Divine Salvation // ZAKOŃCZON...

By nasturtium90622

77.8K 3.1K 1.3K

"I nawet jeśli zostaną po nas tylko zgliszcza, gdzieś głęboko schowałam iskrę, która jest w stanie spalić każ... More

Prolog
1. Aiden, gdzie jesteś?
2. Dla niej wszystko zaczęło się tutaj
3. 2 minuty i 22 sekundy rozmowy
4. Twoje oczy nie kłamią
5. Zrobię dla ciebie wszystko
6. Słowa, których nie umieliśmy wypowiedzieć
7. To tylko piętnaście godzin
8. Nie jesteśmy w Kalifornii
9. Dwa razy kocham
10. Język miłości
11. Perfekcyjny bal
12. Byliśmy swoim zbawieniem
13. Mały element
14. Bez ciebie nie istnieję
15. Do zobaczenia
16. Poczuć się wspaniale
17. Ostatnia oznaka człowieczeństwa
18. Nie zatrzymuj się
19. Aiden Wood
21. Nic do stracenia
Epilog

20. Nasz mały cud

2.8K 116 55
By nasturtium90622


Nigdy nie znajdziemy człowieka w stu procentach dobrego ani w stu procentach złego. Sumienie każdego z nas jest zanieczyszczone przez mniejsze lub większe grzechy, lecz jak postawić granicę? Skąd wiadomo, który czyn jest dobry, a który zły? Linia pomiędzy tymi dwiema wartościami jest bardzo cienka. Nawet nie wiemy, w którym momencie ją przekraczamy. Ja przekroczyłam ją w dniu, w którym poznałam Aidena.

Nie słyszałam ani jednego słowa po tym, jak go zabrali. Jedynie dziwny pisk wypełniał moją głowę, gdy obraz przeskakiwał, jak w filmie. Klatka po klatce patrzyłam na kolejne wydarzenia niczym w zwolnionym tempie. Widziałam dzwoniącego Williama, który ocierał swoją twarz dłonią, następnie patrzyłam na policjantów, chodzących w tę i z powrotem z przeróżnym sprzętem. Widziałam też naszych przyjaciół - awanturującego się Shawna, płaczącą Sky i przytulającego ją Lewisa, zszokowaną Vere i Nate'a oraz Liv i Milesa, którzy chyba próbowali mi coś powiedzieć, lecz zupełnie się na tym nie skupiłam. W mojej głowie było teraz tylko jedno zadanie - zabrać telefon.

Spojrzałam na Williama, który właśnie czytał cały dokument aresztowania oraz nakaz przeszukania domu, robił to powoli, czytając każde słowo, aby znaleźć, choć najmniejszy błąd. Później przeniosłam swój wzrok na zdenerwowanego Shawna. Spokojnie i pewnie zblokowałam z nim spojrzenie, a następnie delikatnych ruchem głowy wskazałam na dwóch funkcjonariuszy stojących przy wejściu. Zrozumiał, że ma odwrócić ich uwagę, co skutecznie uczynił, wszczynając kolejną awanturę. W tym czasie niepostrzeżenie weszłam do domu i pobiegłam do sypialni Aidena. Upewniłam się, że na pewno nikt mnie nie widział i zamknęłam za sobą drzwi. Szafa. Telefon. Zabrać.

Szybko zeskanowałam cały pokój, a następnie podbiegłam do stojącej w kącie szafy. Na jej dole leżały dwa pudła wypchane różnymi ubraniami. Zaczęłam przewracać wszystko w pierwszym z nich w poszukiwaniu telefonu, gdy niczego nie znalazłam, złapałam za drugie pudełko i wysypałam z niego wszystkie swetry na podłogę. W sekundę zrobiło mi się niewyobrażalnie gorąco, a po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przełknęłam powstałą w gardle gulę, gdy pod stertą starych swetrów znalazłam smartfona, a tuż przy nim broń. Czarny, krótki pistolet wypadł razem ze wszystkimi rzeczami, a ja wpatrywałam się w niego z jedną myślą- Dlaczego mi nie powiedział, że ma broń?

Z moich własnych rozmyślań wyrwał mnie donośny głos Shawna oraz odgłosy wchodzenia po schodach. To był znak. Wpakowałam wszystkie swetry do pudełka i schowałam telefon do tylnej kieszeni, a następnie przeniosłam wzrok na pistolet. Po sekundzie namysłu roztrzęsioną dłonią złapałam pistolet i wsadziłam ją za pas spodni, upewniając się, że całość schowałam pod szarą bluzą. Wsadziłam pudełko do szafy i zamknęłam ją. Starałam się za wszelką cenę uspokoić szybki oddech i trzęsące się dłonie. Gdy już miałam wyjść, drzwi sypialni otworzyły się, a w progu stanął szeryf Caldwell. Spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem i zeskanował całą moją sylwetkę. Byłam pewna, że słyszał, jak bije moje serce. Czuł moją niepewność.

-Pokaż to, co zabrałaś - wysyczał z typowym uśmiechem satysfakcji przyklejonym do jego twarzy.

Nienawidziłam jego pewności siebie. Złapanie Aidena było jego prywatnym trofeum. Potrzebował tylko kolejnego dowodu, aby utwierdzić się we własnym przekonaniu. Nie dam mu tej satysfakcji.

Pewnie uniosłam głowę i wyciągnęłam zza pleców dłoń z kluczykami do samochodu Aidena, które w ostatniej chwili zgarnęłam z komody. Mężczyzna wpatrywał się w nie z niemałym rozczarowaniem, lecz w jego oczach dalej paliła się iskra nadziei, że i dzięki nim będzie w stanie pogrążyć chłopaka.

-Wybierałaś się gdzieś? - zapytał szeryf, a zaraz za jego plecami pojawił się Shawn. Po jego przerażonym spojrzeniu wnioskowałam, że uważał naszą akcję za niepowodzenie, lecz ja stałam pewnie z wyciągniętą dłonią i zawieszonymi na palcu kluczykami oraz przyczepionych do nich brelokiem. Jednak na plecach parzyła mnie broń, która stykała się z nagą skórą.

-Hmm pomyślmy. Właśnie aresztowaliście mojego chłopaka i wywieźliście na posterunek, więc ja pewnie wybiorę się na zakupy - zakręciłam kluczykami na palcu i posłałam mężczyźnie grubiański uśmiech.

-Buntujesz się, to takie typowe w twojej sytuacji, ale muszę cię zmartwić, samochód również przeszukamy, więc oddaj mi klucze - wyciągnął w moją stronę dłoń, oczekując na przekazanie kluczy. Jego wyższość wprowadzała mnie w białą gorączkę. Z uśmiechem wyciągnęłam dłoń z kluczami i wypuściłam je, tak aby zamiast na jego dłoni, wylądowały na podłodze, po czym zamieniłam uśmiech na pełen pogardy wyraz twarzy. Minęłam go, aby jak najszybciej wyjść z pokoju i ukryć przedmioty, które ukrywałam za plecami.

-Panno Thomson? - zatrzymałam się tyłem do szeryfa, gdy ten grubym głosem wypowiedział moje nazwisko. Cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła, na myśl, że zza mojego pasa mógł wystawać kawałek niezasłoniętego pistoletu. Odwróciłam się powoli w jego stronę, lecz nic nie sugerowało żadnych podejrzeń - Ostrzegałem cię. Dziewczynom w twoim wieku wydaje się, że bycie z niegrzecznym chłopcem to przygoda, dopóki nie dojdzie do tragedii.

-Może gdyby zajął się pan źródłem tego problemu, do żadnej tragedii by nie doszło - odpowiedziałam surowo. Oboje znaliśmy prawdę, ale różnica polegała na tym, że ja potrafiłam to powiedzieć głośno. Caldwell nie był w stanie walczyć z prawdziwym przestępcą. Gdyby od początku skupił się na działalności Cabrery, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Aiden nie był bandytą, a już na pewno nie był mordercą. Był ofiarą w grze człowieka, którego nie jest w stanie powstrzymać nikt w całym hrabstwie San Diego.

Odeszłam kilka kroków do tyłu, tak, aby odwrócić się dopiero po przekroczeniu progu. Razem z Shawnem szybko zeszliśmy na dół. Nie powiedziałam mu ani słowa, szłam z mocno zaciśniętą szczęką, do momentu, aż uderzyło we mnie świeże powietrze.

-Gdzie reszta? - zapytałam, rozglądając się po placu przed domem.

-Pojechali na posterunek, powiedziałem im, że też zaraz przyjedziemy - zakomunikował Shawn, na co pokiwałam głową. Od razu wsiedliśmy do jego samochodu i wyjechaliśmy z podjazdu pełnego policji. William musiał zostać w domu i dopilnować przeszukania, ale jego żona razem z prawnikami była już na miejscu. Gdy byliśmy w bezpiecznej odległości od domu, sięgnęłam do tylnej kieszeni.

-Powiesz mi wreszcie, o co chodziło z... Co jest kurwa? Skąd ty masz broń!? - krzyknął Bauer, poprawiając się na swoim fotelu, gdy zobaczył pistolet na moich kolanach. Jego dłonie mocno zacisnęły się na kierownicy, a wzrok wędrował między ulicą a spluwą.

-Była w szafie Aidena, razem z tym - pokazałam chłopakowi zablokowany telefon - Znasz kod? - zapytałam, ale pokręcił głową.

Gdy Shawn parkował przed wejściem na posterunek, ja schowałam telefon i broń pod fotelem. Wbiegliśmy do poczekalni, gdzie siedziała reszta.

-Wiadomo coś? - zapytałam, gdy w tym samym momencie zza zakrętu wyłoniła się mama Aidena wraz z dwoma mężczyznami w garniturach. Jasna cera Emily wydawał się jeszcze bledsza niż zazwyczaj - Co się dzieje? Mogę go zobaczyć? - zwróciłam się do kobiety, która jedynie westchnęła na moje słowa.

-Aktualnie to niemożliwe - odpowiedział jeden z mężczyzn.

-Ale co się w ogóle stało? Jakie morderstwo? Oni mają jakieś dowody, że to Aiden? - zapytała Sky, obejmując mnie ramieniem razem z Liv.

-I to całkiem sporo, na dodatek w jego telefonie znaleźli wiadomości do Maddison oraz adres i godzinę spotkania. Wszystko pokrywa się z czasem jej śmierci - mówił adwokat - Prokurator nie ma wątpliwości. W sądzie będzie wnioskował o dożywocie za zabójstwo drugiego stopnia.

Dożywocie. Całe życie bez jego bliskości. Do końca naszych dni...

Moje nogi ugięły się po jego słowach. Poczułam, jak spadam, lecz zaraz ktoś mnie łapie i pomaga mi usiąść na krześle. Było mi duszno. Miałam wrażenie, jakby ktoś zaciskał mi dłonie na szyi.

-Mam wodę! - usłyszałam głos Milesa, który po chwili wcisnął mi w dłoń plastikowy kubek z zimną wodą. Z każdym kolejnym łykiem w mojej głowie rodziły się nowe pytania. Dlaczego Aiden się z nią spotkał? Dlaczego tamtego wieczora wyszedł z domu i dlaczego kazał mi zabrać ten telefon, jeśli obciążające wiadomości były na innym telefonie?

-Cassandra Thomson? - zapytał młody policjant, na co pokiwałam głową - Nie odebrała pani rzeczy matki - powiedział, wyciągając w moją stronę pudełko wraz z dokumentem do podpisania.

-Czy to nie może zaczekać? - zapytała Liv, która siedziała koło mnie i masowała moją dłoń.

-Komendant kazał, żeby jak najszybc... - nie dałam mu dokończyć, jedynie wyrwałam dokument z jego rąk i złożyłam szybki podpis, a policjant postawił pudełko przy moich nogach.

Siedzieliśmy tam kilka godzin bez żadnych informacji. Ogarniająca nas bezsilność była przytłaczająca. William, który przyjechał, aby wymienić swoją żonę, kazał nam wszystkim jechać do domów. Sprzeciwiałam się. Za wszelką cenę chciałam zostać w tym samym budynku co on, lecz moje usilne próby przekonania wszystkich, że nic mi nie jest i chcę zostać, nie przyniosły efektów. Jechaliśmy z Shawnem w ciszy. Żadne z nas nie miało siły ani ochoty na rozmowę. Wpatrywała się w leżące na moich kolanach pudełko, w których były jej rzeczy. Kolejne dożywocie przypisane do mojego serca. Dożywocie bez taty, dożywocie bez mamy. Nie chcę spędzić reszty życia bez Aidena...

-Shawn, zawieź mnie do domu. Do mojego domu - powiedziałam ze wzrokiem utkwionym w pudełku.

-Cass, nie wiem, czy to dobry pomysł- stwierdził, niemal zatrzymując się na środku drogi.

-Proszę - powiedziałam jedynie, nie podając żadnego argumentu, bo ich nie miałam. Rozmawiałam z Aidenem o odwiedzeniu domu, ale planowałam zrobić to z nim. Chciałam trzymać go za rękę, przekraczając jego próg. Małymi krokami, bez przymusu. Chcieliśmy zrobić to razem.

Sam widok domu po dwóch tygodniach nieobecności był bolesny. Wszystko było tak, jak zostawiliśmy. Mój samochód wciąż stał przed garażem, trawa na ogródku lekko urosła, a kwiaty i drzewa kwitły niezmiennie.

-Wejść z tobą? - zaproponował Bauer, lecz odmówiłam. Najwidoczniej los chciał, abym zrobiła to sama.

Zabrałam pudełko oraz rzeczy z pokoju Aidena i pożegnałam się z Shawnem, który niepewnie odjeżdżał spod domu. Podeszłam do drzwi, które wciąż były oklejone policyjnymi taśmami. Zerwałam je sprawnie, po czym przekręciłam klucz w zamku. Nieprzyjemne, wręcz mroczne skrzypienie drzwi odbijało się od ścian. Kiedyś właśnie w tym miejscu witałby mnie Yoda, a mama pytała, gdzie byłam. Teraz nie było nic prócz ciszy i ciemności. Gdy zapaliłam światło, zobaczyłam sporo porozrzucanych rzeczy, których nie zabrała policja. Rozejrzałam się po salonie, mimowolnie przypominając sobie każdą chwilę. Tylko te ściany znały prawdę. Te obrazy, książki, krzesła...to byli jedyni świadkowie.

Przymknęłam powieki, gdy przypomniałam sobie własny krzyk i ból, jaki poczułam. Pamiętam jej głos, kiedy rozmawiała ze mną po raz ostatni. Jeszcze wtedy miałam nadzieję, że wszystko między nami w końcu się ułoży. Każde moje chwilowe szczęście i zapomnienie zamienia się w prywatną agonię. Zawsze, gdy, choć na sekundę traciliśmy czujność, ktoś to wykorzystywał.

Odstawiłam szary karton na stolik i usiadłam na kanapie, wśród całego bałaganu. Kilkanaście minut patrzyłam na zamknięte pudełko, zanim ściągnęłam wieko. W środku był jej kalendarz, w którym zapisywała wszystkie spotkania. Przerzucałam kolejne kartki, czując, jak jej zapach się unosi. Następnie wyciągnęłam jej stary zegarek. Dostała go od taty na rocznicę i pomimo tego, że już od dawna nie działał, ona codziennie go nosiła. A później chwyciłam zdjęcia. Kilka luźnych, porozrzucanych fotografii z czasów mojego dzieciństwa, lecz jedno przykuło moją uwagę. Nasze pierwsze rodzinne zdjęcie po powrocie ze szpitala. Mama trzymała mnie na rękach i wpatrywała się, gdy tata obejmował nas ramionami. Na odwrocie fotografii znajdował się lekko wytarty podpis. Rozpoznałam w nim charakter pisma mamy.

,,Nasz mały cud''

Pierwsza mokra plama pojawiła się na zdjęciu, a ja bezsilnie próbowałam ją wysuszyć. Zostałam sama i zupełnie nie wiedziałam co zrobić. Jak mam pomóc Aidenowi? Nie sądziłam, że wszystko się tak skomplikuje.

Ponownie spojrzałam na zdjęcie i przyglądałam się rodzicom. Oni wiedzieliby co zrobić.

Wtedy poczułam, jak telefon z mojej kieszeni wibruje. Mój telefon leżał na stoliku, a jego wyświetlacz był czarny. Sięgnęłam do tylnej kieszeni i wyciągnęłam smartfon, na którym wyświetlało się połączenie z zastrzeżonego numeru. Miałam wrażenie, że moje serce na chwilę stanęło. Czułam wibracje na mojej dłoni, która rozchodziła się po moim ciele, a jej cichy dźwięk wywiercał dziury w mojej głowie.

Podświadomie wiedziałam, kto kryje się po drugiej stronie. Pocieszałam się, że może tym razem jestem w błędzie.

Powoli przeciągnęłam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu i przyłożyłam telefon do ucha.

-Witaj Cassandro.

Mój rozmówca nawet nie musiał się przedstawiać. Był szatanem w ciele człowieka. Był piekłem na Ziemi. Był wszystkim, czego nienawidziłam.

-Czego chcesz, Diego - wysyczałam, starając się okiełznać emocje.

-Ehh, mam jakieś dziwne Déjà vu. Jesteście do siebie tacy podobni - zaśmiał się basowo - Bardzo chciałbym się z tobą spotkać.

-Chyba śnisz - powiedziałam opryskliwie.

-Ostrożnie. Chyba chcesz wyciągnąć swojego chłopca z więzienia, nie prawda? - powiedział z zadowoleniem. Moje pięści zacisnęły się, a zęby ocierały o siebie nawzajem - Wyślę ci adres, zapukaj cztery razy. Tylko musisz się pospieszyć, oferta ma ograniczenie czasowe. A i nic nie kombinuj, chyba nie chcesz, żeby chłopczykowi się coś stało.

Później słyszałam już tylko sygnał zakończonego połączenia. Cholerny Diego był zawsze krok przed nami. Dotarło do mnie, że nie miałam wyjścia. To on odpowiadał za śmierć mojej mamy i Maddison. Jeśli chce wyciągnąć Aidena z więzienia, muszę robić to, co będzie chciał.

Wyciągnęłam zza pasa pistolet i spojrzałam na niego. Nigdy w życiu nie posługiwałam się bronią, ale była swego rodzaju formą bezpieczeństwa. Dlatego zabrałam ją ze sobą wraz z telefonem. Wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam pod wskazany adres. Po kilkunastu minutach byłam na obrzeżach miasta. Adres wskazywał stary motel, wokół którego nie widziałam żywej duszy. Neonowy napis upiornie mrugał i wydawał z siebie dziwne dźwięki. Moją uwagę przykuły zawieszone na linii energetycznej trampki. Kiedyś słyszałam, że oznaczają one miejsce, w którym można kupić narkotyki.

Założyłam na głowę kaptur, upewniając się, że dobrze schowałam broń i rozejrzałam się po wszystkich drzwiach w poszukiwaniu właściwego numeru. Weszłam po schodach na górę i stanęłam przed drzwiami z numerem 24. Tak jak mi polecił, zapukałam cztery razy. Po chwili drzwi się otworzyły, a ja stanęłam oko w oko diabłem.

-Zapraszam - otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. Niepewnie i powoli przekroczyłam próg, a Diego zamknął za mną drzwi. Odwróciłam się gwałtownie, na dźwięk przekręcanego zamka. Gdy chciałam do nich podbiec, Ghost wykonał szybki gest dłonią, po którym inny mężczyzna złapał mnie od tyłu. Wcześniej nawet go nie widziałam, a teraz jego dłonie jeździły po moich nogach i rękach. Po kilku sekundach przeszukiwania wyciągnął zza mojego pasa broń oraz dwa telefony z kieszeni. Zabrał moje jedyne zabezpieczenie.

Na widok broni Diego zaśmiał się pod nosem i wsadził ręce do kieszeni spodni. Rozglądałam się po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek innej drogi ucieczki, całe to miejsce było tak obskurne i obleśne, jak sam Diego.

-Usiądź - polecił Diego.

-Postoję - zripostowałam, przez co znowu się zaśmiał - Przejdź do rzeczy, co ja tutaj robię? Dlaczego wrobiłeś Aidena? - powiedziałam głośniej, gdy ten psychopata, jak gdyby nigdy nic nalewał sobie whiskey z kryształowej karafki.

-Powoli, po co te nerwy? Opowiem ci to, co musisz wiedzieć? Panna Maddison myślała, że jest na tyle sprytna, aby przeszkodzić w moich interesach.

-Dlatego ją zabiłeś - stwierdziłam, bo prawda była jasna - Ale dlaczego wrobiłeś Aidena.

-Wiesz, tak naprawdę jego też bym najchętniej zabił, ale jak już wiesz, nie mogę tego zrobić. Jestem przecież człowiekiem honoru. Twój chłopczyk się z nią dogadał i planowali mi przeszkodzić, a tu proszę, niespodzianka- W jego oczach widziałam obłęd. Jemu już nie zależało na narkotykach czy pieniądzach. Diego nie tolerował sprzeciwu, chciał udowodnić, że wszystko zależy od niego - Ale mam dla ciebie propozycję. Ty coś dla mnie zrobisz, a ja dostarczę potrzebne dowody świadczące o jego niewinności - dokładnie podkreślił ostatnie słowo, po czym upił łyk bursztynowej cieczy, opierając się o regał.

-Co takiego miałabym zrobić?

-Konkretna. Podoba mi się to - Diego przeniósł się na stary fotel i rozłożył, spoglądając na mnie z dołu - Po waszych wczorajszych wyścigach, dwójka moich ludzi musiała wylądować na stole operacyjnym i niestety uchwyciła ich kamera. Chcę, żebyś usunęła wszystkie nagrania z wczorajszego dnia.

-To głupie, przecież masz od tego swoich ludzi. Mogą to zrobić dużo szybciej, dlaczego akurat ja mam to zrobić? - zapytałam zdezorientowana. To wszystko było bez sensu - Zabójstwo i wrobienie w morderstwo za jakieś nagrania?

-Myślałem, że jesteś troszkę mądrzejsza - pomachał palcem w powietrzu, po czym sięgnął do szuflady i wyciągnął woreczek z białym proszkiem - Oczywiście, że mógłbym tam wysłać któregoś ze swoich ludzi, ale sęk w tym, że teraz ty też jesteś moim człowiekiem.

Cała krew przepływająca przez moje żyły właśnie zamarzła. Zrozumiałam cały jego plan. Nie zależało mu na nagraniach, a kara, którą wymyślił, nie była dla mnie, lecz dla Aidena. Diego miał mnie, w tym momencie mógł zrobić wszystko, co chciał. Odebrał Aidanowi to, co chciał chronić ponad życie. Odebrał mu jego miłość. Udowodnił, że od niego nie ma ucieczki. Aiden będzie musiał żyć z tą myślą.

-To twój plan? Udowodnić wszystkim, że nie można ci się sprzeciwić?

-Ja nie mam nic do stracenia, za to taka ćpunka, jak ty myślę, że może stracić dość sporo.

-Dobrze wiesz, że to było tylko raz i nie jestem żadną ć...

-Och, ale ja nie o tym - przerwał mi, zupełnie wytrącając mnie z rytmu. On chyba nie...-Mówię o twoim przedawkowaniu. Ile miałaś wtedy lat? Trzynaście? Czternaście? Zabawy z lekami kończą się płukaniem żołądka - Diego patrzył na mnie dumnie, bo właśnie mnie złamał. Wydostał na światło dzienne mój największy błąd. Dotarł do najbardziej strzeżonych historii mojego życia.

Zamilkłam, bo nie znalazłam nawet odpowiednich słów. Nawet nie chciałam się na niego rzucić. Złamał mnie. Ot, tak, zostałam lalką Diego Cabrery.

-Przyniosę ci nagrania - powiedziałam tylko, chowając telefony do kieszeni. Wyszłam z motelu jako ktoś inny. Diego zabijał mnie fragment po fragmencie. Wiedział o rzeczach, które nawet nie były w mojej kartotece medycznej.

Właśnie. Tych rzeczy nie ma w papierach. Dzięki mojej mamie nic nie zostało wpisane, a o samym zdarzeniu wiedziało kilka najbliższych osób.

Najszybciej jak potrafiłam, łamiąc przy tym ze dwadzieścia przepisów, pojechałam do domu. Wpadłam w drzwi i roztrzęsionymi dłońmi próbowałam trafić w zamek. Gdy mi się to udało, od razu pobiegłam do pudełka z rzeczami mamy i wyrzuciłam wszystkie rzeczy na kanapę. Szybko złapałam jej telefon i próbowałam odblokować, lecz był rozładowany. Znalazłam ładowarkę w jej gabinecie i podłączyłam do prądu. Każda sekunda w oczekiwaniu na załadowanie się telefonu trwała jak godzina. W końcu na ekranie pokazało się zdjęcie mnie i Yody oraz cyfry do wpisania hasła, którym była moja data urodzin.

0930

Odblokowałam go i od razu weszłam w wiadomości. Kiedy mama dowiedziała się o mnie i Aidenie, pokazała mi nasze wspólne zdjęcie. Musiała je dostać w wiadomości, lecz nie wiedziałam od kogo. Po kolei przeglądałam każdą konwersację z tamtą datą, aż w końcu trafiłam na jedną. Były w niej wszystkie zdjęcia. Z bliska, z daleka, grupowe i takie z ukrycia. Wszystkie, wykonane przez jedną osobę. Veronica Diaz.

Continue Reading

You'll Also Like

280 20 8
Lilith to najlepsza agentka MSS. Po pewnych wydarzeniach stała się zepsuta, złamana i z brakiem wiary. Nie zawsze było łatwo, wręcz przeciwnie. Ale u...
4.2K 117 6
Jej dzieciństwo było prawie idealne. Prawie, ponieważ zakłócał je pewien brązowooki chłopiec, który kochał jej dokuczać. Konkurowali ze sobą, kiedy t...
310K 12K 8
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
274K 5.9K 49
I część dylogii Jutro ~Błagam, pozwól mi przejść przez ogromne wrota i zapomnieć o wszystkich krzywdach, które mi wyrządziłeś~ * Siedemnastoletnia E...