〷●Jestem Kanda Yū●〷

By SukimaYu

19.7K 1.4K 313

Historia o tym, jak przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie. O tym, jak wiele musiałam utracić, by zyskać t... More

〷●Nagła zmiana●〷
〷●Szkic kwiatu●〷
〷●Z Kandą na gondoli, Yami się...●〷
〷●Nieprzewidywalność Yū●〷
〷●Nieskończoność●〷
〷●Nagromadzone uczucia●〷
〷●Dziewczyna z oczami w kolorze kwiatu●〷
〷●Księga ze wspomnień●〷
〷●Charity Bell i irytujący dźwięk●〷
〷●Wspomnienie i spotkanie●〷
〷●Uśmiech●〷
〷 ●Kwiat lotosu●〷
〷●Ruda Krewetka●〷
〷●Otchłań umysłu●〷
〷●Szloch●〷
〷+Dodatek na 10K+〷
〷●Świt trupa●〷
〷●Legenda●〷
〷mas: D.Santa-man 〷
〷Plany:Grudzień2018/styczeń2019〷

〷●Mroczna bezsenność●〷

689 73 15
By SukimaYu

Powoli czułam, że robię się senna, a wskazówki sporego zegara wiszącego pośród półek z księgami wskazywało na to, że spędziłam na czytaniu dobre kilka godzin, zapominając o posiłku i zmęczeniu.

Zerknęłam za okno i zorientowałam się, że zrobiło się już ponuro, co świadczyło o późnej porze.

- Przysnęłam? - mruknęłam do siebie, ale od razu zrozumiałam, że to mało prawdopodobne, ponieważ cierpiałam na bezsenność* i wręcz bałam się własnych snów przepełnionych strachem, a także niekiedy makabrycznymi wręcz obrazami zamglonych wspomnień lub wybryków wyobraźni.

- Yami-chan?

Usłyszałam czyjś przyciszony głos i delikatną dłoń na moim skostniałym z zimna ramieniu. Zacisnęłam powieki, by po chwili znów je otworzyć i ujrzeć oczy w kolorze kwiatów wiśni, obok których znajdowały się pasma blond włosów.

- Rose? Co ty tu robisz? - spytałam półprzytomnie, zbierając sobie z twarzy niesforne włosy pochodzące z przydługawej grzywki.

- Nigdzie cię nie widziałam, a Kanda wspominał, że nie wróciłaś nadal do pokoju - oznajmiła z nieukrywaną ulgą.

- Zaczytałam się i... - przerwałam, otwierając szerzej oczy - ...Kanda sprawdza, kiedy wracam?! - wypaliłam, zrywając się jednocześnie z drewnianego krzesła.

White prze moment jakby nie wiedziała co powiedzieć, ale szybko wzięła wdech i przemyślała moje słowa.

- Najwyraźniej - oznajmiła, jakby to było oczywiste. - Zdajecie się dobrze znać. - zaśmiała się.

- Jak dla mnie, to i tak za wiele - prychnęłam, wkładając do księgi zakładkę i zamykając ją. - Wymądrza się i nazywa mnie szczeniaczkiem, choć przerzucił się ostatnie mi czasy na mówienie mi po imieniu - ciągnęłam z nieukrywanym zirytowaniem. - Sam nie daje sobie mówić po imieniu i przez niego mało nie rozwaliłam sobie głowy, a kiedyś prawie mnie zarżną... - zamilkłam, widząc przerażenie malujące się na twarzy dziewczyny. - Em...w porządku, Rose. On ma już taki charakter, a ja najwyraźniej działam mu na nerwy.

- Mam nadzieję, że znajdziecie wspólny język, Yami-chan...Och! - wzdrygnęła się. - Nie lubisz zdrobnień. Przepraszam...Po prostu brzmi to weselej - tłumaczyła się z nijakim zapałem.

Może i miała rację i nawet moje imię było zbyt nieprzyjemne? Jednak pasowało do osoby, która je nosiła i przekonałam się o tym jednokrotnie. Nawet zdając sobie z tego sprawę, poczułam, że powinnam się zmienić.

- W porządku - powiedziałam ni to do niej, ni do siebie, jednocześnie podnosząc opasły tom i powoli odkładając go na miejsce.

- Hę? - wydusiła, jakby nieświadomi pomagając mi w podtrzymaniu księgi.

- Ale tylko tobie wolno mnie tak nazywać - dodałam, odwracając się, ale na mojej twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech. - Dobranoc, Rose.

Po tej rozmowie od razu udałam się w kierunku mojego pokoju. Miałam nadzieję, że nie obudzę Kandy, a ten nie da mi reprymendy za...

- A, wróciłaś już?

Po usłyszeniu tych słów zza drzwi jego pokoju od razu weszłam do swojego i walnęłam pięścią w ścianę.

- Tak! Wróciłam - warknęłam, ale uspokoiłam się w mgnieniu oka, choć nie do końca.

Nie kwapiłam się zdejmowaniem stroju do ćwiczeń, tylko opadłam na łóżko zatapiając wzrok w nieprzeniknionej ciemności. Znów poczułam lęk przed zamknięciem oczu i nadejściem kolejnego koszmaru, ale byłam wykończona...

- Gdzie idziesz? - pisnęłam. - A kiedy wrócisz?

- Och, Yami... - uklęknął przede mną i zaczął mierzwić mi krótkie włosy. - Nie wiem kiedy wrócę, ale muszę iść bronić ciebie i mamy - odparł uśmiechając się.

- Tatusiu, ale ja nie chcę! - tupnęłam ze złości nogą. - Nigdy cię nie ma, a mama pracuje. Nie chcę żebyś nas zostawiał!

- Nie zostawię. Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy.

Nadal zapierałam się i nie pozwalałam mu wyjść z ciepłego, a także przytulnego domu. Wiedziałam, że to zły znak, ale zdawałam sobie też sprawę z tego, że nie jestem w stanie go powstrzymać.

- Ale... - zawahałam się, hamując napływające mi do oczu łzy - ...masz też obronić babcię i dziadka. Ale dziadka bardziej - dodałam, wymuszając uśmiech.

- Kocham cię, córeczko...

Obraz zaczął się zamazywać i wkrótce znikający z uśmiechem na twarzy ojciec zamienił się makabryczną postać z czerwonymi ślepiami i szponami zamiast paznokci. Byłam przerażona... Chciałam tylko poczekać na ojca, ale nie ujrzałam go już więcej od tamtego dnia. Znaczy...znalazłam listy. Mama mówiła, że wszystko jest dobrze, ale przeczytałam w nich coś innego. Prawda była zgoła odmienna.

Wszystko dookoła mnie zaczęło się walić i sypać. Rodzinne pamiątki strawił ogień, a domownicy zmienili się w szkielety. Siedziałam z swoim pokoju i łkałam trzymając się za głowę. Byłam tylko małym dzieckiem.

Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i łapczywie łapiąc oddech, otarłam mokre od potu czoło.

- Znów koszmary - wymamrotałam przez zaschnięte gardło.

Było to jedynie wspomnienie odejścia ojca, wymieszane z bólem i wewnętrznym lekiem, którego od lat usiłowałam się pozbyć.

Kiedy tak właściwie zaczęły się te bezsenne noce i koszmary? Miałam je właściwie od zawsze, ale dokładny czas pozostawał dla mnie ukryty za mgłą wspomnień. Był czymś nieosiągalnym, przyćmionym przez traumę z dzieciństwa.

Przyciągnęłam kolana do brody i po uspokojeniu oddechu podniosłam głowę, by spojrzeć za okno.

- Słońce niedługo wzejdzie - wymamrotałam, kuląc się jeszcze bardziej i dygocąc na wspomnienie minionego koszmaru. - To był tylko sen. Tylko cholerny sen - powtarzałam sobie w myślach, wbijając paznokcie w skórę.

Kiedy już ochłonęłam, wyszłam z łóżka, by usiąść przy oknie i zaczekać na odpowiednią porę, kiedy to miałam wyruszyć na pierwszą misję. W końcu przywdziałam mundur i zawiązałam włosy w kucyka, co było już moim porannym nawykiem, niestety upodabniającym mnie również do Kandy.

Zdecydowałam się pójść do stołówki wcześniej i poczekać tam na Tiedolla.

Cicho otworzyłam drzwi i wyszłam na słabo oświetlony korytarz, by powoli udać się do wybranego miejsca, a będąc już tam, usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku, czekając na pana Jerrego - kucharza, który zawsze wie na co mam ochotę.

- Panienka Yami! - zaświergotał, widząc mnie, a ja aż podskoczyłam. - Misja?

- Ee...tak - odpowiedziałam niepewnie.

- Proponuję w takim razie kawę zbożową i pożywną jajecznicę, a skoro lubisz ostre potrawy, przyprawię ją należycie - mówiąc to, wpadł do kuchni i wkrótce poczułam przyjemny zapach obiecanego posiłku, który otrzymałam w ekspresowym tempie.

- Smacznego - powiedziałam sama do siebie, a następnie skosztowałam.

Danie wydawało się tak zwyczajne, ale zarazem cieszyło jak mało co. Przypomniało mi się, jak moja babcia przygotowywała dla nas podobny posiłek, ale istniała jedna zasadnicza różnica - teraz czułam się bardziej ,,jak w domu".

Wraz ze skończeniem posiłku poczułam na twarzy promienie słońca, które wdarły się do przestronnego pomieszczenia przez okna.

- Witaj Yami - usłyszałam za plecami uprzejmy głos generała. - Cieszę się, że jesteś wcześniej. Weź broń i wyruszamy, dostałem instrukcje dotyczące zadania - dodał z uśmiechem.

Uniosłam lekko kąciki ust i przymocowałam swoje Innocence do specjalnego pasa, by po chwili stać przed mistrzem z nieukrywaną radością i zapałem, które nie zniknęły nawet wtedy, gdy czułam niepokój wynikający zapewne z opuszczenia terenu Zakonu i mordęgi na tej przeklętej ,,gondoli".

- Z Kandą na gondoli - nucił z niebywałym entuzjazmem - Yami się...

- Mistrzu - syknęłam, wiedząc do czego to zmierza. - Może powie mi mistrz na czym będzie polegało moje zadanie? - zapytałam, usiłując zmienić temat.

Staruszek przechylił lekko głowę i wsparł ją na dłoni, kiedy to ja zajmowałam się sterowaniem łódką, co wymagało zręczności i naprawdę wyciskało siódme poty z mojego nieprzyzwyczajonego do wysiłku ciała.

- Będzie tam też jeden z moich uczniów... - zaczął, zatapiając wzrok w jakimś odległym punkcie po prawej stronie.

- Chyba nie ma mistrz na myśli Kandy! - wzdrygnęłam się na samą myśl o jego uwagach na temat moich błędów. - Będzie mnie dalej-

- Spokojnie - przerwał mi szybko i pokręcił powoli głową. - To Daisya Barry.

- Kto taki?

- Mój uczeń, którego poznałem w Bodrum, kiedy to byłem w Turcji - mówił z przejęciem. - Jest wielkim fanem piłki nożnej i to właśnie on będzie nam towarzyszył - dokończył i przeszedł do objaśniania mi naszego zadania.

Miałam nabrać doświadczenia i nie wkraczać, jeśli zrobiłoby się zbyt niebezpiecznie, a jako, że byłam jeszcze żółtodziobem, jedynie bym zawadzała, a moja duma nie pozwalała na coś takiego.

Ogromnie nurtowała mnie jedna rzecz, o którą jednak bałam się spytać, gdyż mogłaby urazić pana Froia, ale gnębiła mnie od dłuższego czasu, co sprawiało, że nie mogłam niekiedy się skupić, gdyż moje myśli kręciły się właśnie wokół tego. Podejrzewałam też, że nie uszło to uwadze starszego mężczyzny i prędzej czy później otrzymam odpowiedź.

- Jest coś, o co chcesz zapytać? - odezwał się w końcu, gdy dotarliśmy już do stacji.

- Owszem - potwierdziłam jego słowa, - ale uważam, że to pytanie może być...nieprzyjemne - przyznałam niechętnie, choć nadal byłam ciekawa.

- Dlaczegóż to? - dopytywał.

- Dotyczy generała Yeegara - bąknęłam, unikając jego wzroku i bojąc się, że jednak go uraziłam. Bądź co bądź wiedziałam z czym wiązało się odejście bliskiej nam osoby.

- Ach tak... - mruknął, jakby się zastanawiając oraz poprawił leniwie okulary, które lekko zsunęły mu się z nosa. - Odpowiem na twoje pytanie, Yami. Rozumiem, że nie chcesz mnie urazić, ale podejrzewam, że pytasz, gdyż to istotne, prawda? - dokończył, niemal niezauważalnie się uśmiechając.

Zawahałam się, ale szybko ułożyłam sobie w głowie przebieg rozmowy i sposób na jak najłagodniejsze poruszenie tematu śmierci generała Kevina.

- Więc... - zaczęłam niepewnie. - Od jakiegoś czasu zastanawia mnie, co tak właściwie się stało. Z tego co wiem - przerwałam na moment by wziąć wdech - odszedł całkiem niedawno, ale nie w tym rzecz. Chodzi mi dokładniej o to, czy Noah powtórzą to, mistrzu.

Odetchnęłam głęboko i przymknęłam nieznacznie oczy, by po chwili spojrzeć na Tiedolla, który do tej pory uważnie przysłuchiwał się mojemu pytaniu.

- Zapewne tak - odpowiedział po chwili namysłu. - Nie wyjaśniono ci tego jeszcze, ale i tak wkrótce byś się dowiedziała.

- O czym? - dopytywałam, tłumiąc narastającą ciekawość wymieszaną z zaniepokojeniem.

- Oni niszczą Innocence - powiedział, a ja poczułam dreszcz na plecach. - Szukają Serca, o którym czytałaś lecz jak na razie nie ma kolejnych ofiar.

Wkrótce maszyna ruszyła, jednak ja nie odezwałam się już ani słowem, pogrążona we własnych przemyśleniach i nijakim strachu. Jednak mimo tego nadal czułam ciekawość, a nawet potrzebę poznania prawdy.

- Czy jest coś jeszcze? - mruknęłam.

- Słucham?

- Jeśli to nie problem, mistrzu, to chcę wiedzieć wszystko - odpowiedziałam, pochylając lekko głowę.

Może i nie była to potrzeba, a raczej dziwne oraz niepokojące uczucie wewnątrz mnie, które podpowiadało, że wkrótce może wydarzyć się coś złego.

- Dobrze... - sapnął, a następnie spojrzał na mnie oczami wypełnionymi wręcz bólem. - Oprócz Innocence generała Yeegara, skradziono jeszcze dziewięć kawałków. - zrobił krótką przerwę i kontynuował. - Kevin żył jeszcze, kiedy go znaleźliśmy, ale wkrótce zmarł z powodu odniesionych ran...jednak aż do ostatniego tchu śpiewał okropną piosenkę, która mówiła o tym, że jego Innocence nie było Sercem, a oni będę dalej szukać - dokończył i westchnął pocierając oczy. - Niebawem podzielono Egzorcystów na grupy, gdyż pozostali generałowie zapewne też staną się celem. Przez te niecałe dwa dni będę z Tobą i Barrym, a następnie wrócisz do Zakonu lub... - i tu przerwał, mówiąc, że musi to jeszcze przemyśleć.

- Zgaduję, że do pana grupy będą należeć Kanda, Nosie Marie i właśnie Daisya Barry, prawda? - zapytałam by nieco złagodzić temat i pozwolić generałowi choć na moment zapomnieć o problemie.

- Najpewniej, ale możliwe, że ty również - odparł, zatapiając wzrok w krajobrazie rozpościerającym się za oknem. - Ech, mam nadzieję, że jakoś dogadasz się z Kandą... - dodał przyciszonym głosem.

Miałam co do tego wątpliwości, ale również sądziłam, że znalezienie wspólnego języka było dobrym pomysłem, szczególnie w tej trudnej sytuacji.

- Nadzieja matką głupich - burknęłam. - Uważam, że trafniej byłoby powiedzieć, że powinniśmy się dogadać, ale kto wie? Może kiedyś zacznie mnie szanować?

Zamilkł na chwilę przyglądając mi się w ciszy i jakby analizując moje słowa.

- Bardzo by mnie to ucieszyło - skwitował uśmiechając się w końcu.


C.D.N.

Słowa: 2147 słów

_____________________________________________________________

* Yami cierpi na bezsenność pierwotną. W większości przypadków do zachorowania na bezsenność pierwotną dochodzi nagle pod wpływem stresujących wydarzeń życiowych. Po ustaniu czynnika stresogennego bezsenność przechodzi w fazę przewlekłą i może ustąpić po kilku miesiącach lub trwać latami, w trakcie których dochodzi do przejściowych pogorszeń i popraw.(no... mam to)


Przygotujcie się na zgony! W kolejnej części pojawia się Daisya Barry.

Continue Reading

You'll Also Like

12K 589 19
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...
175K 10.1K 128
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...
20.9K 1.1K 42
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
5K 501 20
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...