Zerwany uk艂ad. Oddane serce #2

By Paulinkaa054

2.5K 189 36

W trakcie... Cze艣膰 馃憢 Co znajdziecie w 艣rodku? - Braci o odmiennych charakterach - HATE LOVE - uczucie, kt贸... More

PROLOG. OLIVIA
MARCEL
OLIVIA
OLIVIA
MARCEL
OLIVIA
MARCEL
OLIVIA
MARCEL
OLIVIA
SERB
MARCEL
WERONIKA
SERB
OLIVIA
MARCEL
OLIVIA
MARCEL cz. I
MARCEL cz II
OLIVIA
DANIEL
MARCEL
OLIVIA
OLIVIA
Olivia
MARCEL
Daniel

OLIVIA

153 12 0
By Paulinkaa054

Rok wcześniej...

OLIVIA

Bzyy bzyy bzyyy. Bzyy bzyyy bzyy.

Dźwięk wibracji przywraca mnie do życia. Moja twarz cała jest zatopiona w dużej miękkiej satynowej poduszce. Kolana mam mocno wbite w materac,a ręce schowane jak zwykle pod brzuchem.

- Ehh.. - jęczę bo wibracje w dalszym ciągu nie ustają.

Próbuje otworzyć oczy, ale nie przychodzi mi to łatwo. Noc minęła mi okropnie. Senne koszmary nie dawały o sobie zapomnieć, a odgłosy ścigających się motorów co chwilę mijały moje okno.

Momentami miałam ochotę wziąć cegłówkę i zagrać z nimi w zbijaka. Przysięgam, że mój cel mimo środka nocy, zaspania i ich szybciej jazdy stanąłby na wyżyny swoich możliwości byle tylko zamilkli...

Zdrętwiałam od leżenia w tej pozycji. Moje palce popuchły od nacisku, a stawy w kolanach zastygły jakbym nie używała ich od lat. Lekko unoszę jedną stronę swojego ciężkiego ciała, aby uwolnić rękę. Nie podnosząc twarzy z miękkiej poduszki próbuje dosięgnąć telefonu. Pierwsze co udaje mi się złapać to plastikowy okrągły budzik, który odrzucam gdzieś w dal pokoju słysząc tylko tłumiony odgłos uderzenia.

Musiał spaść na dywan.

Próbuje ponownie. Tym razem bez problemu chwytam komórkę i na ślepo przesuwam palcem po ekranie.

- Olivia! - kobieta krzyczy przez słuchawkę . - Olivia gdzie Ty jesteś?!

Mój mózg na dźwięk jej głosu wpadł w turbo pracę. Jak za dotknięciem magicznej różdżki zrywam się na kolana zapominając już o mojej senności i bolącym ciele. Nurkuje górną częścią ciała w stronę podłogi próbując znaleźć zegarek.

- Em. - zaczynam

Gdzie ten cholerny budzik?

Rozglądam się dookoła. Nigdzie go nie ma. Szlag.

Po chwili przyswajam informację, że przecież trzymam w ręce telefon.

Telefon ma zegarek. Zegarek pokazuje godzinę. Ty chcesz znać godzinę. Olivia myśl!

Odchylam ekran komórki i patrzę oczom nie wierząc.

- Cholera. - przeklinam trochę zbyt głośno.

- Zaspałaś?!

- Yyy. Nie. - odpowiadam zdyszana próbując zerwać się z łóżka. Niestety nie jest to takie łatwe i płynne jakbym chciała bo zaplątuje nogi w kołdrę i lecę na ziemie jak długa. Huk jest ogromny. Moje ciało poczuło mocno tą podłogę i właściwie gdyby nie dywan miałabym na pewno duży problem z siniakami po tym upadku.. - Nie. Jadę.

Rzucam kłamstwo już dużo pewniej.

Normalnie staram się unikać takich " niedociągnięć" ale w obecnej sytuacji musiałam naciągnąc nieco prawdę.

- Jak nie zdążysz w pół godziny to po Tobie słyszysz?!

No jakbym nie wiedziała. Mlaskam wyrzucając jedną ręką ciuchy z szafy. Jak na złość mimo porządku nie mogę nic w niej znaleźć. Połowa rzeczy leży już na podłodze, a ja dalej nie widzę żadnej cielistej koszuli.

- Mogłabyś..

- Mogłabym. - zatrzymuje na chwilę to szaleństwo i oddycham z ulgą gdy słyszę, że koleżanka mi pomoże. - Tylko się pośpiesz.

- Dobra.

Kiedy już się chce rozłączyć mój telefon wydaje z siebie jeszcze jedno polecenie.

- I nie zabij nikogo po drodze.

Zerkam na ekran z niedowierzaniem. Połączenie zakończone. '

- Nie jeżdżę aż tak źle...- przewracam oczami rzucając telefon na łóżko.

W końcu udaje mi się znaleźć koszulę, spodnie i marynarkę. Wkładam białe trampki i po drodze na dół chwytam torebkę z dokumentami. Zbiegam schodami prawie gubiąc nogi i wpadam do salonu w którym już prawie gotowy do pracy stoi mój ojciec.

Rzucam się na kluczyki od jego samochodu, które zawsze trzyma w miseczce na wejściu i niechlujnie owijam szalik wokół szyi w charakterystyczny dla mnie sposób.

- Co robisz? - pyta.

- Zabieram Ci auto. - oznajmiam dopinając guziki płaszcza. - Łap.

Rzucam w niego swoimi kluczykami. Borys na szczęście łapie je w locie i przyciska do brzucha nie spuszczając dalej ze mnie wzroku. W biegu upijam łyk kawy od mamy ze szklanki całując ją przy tym w policzek. Ojciec unosi brwi zdziwiony i wymownie kręci głową. Sprawdzam w lusterku jeszcze swoje oczy, które po nocnych atrakcjach wyglądały jakby całe życie mnie opuściło wraz z wnętrznościami. Widzę kątem oka jak rzuca mi pytające spojrzenie rozpraszając mnie przy tym i niepotrzebnie zatrzymując.

- Mój jest nie zatankowany, a zaspałam. Nie zdążę jeśli... - próbuje się szybko tłumaczyć, ale zamiast tego tylko się zapowietrzam. Tata zaczyna się śmiać i macha ręką. Nie czekając na nic więcej wypadam z domu na trawnik przed domem. Pogoda jest dziś wyjątkowo koszmarna. Prawie tak jak mój humor i samopoczucie. Liści na drzewach już właściwie nie ma, a na chodnikach jest coraz więcej kaurz, które dzieci przeskakują idąc do szkoły.

Zabawne. Jeszcze nie dawno ja tak robiłam.

Dobiegam do auta i oczom nie wierze.

- Teraz to już na pewno się spóźnię. - opuszczam ręce wzdłuż ciała i przegryzam wysuszone wargi.

Zapomniałam, że wczoraj wróciłam późno do domu i zastawiłam taty audi. Odwracam się chcąc biec po swoje kluczyki, gdy nagle słyszę znajomy warkot. Spoglądam w stronę auta i widzę jak staruszek cofa pośpiesznie robiąc mi miejsce.

Chwilę później mijam go wykręcając tyłem. Macham mu ręką przez szybę dziękując i wciskam gaz do dechy zerkając jeszcze dla własnego spokoju na kontrolkę paliwa.

Dwadzieścia parę minut później jestem już przed budynkiem i nerwowo szukam miejsca parkingowego. Wściekam się bo życie w mieście jest coraz gorsze. Blok na bloku. Sklep na sklepie. Usługa na usłudze. I co z tego mamy? Kompletnie nic.

Ludzie kupują coraz to mniejsze mieszkania za ciężko zarobione, grube pieniądze, a nie dosyć, że słyszą jak sąsiad przesiaduje w toalecie za ścianą to jeszcze zaglądają do okien sąsiadek z bloku obok. Sklepy jeden obok drugiego poukładane coraz gęściej albo zniżają ceny żeby przyciągnąć klientów tym samym obcinając wypłaty, albo miejsca pracy. Albo.. Podnoszą ceny dwukrotnie i wtedy dochodzi do spięć tak jak ostatnio staruszek kłócił się z sklepową o zbyt dużą marżę na warzywa. Choć prawda jest taka, że wszystko drożeje, a przecież ludziom trzeba czymś płacić do tego jeszcze opłaty na czas robić... Przerywam narzekanie typowego polaka i naciskam na klakson bo grupa nastolatków przebiega mi centralnie przed maską samochodu.

- Na pasy bo was tu zabiją! - opuszczam szybę, wychylam się i krzyczę do nich ostrzegając choć wiem, że i tak nic to nie da. Jednak miałabym do siebie wyrzuty sumienia gdybym następnego dnia zobaczyła w wiadomościach, że grupa młodych uczniów zginęła przebiegając przez trójpasmówkę.

W końcu udaje mi się stanąć kilka budynków dalej. Biegnę do wieżowca modląc się, żeby nie pogubić wszystkiego wokoło. Dopadam się do recepcji i rzucam krótkie :

- Olivia Wilczyk. Miałam umówione spotkanie.

Mężczyzna jest dużo starszy, siwy i chyba ma mocne problemy ze wzrokiem bo spogląda na ekran monitora i mocno mruży oczy próbując coś rozczytać. Zerka na mnie dwukrotnie jakby chciał upewnić się, że ja to ja. Obdarzam go uśmiechem i liczę na to, że nie zapyta dlaczego się spóźniłam.

Spoglądam kątem oka na wielki zegar znajdujący się za nim i bluzgam do siebie pod nosem. Jedenaście minut po czasie. To nawet nie kwadrans studencki.

- Pani Lidia anulowała spotkanie.

Niech to szlag! Nachylam się nad dyżurującym recepcjonistą i z całych sił błagam go o pomoc. Czuje, że zawaliłam po całej linii. Miała właściwie tylko stawić się na czas by dopiąć szczegóły, a teraz diabli wzięli...

- Przykro mi. Nie mogę nic zrobić. Pani Lidia właśnie wychodzi na spotkanie więc...

Nie daje mu dokończyć bo zauważam jak kobieta wychodzi z windy elegancko ubrana i udaje się ku wyjściu. Ruszam za nią słysząc w oddali wołania mężczyzny, które z premedytacją ignoruje.

Lidia to kobieta, która rozpętała wojnę w swoim środowisku. Jest jedną z najlepszych Specjalistów w swojej branży. W młodym wieku dorobiła się już pierwszych sukcesów, a teraz jako trzydziestodwuletnia mężatka stoi na czele jednej z najlepszych klinik płodności. W przyszłym roku otwiera kolejną tu we Wrocławiu. Dziś był drugi etap rekrutacji do jej zespołu. Z pośród wszystkich wybrała garstkę ludzi z którymi chciała odbyć rozmowę i to ona miała być praktycznie końcowym etapem. Później kilku miesięczne praktyki i jak by wszystko dobrze poszło to umowa o pracę.

Praca w jej firmie to wielka szansa na zdobycie doświadczenia i robienie czegoś dobrego dla innych. Ale najbardziej cieszyłam się z tego, że sama Dyrektorka będzie bezpośrednio koordynować przez najbliższe dwa lata zespół.

- Pani Lidio. -krzyczę doganiając ją w drzwiach.

Pośpiesznie otwieram szklane drzwi i przepuszczam ją. Kobieta obdarza mnie leniwym uśmiechem i nie zatrzymując się idzie dalej. Wymijam ją przepychając się przez tłum ludzi idących w przeciwną stronę i zatrzymuje ją.

- Nazywam się Olivia. Olivia Wilczyk. - rzucam właściwie do jej pleców.

Gdy tracę już nadzieję, że uda mi się cokolwiek zdziałać kobieta odwraca się i cofa w moją stronę. Jednak nie to sprawia, że czuje się dziwnie. Mam nieodparte wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Rzucam wzrokiem badawczo w każdą ze stron jednak to na nic. Zbyt wielu ludzi przemieszcza się między sobą, żeby kogoś zauważyć. Przełykam ciężko ślinę widząc rudawą kobietę stojącą przede mną.

- Aaa. - chowa ręce w kieszeń płaszcza. - Pani miała ze mną spotkanie chyba prawda?

- Zgadza się. Przepraszam, ale ... - skłamać czy nie skłamać? - ... Dałam ciała. Przepraszam.

Mówię szczerze z bólem w piersi. Zawaliłam po całości. Tylko mi mogło się coś takiego przytrafić.

- Miłego dnia.

Nie dowierzam. Kobieta żegna się ze mną kompletnie ignorując moją skruchę. Jednak ja jak to ja posuwam się zdecydowanie dalej. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami bezmyślnie zatrzymuje ją chwytając za łokieć.

- Niech mi Pani poświęci chwilę.

Brnę dalej w to szambo. Skoro powiedziałam A to trzeba powiedzieć i B.

- Wydaje mi się, że czekając na Panią poświęciłam już wystarczająco czasu.

Przewróciłam oczami niekontrolowanie na co kobieta odchrząknęła wyraźnie poirytowana. Puściłam jej rękę i próbowałam dalej ją przekonywać, ale to na nic. Żadne moje argumenty, prośby i groźby nie działały. Odchodzi zostawiając mnie na środku chodnika, a razem z moją szansą na spełnienie marzeń..

Spuściłam głowę i zamknęłam oczy. Jeżeli tak zaczął się mój tydzień to nie chciałam nawet myśleć co będzie dalej. Przełożyłam ciężką torebkę na drugą rękę i zaczęłam iść w stronę auta. Do końca życia będę pracować dorywczo licząc na moją drugą życiową szanse, bo pierwszą właśnie zmarnowałam. Potrzebuje zapić smutki więc sięgam po telefon chcąc zadzwonić do dziewczyn wtedy słyszę zza pleców:

- Przyjdź jutro o tej samej porze. - unosi brwi groźnie. - Nie spóźnij się.

Piszcze radośnie gdy kobieta znika z mojego zasięgu.

Jednak ktoś jeszcze nad mną czuwa!

Continue Reading

You'll Also Like

255K 10.1K 7
"K艂amca na zawsze pozostanie k艂amc膮". Wydawa膰 by si臋 mog艂o, 偶e historia Vivian i Venoma ju偶 dawno dosta艂a swoje zako艅czenie. Ch艂opak wyjecha艂 z miast...
180K 5.5K 45
Wsp贸艂czesna opowie艣膰 o kopciuszku, w kt贸rej ksi膮偶臋 okaza艂 si臋 by膰 diab艂em. On by艂 samotnikiem, socjopat膮 i morderc膮. Ona by艂a tylko s艂u偶膮c膮 w jego do...
554 74 6
Viktoria ju偶 nie jest t膮 18 letni膮 kruch膮 dziewczynk膮 co kiedy艣. Szybko wydoro艣la艂a i od razu po studiach, kt贸re mia艂a w chmurze dzi臋ki dobrym inwest...
339K 31K 17
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dw贸ch dylogii: "Regu艂 po偶膮dania" i "Zwi膮zanych uk艂adem". Ostrze偶enie: Ksi膮偶ka zawiera tre艣ci skierowa...