam się jak zakłada kask, wsiada na to bydle i przykłada dłoń do panelu sterowniczego. Motocykl ożył. Wydał z siebie ciche buczenie, a ledowe światła wystrzeliły w koła, które mimo że wcześniej nie zauważyłam, wykonane zostały z przezroczystego tworzywa. Po chwili wygasły, sprawiając, że motocykl wyglądał już bardziej normalnie i jedynie przedni reflektor się palił.

– Wsiadasz? – rzucił, podając mi srebrny kask.

Wcisnęłam go na głowę i nieprzychylnie spojrzałam na siedzenie za nim. Tak niepokojąco blisko! Wiktor również był tego świadomy, bo w jego oczach, widzianych przez szybkę kasku, widziałam wyzwanie, jakby był przekonany, że w tym momencie się wycofam.

Spojrzałam na niego ostro i z całą posiadaną przez siebie nonszalancją zajęłam miejsce za nim. Starałam się usiąść jak najdalej od niego, ale siedzenie było tak wyprofilowane, że zjeżdżało do środka i mimo moich usilnych starań, nie zdołałam utrzymać się na przeciwległym końcu.

Obrócił się przez ramię i przez chwilę przyglądał moim poczynaniom.

– Skończ już z tymi akrobacjami – rzucił. – I trzymaj się mocno.

Nerwowo rozejrzałam się za czymś do trzymania, ale nim coś znalazłam, pojazd wyrwał do przodu, a ja spanikowana wczepiłam się w kurtkę Wiktora. Jeszcze nigdy, naprawdę nigdy, nie byłam tak blisko kogoś płci przeciwnej. Nie liczyłam tu moich zajęć ze sztuk walki, bo to całkiem inny rodzaj kontaktu. Poczułam falę gorąca na twarzy i mimo że wiatr uderzał w nas chłodzącymi falami, to jednak tego ciepła nie dał radę zdusić.

Trzymałam się kurczowo... bardzo kurczowo, wiedząc, że sprawiam tym samym kolejny powód do kpin dla tego buca, ale jednak jadąc z TAKĄ prędkością, było dla mnie istotne tylko to, by stąd nie spaść. Miałam wrażenie, że gdy tylko choć odrobinę zwolnię uścisk, to polecę do tyłu jak bezwolna marionetka i roztrzaskam się na betonowych drogach lub, co gorsza, wpadnę pod koła innego pojazdu, a moje zwłoki, wykrzywione w przeraźliwej karykaturze, skończą na zakrwawionym bruku.

O nie!

Te wizje były przerażające, dlatego wolałam już schować dumę do kieszeni i jakoś przeboleć te kilka godzin jazdy wczepiona jak małpa w bananowca. Później się zastanowię jak zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie.

Po jakiś czasie, a nie wiem jakim, bo byłam skupiona na nie-spadnięciu z motoru, Wiktor zajechał na stację. Z wyrazem czystej ulgi zeszłam z pojazdu, czując, że wszystkie moje mięśnie zesztywniały od niepraktykowanej wcześniej pozycji. Zaczęłam się zginać i prostować, by na nowo pobudzić krążenie.

– Jesteśmy w połowie drogi – powiedział Wiktor, a ja spojrzałam na niego zdumiona.

– Już?

– Już – potwierdził. – Ale to był ten lepszy odcinek, a teraz trzeba zwolnić.

Nie chciałam krzyczeć na głos „Chwała Bogu!", ale uśmiech zdradziecko pojawił się na moich ustach.

– Nie ciesz się tak. Dalsza droga jest bardziej kręta i wyboista, więc nie tylko musimy zwolnić, ale i jazda będzie mniej przyjemna.

Momentalnie mina mi zrzedła. Skoro tę część za nami można nazwać „przyjemną", to chyba faktycznie nie mam się z czego cieszyć. Już czułam efekty niewygodnej pozycji na całym ciele, a dodając do tego zakręty i wyboje... oj... to mogło boleć.

Na szczęście skrępowanie minęło po pierwszej godzinie jazdy i już nie przeszkadzało mi to, że za nim siedzę. Może nawet byłabym w stanie to polubić... kiedyś.

Powiodłam wzrokiem po szerokich ramionach Wiktora i czułam, że zdradzieckie ciepło zakrada się na moje policzki, więc odchrząknęłam rezolutnie.

– To skoro już tu jesteśmy, to coś zjedzmy. – I nie oglądając się na niego, pomaszerowałam w stronę sklepu.

To była samolubna potrzeba, bo z tego wszystkiego nic rano nie zjadłam i teraz miałam wrażenie, że mój żołądek już dłużej nie przecierpi tego pustostanu.

W sklepie znajdowała się niewielka strefa ze stolikami, dla osób które chcą odpocząć przed dalszą podróżą, bądź, tak jak my, coś zjeść. Wybór był tu ogromny od zapiekanek... do hot dogów... no tak, a tak dokładniej to tylko to. Usiedliśmy w kącie, z zapiekankami prosto z mikrofali i zimnymi napojami. Panował spokój. Jakiś odpicowany gość rozmawiał przez telefon, a ekspedientka grała na telefonie w grę, z której dobiegały wybuchy i ciche piski.

– Czemu wcześniej go nie poznałaś? – Milczenie przerwał Wiktor.

– Genetyka? – Wyrwana z zamyślenie nie od razu mogłam się skupić. – Niespecjalnie się tym interesowałam... – wyznałam, jedną ręką ścierając okruszki z blatu. – Całą winą za moje pochodzenie obarczyłam rodziców, nie myśląc o tym, że nie tylko oni brali w tym udział.

Wiktor przyglądał się jak czyszczę stolik.

– Nie masz z nimi najlepszych relacji – bardziej stwierdził niż zapytał.

Przez chwilę się zastanawiałam.

– No... tak właściwie... ta relacja jest... obojętna? – zawahałam się. – Nie czuję ani żeby mnie nienawidzili, ani kochali. W pewien sposób się o mnie troszczą... ale to taka troska, która jest wymuszona przez otoczenie. Zupełnie jakby musieli to robić. I może tak jest... skoro współpracują z rządem, to również oni mogą być pod obserwacją... Ale nie są źli. Tyle że ja do nich nie pasuję.

– Bo jesteś Inshi?

Pokręciłam przecząco głową.

– Nie... nie tylko. Ale też dlatego, że nie jestem taka, jaką sobie wymarzyli... jaką zaplanowali. A projekt Inshi zamiast stać się fenomenem i nowym hitem, stał się czymś, o czym nie mówi się głośno. W domu rzadko rozmawia się na ten temat. To temat tabu. Dlatego czułam jakbym popełniała zbrodnię, pytając ich o moje... powstanie. I o genetyka też.

– Czyli – zmarszczył brwi – oni nie wiedzą, gdzie się wybierasz?

Spojrzałam na niego zdumiona.

– No co ty! Oczywiście, że nie! Gdybym im powiedziała, to kazaliby mi zgłosić to do rządu, żeby łaskawie uzyskać zgodę na moją „wycieczkę". A tej zgody mogliby mi nie dać! Więc nie, dziękuję. Wolę sama się tym zająć.

– Okey, okey, tylko pytam. – Wiktor w akcie kapitulacji uniósł dłonie. – Skoro sam w tym uczestniczę, to wolę wiedzieć na czym stoję.

No... no tak, faktycznie. Powinnam go o tym uprzedzić. Powinnam mu powiedzieć, że to trochę... niezgodne z prawem? A dokładniej... prawność naszych działań nie do końca jest ustalona? Bo w końcu nikogo o to nie pytałam. Ale jeśli mogę tą wyprawą ściągnąć na siebie gniew rządu, to również i Wiktor znajdzie się w nieciekawej sytuacji. Ale... przecież nic takiego się nie stanie! Choć mimo wszystko, mogłam go uprzedzić.

Wiktor spojrzał w okno, ale nie wyglądał na specjalnie zmartwionego swoim położeniem.

– Nie gniewasz się?

Zaskoczony uniósł brwi, przenosząc wzrok na mnie.

– Nie.

Dobra... nie żeby parę tygodni temu ciskał na mnie gromy z powodu samych podejrzeń o to, że współpracuję z LOGiN-em, a teraz wieść o tym, że mogę nam sprowadzić na głowę rząd, spłynęłam po nim jak po kaczce.

– Na pewno? Nie uprzedziłam cię... jak chcesz możemy zawrócić.

Westchnął.

– Czy nie mam nic przeciwko podwiezienia cię do genetyka, mimo że przez to narażę się twoim rodzicom? Nie, jakoś nie jest mi z tego powodu przykro.

– Nie chodziło mi o nich...

– O rząd?

– No.

– Zostawiłaś bransoletę w internacie. – Skinął na moją dłoń, na której faktycznie nie znajdowała się ta ozdoba. – Skoro Olek twierdzi, że aktywuje się dopiero po dobie, to mamy jeszcze dużo czasu, by pojechać tam i wrócić, a rząd nawet się nie zorientuje. Poza tym... sorry, że to mówię... ale nie jesteś pod zbyt ścisłym nadzorem. Raczej nie przejmują się twoimi poczynaniami aż tak bardzo, by śledzić cię na bieżąco. Ta bransoleta to słabe zabezpieczenie. Tylko nadajnik, nic poza tym. Więc... cóż... jakoś niespecjalnie się o nich martwię.

No trochę mnie uspokoił... i moje sumienie, bo nie chciałam go specjalnie narażać. Zrobiłam to jakoś tak nieświadomie.

– Bransoleta to słabe zabezpieczenie? Skąd wiesz?

– Nie. Ja nie... to znaczy Olek mi o tym powiedział. Są inne urządzenia, które wstrzykują ci pod skórę, byś nie mogła się ich pozbyć. Poza tym, że posiadają nadajnik, mierzą ci puls, ciśnienie, sprawdzają stan emocjonalny... Są też bransolety, których nie możesz ściągnąć, nie odcinając sobie dłoni, a które posiadają pluskwy, które podsłuchują każdą rozmowę, którą przeprowadzasz, każdy szept, nawet gdy gadasz przez sen... to po prostu wszystko słyszą. Stąd wiem, że to co masz na sobie, świadczy o tym, że... no cóż... według nich nie potrzebujesz specjalnego nadzoru.

Chyba w tym momencie powinnam odetchnąć z ulgą, ale jakoś myśl o innych zabezpieczeniach nie napawała mnie optymizmem. Zanotowałam w pamiętniku myślowym, by zapytać o to tego małego geniusza. Skąd on miał takie informacje? Przecież w Internecie nic o tym nie piszą? Włamał się do jakiejś tajnej bazy danych? Cóż. Na ten moment nasuwała mi się tylko jedna myśl – musiał poznać już niejednego z nas. Nie tylko mnie i Wiktora.

– A ty? Ciebie też kontrolowali?

– Nie – zaprzeczył. – O mnie nie wiedzieli.

***

Jakimś cudem dostałam się na #1 miejsce w Science-Fiction, więc dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję! A teraz pójdę poskakać trochę po pokoju z radości! ^^

Continue Reading

You'll Also Like

492K 48.4K 63
Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo ż...
1.4K 268 18
━━━ 𝗧𝗛𝗘𝗠𝗘 𝗦𝗛𝗢𝗣 No robię theme no. Okładka wykonana przeze mnie
95.7K 6.8K 21
Dwudziestosześcioletni Louis Tomlinson pracuje w londyńskim przedszkolu, którego dyrektorką jest Ruth Payne, jako wychowawca sześciolatków. Zakochany...
2.4M 185K 69
W internecie pojawia się nowa aplikacja do czatowania z przyjaciółmi, zwana FRIEND... FRIEND w pierwszym miesiącu zyskuje ponad milion pobrań... Nikt...