FEAR →psycho romans

By goldenbarbs

153K 7.5K 1K

Strach - jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkc... More

UWAGA - ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ
|01| - wersja początkowa
|02| - wersja początkowa
|03| - wersja początkowa
|04| - wersja początkowa
|05| - wersja początkowa
|06| - wersja początkowa
|07| - wersja początkowa
|08| - wersja początkowa
|09| - wersja początkowa
|010| - wersja początkowa
|011| - wersja początkowa
|012| - wersja początkowa
|013| - wersja początkowa
|014| - wersja początkowa
|015| - wersja początkowa
|016| - wersja początkowa
|017| - wersja początkowa
|018| - wersja początkowa
|019| - wersja początkowa
|020| - wersja początkowa
|021| - wersja początkowa
|022| - wersja początkowa
|023| - wersja początkowa
|024| - wersja początkowa
|025| - wersja początkowa
|026| - wersja początkowa
|027| - wersja początkowa
|028| - wersja początkowa
PREMIERA MOJEJ KSIĄŻKI - 365 DNI. ZOBACZYMY SIĘ ZNÓW.
|029| - wersja początkowa
|030| - wersja początkowa
|031| - wersja początkowa
|032|- wersja początkowa
|034| - wersja początkowa
Epilog - wersja początkowa
NOWA WERSJA
prolog
rozdział 1
rozdział 2.
rozdział 3.
rozdział 4.
rozdział 5.
rozdział 6.
rozdział 7
rozdział 8.
rozdział 9.
rozdział 10.
rozdział 11.
rozdział 12.
rozdział 13
Rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
Rozdział 19
rozdział 20

|033| - wersja początkowa

1.2K 104 11
By goldenbarbs


Coldplay wykonywał kolejny utwór, a jego dźwięki rozchodziły się po pokoju Alyssy. Razem z przyjaciółką leżała na łóżku i obie wpatrywały się w sufit, opierając nogi o ścianę. Włosy opadały im na podłogę, przypominając o tym jaki kontrast między nimi zachodził. W wyglądzie i w charakterach. Ale wciąż sobie ufały.

Alyssa zamknęła oczy i westchnęła, rozkoszując się chwilami odpoczynku. Godzinę temu wróciła ze szkoły. Coraz bliżej święta, a dokładnie pozostał tydzień i w liceum trwały przygotowania do koncertu. Dziewczyny zostały zaangażowane w robienie dekoracji i bez słowa sprzeciwu podjęły się zadania. To wydawało się taką normalną czynnością w porównaniu z tym, co ostatnio działo się w życiu Aly i May. Rutyna pomogła im przestać myśleć o problemach, przeszłości i pytania, na których nie było odpowiedzi. Przez kilka dni znów były nastolatkami z liceum, które przejmują się jedynie nauką.

– Kayle się odezwał – mruknęła May, przerywając ciszę. – Zadzwonił do mnie ostatnio, uprzedzając, że nie przyjedzie w tym roku na drugi dzień świąt. W zasadzie go rozumiem. To daleko, a po tym, co się stało...

– Chce się trzymać daleko od Tomlinsona. Dość proste do zrozumienia, szkoda, że ty nie potrafisz tego załapać – rzuciła ironicznie Alyssa, splatając ręce na brzuchu.

Po chwili dostała poduszką i momentalnie usiadła z oburzeniem, patrząc na przyjaciółkę.

– Nie pouczaj mnie. Ważne, że wciąż utrzymuje ze mną kontakt. Mam nadzieję, że w końcu to się po prostu ułoży.

Kayle wciąż zajmował sporą część w jej sercu i był ważny. Kolejne dni rozłąki stały się czymś, do czego przywykła, ale tęskniła, nie okazując tego. Przy Louisie uważała na uczucia związane z innymi ludźmi.

– Mówiłaś rodzicom? – Odezwała się Maybelly, zmieniając temat na coś bardziej neutralnego. Przynajmniej coś, co nie dotyczyło jej.

Aly westchnęła głośno i podniosła się z łóżka, poprawiając bluzkę, która zasłaniała jej lekko wypukły brzuch. To pytanie musiało w końcu paść. Podeszła do biurka i sięgnęła po butelkę soku, nalewając go do szklanek, stojących obok.

– Jeszcze nie. Po prostu... nie umiem. Myślę, że mama i tak coś podejrzewa. – Zapełniła obie szklanki i uniosła je, wracając do łóżka.

W tym czasie May zerknęła na telefon, upewniając się czy Louis nie przysłał sms. Pisali cały czas, bo tylko tak mogli się kontaktować. Czasem widywała go na szkolnym parkingu, gdy siedziała w klasie. Później odjeżdżał. Neil Evans był nieugięty i nie pozwalał im na spotkania, co niezmiernie irytowało Maybelly, a jednocześnie nie mogła nic zrobić.

– Powinnaś im powiedzieć jak najszybciej. – Dziewczyna oderwała wzrok od komórki i wyciągnęła rękę, zabierając blondynce szklankę. – To nie może czekać. Nie ukryjesz tego.

– Jestem tego świadoma, May. – westchnęła. – Ale to jest trudne, co mam jej powiedzieć? Hej mamo jestem w ciąży, a ojciec dziecka chwilowo ma mnie gdzieś? – mruknęła sarkastycznie.

Upiła łyk soku i spojrzała w stronę okna. Zdziwiło ją auto, stojące przy bramie. Samochód, dobrze jej znany, należał do Harry'ego. Nie wiedziała czy ma wyjść czy zostać. Chciała z nim porozmawiać, przytulić się do niego jednak pamięta jego reakcje na ciążę. Podeszła bliżej i oparła czoło o szybę. Jednak w oczy nie rzuciła jej się żadna osoba, siedząca w samochodzie. Auto było poste, a to oznaczało... O cholera. Z hukiem odstawiła szklankę na biurko i wybiegła z pokoju. Głośno zbiegając po schodach, dotarła do salonu i zatrzymała się w progu, kompletnie zaskoczona. Na kanapie siedział Harry, miejsce w fotelu zajął pan Moore, a mama Alyssy stanęła za jego plecami.

Zachłysnęła się powietrzem. Była w szoku.

– Harry, nie wiedziałam, że cię tu zastanę. Co ty tu robisz? – oparła dłoń o ścianę, siląc się na spokojny ton głosu.

Chłopak spojrzał w jej stronę, ale nie zdążył się odezwać.

– Harry przyjechał nam coś powiedzieć. Właściwie, dopiero teraz mamy okazję go poznać. Czemu nie pomyślałaś o tym wcześniej? – spytała mama, patrząc na Alyssę.

Otworzyła szerzej oczy, nic nie rozumiejąc. Jak to wcześniej? Ona i Harry nie byli parą, korzystali tylko z benefitów łóżkowych. No i spędzali czas na dobrych imprezach.

Tylko tyle. Przełknęła ślinę, zaraz jej rodzice się dowiedzą.

– Nie było okazji, mamo. Harry miał pracę, ja szkołę, wiesz jak to jest w ostatniej klasie. – Na szybko próbowała im to jakoś wyjaśnić, zanim przejdzie do sedna.

Spojrzała na Stylesa, który podniósł się z kanapy. W tym samym momencie poczuła obecność May za swoimi plecami. Wsparcie. To było tak ważne w tej chwili.

– Po prostu przyjechałem tu, aby państwo dowiedzieli się, że ja i Alyssa będziemy rodzicami. Biorę odpowiedzialność za to, że jest w ciąży. Całkowitą i zamierzam pomóc. – Powiedział i zamilkł, bez żadnych emocji na twarzy, co nie było nowością.

Spojrzała na swojego ojca, którego mina wyrażała wkurzenie. Lada chwila, a rzuciłby się na Stylesa.

– Teraz ci się na to zebrało? – Syknęła Alyssa.

– Lepiej późno niż wcale, prawda? – Spytał i wzruszył ramionami.

– Taa – mruknęła dziewczyna i spojrzała na rodzicielkę. – Mamo, powiedz coś.

Kobieta zamrugała i westchnęła ciężko. Obydwoje rodzice byli zaskoczeni takim obrotem spraw. Ciąża. Dziecko.

To było dla nich za dużo. Nie wiedzieli jak mają na to zareagować.

– Skoro jest już taka sytuacja, a ty deklarujesz pomoc – zaczął pan domu, nieprzyjemnie chłodnym głosem – to zgadzamy się na to. Aly, jesteś w ciąży, a dziecko to nie jest zabawka. Obydwoje musicie zapewnić mu przyszłość. Pomożemy wam, ale chcę dowodu na to, że jesteś w stanie zarobić na rodzinę. – Spojrzał na Harry'ego.

– Oczywiście, zrobię wszystko co w mojej mocy, by to udowodnić, proszę pana. –powiedział Harry poważnym tonem.

Mężczyzna pokiwał głową, chociaż to wszystko go nie przekonywało. Styles nie wyglądał na chłopaka, któremu można zaufać. Jego sposób zachowania, aparycja... Oraz ten brak jakichkolwiek emocji. Nie wierzył jak jego córka mogła oddać się komuś takiemu.

Alyssa stała i patrzyła z niedowierzaniem na to wszystko. Przed nią rozgrywała się jakaś scenka z taniego serialu. To już? Tyle? Wszyscy zostali pogodzeni z wiadomością o ciąży?

– Idę do siebie. – Mruknęła i wycofała się.

May ruszyła za nią, ale silna ręka objęła ją za nadgarstek.

– Nie. Ty idziesz ze mną. Odwiozę cię do domu. – Harry stał za jej plecami.

Brunetka odwróciła się napotykając wzrok Harry'ego.

– Właściwie to tata ma mnie odebrać – szepnęła.

– Właściwie to pojedź ze mną. Masz gwarancję, że cię odwiozę.

Maybelly westchnęła i kiwnęła głową. Mimo wszytko wierzyła, że Harry nie zrobi nic nieodpowiedniego. W końcu był bratem jej chłopaka.

Niechętnie pożegnała się z przyjaciółką i jej rodzicami, później obydwoje opuścili dom, zostawiając państwo Moore w szoku.

Wbrew oczekiwaniom Maybellly, Styles nie odezwał się słowem. Odwiózł ją do domu, lecz zatrzymał się przed zakrętem, gdzie wysadził dziewczynę. Bez słowa odeszła i ruszyła do bramy. Miała nadzieję, że tata jeszcze po nią nie wyjechał. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie zadowolony; May miała nie chodzić sama po mieście, tym bardziej po zmierzchu, a słońce już dawno zaszło, jak przystało na zimową porę. Wsunęła dłonie w kieszenie kurtki i przyśpieszyła kroku, czując niepokój. Ostatni jej samotny spacer skończył się porwaniem, więc ta myśl wciąż tkwiła w jej głowie. Sama na ulicy nie czuła się bezpiecznie.

Przeszła przez bramę i odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy zamknęła za sobą drzwi domu. Rozpięła kurtkę, by powiesić ją w szafie i pochyliła się, zdejmując buty.

– May? – W holu pojawiła się Margaret. – Co ty tu robisz? Przecież tata miał cię odebrać.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo gdy spojrzała w górę, przed nią stał również ojciec. Z jego miny mogła wywnioskować, że był zły...

– Więcej do nikogo nie pójdziesz, jeśli tak ma to wyglądać. Doskonale wiesz, że sama nie możesz chodzić po mieście.

– Uważasz, że za każdym zakrętem ktoś chce porwać Maybelly Evans? – spytała spokojnie. – Nie, tato. To się stało raz i więcej się nie powtórzy. Obwiniasz za to Louisa, a przypominam ci, że to on i jego przyjaciele mnie znaleźli. Zarzucasz mu całe zło. To mnie rani. Czasem nie wiesz jak bardzo – szepnęła, omijając osłupiałych rodziców. Stojąc już na schodach, spojrzała na nich przez ramię. – I nie szłam przez miasto. Podwiózł mnie brat Louisa, bo odwiedzał Alyssę.

Wbiegła na górę i zamknęła za sobą drzwi od pokoju, nie mając ochoty na rozmowę. Jeszcze przez chwilę obawiała się, czy rodzice nie przyjdą za nią, ale dali jej spokój. Opadła na miękkie łóżko, wzdychając głośno. Kiedy rano wstała, nie zdawała sobie sprawy, że dzień przyniesie jej tylko wrażeń. Chociaż musiała przyznać, że postawa Harry'ego wobec ciąży była zaskoczeniem, ale dobrym zaskoczeniem. Wziął odpowiedzialność za własne dziecko. Nie miała pojęcia jak sobie to wytłumaczą i wyjaśnią oraz na jakich zasadach będzie działał ten układ, ale rodzice Alyssy wydawali się troszkę uspokojeni. Przynajmniej mieli poczucie, że ich córka nie została z tym sama. Z drugiej strony, May nawet przez moment nie potrafiła sobie wyobrazić przyjaciółki jako matki, która powinna być odpowiedzialna, spokojna i zaradna. Aly działała spontanicznie, wybierała zabawę, zamiast odpoczynku i wolała żyć chwilą. Przy dziecku będzie musiała nauczyć się odpowiedzialności. A co z Harrym? Ten sam Harry Styles, który budził strach w ludziach jedynie swoim wyglądem i milczeniem, miałby trzymać na rękach maleńkie dziecko z delikatnością i ostrożnością? Wszystko to wydawało się tak nierealne, a niedługo miało być prawdą.

Dźwięk telefonu rozbrzmiał w kieszeni May. Mruknęła coś w poduszkę, wyciągając telefon. Nie patrząc na ekran, odebrała połączenie, choć spodziewała się albo Aly, albo Louisa.

– Hm?

– Trzydziesty pierwszy grudnia. – Usłyszała Louisa i uśmiechnęła się mimowolnie. – Sylwester. Patrzę na kalendarz i stwierdzam, że chciałbym go spędzić z tobą.

– Mówmy o rzeczach realnych – poprosiła, siadając i przeczesując palcami potargane włosy.

Wizja spędzenia razem Sylwestra była bardzo przyjemne, ale niewykonalna. Rodzice nie puściliby jej nigdzie, tym bardziej z Louisem.

– Dla nas wszystko jest możliwe. Och, May, jesteś prawie dorosła. Niech nie traktują cię jak dziecka. Poza tym mogę łatwo przypomnieć twojemu ojcu, kto decyduje. – Przypomniał jej. Akurat tego była pewna. – Porozmawiaj z nim. Zanim ja to zrobię.

Westchnęła, zaczynając się denerwować. Porozmawiać z rodzicami? To brzmiało naprawdę szalenie i nie wiedziała, czy Louis zdawał sobie z tego sprawy.

– Spróbuję. – Odparła i rozłączyła się.

Zrobię to teraz – pomyślała, wstając i idąc do drzwi. Przed wyjściem z pokoju wzięła głęboki oddech. Zbiegła na parter, gdzie w salonie siedział ojciec wraz z April. Margaret krzątała się po kuchni.

– Tato, mam prośbę. – May usiadła na brzegu fotela i spojrzała na ojca dosyć niepewnie.

Obawiała się jego reakcji i nie była gotowa na kłótnię, do której zapewne dojdzie. Poza tym po ostatniej rozmowie sprzed kilku minut, ojciec nie był do niej dobrze nastawiony. Zwrócił wzrok ku starszej córce i uniósł brew.

– Chodzi o Sylwestra. Zbliżają się święta, spędzimy je razem, ale Sylwestra wolałabym spędzić ze znajomymi. Z Alyssą. Z Louisem. – Powiedziała, bawiąc się kosmykiem włosów. Spuściła głowę, by nie patrzeć na twarz Neila. Serce biło jej okrutnie szybko, co było odpowiedzą na stres.

– Nie ma takiej opcji – odparł wolno i wyraźnie. – Nie spędzisz żadnego dnia z Tomlinsonem. Po prostu skończysz z nim to, co nazywasz związkiem. Nie wiem, co sobie uroiłaś, nie wiem jakie pokładasz nadzieję w tym, że stworzycie kiedyś... cokolwiek! – Podniósł głos, tym samym strasząc małą April. Margaret pośpiesznie wkroczyła do salonu, by zabrać córeczkę. Zostali sami. – Zakochałaś się? To się odkochasz. To nie jest chłopak dla ciebie. Skrzywdzi cię, prędzej, czy później. Jest niebezpieczny i dla ciebie i dla nas. Nie rozumiesz, Maybelly? Nic z tego nie rozumiesz?

Słowa docierały do niej bardzo szybko i raniły jak ostrze noża. Z trudem łapała oddech, by nie rozpłakać się z bezradności. Ojciec, w którym kiedyś miała oparcie, ufała mu i zwierzała się z wielu spraw, teraz odwracał się do niej plecami. Chciałaby móc mu to wszystko wyjaśnić, ale to on nie chciał zrozumieć uczucia, którym darzyła Louisa.

– Nie skrzywdzi mnie – szepnęła, podnosząc się. – Nie skrzywdzi. Kocham go. Tak jak ty kochasz mamę, ja kocham Louisa. Chcę spędzać z nim czas, a ty próbujesz mi to ograniczyć, próbujesz zamknąć mnie w domu!

– Maybelly! – Złapał ją za ramiona i potrząsnął. – Obudź się, dziecko. Zrobił ci wodę z mózgu, sama nie wiesz jakie bzdury opowiadasz. Niedawno zostałaś porwana. Gdyby nie on, nic takiego by się nie stało. Nie wiem, co miał z tym wspólnego, ale kręci się w takim towarzystwie, że wszystko jest możliwe. Nie jesteś przy nim bezpieczna! – powtórzył ostro, patrząc gniewnie w przerażone oczy May.

Trzęsła się w ramionach ojca, a łzy spływały po jej policzkach, rozmazując makijaż. Nie chciała słuchać. Nie chciała przyjąć jego słów, które prawie przebiły mur, jaki zbudował Louis. Wszystkie te fakty spadły na nią z ogromną lawiną i zmuszały do zaufania tylko jednej osobie. Louis czy tata? Kto tak naprawdę chciał dla niej lepiej?

Neil objął córkę i tulił ją do siebie, głaszcząc po plecach. Nie chciał jej stracić, a był tego bliski. Dopiero co ją odnaleźli. Już wcześniej powinien zrobić wszystko, żeby Louis Tomlinson przestał się koło niej kręcić. Za późno zorientował się, że chłopak może za bardzo namieszać.

May przestała płakać. Szloch ucichł. Stała przytulona do ojca i zastanawiała się, kto częściej doprowadzał ją do łez? Louis prawie nigdy... To z Neilem się kłóciła, to on nie potrafił zrozumieć jej uczuć i potrzeb. Tak nie powinno być. Powoli traciła zaufanie do własnego ojca.

– Zraniłeś mnie – powiedziała, odsuwając się. Głos miała opanowany, nawet chłodny. Otarła łzy i spojrzała na twarz ojca. – Nie chcę ci tego wybaczyć. Gdybyś mnie kochał, pozwoliłbyś mi na szczęście.

Zanim Neil zdążył wypowiedzieć chociażby jedno słowo, May odwróciła się i pobiegła do holu. W pośpiechu założyła buty oraz kurtkę. Nie zabrała telefonu, nie miała na to czasu. Wybiegła na zewnątrz, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że ucieka. Była otumaniona łzami, bólem, który zadał jej ojciec i chęcią zobaczenia Louisa, ostoi w jej życiu. Biegła przed siebie, pokonując lęk przed samotną drogą w ciemności. Nie bała się mijanych ludzi. Nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Nie porwą jej, to się drugi raz nie powtórzy.

Continue Reading

You'll Also Like

77.6K 8K 9
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
19.4K 1.2K 14
DRUGI TOM DYLOGII "MAFIA LIFE" Pod wieloma względami można by było stwierdzić, że życie w rodzinie Torrance nie było takie kolorowe, jak wydawało się...
214K 5.4K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
69.3K 7.8K 40
"Dzwonię do ciebie ostatni raz. [...] Kończę z tobą, Maisie. Nie mam zamiaru dłużej czekać." Cody Ward od małego był szkolony przez ojca do roli kapi...