Serendipity

By elitaryzm

18.3K 494 99

To wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słysz... More

Prolog
1. Początki bywają trudne
2. Dwudziesta zero siedem
3. Prawdziwa historia
4. Szczęście przychodzi samo
5. Zrobię dla ciebie wszystko
6. Niezobowiązujące wyznania
7. Chodzi tylko o nią
8. Nie dziś, nie jutro
9. Więcej niż zaufanie
10. Nieprawdziwa rywalka
11. Ciekawość wszystko potrafi zepsuć
12. Obciąganie albo seks
13. Białe róże to twoje ulubione?
14. Nie ufaj nieznajomym
15. Wierzę w nas
16. To jemu zawdzięczam wszystko
17. Akty zazdrości
18. Twoje zdjęcia to moje porno
19. Umiejętność kłamania
20. Trudno jest być sobą
21. Wszystkie drogi prowadzą do Vincenta
22. Przeczuć, zrozumieć i wesprzeć
23. Chwila, by złapać oddech
24. Plany na przyszłość
25. Idealna rodzina
26. Przekroczyć granicę
27. Nie ma ideałów
29. Wszyscy byliśmy szczęśliwi
30. Moje słońce i gwiazdy
31. Najpiękniejsza z róż
Epilog
DRUGA CZĘŚĆ i PODZIĘKOWANIA

28. Lustrzane odbicie

243 7 0
By elitaryzm

 Znowu przewróciłam się z lewego boku na prawy, wzdychając ciężko i odgarniając włosy, które miałam nie tylko w oczach, ale też w nosie i buzi. Nie były tak długie jak na przykład Louny, ale wystarczające, aby rozpuszczone przeszkadzały podczas spania. I tak nikt by mnie nie zmusił do spania w spiętych, bo było to cholernie niewygodne, a rano wyglądały jeszcze bardziej okropnie niż zazwyczaj. Sprawdziłam godzinę, stwierdzając, że moje kręcenie się na tym łóżku jest na nic. Nie mogłam spać, jak jeszcze nigdy wcześniej, jednak nie wiedziałam czemu. Może z powodu ilości emocji, jakie ten dzień mi dostarczył. A było ich zdecydowanie za dużo. Było po pierwszej, jednak wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to nie zasnę przynajmniej przez jeszcze kolejną godzinę. Wzięłam więc komórkę do ręki i włączyłam w niej latarkę, wstając ślamazarnie z łóżka. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, próbując nikogo nie obudzić. Dopiero w kuchni zapaliłam najmniejsze światło i wstawiłam wodę na herbatę. Oparłam się o blat, przecierając oczy. Po chwili usłyszałam zbliżające kroki, więc nie myśląc zbyt dużo, wzięłam przerażona jakąś nagryzioną bułkę i gdy tylko postać wyłoniła się zza ściany, rzuciłam w nią pieczywem.

– Zwariowałaś?! – krzyknęła szeptem Claire, odrzucając do mnie bułkę, którą z lekkim obrzydzeniem położyłam z powrotem na blacie. – Czy ty naprawdę myślałaś, że zabijesz mordercę kawałkiem suchej bułki?

– Ja nic nie myślałam – odparłam. Dziewczyna przewróciła oczami, uśmiechając się do mnie lekko i podchodząc. Również oparła się o blat obok mnie, wbijając wzrok w podłogę. – Czemu nie śpisz?

– Nie mogłam zasnąć – przyznała, na co pokiwałam głową. – A ty?

– Też – rzuciłam krótko. – Napijesz się czegoś?

– Herbaty, nie lubię kawy. Nawet głupio byłoby ją teraz pić, bo przecież chcę zasnąć – oznajmiła, na co obie zachichotałyśmy. Pokiwałam głową i wyłączyłam wodę, która dała sygnał, że już się zagotowała. Zalałam herbatę dla mnie i siostry, po czym podałam jej gorący kubek, który przyjęła z wdzięcznością. Szczerze mówiąc, dziwnie mi się z nią teraz rozmawiało. Nasza konwersacja wyglądała normalnie, bez żadnych sprzeczek, kłótni czy dogryzania sobie. Jak prawdziwa rozmowa bliźniaczek, które są dla siebie nie tylko siostrami, ale też najlepszymi przyjaciółkami. I było to dla mnie niemożliwe do zaakceptowania, bo stało się to w zaledwie jeden dzień.

– Też nie lubię kawy – oznajmiłam. Wzięła łyk herbaty, nie patrząc w moją stronie. Między nami zapanowała niezręczna cisza. Ostatnia rozmowa nie była dla nas łatwa, szczególnie dla niej. Po tym jak powiedziałam, że powinna porozmawiać z mamą na temat tego, co robił jej Arthur, ucięła temat i więcej o tym nie gadałyśmy. Czułam jednak, że ona potrzebuje, aby to przegadać, ale nie chciałam naciskać. Wiedziałam, że to było bardzo trudne dla Claire. Doceniałam jej odwagę i to, że mi, jako jedynej, zaufała w tej sprawie.

– Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz o Arthurze – odezwała się w pewnym momencie, jakby właśnie czytała mi w myślach.

– Obiecuję – odpowiedziałam, uśmiechając się w jej stronę. – Ale wiesz, co na ten temat uważam. To się nie skończy, póki ktoś dorosły się nie dowie.

– Już ci mówiłam, że nie chcę mówić o tym mamie, ani nikomu innemu. Ona kocha Arthura i na pewno by mi nie uwierzyła – stwierdziła nieco smutnym głosem. – Chciałabym poczuć w końcu coś nowego niż to co przez ostatnie lata. Uczucie bezradności i samotności ssie jak nic innego, serio. Ciesz się, że masz Vincenta. Ja miałam taką osobę w swoim życiu, ale mama zabroniła mi się z nią spotykać i teraz trudno nam się komunikować. A ty? Kochasz go, prawda?

– Kocham, ale nie możesz mu powiedzieć. I przykro mi z powodu twojej sytuacji – mruknęłam po chwili. Odstawiłam kubek na blat i złapałam ją za ramiona, lekko nimi potrząsając. Spojrzała na mnie, a w jej oczach zgromadziły się łzy. Pokręciłam głową, nie chcąc pozwolić, żeby znowu myślała o tym, że jest w kropce. Znałam tą bezradność, nie była niczym przyjemnym. Oprócz płakania i myślenia, jak bardzo w beznadziejnej sytuacji się jest, nie ma siły na robienie czegokolwiek innego. – Odstaw tą herbatę, weź dwie moje bluzy z szafy na korytarzu i chodź. A, no i załóż buty, ja też muszę.

– Co chcesz zrobić? – spytała zdezorientowana, podążając za moimi rozkazami. Poszłam na korytarz i schyliłam się po moje vansy. Dobrze, że spałam w skarpetkach i nie musiałam się po nie wracać. Claire tak samo.

– Spełnić jedno z moich marzeń – rzuciłam, uśmiechając się. – No i pomóc ci, ale to tylko przy okazji.

– Jeśli będą z tego konsekwencje, to cię zabiję – odparła, śmiejąc się. Przewróciłam oczami, odbierając od niej bluzę i zarzucając ją na siebie. Czekałam cierpliwie, aż założy swoje trampki i razem wyszłyśmy z domu.

– O to chodzi. – Zarzuciłam kaptur na głowę, co po chwili zrobiła też ona.

Szłyśmy w równym, wolnym tempie. Były wakacje, więc noce były ciepłe, ale nie na tyle, żeby wyjść na spacer w samej piżamie. Co ileś metrów paliły się lampy, rozświetlając ulice, po których nie jeździł nawet jeden samochód, jednak dodawało to specjalnego klimatu. U wszystkich sąsiadów panowała ciemność, ale nie było czemu się dziwić, w końcu było po pierwszej w nocy. Nic nie dało się słyszeć, oprócz naszych kroków i szczekania psów w oddali.

– Więc jakie było to twoje marzenie? – odezwała się w pewnym momencie Claire, spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się, przygryzając wargę.

– No właśnie to. Od zawsze chciałam iść sama w środku nocy na spacer. Gdzie nie ma innych ludzi, nikt nie jeździ samochodem, czy na rowerze. Tylko ty w twojej najwygodniejszej bluzie i to, co cię otacza. Ewentualnie jeszcze dobra muzyka w słuchawkach, ale to nie jest konieczne. I brak pośpiechu, jakiegoś zamętu, który jest na co dzień wszędzie i jesteś nim po prostu zmęczona. Teraz jak się rozejrzysz, to tak, jakby zatrzymał się czas. Trochę magicznie, ale oddychamy smogiem, więc nie za bardzo – skomentowałam, na co dziewczyna zachichotała. – I tak jest lepiej, bo mieszkamy na obrzeżach miasta, a nie w jego centrum.

– Ale nadal twoje marzenie nie jest do końca spełnione. Jesteś tutaj ze mną, a nie sama – powiedziała. Wzruszyłam lekko ramionami, przygryzając wnętrze policzka.

– Jestem tutaj z moją bliźniaczką, to tak, jakbym była sama – odpowiedziałam. Uśmiechnęła się, poprawiając kaptur, który spadał jej lekko z głowy. – Poza tym... Bałabym się przyjść tu całkowicie sama. W końcu jest środek nocy i istnieje kilka rzeczy, na które nie mam wpływu, a w dodatku jestem dziewczyną. Bycie dziewczyną też ssie.

– Czasami nawet bardzo – przyznała, kiwając zgodnie głową. – Nie uważasz, że to trochę dziwne, że z dnia nadzień zaczęłyśmy się aż tak dogadywać?

– Też o tym myślałam i zgadzam się. Strasznie trudno mi to do siebie przyjąć, ale nie potrafię być już więcej dla ciebie niemiła, po tym wszystkim, co mi powiedziałaś. Moje życie nie było super, ale twoje tym bardziej nie było super. Nie muszę cię dobrze znać, żeby wiedzieć, że nie zasłużyłaś na taki los. Nikt nie zasłużył. On nie ma prawa cię dotykać bez twojej zgody – przypomniałam jej, zatrzymując się na środku drogi.

– Wiem, Marise. Ale ten koszmar się nigdy nie skończy, dopóki ja nie postanowię z tym skończyć – odparła, spuszczając wzrok. Ściągnęłam brwi, zastanawiając się chwilę, jak można jej pomóc i rozwiązać ten problem. – Możemy o tym już nie rozmawiać, proszę?

– Jak chcesz. W końcu sama pragnęłam cię odciągnąć od tych myśli, a teraz od nowa to robię, sorki. Nie jestem najlepsza w pocieszaniu ludzi – oznajmiłam, z czym zgodziła się ruchem głowy. Spojrzała przed siebie, znowu zawieszając tam wzrok. Wiedziałam, że właśnie spieprzyłam. Przybliżyłam się do niej o krok i wzięłam ją za rękę, co wywołało na jej twarzy lekki uśmiech. – Wiem, że nasze początki nie były najlepsze i to wszystko teraz dzieje się bardzo szybko, może nawet trochę za szybko, ale pamiętaj, że od dziś będę się starać być dla ciebie wsparciem. I co by się nie działo, możesz mi wszystko powiedzieć i zaufać, tak samo jak ja mogę tobie. Chcę, żebyś czuła się potrzebna. Bo naprawdę jesteś, Claire.

– Dzięki. Jesteśmy dla siebie w zasadzie obce, ale może bliźniaki już tak mają, że szybciej nawiązują kontakt, jeśli chcą. – Zaśmiała się smutno. Po jej policzkach spłynęły łzy, tak samo jak po moich i nim zdążyłam je wytrzeć, dziewczyna była już w moich ramionach. Przytuliłam ją mocno, czując, że właśnie teraz tego potrzebuje. Stałyśmy tak, na środku drogi, w podobnych bluzach i z kapturami na głowach, przez dłuższą chwilę. Później ona odsunęła się jako pierwsza, pociągając nosem i wycierając niedbale łzy. I szłyśmy dalej przed siebie, ciesząc się przyjemną ciszą.

– A jaki jest twoje marzenie? – spytałam w pewnym momencie, kopiąc jakiegoś małego kamyczka, który odleciał w dal pod wpływem uderzenia.

– Nie mam – przyznała. Przewróciłam oczami, prychając cicho.

– No weź, każdy ma jakieś. Powiedz mi – poprosiłam. Claire schowała ręce do kieszeni bluzy i ucichła na chwilę.

– Moim marzeniem było poznać własnego ojca i ciebie, na co i tak nie liczyłam. To cud, że mama mi to umożliwiła. I szczerze, nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czego naprawdę chcę, bo zawsze są nikłe szanse na to, że cokolwiek się spełni – odpowiedziała. Ściągnęłam brwi, nie widząc do końca sensu w tym, co mówi.

– Chyba były. Czy kiedykolwiek wyobrażałaś sobie, że będziesz ze mną chodzić po pustej ulicy w środku nocy i w piżamie? – spytałam, uśmiechając się głupio do siebie. Posłała mi spojrzenie, mówiące, że odpowiedź jest oczywista. – No właśnie. A jednak jesteś tu razem ze mną. Warto marzyć albo chociaż mocno czegoś chcieć. To jest jak cel, do którego dążysz i który napędza cię do dalszego życia, nadaje mu sens. A przynajmniej ja tak je odbieram, jednak nie bez powodu.

– Matko, to zabrzmiało mądrze, przestań pierdolić. – Zaśmiała się, na co uderzyłam ją lekko w ramię. Spoważniała po chwili, jednak na jej ustach wciąż błąkał się delikatny uśmiech. Spojrzała na niebo, co zrobiłam również ja, i westchnęła. – Jakby się tak zastanowić, to moim jedynym teraźniejszym marzeniem jest być w stu procentach szczęśliwą. Albo nawet w dziewięćdziesięciu. Tak, wystarczy mi dziewięćdziesiąt. I to się spełni, Marise. Już niedługo, gdy będę na tyle odważna, aby to zrobić.

– Chcesz powiedzieć mamie o tym, co robi ci Arthur? – zapytałam.

– Albo zrobi ktoś to za mnie. Wtedy cały ból minie i będę mogła być tylko z tymi, których naprawdę kocham. I robić to, na co mam ochotę. – Uśmiechnęła się, przymykając oczy.

– To dobrze. Wtedy będzie ci lepiej, jestem prawie pewna – powiedziałam. Ona pokiwała głową, zgadzając się ze mną. Pociągnęła nosem, odwracając głowę w tył. Zrobiłam to samo, patrząc, ile już przeszłyśmy. – Wracamy?

– Tak. Zrobiłam się już trochę śpiąca – przyznała.

– Ja też. – Zaśmiałam się. – To trochę przerażające, że jesteśmy aż tak podobne. I to nie tylko z wyglądu, jak każdemu się mogłoby wydawać. Ale z zachowania, trochę ze stylu życia, rzeczy, które lubimy i nie, i w ogóle. Nie sądziłam, że tak to właśnie będzie wyglądać.

– Ja też nie. Poza tym, czasami myślimy o tych samych rzeczach, nawet o tym nie wiedząc – stwierdziła, na co przytaknęłam. – Za dwa dni są nasze urodziny. Cieszysz się, że spędzimy je razem? Bo ja czekałam na to od bardzo dawna.

– Jakbyś mnie zapytała o to kilka dni temu, to powiedziałabym, żebyś spierdalała i mnie nie wkurwiała, ale teraz... Myślę, że może być fajnie. Zróbmy coś innego, co na długo zapamiętamy. W końcu to nasze ostatnie urodziny jako nieletnie. Za rok będziemy już dorosłe, to niesamowite i szalone zarazem, jak życie szybko przemija – oznajmiłam, śmiejąc się nerwowo. Pokiwałam głową w niedowierzaniu, myśląc nad tym. Co prawda, miałam mało lat z punktu widzenia kogoś w starszym wieku, ale ja pamiętam, jak kilka lat temu osiemnaste urodziny wydawały się być bardzo odległe, wręcz niemożliwe, że kiedyś nastąpią. Tymczasem to już za rok.

– Ostatnie urodziny... Tak, musimy zrobić coś, co niektórzy z nas z pewnością zapamiętają. Będzie fajnie! – krzyknęła, na co zaszczekał jakiś pies. Spojrzała na niego gniewnie. – A tobie co? Ej, w ogóle działo się coś od tego czasu, jak mnie nie było?

– Aż zbyt dużo – oznajmiłam i zaśmiałam się cicho.

Jakiś czas później weszłyśmy do domu, cicho zamykając za sobą drzwi i uważając, aby nikogo nie obudzić. Dopiłyśmy szybko herbaty i wstawiłyśmy kubki do zlewu. Pożegnałam się z Claire, życząc jej dobranoc i zaszyłam się w swoim pokoju, tak samo jako ona zniknęła w gościnnym. W drodze powrotnej opowiadałam jej, co zrobił tata, że ma dziewczynę i o kilku innych pierdołach, które miały mniejsze znaczenie. Szczerze, nie chciało jej się wierzyć i była w szoku, tak jak ja, gdy się dowiedziałam. Wątpiłam jednak, że zaczęła inaczej przez to postrzegać tatę, jednak nie była to już moja sprawa. Walnęłam się na łóżko i sprawdziłam telefon, czego nie miałam czasu zrobić wcześniej. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam jedną nową wiadomość.

Od Vincent: Bądź gotowa jutro po południu koło 1, nie obchodzi mnie, jeśli masz plany :D

Do Vincent: Kocham, że mogę wybrać.

Od Vincent: Ale że ty nie śpisz?

Do Vincent: Opowiem ci jutro. W ogóle, gdzie mnie zabierasz?

Od Vincent: Idź spać, młoda.

Przewróciłam oczami i odłożyłam telefon na szafkę, nie odpisując mu już. Uwielbiałam, gdy tak robił i wcale nie mówię tego sarkastycznie. Ziewnęłam, patrząc w sufit i przecierając prawe oko. Ten spacer mnie zmęczył bardziej, niż się tego spodziewałam.

<3

Baardzo lubię ten rozdział, nie wiem dlaczego. I tak w ogóle, to zostało już bardzo mało do końca skmvhshfj

Continue Reading

You'll Also Like

440K 28K 62
Z życiem jak z teatrem - rolą, jaką wybierzesz, kieruje Twój los. Ja postawiłam na hokejowy numer, a teraz krążę po kampusie jak bohaterka własnej hi...
90.3K 6.3K 9
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...
499K 25.5K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
190K 7.1K 39
17 letnia Charlotte Smith, jedna z lepszych uczennic prywatnego liceum w Sparks, traci ojca w tragicznym wypadku. Dziewczyna nie sądzi że jeszcze kie...