Start a Story

By pixel12345678910x

176K 5.3K 5.8K

(...) To zawsze była nasza historia , nawet gdy rozdzieliło nas okrutne życie. Elenę i Sean'a od dziecka łącz... More

Małe informacje
Playlista Eleny i Sean'a
Prolog
Rozdział 1 " Gdzieś tam"
Rozdział 2 " Zgadzam się"
Rozdział 3 " Tak dawno cię nie widziałam "
Rozdział 5 "Kilka zdań, których nie powiedzieliśmy "
Rozdział 6 " Gdy się po prostu kocha"
Rozdział 7 " Demon "
Rozdział 8 " Tabletka szczęścia"
Rozdział 9 " I just wanna be yours "
rozdział 10 " Małe marzenie"
rozdział 11 " Fajna wymiana "
rozdział 12 " Zabawa dopiero się zaczyna"
Rozdział 13 " Mój mały świecie"
Rozdział 14 " Zaufana osoba"
Rozdział 15 " Gang Żółtych Stworków"
Rozdział 16 " Pięć godzin i czterdzieści dwie sekundy"
Rozdział 17 " Chciałam po prostu wiedzieć"
Rozdział 18 " Co z El i Sin'em? "
Rozdział 19 " Nigdy nie zapomniałem"
Rozdział 20 " Patrzą się ? "
Rozdział 21 "Cause you're a sky"
Rozdział 22 " Ciekawe czy tak jak my"
Rozdział 23 "Wcale nie przyjaciela"
Rozdział 24 " Nienawidzę cię "
Rozdział 25 " Był moim światem"
Rozdział 26 " El i Sin'a"
Rozdział 27 " Tak chciał los "
Rozdział 28 " Coś czego nie chcesz zapomnieć"
Rozdział 29 "Teraz jestem szczęśliwa, a jutro będę płakać "
Rozdział 30 "Gdzieś tam jestem ja"
Epilog
Podziękowania

Rozdział 4 " Łąka "

6.5K 202 165
By pixel12345678910x

- Eleno, pamiętaj, że jesteś już dorosła i będziemy powierzać ci zadania godne dorosłej osoby

Kiwnęłam głową na słowa mamy, która ubrana była w piękną niebieską suknię z cekinami. Twarz jak zawsze z pięknym makijażem nie zdradzała jej normalnej, jeszcze piękniejszej twarzy. Ostatni raz napiła się z kieliszka na wino i odeszła od blatu kuchennego. Stukot jej szpilek rozniosło echo po całym domu.

- Nawet nie próbuj wychodzić z domu. Jest za dużo paparazzi, a ja nie mogę sobie pozwolić, żebyś zepsuła mi znowu karierę, która kwitnie jak kwiat. - patrzyłam na nią tak jak ona. Bez żadnej emocji.

Nasze zimne spojrzenia spotkały się ze sobą wymieniając wszystkie zdania, których nie byłyśmy w stanie wymienić na głos. Tylko nasz umysł to słyszał.

- Tak, Matko - zgodziłam się z nią, a następnie odsunęłam na kilka centymetrów. - Nie zrobię ci wstydu. Będę wypełniała wszelkie obowiązki podczas waszej nieobecności i postaram się nie wychodzić z domu, aby nie przynieść wstydu rodzinie.

Uśmiechnęła się zwycięsko, ale widziałam jak bardzo jej to nie wychodziło. Wyciągnęła w moim kierunku dłoń, a ja mimowolnie też drgnęłam na ten ruch. Uspokoiłam się delikatnie, gdy tylko dotknęła mojego policzka i delikatnie poklepała.

- Grzeczna dziewczyna.

Po wypowiedzeniu tych słów odeszła zostawiając mnie sam na sam ze złością na nią. Potraktowała mnie jak psa, który wykonał jakąś sztuczkę. I zwyczajnie w świecie byłoby to normalne, gdyby nie to, że ze mną działo się coś dziwnego.

Od ponownego zobaczenia pary czekoladowych oczu nie potrafiłam funkcjonować, jak ja. Wszystko w moim życiu mi przeszkadzało, a już zwłaszcza jak traktowała mnie mama. Prawie się z nią pokłóciłam, bo miała problem o moją naukę języka obcego. Czułam się wyjątkowo sfrustrowana, a to nie pozwalało mi żyć w swoim świecie.

Czytanie nie przynosiło już tej samej dobroci, a słuchanie muzyki wręcz zabijało radość w środku. Nic nie było takie same, jak przed nieszczęsnym spotkaniem, a ja żyłam w niewiedzy dlaczego tak się stało.

- Tak, bo jestem cholernym psem na twoje wysyłki - powiedziałam złośliwie, gdy drzwi zamknęły się wydając trzaśnięcie.

- Wow. Pierwszy raz założyłaś okulary czy zdjęłaś różowe - wywróciłam oczami na równie złośliwy zarzut Rity - Nie wiem co tak na ciebie działa, ale chyba mi się to podoba. To miasto coś w tobie budzi. Albo i ktoś - dodała z chytrym uśmiechem, a ja na krótką chwilę zamknęłam oczy, żeby ponownie nie wybuchnąć.

Odwróciłam się w stronę schodów, po których zaczęłam wchodzić na górę. Przed zamknięciem drzwi do pokoju zastanowiłam się na krótki moment.

- Wołać mnie tylko jak ktoś umrze, włamie się do domu lub jak ktoś podpali dom ! W innych okolicznościach nie chciałabym być na miejscu tej osoby ! - zawołałam, a później trzasnęłam z całej siły drzwiami.

Nie miałam ochoty na spotkania z ludźmi. Zdecydowanie za dużo ich spotkałam przez te kilka dni. Od tygodnia i dwóch dni spotkałam się jedynie trzy razy z babcią, która przychodziła do mojego domu, ponieważ ja nie potrafiłam z niego wyjść. Bałam się, że spotkam kogoś kto doprowadził mnie do tego stanu irytacji.

Przeciągnęłam się i z wielką przyjemnością położyłam się na łóżko. Wydobyłam z siebie jednak cichy jęk bólu, gdy uderzyłam czołem o coś twardego. Odłożyłam książkę z twardą okładką na stolik nocny. Próbowałam zabrać się za nią od tygodnia, ale za nic nie wchodziła mi historia miłosna dwójki osób, a w dodatku strasznie zakochanych osób. Pieśń Achillesa musiała zostać przeczytana w późniejszym czasie.

Oparłam głowę o wezgłowie, pozwalając sobie patrzeć na wszystko wokół. Mając pod uwagę wszystko wokół chodziło mi o nieszczęsnego misia, który jak mi się wydawało spoglądał na mnie codziennie. Widziałam tą parę czarnych oczu, które coś mi przypomniały.

- Nie patrz się tak na mnie - rzuciłam krótko do pluszaka.

Totalnie odwaliło. Mówię do pluszaka - skomentowałam swoje zachowanie w myślach.

- Nie twoja wina, że twój poprzedni właściciel jest debilem - wzruszyłam ramionami, jakbym rozmawiała z żywą istotą. - Po prostu musisz brać pod uwagę, iż jesteś rzeczą od niego. Rzeczą, która ma w sobie dużo wspomnień, których ja nie chcę sobie przypominać. I jesteś tylko rzeczą, a ja do ciebie mówię ! - uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.  - Ze mną naprawdę jest coś nie tak.

Westchnęłam cicho i zagłębiałam się w milionach ukochanych poduszek. Miałam serdecznie dość tego wszystkiego. Dlaczego nie mogłam być szczęśliwa jako samotna dziewczyna odnosząca sukces ? Dlaczego nie mogłam zostać w przyszłości jakąś szaloną i bogatą ciotką? Nie wymagałam dużo. Chciałam jedynie spokoju, którego nikt nie potrafił mi dać.

Narzuciłam na swoją twarz jedną z poduszek, w którą po chwili krzyknęłam. Nikt takim sposobem nie miał wręcz prawa mnie usłyszeć, a więc mogłam to robić bez problemu i końca. Mogłam wyładować z siebie emocje i wszelkie kłębiące się wewnątrz demony, które zżerały rozsądek i logiczne myślenie od środka.

Jego oczy były matowe, a kiedyś były radosne i z tysiącami iskierek. To moja wina, bo wyjechałam, a on mnie znienawidził - myślałam nad swoim zachowaniem. I jedynie takie znalazłam wytłumaczenie moim problemów. Zajęło mi to dość długo, ponieważ aż tydzień. Obwiniałam się za taki przebieg wydarzeń. Najpierw napisałam smutne zakończenie, a potem je zniszczyłam  chęcią pomocy.  To co się działo, to była jedynie moja pieprzona wina.

- Elena ! - do mojego pokoju wpadła czarnowłosa, powodując mój przymus ściągnięcia poduszki z twarzy. Ona była jedną z nielicznych osób, które nie mogły się dowiedzieć o wszystkim co we mnie siedziało.

Wiedziała już i tak zbyt dużo, a gdy ktoś zna człowieka na wylot, to łatwo może go wykorzystać w późniejszym czasie. Nie mogłam dać się wykorzystywać nikomu innemu, prócz matce, ale na nią nie było innego wyjścia. Musiałam się godzić z tym, iż byłam dla niej nikim innym, niż zwykłą przepustką do sławnego świata.

Podniosłam się na łokciach do pozycji siedzącej. Poprawiłam delikatnie rozczochrane włosy, które spięłam w wygodnego koka u czubku głowy. Dopiero po wykonaniu tych czynności spokojnym wzrokiem spojrzałam na Ritę, która nim nie emanowała. Biły od niej wręcz przeciwnie emocje.

- Pali się ? Ktoś zginął śmiercią tragiczną ? - na wszystkie moje pytania pokręciła przecząco głową. Zmarszczyłam brwi, ponieważ tym razem  wprowadziła mnie w stan wyjątkowego zastanowienia.

Dziewczyna nigdy nie denerwowała się z byle powodu. Powiedziałabym wręcz, że niemożliwym było ją zdenerwować lub ostro przestraszyć. Dlatego nagle zerwałam się z łóżka i podeszłam do jej zdenerwowanej osoby. Spojrzałam prosto w ciemnobrązowe oczy wyczekując wyjaśnień.

- Peter mówi, że ktoś kręcił się przy bramie. Ubrany cały na czarno. Musieli tą osobę dyskretnie przechwycić. Nie wiemy czy to ktoś z reporterów czy zwykły złodziej. - słuchałam jej uważnie, a z każdym słowem rosła we mnie ciekawość. - Twoich rodziców nie ma, a więc ty musisz zdecydować co z nim robić.

Nabrałam ze świstem powietrza, które wypuściłam, czując jak narasta we mnie nieograniczona złość. Ludzie to cholernie tępy gatunek, który tylko uprzykrza sobie nawzajem życie. 

- Obiecuję na święte słowo, że zabiję tego kogoś - odparłam z uśmiechem i równocześnie wyminęłam dziewczynę, która zagradzała mi drzwi.

Widząc moje poczynania ruszyła za mną, co mogłam stwierdzić po intensywnym odgłosie stukania butów o podłogę. Ja za to leniwym dość krokiem schodziłam schodek po schodku, aż  dotarłam na sam dół. Do wielkiego salonu, w którym sama niekiedy się gubiłam i zastanawiałam się gdzie co jest. Po długich sekundach, podczas których przymierzałam mój nowy i szalenie ogromny dom dotarłam do ogródka, w którym znajdowała się mini siedziba ochroniarzy.

Później przeszłam z towarzyszącą u mojego boku Ritą do małej budki, w której mieściły się wszelkie urządzenia ochroniarzy i komputery z kamer. Moja matka wyjątkowo o siebie dbała i ceniła własne bezpieczeństwo. Wyszczerzyłam się od ucha do ucha, gdy zauważyłam najstarszego z osób pracujących tutaj.

- Hejka, William - przywitałam się, a on jedynie uniósł lewy kącik ust.

- Cześć, Elena - zwrócił się do mnie oczywiście pełnym imieniem, którego szczerze niezbyt darzyłam sympatią. - Miło mi cię w końcu widzieć.

- Mi też i przypominam nazywam się Elena, a nie Samantha. - odparłam poważnym i stanowczym tonem, lecz po chwili naszych zamyśleń uśmiechnęłam się delikatnie. - Co się stało, że musiałam wyjść z moich czterech ścianach ?

Westchnął ciężko, a następnie odwrócił ode mnie wzrok, jakby nie chciał nawet patrzeć w moje oczy. Wskazał dłonią na budkę, która wcale nawet  jej nie przypomniała. Była zbyt urozmaicona.

- Wyjazd pani Moreno i pana Moreno spowodował niemałe zamieszanie. Paparazzi zjeżdżają się, aby zdobyć jakikolwiek fakt i zdjęcie. - wyjaśniał powoli podczas naszej drogi po idealnie ściętym trawniku - Chłopak kręcił się przy bramie i nie miał niczego przy sobie. Nie mogłem go puścić wolno, a więc dyskretnie go  przejąłem.

Go ? Chłopak ? Co jeśli to... - miałam ochotę strzelić sobie kulkę w łeb za durne pomysły. On nie mógłby zrobić czego takiego. Nienawidził mnie.

- Spoko, to mam już dla niego karę - widząc mój dwuznaczny uśmiech, sam nie mógł zagłuszyć tworzącego się na jego ustach.

- Spokojnie, Eleno

Włożyłam trochę zmarznięte dłonie do kieszeni ciepłej bluzy, która była dla mnie ukojeniem. Choć na dworze świeciło pogodne słońce, a wszystkim ludziom mogłoby wydawać się, że jest idealny pogoda, to wcale tak nie było. Było zimno, a wiatr dochodzący z lasu nie poprawiał tej sytuacji. Nic jej nie poprawiało.

Mężczyzna pchnął drzwi, a później po ocenieniu sytuacji przepuścił mnie w drzwiach. Rozejrzałam się po środku, w którym panowała nerwowa atmosfera. Dwójka młodych ludzi ubranych na czarno patrzyła nerwowo na chłopaka. A jednym z ludzi robiących to był Peter. I nie wiedziałam dlaczego aż tak bardzo wczuwał się w swoją rolę.

- Peter, możesz wyjaśnić mi dlaczego zabijasz kogoś wzrokiem ? - Rita niczym pchła wślizgnęła się do pomieszczenia.

Blondyn, jakby poparzony jej słowami odsunął się od chłopaka, który siedział wygodnie na krześle. Nie przejmował się zbytnio rozgrywającą się wokół sytuacją. Prawie leżał na krześle i wbijał morderczy wzrok w mojego ochroniarza. I prawie wszystko po pominięciu kilku mało szczególnych szczegółów byłoby normalne.

Byłoby gdyby tą osobą nie był on.

Tym razem od razu rozpoznałam tą parę ciemnych oczu. Dotarł do mnie zapach perfum, których używał jedynie on w swojej pieprzonej osobie. Loki, które rozwaliły się po całej jego twarzy. To był on, a ja czułam, iż powoli zatracałam się w tym co widzę, a co czuję. Bo patrzył na mnie. Patrzył i śledził każdy szczegół mojej twarzy. Zapamiętywał w niej wszystko. I nie chciałam się przyznać, że robiłam to samo.

Pierwszy raz od dawna dokładnie spojrzałam na jego dojrzalszą o niebo twarz. I cholera. To nie było już ładne dziecko, w którym się zauroczyłam. To był praktycznie dorosły przystojny mężczyzna. A swoje spojrzenie kierował na mnie, pomimo tego, iż obok mnie stała piękna Włoszka.

- Hejka - uśmiechnął się, gdy patrzył na moje oczy. Nie docierało do niego, że siedział przy czterech ochroniarzach, a jeden z nich cholernie go nie lubił.

Bo wiedział. Widział na własne oczy, jak bardzo cierpiałam przez naszą rozłąkę. Rita również widziała, ale nie wiedziała z jakiej przyczyny nie byłam obecna przez prawie rok, a później kilka miesięcy po zerwaniu znajomości. Peter wiedział i obiecał, że gdy tylko go zobaczy, to skopie mu tyłek, tak bardzo, że nigdy już nie usiądzie. Jako jedyny stąd coś wiedział i jako jedyny chciał działać.

- Nie. Nie i jeszcze raz nie - kręciłam energicznie głową. - Nie jesteś prawdziwy.

- No coś ty ? - Zmarszczył brwi w zdziwieniu. Dotknął dłonią swojej ręki i delikatnie się uszczypnął, a później z jego ust wydostał się syk spowodowany bólem. - Nadal żyję i zapewniam, że nie jestem widmem.

- No coś ty, ale zaraz nim będziesz - rzuciłam dokładnie z takim samem sarkazmem, jak on. Odwróciłam się w kierunku Williama, który na widok tej sceny ledwo powstrzymywał śmiech.

Naprawdę bardzo zabawne - w myślach przewróciłam oczami, a na zewnątrz chciałam udać zwykłą kamienną rzeźbę. Pokerowa i strasznie zimna twarz nie zdradzała tego, co działo się w moim wnętrzu. A w nim działo się zbyt dużo rzeczy.

- Wyprowadzić, a jeśli nie będzie chciał, to poszczuć psami - na widok mojej twarzy mężczyzna nieco spoważniał. Gwałtownie odwrócił się do mojego nieporuszonego gościa, ale ja nie chciałam widzieć już reszty.

Odwróciłam się na pięcie i byłam już przy wyjściu, gdy usłyszałam, jak Peter mówi, że się nim zajmie. Choć miałam dość wybryków chłopaka, który był strasznym hipokrytom, to zrobiło mi się go aż szkoda. Nie chciałabym doznać na własnej skórze siły zdenerwowanego Petera.

Ani zdenerwowanej Rity, która wybiegła tuż za mną.

Nie chciałam nikogo. Wolałam zostać sama ze sobą i poukładać to wszystko. Musiałam znaleźć prawidłową opcję, która rozwiązałaby moje problemy. A właściwie jeden. Jeden cholerny problem, który nie dawał mi żyć i ciągle nachodził mnie w postaci przeszłości. 

***

Długo zastanawiałam się co powinnam zrobić. Mocno się ściemniło, a także nad niebem zebrały się ogromne deszczowe chmury. Rozważałam opcję pójścia do babci. Pomogłaby mi wszystko naprawić i poukładać. Pomysł ten jednak zaginął, gdy uświadomiłam sobie jedną kluczową rzecz.

To była moja historia. Ja ją tworzyłam i jedynie ja mogłam zmienić tok wydarzeń. Jedynie ja miałam możliwość skończenia tego lub rozwinięcia.

I to i to wiązało się z niebywale ciężkimi decyzjami. Gdybym chciała zakończyć moją znajomość z Sean'em, to musiałbym siedzieć w domu przez przynajmniej rok. Tylko wtedy mogłabym jakoś przeżyć bez spotykania go na każdym kroku. Gdybym jednak chciała zacząć od nowa, to po prostu by nam nie wyszło. Byliśmy zbyt różni i niepodobni do siebie z przeszłości. Nic nie mogło wyjść w moim dziwnym życiu.

Nie mogłam być po prostu szczęśliwa. Od zawsze jakoś chochlik komplikował w górze zapiski mojego życiorysu. Skreślał, gumował, a ja traciłam resztki szczęścia

- Przepraszam - rozejrzałam się po okolicy w poszukiwaniu piskliwego głosu, który dotarł to moich uszu, wyciągając przy okazji z wewnętrznych rozmyśleń. Na całe szczęście - Pomoże mi pani ?

Spojrzałam w dół. Zetknęłam się z parą przeszywających niebieskich i strasznie dużych oczu. Dziewczynka patrzyła na mnie z dołu, a blond grzywka przykrywała jej oczy, których i tak trudno było nie dostrzec.

- W czym, jeśli mogłabym wiedzieć - kucnęłam, żeby być z nią na równi pod względem wzrostu.

- Zgubiłam się. Chyba - unosiła palec wskazujący, a później uśmiechnęła się
pokazując swoje strasznie nierówne zęby. - Nie jestem tego pewna, ale tak mi się wydaję. Nie wiem gdzie jestem, a to chyba jest zgubienie się.

Zgodziłam się z nią poprzez delikatny uśmiech, który mimowolnie unormował się na moich ustach. Nie przepadałam za dziećmi. Uważałam za irytujące, ale ta wyjątkowo miała w sobie to coś. To coś, co które nawet mnie nie irytowało.

- Dobrze. Zacznijmy od prostych rzeczy. Muszę wiedzieć, jak mogę ci pomóc - wyjaśniłam jej w najprostszym języku jaki znałam. Trudno było się przestawić z eleganckiego i wyszukanego języka na zwyczajny do dziecka - Jestem Elena, a ty ? Jak się nazywasz, księżniczko ?

Zaśmiała się, jakbym powiedziała jej cudowny komplement. Zakręciła wokół palca blond włoski, jeszcze bardziej pokazując swoje małe zawstydzenie.

- Nazywam się Holly

- Naprawdę ładnie - odgarnęłam grzywkę z jej oczu, by widzieć jej twarz w całej okazałości. - Wiesz, że kiedyś chciałam się tak nazywać ? Poprosiłam nawet mamę, żeby zmieniła mi imię - dziewczynka rozszerzyła usta w zdziwieniu. Cholera. Dlaczego każde dziecko nie może takie być. - Babcia przeczytała kiedyś mi książkę. Była w niej księżniczka Holly, który skończyła z szalenie przystojnym księciem.

- Naprawdę ! - krzyknęła piskliwym głosikiem pełnym emocji, na co delikatnie się zaśmiałam

Kiwnęłam głową. Mówiłam prawdę. Starałam się nie kłamać, ponieważ nie dawało mi spokoju to, że okłamałam kogoś. Nawet w słusznej sprawie. Naprawdę chciałam kiedyś zmienić swoje imię, ponieważ przeczytałam z babcią książkę, w której dziewczynka o imieniu Holly poznała cudownego księcia i zakochali się w sobie.

Nienawidziłam niegdyś swojego imienia. Chociaż babcia mówiła mi, że ma cudowne znaczenie, które kiedyś poznam i równie mocno je polubię, to ja nie polubiłam go do tej pory. Wydawało mi się zbyt drętwe i nudne. A jej mówiłam to, ponieważ najpierw trzeba zdobyć czyjeś zaufanie, a później można pomóc. Musiałam najpierw ją do siebie przekonać.

- A ile masz lat Holly ? I jak się tutaj znalazłaś ? - zaczęłam zadawać jej pytania, ponieważ musiałam wiedzieć podstawowe rzeczy.

- Mam pięć lat i nie wiem do końca,  jak się tutaj znalazłam - zaczęła z rozmarzonym wzrokiem wlepionym w pobliski krzew. - Mama mówiła, że mam iść na spacer z siostrą, a ona ze mną poszła. Potem weszła ze mną do lasu, ale potem kazała mi poczekać przy drzewie, bo chciała coś zrobić. Przestraszyłam się jakiegoś odgłosu i uciekłam. - pociągnęła noskiem i spuściła główkę. - I wtedy się zgubiłam. Tak mi się wydaje.

Kogoś mi to przypomina - pomyślałam od razu, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. Nie miałam czasu na zajmowanie się sobą i swoimi problemami. Przede mną stało małe dziecko, które nawet nie wiedziało kiedy się zgubiło. I choć uważałam gatunek ludzki za głupi i niepotrzebny.

To i tak zauważając zwiewny strój dziewczynki narzuciłam na jej drobne ramiona swoją bluzę, a sama zostałam w zwykłym podkoszulku. Zabrałam ją także na własne ramiona, aby nie wywróciła się o za długą bluzę, która zasłaniała ją całą. I pierwszy raz od naprawdę dawna zaczęłam uśmiechać się przy kimś innym, niż Rita i Peter.

I nie wiedziałam czy zrobiłam to, bo ta mała blondyneczka przypominała mi mnie w dzieciństwie. Czy zrobiłam to, ponieważ znowu chciałam komuś jedynie pomóc.

***

- I jak tam, księżniczko ? - ponownie zaśmiała się na wypowiedziane przeze mnie przezwisko w jej stronę. - Nad czym tak myślisz ?

- Jaka jest twoja ulubiona bajka ? - spytała patrząc na mnie spod kurtyny rzęs.

Podczas tych kilkunastu minut zdążyłam poznać zdecydowanie za dużo faktów z jej życia. Nie potrafiła trzymać języka za zębami. Dowiedziałam się dokładnie jaki kolor ma jej dom, jak wygląda, a także opisała mi ze szczegółami jej starszą siostrę. Mavis. Była dokładnie w moim wieku i z opisów blondynki była bardzo ładna. Aż miałam ochotę zobaczyć ją w rzeczywistości, a nie jedynie w wyobraźni.

Nie wliczając chwilowego załamania, gdy dowiedziałam się, że dziewczynka mieszka blisko pewnej osoby - dodał szydzący ze mnie głos w głowie. Wszystko było przeciwko mnie, a w tym na czele stałam sama ja.

- Wiesz, że nie oglądałam dużej ilości bajek ? - zrobiła oburzoną minę na moje słowa. - Ale mam ulubioną. Opowiada o ogrze, który zakochał się w cudownej księżniczce, która okazała się również ogrem.

- Shrek ! - krzyknęła zadowolona swoim odkryciem. Kiwnęłam głową zgadzając się z nią. - A wiesz, że jest księżniczka, która nazywa się tak samo, jak ty ?

- Tak ? - zaczęłam  powątpiewać czy warto wchodzić z nią w takie tematy. Nie znałam się na nich. Nie mogłam oglądać bajek.

I dalej trzymałam dziewczynkę z dystansem od siebie. Dziecko nie musiało wiedzieć o mnie wszystkiego. Nikt nie musiał.

- Elena z Avaloru, naprawdę fajna księżniczka - stwierdziła patrząc w moje oczy - Ale macie inne oczy. Twoje są ładniejsze.

- A dlaczego ładniejsze ? - zapytałam naprawdę zaciekawiona, bo tylko babcia mówiła mi, że moje oczy są ładne.

Sądziłam, iż robiła to, ponieważ jej były wręcz taki same, jak i moje. Pewnie chciała podnieść moją dość niską samoocenę, którą zniżyła mama. Kiedyś była o niebo ładniejsza ode mnie.

- U Mavis dużo przesiaduje chłopak - zaczęła wyjaśniać, a ja przez chwilę myślała, że za moment wypadnie mi z rąk. Chłopak. - Mówił, że najbardziej lubi zielono niebieskie oczy, które przypominały mu łąkę. Ciągle mówił o łące i oczach. Twoje oczy są tego samego koloru, o którym on mówił. Myślę, że są naprawdę ładne skoro tak mówił. Ma dobry gust i nigdy nie miał dziewczyny. Uwierzysz ?

Jak na pięcioletnie dziecko miała cholernie dobrą pamięć. A ja niestety kojarzyłam już o kim mówiła. Dużo opowiadała mi o znajomych siostry. Tym razem połączyłam już kropki. On najbardziej prawodobnie mówił o mnie. O moich oczach. Z obliczeń małej wychodziło, że przeprowadziły się do nowego domu dopiero dwa lata po moim wyjeździe. A on dalej pamiętał. Nie kontaktowaliśmy się, a on dalej pamiętał i mówił o mnie.

A ja chciałam zapomnieć. Chciałam nie pamiętać o tych oczach i jego osobie. Nie chciałam go w swoim życiu, bo przez chwilę je zakończył. A teraz dowiadywałam się, że mówił o mnie. Że mówił i pamiętał. Dziecko przecież nie potrafi kłamać. Nie mogłaby na zawołanie wymyśleć takich rzeczy. Musiał przebywać tam jakiś chłopak, a tylko jeden mógł tak dokładnie pamiętać specyficzny kolor oczu.

- Dlaczego jesteś cicho ?

- Chwilkę się zamyśliłam, wiesz czasami się tak zdarza. - wymusiłam na sobie drobny uśmiech - Chyba za chwilę księżniczka wejdzie do swoje pałacu - poinformowałam ją, gdy zauważyłam znajome wyjście z lasu.

Trudno było zapomnieć miejsce, w którym rozgrywało się większość wspomnień. I choć już połowy nie pamiętałam, to zdjęcia pamiętały za dużo.

- Musisz powiedzieć mi tylko jedną rzecz - odłożyłam w między czasie dziewczynkę na ziemię. Spojrzałam prosto w jej oczy. - Potrafisz kłamać ?

- Tak ! - zawołała i radośnie kiwnęła głową. - Bardzo potrafię kłamać.

- Musisz mi pomóc w małym kłamstwie, bo ja nie potrafię za nic kłamać

Zorientowałam się, że dziewczyna nie wróciła jeszcze do domu. Z opowiadań Holly ich rodzice już szukaliby małej po całym lesie. Tak się na stało. W ich domu paliło się światło, a cała ulica żyła spokojnie nic nie świadoma. Musiałam skłamać dla dobra kilku osób. Mnie, dziewczyny i samej małej Holly.

- Powiem twojej mamie, że jestem koleżanką twojej siostry, a ty musisz to potwierdzić. - Ponownie kiwnęła głową na moje prośby. - Twoja siostra powinna raczej zrozumieć, gdy mama będzie się pytała. Musisz mi tylko pomóc, okej ?

Takim sposobem tłumaczyłam jej przez resztę drogi co miała robić. Wszystko szło dość łatwo, dopóki nie stanęłam z nią pod wielkimi, drewnianymi drzwiami. W tym momencie stres przejął moje ciało. Ktoś mógł mnie rozpoznać. Cholera. Dlaczego nie mogłam być zwykłym człowiekiem ? Moje życie byłoby lepsze. Jej rodzice mogli mnie łatwo rozpoznać. Dałabym sobie uciąć lewą rękę, że nie jeden raz widzieli mnie w telewizji i na gazetach.

Holly widząc moje zawahanie, sama uderzyła drobnymi dłońmi o drewno. Wypuściłam z ust drżące powietrze i nacisnęłam przycisk po boku drzwi. Usłyszałam czyjeś kroki dochodzące zza drzwi.

- Dziękuję, Elena - uśmiechnęła się do mnie radośnie przed otworzeniem drzwi, w których zobaczyłam blondynkę.

Kobieta z uśmiechem spojrzała najpierw na mnie, a później z jeszcze większym na jak podejrzewałam swoją córkę. Zmarszczyła po tej czynności brwi, a później wyciągnęła w jej kierunku dłonie, a już po chwili dziecko zajęło miejsce tym razem w jej ramionach.

- Loly - zwróciła się do blondynki, która patrzyła na nią. - Gdzie Mavis i dlaczego wróciłaś z tą dziewczyną ?

- Jestem koleżanką Mavis - wtrąciłam się, na co Holly zgodnie z naszym małym planem pokiwała twierdząco głową. - Mavis poprosiła mnie, abym przyprowadziła małą, ponieważ spotkała bliskiego kolegę, a zauważyła niezbyt ciepły ubiór Holly. Nie chciała, żeby zachorowała, a ja mieszkam blisko. Zgodziłam się i przyprowadziłam ją bezpiecznie do domu.

Kiwnęła krótko głową, ilustrując mnie z nieznanym mi wyrazem twarzy. Przez chwilę sądziłam, iż zawiodłam. Że już po mnie i zarówno ja i dwie dziewczyny będą miały kłopoty. Tak kończyła się nieumiejętność kłamania. Obwinianie i cholerne przypuszczenia, że ktoś kiedyś się dowie. Równie dobrze mogła już wiedzieć. Rozpoznać mnie. Kobieta jednak po chwili uśmiechnęła się łagodnie i odłożyła córkę na ziemię, a ta przylgnęła do jej boku. Miałam ochotę zamknąć oczy z ulgi jaka ogarnęła moje ciało. Udało się.

- Dziękuję. Trochę dziwię się, że Mavis ma jakąś znajomą. Trochę z niej chłopczyca, ale dobrze. Dziękuję za przyprowadzenie jednej z moich zgub. - spojrzała przelotnie ma dziecko, które uśmiechało się dumne z własnego kłamstwa - Siostra dobrze się nią zajęła i dobrze pomyślała. Miały wyjść na zaledwie piętnaście minut, więc nie ubrałam ją ciepło - westchnęła - Jeszcze raz dziękuję.

Z wymuszonym uśmiechem skinęłam głową. Nie potrzebowałam przecież podziękowań za kłamstwo, z którym już teraz czułam się źle.

- Na mnie już pora - przeszłam na inny temat, aby zakończyć rozmowę. - Powiedziałam mamie, że wychodzę jedynie na piętnaście minut. Nie chcę, żeby się martwiła.

Haha, kolejne kłamstwo - skarciłam samą siebie. Kłamałam i patrzyłam prosto w niebieskie niczym ocean oczy. Będę smażyć się w piekle, chociaż nawet w nie nie wierzyłam.

- Oczywiście - ostatni raz zaszczyciła mnie uśmiechem i spojrzała na małą dziewczynkę na dole - Co się mówi Holly ?

- Dziękuję ! - krzyknęła i oddaliła się w głąb domu.

Zaśmiałam się na ten odruch i sama odwróciłam w stronę ulicy. Na moje nieszczęście moje nogi zaprowadziły mnie same prosto pod starą ulicę, a po usłyszeniu zatrzaśnięcia się drzwi przyłożyłam do zimnego czoła jeszcze zimniejsze dłonie. Moje ciało nie współpracowało ze mną. Stało się dzisiaj zbyt dużo, jak na moje spokojne nic nie znaczące życie.

Nie mogłam się zadręczać takimi rzeczami, a jednak to robiłam. Chciałam wybawić cały świat, a sama schodziłam na sam dół. Usiadłam na krawężniku znajdującego się na jednej z bocznych ulic. Na naszej górce, która już nie była nasza od czterech lat. Straciła przynależność ponownie przeze mnie.

Nic już nie było nasze. I nie wiem czy to, co stało się później, to były to moje istne omamy z zimna i zbyt dużego myślenia czy stało się to naprawdę. Bo nagle poczułam obok czyjąś obecność. I uzależniających, specyficzny zapach.

- Może teraz porozmawiamy spokojnie ?

***
I jak tam po rozdziale :) ? Mam nadzieję, że chociaż trochę się podobało.

I kolejne pytanie. Jakie wolicie zakończenia w książkach ? Osobiście lubię się trochę popłakać, bo chociaż wiem, że żyję.

Oczywiście błędy poprawić i ogólnie. Wolę, żeby to co piszę nie rzucało się w oczy przez błędy haha

Miłego dnia/ ranka / wieczora / nocy

P.💙

Continue Reading

You'll Also Like

168K 5.1K 17
[PIERWSZY TOM DYLOGII „INTRUGE"] Kiedy Aurora i Connor White wyglądając za okno mieszkania napotykają wzrokiem karetkę, jeszcze nie wiedzą że trafią...
67.1K 3.8K 26
Postanowiłam opublikować to ponowie, tylko i wyłącznie z tego względu, że mam sentyment do tej książki. Nie podoba mi się ona za chuja, jest tak chol...
66K 6K 42
Gdzie Nathaniel z tęsknoty pisze wiersze o i dla Ruby.
57.3K 2.6K 30
Cześć! To moja kolejna praca o tej tematyce. Tym razem Hailie ma 12 lat. Na początku książki Shane i Tony mają 16 lat; Dylan 17 lat; Will 24 lata; V...