Byłam już prawie pewna, że to koniec. Wszystko na to wskazywało — lepsze kontakty, wyznanie na przystanku, śpiewanie na pomoście, chociaż widziałam po zachowaniu dziewczyny, że jeszcze coś miała do powiedzenia, jednak bała się zacząć temat... do czasu.
Po przebraniu się w piżamy zaświeciłyśmy lampkę na małej szafce między naszymi łóżkami, lecz blondynka i tak przeniosła się do mnie. W pierwszej chwili uznałam, iż dziewczyna po prostu chce spać obok, jednak jej słowa trafiły we mnie mocniej niż cokolwiek w ostatnim czasie.
— Od jak dawna podoba ci się Filip?
Spojrzałam na nią zszokowana.
— Że co, proszę?
Blondynka odgarnęła włosy za ucho, wzruszając ramionami. Jej twarz nie wyglądała już tak przyjaźnie, a głos lekko drżał.
— Bo nie byłaś zaskoczona, kiedy powiedziałam ci, że to ty podobasz się jemu. Więc teraz pytam. Może wiesz, może nie, ale zależy mi na nim, dlatego muszę wiedzieć, od jak dawna z nim kręcisz.
Prychnęłam z drwiącym uśmiechem.
— Nie ufasz mi? — zapytałam, powoli czując narastającą wściekłość. Miałam nadzieję, że nareszcie wszystko się między nami ułoży, a wyszło na to, iż szykowała się kolejna awantura. Nie trzeba było dużo czasu. — Czemu miałabym z nim "kręcić"? — zaakcentowałam ostatnie słowo, robiąc w powietrzu cudzysłów za pomocą palców.
— Bo go lubisz i to widać.
— Tak, jako kolegę.
— Na pewno tylko kolegę? — prychnęła, wstając i patrząc na mnie z góry. — Słuchaj, nie po to starałam się być dla ciebie znowu miła, byś teraz kłamała mi prosto w oczy.
Zamilkłam. Miałam wrażenie, że całkiem spora część mojego serca zaczyna się rozpadać w niesamowitym tempie. Czułam, że kłótnia byłaby najlepszym momentem na wyrzucenie z siebie wszystkich złych myśli.
— Więc o to ci chodziło przez te wszystkie miesiące? — warknęłam, stając obok niej. Ucisk w gardle blokował mój głos na tyle, abym mogła krzyknąć i może to nawet dobrze. Jeszcze bym niepotrzebnie obudziła innych obozowiczów. — Nie odzywałaś się, bo myślałaś, że chcę ci ukraść chłopaka?
— To nie jest mój...
— Tym bardziej nie ogarniam — przerwałam ze łzami w oczach, wiedząc doskonale, co chciała powiedzieć. Twarda Magda miała się zaraz zamienić w miękką kluchę, która nie potrafi się opanować. — Chciałam się znowu z tobą zaprzyjaźnić. Wiedziałaś dobrze, że ten gość mnie nie interesuje. Nie, Filip mi się nie podoba i tak, lubię go tylko jako kolegę. A jeśli nie zamierzałaś mi wierzyć, mogłaś nie udawać przez te kilka dni, że między nami wszystko w porządku. Daj znać, kiedy już dostaniesz okres i wyłączysz tryb bycia suką, dobra? — dodałam przyciszonym głosem, pragnąc powiedzieć cokolwiek na zakończenie tej rozmowy.
Zignorowałam lekki ból brzucha, szybko wciągnęłam na siebie jeansy, wsunęłam stopy w trampki i wyszłam na zewnątrz, zabierając wcześniej komórkę oraz niewłaściwą bluzę. Narzuciłam ją ze względu na chłód, chociaż zapach słodkiego dezodorantu Eweliny przyprawiał mnie o mdłości. Może właśnie dlatego jeszcze bardziej chciało mi się płakać?
Faktycznie miałam ten pieprzony syndrom. Nie dość, że dowiedziałam się o jakimś podobaniu jako ostatnia, to jeszcze od osoby, która była w to wmieszania i z którą były same problemy. I mogłam to ogarnąć sama dużo wcześniej, ale się po prostu bałam zniszczyć naszą relację jeszcze bardziej. Była już wystarczająco poszarpana, żeby w ogóle próbować ją cerować, bo od samego dotyku mogła się rozlecieć. Cholerne rozterki gimnazjalistów. Hormony się odezwały, super. Bo nie można już sobie w ogóle ufać. To dlatego blondynka miała ze mną taki dobry kontakt od momentu wyjechania z miasta? Czyżby chciała się przyczaić i dowiedzieć, czy również wzdycham do tej samej osoby, żeby w razie czego móc mnie zgnoić? Dobrze, udało się jej. Tylko dlaczego to mnie tak zabolało? Naprawdę byłam taka ślepa, aby niczego nie zauważyć? Nie chciało mi się wierzyć w nieszczerość Eweliny, nie była chyba aż tak dobrą aktorką. Dlaczego parodiowałyśmy Lady Gagę na mostku? Dlaczego dziewczyna dotrzymywała mi towarzystwa, kiedy zwijałam się z bólu, dlaczego tak dobrze się przy niej czułam? I w końcu — dlaczego nie mogłam przestać żyć w hiszpańskiej telenoweli dla małolat?
Zapukałam do Hermiony, chatki Emila. Po chwili zauważyłam zapalające się światło lampki nocnej. Chłopak otworzył drzwi, poprawiając chyba dopiero co narzuconą koszulę w kratę, która była na niego nieco za duża.
— Coś nie tak? — zapytał zaspanym głosem. — Możesz wejść, chłopaków nie ma.
— Gdzie się podziali? — mruknęłam, przekraczając próg. — I z kim ty w ogóle mieszkasz, bo nawet tego nie kojarzę?
— Bartuś jeden-zero i ten jakiś Antek z młodszej klasy poszli do Olafa, Filipa i Kacpra. Mówię ci, noc bez nich to błogosławieństwo — szepnął, rzucając się na swoje łóżko. — Chcieli mnie wyciągnąć ze sobą.
— Ale? — dopytałam, kładąc się obok bez najmniejszego skrępowania.
— Ale jestem mistrzem wymówek, jeśli chodzi o tę dwójkę. Łykają wszystko, nawet to, że boli mnie głowa codziennie o tej samej porze. Chociaż... czasami tak faktycznie jest. Wieczorami nie nadaję się do życia.
— Ty potworze — powiedziałam z uśmiechem, czując powracający spokój. Blondyn odwrócił się w moją stronę.
— No to dawaj. O co chodzi?
Westchnęłam, chcąc przekazać tym powagę sytuacji. Miałam tylko nadzieję, że rano nikt nie będzie się nam przyglądał — w końcu chłopak z dziewczyną w jednym domku? Sami? Na noc? To mogłoby wyglądać podejrzanie, ale w tamtej chwili marzyłam tylko o jednym.
Musiałam się wreszcie komuś wygadać.
♢♢♢
— I on tak na poważnie? — dopytałam po tym, jak opowiedziałam chłopakowi wszystko; od momentu, kiedy sprzątałyśmy z blondynką mój pokój do chwili, gdy wyznała mi, że jej sympatia w ciągu ostatnich dni nie była do końca szczera. Musiałam też wspomnieć o mojej wizji Marcina z blondynem na mostku, co na moment rozluźniło atmosferę. — Niby ja mu się podobam? Rety, to brzmi jak Trudne Sprawy.
— Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Nie kłamię, naprawdę! — dodał szybko w obawie, że nie zamierzam mu wierzyć. — Ja ciągle myślałem, że on żartuje, dlatego czasami robiłem przy was takie aluzje. Nie sądziłem, że on to wziął sobie do serca.
Wzruszyłam ramionami.
— Ale zachowanie Eweliny...
— No właśnie, Ewelina! — syknęłam. — Jak zwykle! Gratulacje dla niej, świetna gra aktorska! Znalazła się, gwiazda, a ja to niby publiczność? I to taka niezadowolona z występu. Żałująca, że w ogóle kupiła bilet, bo nie podobało się jej zakończenie, chociaż w zamiarach miało ono być tym dobrym. Utożsamiam się z bohaterami, którzy w kulminacyjnej scenie dostając cios nożem w plecy. Zachciało mi się bawić w superbohaterkę, co chce chronić dziewczynę przed złamanym sercem, a tu proszę, ona jednak myśli, że to tak celowo z mojej strony, bo niby on mi się podoba. Kiedyś to rozrysuję, tylko nie mam talentu, więc będziemy... patyczakami.
— Madziuś, stop — powiedział Emil, przytykając mi palec do ust. — Wygłaszasz zabawne epopeje, ale wcale nie jest ci do śmiechu. Nie musisz na siłę udawać twardej. Powoli. Nie ucieknę przecież. I nie wydaje mi się, by to, co powiedziała Ewelina, było nieszczere. Może faktycznie źle postąpiła, ale na pewno nie udawała aż tak dobrze sympatii do ciebie — dodał ze zmartwioną miną. — Na pewno gdzieś tam w środku chciała się z tobą ponownie zaprzyjaźnić.
— Mhm — mruknęłam, ignorując ostatnie zdanie oraz przymykając na chwilkę oczy. — Jakbym zasypiała, to mnie budź.
Blondyn przytaknął, podnosząc się do pozycji siedzącej, po czym oparł się o ścianę.
— No to tak — zaczęłam jeszcze raz, tym razem panując nad oddechem. — Chciałam być dla niej taką superbohaterką. Autorytetem. Ale nie każdy bohater ma pelerynę i umie wszystko przewidzieć. Nawet jego sojusznicy potrafią go zdradzić, o czym czytelnik lub widz dowie się dopiero przed finałową bitwą... która w tym przypadku zakończyła się źle dla obu stron. Nikt nie wygrał. Polegliśmy wszyscy. Mogłam to naprawić dawno temu, ale uciekłam z pola bitwy w obawie przed przegraną. Albo masz rację, albo to przez ten okres.
Było mi trochę głupio, że moje słowa zaczęły przypominać jakiś wywód filozofa.
— Teraz to brzmi lepiej — szepnął, krzyżując ręce. — Tylko trochę przesadziłaś, bo chyba pogubiłem się w tych metaforach. Kto jest sojusznikiem?
— Ewelina. Ona była sojuszniczką... to znaczy... aj, no teraz już sama nie wiem — fuknęłam. — To twoja wina.
— A kto autorem? — dopytał, ignorując moje "oskarżenie".
— Nie wiem. Pewnie jakiś śmieszny anioł, który spisał scenariusz Boga.
— Metatron. — Emil pokiwał głową z uśmiechem, przywołując na myśl skrzydlatą postać z serialu.
— Brzmi jak imię dla jakiegoś transformersa.
— No wiem. Nazwę tak swojego kota.
Zaśmialiśmy się, a chłopak ponownie opadł na poduszkę.
— Madzik, cokolwiek by się nie działo między tobą a Eweliną, masz przecież mnie, Julkę, Olę, Olafa... czekaj, kogo jeszcze... O, Monikę w sumie też.
— Dobra, dobra — powiedziałam z uśmiechem, po czym sięgnęłam do lampki i wyłączyłam ją. — Wy mi wystarczycie w pełni.
Przytuliłam się do chłopaka ze spokojem w sercu. Miał rację. Miałam dookoła siebie zaufane osoby, które były gotowe mi pomóc oraz rozbawić każdego, kto tego mocno potrzebował. Nie musiałam być uwięziona w toksycznej relacji z Eweliną, nieważne, czy powiedziała kilka słów za dużo pod wpływem emocji czy naprawdę nie obchodziła jej moja osoba. Nadal czułam wielką pustkę w sercu i liczyłam na to, że inni ją wypełnią na tyle, bym mogła myśleć o blondynce bez stresu. Zastanawiałam się, jak mogłabym z nią porozmawiać na następny dzień. Spokojnie. Jeszcze raz, bez krzyku. Przecież nie mogło to być takie trudne. Nasza separacja w ciągu ostatnich miesięcy pomogła mi się przyzwyczaić do życia bez dziewczyny u boku i chyba tylko dlatego nie wpadłam do dołka o nazwie "chwilowa depresja". Gdybym miała z nastolatką dobre kontakty od czasu Halloween, prawdopodobnie po naszej kłótni (która po godzinie wydawała się po prostu śmieszna oraz żywcem wyjęta z "Dlaczego ja?"), zamieniłabym się w jeszcze większego dementora.
Nie chciałam odcinać się w stu procentach od kogoś, kto swoją obecnością stale mi szkodził, i nie umiałam przyjąć do siebie wiadomości, że czułabym się znacznie lepiej, gdybym przejrzała na oczy. Wiedziałam, że do wyleczenia się z tego cholernego syndromu jeszcze długa droga, jednak miałam dla kogo to zrobić.
Dla moich prawdziwych przyjaciół.