FEAR →psycho romans

By goldenbarbs

152K 7.5K 1K

Strach - jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkc... More

UWAGA - ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ
|01| - wersja początkowa
|02| - wersja początkowa
|03| - wersja początkowa
|04| - wersja początkowa
|05| - wersja początkowa
|06| - wersja początkowa
|07| - wersja początkowa
|08| - wersja początkowa
|09| - wersja początkowa
|010| - wersja początkowa
|011| - wersja początkowa
|012| - wersja początkowa
|013| - wersja początkowa
|014| - wersja początkowa
|015| - wersja początkowa
|016| - wersja początkowa
|017| - wersja początkowa
|018| - wersja początkowa
|019| - wersja początkowa
|020| - wersja początkowa
|022| - wersja początkowa
|023| - wersja początkowa
|024| - wersja początkowa
|025| - wersja początkowa
|026| - wersja początkowa
|027| - wersja początkowa
|028| - wersja początkowa
PREMIERA MOJEJ KSIĄŻKI - 365 DNI. ZOBACZYMY SIĘ ZNÓW.
|029| - wersja początkowa
|030| - wersja początkowa
|031| - wersja początkowa
|032|- wersja początkowa
|033| - wersja początkowa
|034| - wersja początkowa
Epilog - wersja początkowa
NOWA WERSJA
prolog
rozdział 1
rozdział 2.
rozdział 3.
rozdział 4.
rozdział 5.
rozdział 6.
rozdział 7
rozdział 8.
rozdział 9.
rozdział 10.
rozdział 11.
rozdział 12.
rozdział 13
Rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
Rozdział 19
rozdział 20

|021| - wersja początkowa

1.7K 140 20
By goldenbarbs


Tomlinson stał w swojej szatni, uderzając w worek. Miał jeszcze pół godziny przed walką, które zamierzał wykorzystać na trening. Musiał zniszczyć Malika. Obiecał to sobie dziś rano, popołudniu i teraz. Obiecał to sobie już dawno. Przyśpieszył swoje ruchy, a worek ledwie utrzymywał się na łańcuchach. W Louisie rozpalała się furia i nienawiść, którą zamierzał wykorzystać na ringu. Liam siedział na ławce, obserwując ruchy chłopaka. Był pewien wygranej Louisa, dzięki dobremu przygotowaniu i zaparcia. Nie ukrywajmy, ale Zayn Malik był teraz jego jedynym celem. Czasem Liam obawiał się własnego przyjaciela, nie ukrywał, że był nieprzewidywalny, podejmował pochopne decyzje i nigdy nie żałował. Jeśli ktoś raz zdradzi Louisa lub nadwyręży jego zachowania, do końca życia pozostaje wrogiem. Tylko kiedy ten koniec życia nastąpi? To również może zależeć od Tomlinsona. Jeśli Zayn wyprowadzi go z równowagi, jego życie skończy się po dziesięciu minutach. Jak wspomni o dziewczynie Tomlinsona, jego czas skróci się o pięć minut. Każdy wiedział, że Maybelly była słabością Louisa. Dla niej był w stanie zabić, dlatego cieszył się, że May została w domu. Nie chciał, by rozpraszała na ringu bruneta. Liam miał duże doświadczenie, a do walki trzeba być przygotowanym nie tylko fizycznie. Wystarczyłoby krzywe spojrzenie w stronę Maybelly i Louis zająłby się nie tym, co potrzeba. Poza tym dziewczyna mocno by się wystraszyła, bo tym razem Tomlinson nie zamierzał odpuszczać, nie ukrywajmy tego. Był tak bardzo zmotywowany, jego umysł był maszyną, której nikt nie będzie w stanie powstrzymać od zabójczych myśli.

Demony zawładnęły nim. Jego oczy z niebieskich zrobiły się praktycznie czarne. Jego ruchy stawały się bardziej precyzyjne. Worek zerwał się z łańcuchów. Louis wytarł nadgarstkiem pot z czoła. Był gotowy i czuł to w kościach. Dzisiaj ten dzień, dzień w którym Louis Tomlinson zabije swojego wroga. Zwilżył językiem dolną wargę i uniósł delikatnie kąciki ust, czując satysfakcję, choć walka jeszcze się nie rozpoczęła. Zrzucił z rąk rękawice, które upadły koło nóg jego trenera.

– Dobrze ci idzie. Ale musisz nad sobą panować. Inaczej źle skończysz. Wiem, co chcesz zrobić, tylko pomyśl o konsekwencjach – rzucił Payne.

– Pieprzyć konsekwencje. Nie pozwolę mu, żeby przejął to miasto. To one się liczy, a ja jestem w nim królem. – Odkręcił butelkę z wodą i wypił połowę.

Otarł usta dłonią i oparł się o szafki, wbijając wzrok w Liama. Ten pokręcił głową, wzdychając.

– Louis, nie. Wygraj, ale nie zabijaj.

– Zobaczymy na ringu. Ja ci nic nie obiecuję, ale to od niego będzie zależeć czy przeżyje tę walkę. – prychnął Tomlinson.

Z korytarza dochodziły głosy mężczyzn. Poznał jeden z nich. Zayn Malik. Człowiek, który jako jedyny go pokonał. Na tę myśl, zadrżał z gniewu, zaciskając palce na butelce wody. Zgniótł plastik i rzucił go w kąt, rozlewając resztkę wody.

– Odpieprz się, bo będziesz miał rozgrzewkę przed walką, kutasie – warknął Harry, będący na korytarzu. Jego głos był dość donośny.

Louis kierował się w stronę wyjścia, ale dłoń Liama powstrzymała go. Pokręcił głową. Musiał poczekać jeszcze parę minut. Pieprzonych minut, które dłużyły się nie miłosiernie. Drzwi się otworzyły, a jego brat wszedł do środka.

– Zajebałbym mu. – Mruknął Styles i spojrzał na Louisa. – Powodzenia. Śliczna bezpieczna, siedzi w domu. Alyssa powiedziała, że ma szlaban, ale w zasadzie nie jest najgorzej. Podobno Evans łyknął kłamstwa.

Brunet przytaknął. Żałował, że jego dziewczyna ma szlaban, ale zawsze znajdzie sposób by do niej dotrzeć. Była jego, słuchała się jego, to jego stawiała na pierwszym miejscu. Nie przejmował się za bardzo jej ojcem. Zamierzał odwiedzić Evansa w pracy, trochę go zaskoczyć.

Harry poklepał brata po ramieniu i popatrzył na Liama, nic nie mówiąc. Doskonale wiedział, że wszystko było gotowe. Tomlinson za chwilę wyjdzie na ring i nie pozwoli położyć się na deski. Zbyt długo na to czekał, na zemstę, którą sobie poprzysiągł od dnia, kiedy przegrał.

– Powodzenia, bracie. – Uścisnął Louisa w przyjacielski sposób.

Tomlinson nic nie odpowiedział, lecz kiwnął głową i przymknął na moment oczy. Czuł się coraz bardziej zdeterminowany. Wsparcie Harry'ego mu pomagało. Zacisnął zęby, wziął rękawice i wyszedł z szatni. Jego trener oraz brat ruszyli za nim. Przeszli przez wąski korytarz na salę, gdzie tłum wrzał, czekając na walkę Seattle.

Ludzie, jak zawsze, krzyczeli jego imię, lecz zawrzało, gdy po drugiej stronie pojawił się Zayn. Kibice zostali podzieleni i duża część chciała wspierać również Malika. Harry zacisnął rękę na ramieniu brata i popchnął go lekko, by nie zwracał na to uwagi, a skupił się na tym, co zaraz nastąpi. Lou spojrzał na miejsce, które zawsze zajmowała Maybelly. Musiał się upewnić, że jej nie było. Miejsce było puste. Wziął głęboki oddech i wszedł na ring, gdzie jego przeciwnik już tam był. Zmierzyli się spojrzeniem, które mogło zabijać. Zayn wydawał rozbawiony, ale to nie oznaczało, że nie był przygotowany. On również nie zamierzał przegrać. Obaj byli jak maszyny do zabijania. Louis wyrzucił ręce do góry. Tłum zrobił większy hałas. Lubił to uczucie, gdy ludzie wykrzykują jego imię. Dawali mu motywacje i poczucie, że chcą go zobaczyć silnego, mocnego, najlepszego. Taki właśnie dziś będzie.

Komentator zagrzewał kibiców, natomiast chwilę później gong oznajmił początek walki. Zaczęło się. Ruchy były precyzyjne. Uderzenia były jedno szybkie i zabójcze. Jedno za drugim. Nie było przerwy na odetchnięcie. Żaden z nich nie zamierzał prowadzić gry, bo nie mieli na to czasu. Louis dostawał bardzo mocno, ból rozprowadzał się po jego ciele. Jedną rundę przegrał. Zamknął oczy, pozwalając Liamowi doprowadzić się do porządku. Gdy podniósł powieki, nie było już Tomlinsona, była bestia, gotowa zabić każdego. Drugą rundę rozpoczęła się. Louis atakował przeciwnika z furią. Żadnej litości.

Payne i Styles stali przy ringu, obserwując chłopaka, który nie panował nad niczym. Zayn miał precyzyjne i przemyślane ruchy, używał sprytu. Natomiast Louis działał siłą i nienawiścią, niczym więcej.

– Pozabijają się – mruknął posępnie Harry.

– Wiem to, ale nie zdołasz ich powstrzymać. Obaj chcą coś osiągnąć. – westchnął Payne w odpowiedzi, kiedy Louis przewrócił przeciwnika.

Zaczął okładać Zayna morderczymi ciosami. Krew, która kapała na parkiet tylko nakręcała go jeszcze bardziej. Sędzia ich rozdzielił i tę rundę wygrał Tomlinson. Dwie minuty przerwy, by mogli wrócić do siebie i znów podjęli walkę. Tym razem obydwoje nie dawali przeciwnikowi szans. Cios za cios.

Harry odwrócił głowę, słysząc za sobą duże zamieszanie. Nikt nie krzyczał imion zawodników. Policja.

Przeklął pod nosem. Wołał imię brat, ale ten nie reagował. Był w transie z którego nikt nie mógł go wybudzić.

– Zabierz go z ringu – warknął do Liama, rozglądając się.

Ludzie zaczęli uciekać z hali. Nalot policji był niespodziewany. Syreny zostały włączone, a funkcjonariusze łapali przypadkowe osoby.

Malik odepchnął Louisa, splunął krwią i zeskoczył z ringu, nie zamierzając dać się złapać policji. Tomlinson szukał go jeszcze wzrokiem, nie mogąc odpuścić. Znalazł. Był nie daleko, przepychał się przez tłum. Chciał tam podbiec, skończyć to co zaczął. Już miał ruszyć, kiedy poczuł jak jego ręce są zakuwane w kajdanki. Zacisnął zęby wściekły i jęknął z bezradności. Krew spływała mu po podbródku, wargę miał rozciętą, tak samo jak łuk brwiowy, sam nie wiedział po raz który. Bolały go ramiona i żebra, ale ból dawał przyjemności. Satysfakcję. Mimo wszystko wiedział, że dołożył Malikowi i prędzej czy później i tak z nim skończy. Warknął, gdy policjant popchnął go w stronę wyjścia. Nie mógł uwierzyć w to, że dał się złapać. Prowadzony do radiowozu, myślał o zemście. Chłopaki wpłacą kaucję i wyjdzie, tym się nie martwił. Ale kto, kurwa, dał znak, że są walki? Nigdy nie przychodzili, dziś musieli? Akurat w ten wieczór, gdy Malik miał zostać pokonany? Może to jego sprawka? Może wiedział, że przegra i wolał przerwać walkę.

To było bardzo prawdopodobne. Louis uśmiechnął się, myśląc jak Malik spieprza z jego miasta, z powodu strachu.

***

Przesłuchiwali go dwie godziny, ale mało co wyciągnęli. Tomlinson był uparty, wolał milczeć. Nie ich sprawa jaką sobie rozrywkę urządzał. Za udział w nielegalnej walce miał siedzieć czterdzieści osiem godzin. Oczywiście. Już o godzinie siódmej rano, policjanci zdjęli mu kajdanki, oznajmując, że odpowiednia kaucja została zapłacona.

Wychodząc z aresztu zobaczył swojego brata i Payne'a obok. Przywitał się z nimi jak należało, a chwilę potem jego pięść wylądowała na masce samochodu. Był wściekły, był tak blisko zabicia go i nagle pieprzona policja zjebała mu plany. Cudownie! Lepiej być nie mogło.

Harry położył mu dłoń na ramieniu. Nie spodziewał się innej reakcji po starszym bracie, ale wolał go opanować. Jakaś głupia sytuacja przed komisariatem nie była im potrzebna.

– W bagażniku masz koszulkę, ubierz się. Wracamy do domu. Nic nie jest jeszcze przesądzone. – pocieszył go.

– Ta – mruknął Tomlinson.

Poszedł do na tyły samochodu otworzyć bagażnik. Wyjął z niego czystą koszulkę i założył ją na siebie. Chwilę później siedział w samochodzie, oglądając swoje zdarte pięści. Wyglądało to okropnie, krew zaschła na zranionej skórze. Nie przejmował się tym, ale chciał je jak najszybciej umyć. A potem chciał zobaczyć swoją słodką Maybelly. Zwilżył usta na myśl o dotyku jej warg. Już nie mógł się doczekać, aż ją zobaczy. Ach, a dzisiaj specjalnie zajmie się jej ojcem. Wiedział, gdzie Evans miał biuro w Seattle. Wystarczy, że poczeka, aż ten będzie kończył pracę. Evans będzie się jego bał, tak, że nie będzie wchodził mu w drogę. Tego już dopilnuje. 

Continue Reading

You'll Also Like

59.1K 6.6K 36
"Dzwonię do ciebie ostatni raz. [...] Kończę z tobą, Maisie. Nie mam zamiaru dłużej czekać." Cody Ward od małego był szkolony przez ojca do roli kapi...
62.1K 6.3K 20
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...
399K 8.5K 38
KSIĄŻKA POTRZEBUJE GRUNTOWNEJ KOREKTY I JESTEM ŚWIADOMA WSZYSTKICH BŁĘDÓW, ZA KTÓRE PRZEPRASZAM #1 Dream Ona jest córką szefa włoskiej mafii. On jes...
124K 3.2K 22
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chło...