Zawiodłam. Ta myśl obijała się w mojej głowie, gdy wlokłam się szkolnym korytarzem w stronę wyjścia. Nie zwracałam uwagi na otoczenie. Było tak mało absorbujące w obliczu mojej porażki. Wiedziałam, że jedyne co teraz mogę zrobić, to czekać na kolejny ruch szantażysty. Niewiele. A w międzyczasie pewnie sam strach zdąży mnie zadławić.
– Jest. – Zza drzwi jednej z klas wyskoczył Wiktor i wciągnął mnie do środka, zatrzaskując drzwi.
– Ej, ej! – Kopnęłam go w odwecie w goleń, ale nie wydał się szczególnie tym poruszony. Tylko odsunął się na bezpieczną odległość, bym nie zrobiła tego jeszcze raz.
– Co ty wyprawiasz? – warknęłam.
– Nie denerwuj się. – Dopiero teraz zauważyłam Olka, który przysiadł na jednej z ławek. – Chcieliśmy wiedzieć jak ci poszło.
Skinęłam głową, ale uciekłam wzrokiem, zdając sobie sprawę z własnej porażki.
– Nie poszło... – wymamrotałam cicho.
Wiktor prychnął.
– Wiedziałem, że sobie nie poradzi. Nawet głupiej bajki nie potrafi sprzedać!
Czułam jak krew się we mnie gotuje.
– Wyobraź sobie, że umiem! – warknęłam. – Problem w tym, że za bardzo w nią uwierzyła. Jest przekonana, że mój „adorator" sam się ujawni.
– Idiotka – mruknął Wiktor, a ja po spojrzeniu jakie mi posłał domyśliłam się, że to określenie dotyczyło mnie, a nie dyrektorki.
– Mam ci przypomnieć kto wpadł na ten IDIOTYCZNY pomysł?!
– Cisza – upomniał nas Olek. – To nie czas i miejsce na kłótnie. Lepiej żeby nikt nas tu nie znalazł. Więc... – zwrócił się do mnie – że Zalewska nie pozwoliła ci tego sprawdzić?
Przytaknęłam.
– To rzuca trochę inne światło na tę sprawę.
– Co masz na myśli?
Chwilę milczał, jakby jeszcze się nad czymś zastanawiał, a ja miałam czas, by się rozejrzeć. Była to klasa biologiczna. Wielki kościotrup stał pod oknem, a obok niego obdarty ze skóry gościu. Wiedziałam, że to tylko plastik, ale wyglądał tak autentycznie, że aż się wzdrygnęłam.
– Jeśli Zalewska ci nie pozwoliła... – podjął Olek – to albo faktycznie uwierzyła w twoją historię, albo... albo wie o całej sprawie i coś ukrywa. Mogła sama podłożyć ci ten list, ale ciężko mi to sobie wyobrazić. Nie parałaby się taką pracą. Raczej kimś by się wyręczyła.
Zmarszczyłam brwi. Kryje kogoś? Ta szczerze uśmiechnięta kobiecina miałaby być dwulicowa? Nie... ciężko mi było w to uwierzyć. Ale faktycznie... nie pozwoliła mi spojrzeć w monitoring, a to chyba nie zajmuje aż tak wiele czasu. Szczególnie, że dokładnie znałam czas i miejsce, które chciałam sprawdzić.
– Jeśli to prawda, to musimy się do tego zabrać w inny sposób – powiedziałam.
– Ty będziesz musiała – wtrącił Wiktor.
Spojrzałam na niego wilkiem i już miałam mu przypomnieć, że nie tylko ja jestem tutaj Inshi, ale ubiegł mnie Olek.
– Nie – powiedział – teraz siedzimy w tym razem i razem musimy się zastanowić co z tym zrobić.
Popatrzyłam na buca z wyższością. Udawał jednak, że tego nie zauważył i ostentacyjnie odwrócił się w stronę okna.
– Może... – zaczęłam – dałoby się jakoś włamać do tego systemu?
Spojrzałam na Olka z nadzieją, bo to on miał do tego talent.
– Odpada – zaprzeczył. – Hasło stanowią jej linie papilarne... Chyba, że coś wyniosłaś z jej gabinetu?
Przypomniałam sobie minimalistyczną ilość sprzętów w jej gabinecie i to, że nawet nie tknęła papieru, który jej podsunęłam i pokręciłam przecząco głową. Ciężko byłoby to zrobić.
– Nie i nie da rady nic stamtąd wynieść – powiedziałam.
Olek pokiwał głową, a Wiktor (łaskawie) znów na mnie spojrzał.
– Jeśli faktycznie jest w to zamieszana, to biorąc coś z jej gabinetu, wpakowałabyś się w jeszcze większe gówno – powiedział.
– Dzięki za uświadomienie – burknęłam.
– Wiem, co możemy zrobić... – zaczął Olek, a ja i Wiktor spojrzeliśmy na niego z zainteresowaniem.
– Sami możemy założyć monitoring i umieścić go w twoim wizjerze. A gdy szantażysta przyjdzie następnym razem, to wszystko zostanie uwiecznione.
Uśmiechnęłam się.
– Genialne!
– Gorzej jak ten ktoś już nic nie zostawi – wtrącił Wiktor – albo zacznie podrzucać koperty gdzie indziej.
– Dobra, dobra – przerwałam jego pesymizm. – Jeśli już nic nie zostawi, to problem z głowy, a jeśli zacznie podrzucać je w inne miejsca, to wtedy będziemy się zastanawiać. Póki co i tak nie ma lepszych pomysłów, a ten pomysł jest dobry.
Olek kazał mi przyjść za dwie godziny, gdy wszystko przygotuje. Mam po prostu odkręcić to małe szkiełko w drzwiach i wstawić za nie nowo zmontowany mechanizm. Nic trudnego. Nagrania będą kierowane prosto na mój komputer, ale dostęp do nich będą mieli też oni. Na tym miała polegać nasza współpraca. Na wymianie informacji.
Gdy wróciłam do pokoju, to okazało się, że kolejna koperta już na mnie czeka. Tym razem w środku było: „Nie powinno cię tu być, Inshi". Przegapiliśmy okazję na poznanie tożsamości prześladowcy. Szkoda. Jednak jednocześnie świadczyło to o tym, że nie zmienił metody zastraszania i prawdopodobnie kolejna koperta również zostanie dostarczona w ten sam sposób.
Zrobiliśmy więc tak, jak planowaliśmy. Tego dnia kładłam się już spać spokojniejsza, byłam pewna, że gdyby wydarzyło się coś niepokojącego, będę mogła to sprawdzić. Pozostało więc czekać.
Rano obudziłam się wcześnie, od razu sprawdzając czy pod drzwiami nie ma nowego listu. Nie było. Coś jednak mówiło mi, że jeszcze dziś przyjdzie, a wtedy poznam jego tożsamość.
Na zajęciach siedziałam podenerwowana. Czujna. Uważnie obserwując otoczenie. Nic jednak nie wzbudziło moich podejrzeń. Ktoś albo był tu świetnym aktorem, albo to ktoś spoza klasy.
Amanda wydawała się jeszcze bardziej zmartwiona moim stanem i upierała się, żebym poszła z nią do lekarza. Tłumaczyłam jej najspokojniej jak potrafiłam, że mam taką zmienną naturę i żaden lekarz mi nie pomoże.
Z Olkiem i Wiktorem ustaliliśmy, że nasza współpraca musi pozostać tajemnicą. Zwyczajnie udawaliśmy, że nie mamy ze sobą żadnych wspólnych tematów. Jedyne rozmowy jakie mogliśmy ze sobą prowadzić, to te przez maile i komunikatory. Ale nie za dużo, bo do takich wiadomości można się włamać, nawet po zabezpieczeniach Olka. Nic więcej nie było dozwolone, by nie naprowadzić szantażysty na trop kolejnego Inshi.
Po zajęciach pobiegłam do internatu, jakby mnie sam diabeł gonił. Przeżyłam jednak rozczarowanie, bo żadnej wiadomości nie było. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to przecież oczywiste. Jeśli listy podkłada ktoś z uczniów, to nie miał na to dość czasu. W końcu zajęcia dopiero się skończyły.
Czekałam. A już wspominałam, że nie lubię czekać? Definicja „nic nie robienia" mogła zostać napisana na nowo, a wszystkie czynności, które wówczas wykonywałam mogły się w niej znaleźć. Zaczęłam od sprawdzenia poczty, później włączyłam obraz z kamery i przez piętnaście minut śledziłam kto przechodzi korytarzem. Gdy jednak stwierdziłam, że to nie ma sensu, zaczęłam grać w gry na tablecie, ale gdy zaczęły mnie bardziej denerwować niż uspokajać, zostawiłam je i rzuciłam się na łóżko.
Nie wiem jak długo tak leżałam, jednak z tego stanu zbudził mnie szelest papieru pod drzwiami. Koperta. Rzuciłam się do drzwi. Otworzyłam je szeroko i zamarłam. Jakie było moje zdziwienie, gdy i tym razem nikogo za nimi nie zastałam. A przecież koperta ledwo co została wsunięta!
To nic. Trzasnęłam drzwiami i dopadłam do komputera. Trzy minuty wstecz. Cofnij. Play. Jednak trzy minuty później byłam jeszcze bardziej skołowana. Cofnęłam obraz raz jeszcze i jeszcze raz, zwiększając odstęp czasu. Jednak wciąż pokazywał to samo. Czyli nic. Za drzwiami nikogo nie było. NIKOGO.
Na moment mnie ścięło. Spojrzałam jeszcze raz pod drzwi, gdzie leżała nienaruszona koperta i ponownie na obraz z kamery. Jak to, do cholery, możliwe?!
Czy ten obraz ma być dowodem na istnienie duchów? Zadrżałam. O nie, co to to nie! Nie dam się wkręcić w coś podobnego. Niestety nagrany film był na to żywym dowodem.
Odetchnęłam głęboko i podeszłam podnieść kopertę. „Przed śmiercią się nie ukryjesz, Inshi".
W zdenerwowaniu zmięła papier i zaczęłam się zastanawiać, czy w dzisiejszych czasach istnieje coś takiego jak peleryna niewidka, ewentualnie urządzenie, które zamraża obraz w kamerze na odległość? Co prawda o niczym takim nie słyszałam, ale nie jestem szczególnym orłem w dziedzinie techniki.
Ze swoimi wątpliwościami mogłam pójść tylko w jedno miejsce. Dlatego nie namyślając się długo, tak zrobiłam. Byłam jednak ostrożna i nie biegłam, na wszelki wypadek wzięłam nawet tablet, by gdyby ktoś pytał, powiedzieć że mam problem z zadaniem i szukam kogoś, kto zna rozwiązanie.
– Co się stało? – zapytał Olek, gdy tylko drzwi się za mną zamknęły.
Wyciągnęłam wymiętą kartkę i podałam mu ją.
– Mamy go? Tak? – zapytał. – Już wiesz kim on jest?
Pokręciłam przecząco głową, a chłopak dostrzegł chyba coś niepokojącego w moich oczach, bo od razu doskoczył do komputera. Nawet Wiktor wyraźnie zaintrygowany, również podszedł.
– O której to było godzinie?
– Między szesnastą piętnaście, a dwadzieścia-pięć. Tak najpewniej koło szesnastej dwadzieścia.
Chłopaki obejrzeli nagranie kilkakrotnie. Ja przysiadłam na łóżku, wiedząc co na nim jest. Byli równie zaskoczeni jak ja, jednak nie przypisywali tej anomalii obecności duchów. Zaczęli odtwarzać film klatka po klatce, szukając na filmie czegoś, co by ich naprowadziło w jaki sposób to się stało.
– Widzisz to? – Olek po jakimś czasie wskazał coś, a Wiktor przytaknął.
Wyciągnęłam szyję, by dojrzeć co to takiego.
– Ten szantażysta nie jest taki głupi – powiedział Olek, a w końcu podniosłam się i spojrzałam na monitor. Na ekranie widniał powiększony fragment podłogi, a na nim widoczne było metalowe... coś.
– Co to takiego?
– Robak – powiedział Olek. – Nieduży pojazd. Normalnie wykorzystywany do naprawiania usterek, tam gdzie ciężko się dostać. W instalacjach, wodociągach, przy naprawie urządzeń mechanicznych.
Z boku wyświetlił mi trójwymiarowy obraz tego pojazdu. Z przodu posiadał szereg urządzeń, coś jak wielofunkcyjny scyzoryk – szczypczyki, nożyki, śrubokręty... wszystko bardzo małych rozmiarów.
– Pewnie nie patrzyłaś na podłogę? – Wiktor odwrócił się na mnie.
Przecząco pokręciłam głową. Nie myślałam, że ten ktoś, kto mi podrzuca mi te listy, jest wielkości gąsienicy. Olek pokiwał głową.
– Szantażysta wiedział, że tam nie będziesz szukać, dlatego mógł się nim posłużyć. Sprytne. Całkiem sprytne. Jednak musiał dokładnie wiedzieć, gdzie się znajduje, by nim kierować. A w takim razie, albo faktycznie współpracuje z dyrektorką i ma dostęp do kamer, albo schował się gdzieś za rogiem.
Na chwilę umilkliśmy, by to wszystko przemyśleć.
– Montujemy kolejne kamery? – zapytał Wiktor.
– Też o tym myślałem. To najlepszy sposób... ale nie mam obecnie dość sprzętu, by stworzyć ich tak wiele.
– A nie mógłbyś... – Wiktor urwał, by się zastanowić – zrobić coś podobnego do tego? – Wskazał na „robaka". – Nie musi mieć tak wiele funkcji, chodzi tylko o to, by miał kamerę i gąsienicę, bądź kółka... i by dało się nim pojechać za tym.
Olek kiwnął głową.
– To jestem w stanie zrobić, ale też zajmie to trochę czasu. Na wszelki wypadek zamówię części do kamer, jeśli to nie zadziała, będziemy musieli cały korytarz nimi obstawić. Tylko ciekaw jestem jak to zrobimy...
Westchnęłam ciężko. Ta bezradność mnie denerwowała. Mimo to z każdą groźbą czułam się coraz lepiej. Może to dziwne. Może powinnam coraz bardziej się bać? Jednak ja upewniałam się w przekonaniu, że szantażysta nie chce ujawniać swojej tożsamości, a skoro tak, to nie jest w stanie mi zagrozić.
***
Już dziesiąty! (lub dopiero...) W każdym razie dziękuję, że ze mną jesteście :D Niestety przez najbliższy tydzień nic nowego się nie ukaże, ponieważ wyjeżdżam na wczasy. Ale wrócę ;-) Mam nadzieję, że i Wy wykorzystacie tę piękną pogodę ;-)