LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE...

By OliverBoyer

144K 10.7K 2.6K

Wystarczy jeden atak, aby wzbudzić gniew i zamieszanie w całym stadzie. Tym bardziej, jeśli ofiarą okazuje si... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10,5 ( część I )
Rozdział 10,5 (część II)
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20,5 (część I)
Rozdział 20,5 (część II)
Rozdział 20,5 (część III)
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Dodatek do Rozdziału 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 38 cz.2
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46 (część I)
Rozdział 46 (część II)
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50 część I
Rozdział 50 część II
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53 część I
Rozdział 53 część II
Rozdział 54 część I
Rozdział 54 część II
Rozdział 55
Rozdział 56 - KONIEC
Tak, ja żyję!

Rozdział 4

580 33 2
By OliverBoyer

ANA

Siedziałam skulona na siedzeniu pasażera, czekając z tęsknotą, aż zmienię przemoczone ubranie na czyste i suche. Ciepłe powietrze w samochodzie rozgrzewało mnie na tyle, aby nie szczękać zębami, a krajobraz za oknem odwracał moją uwagę od kierowcy. Przyglądałam się drzewom, które momentalnie pojawiały się i znikały przed moimi oczami. Mimowolnie powróciłam myślami do sytuacji sprzed paru godzin, w tym mojej głupiej decyzji, aby pozwolić się zabrać w zupełnie mi obce miejsce.

Dreszcze powróciły, tym razem z innego powodu.

Objęłam się jeszcze ciaśniej, jakby ta pozycja była w stanie uchronić mnie przed jakąkolwiek krzywdą, która mogła na mnie czyhać za parą intensywnie czarnych tęczówek.

Właśnie pozwoliłaś, aby obcy typ zawiózł cię w głąb ciemnego lasu. — Starałam się odpychać mroczne myśli, choć powracały ze zdwojoną siłą. — Nawet nie wiesz, czy Gerard, to jego prawdziwe imię!

Oparłam czoło o zimną szybę, obserwując, jak powietrze wydychane przez nos, pokrywa parą szkło. Noc panująca na zewnątrz nie sprzyjała mojemu poczuciu niepewności, które wraz ze zdrowym rozsądkiem rozsadzały mi głowę, krytykując pochopne decyzje, zdarzające mi się zbyt często. Nie wiedziałam, dlaczego zdecydowałam się na taki zwrot wydarzeń, jednak było już za późno na zmianę zdania. Zgodziłam się! Więc teraz brałam odpowiedzialność za własne słowa, mając nadzieję, że przez nie nie wyląduje, jako nagłówek w gazecie - „Martwe ciało kobiety znalezione przy szosie".

Zaśmiałam się nerwowo na samą myśl tego czarnego scenariusza.

Po co mi to było?

Po dłuższym czasie cisza w samochodzie w dziwny sposób zaczęła mnie irytować. Szukałam sposobu, aby skupić uwagę na czymkolwiek poza pytaniami, kłębiącymi się w moim mózgu. Chcąc wprowadzić lekki harmider, zdecydowałam się na włączenie radia. Sprzęt wydał znajomy szmer, oznaczający słaby zasięg. Nie poddawałam się, szukając odpowiedniej stacji, która wybawi mnie z milczącej depresji.

Udało się! — Zadowolona, usłyszałam głos prowadzącego, wyczytującego kolejny kawałem z listy oldschoolowych przebojów. Stary hit rockowego zespołu The Rolling Stones, rozniósł się po aucie, wprowadzając luźny i przyjemny dla moich uszu klimat. Zamknęłam oczy zaczynając cicho nucić znany tekst. Zaraz za mną dołączył się Wielkolud, stukając palcami o łuk kierownicy.

„...Angie, Angie
Where will it lead us from here?
With no lovin' in our souls
And no money in our coats
You can't say we're satisfied..."*

Słowa wydobywały się z głośników, a ja z radością skupiałam na nich całkowitą uwagę. Mężczyzna siedzący tuż obok mnie, również nie narzekał na muzykę. Zauważyłam, nawet gdy odprężony jazdą, podniósł kącik ust na dźwięk kolejnej zwrotki. Wyglądał na sympatycznego i mało groźnego, może nie powinnam tak panikować?

Choć większość psychopatów, właśnie tak wygląda. — Przypomniałam sobie te wszystkie podcasty, które tak namiętnie słuchałam, jeszcze za czasów szkolnych. Zazwyczaj to ci sympatyczni, dopuszczali się największych zbrodni.

— Cholera — mruknęłam pod nosem, ukrywając twarz w dłonie.

Czemu to wszystko musiało być takie skomplikowane?

Resztę drogi postanowiłam przemilczeć, słuchając kolejnych utworów. Z ogromną radością, przyjęłam do wiadomości, że zbliżamy się do celu podróży. Samochód skręcił, wjeżdżając na drogę obłożoną małymi kamyczkami. Zaparkowaliśmy, na co odetchnęłam z ulgą. Wreszcie mogłam wyjść z pojazdu, który w milczeniu dzieliłam z Gerardem.

Kolejne minuty w ciszy wywołałyby u mnie nerwicę.

Otworzyłam drzwi, nie czekając, aż zrobi to Wielkolud, który widocznie do tego zmierzał. Z ciekawością przyjrzałam się miejscu, które miało być dla mnie niespodzianką. Uśmiech zniknął z twarzy, gdy moim oczom ukazał się drewniany bar z wielkim, czerwonym napisem LUPUS. Odwróciłam się niepewnie w stronę Gerarda.

— Po coś mnie tu przywiózł? — spytałam, przerywając wreszcie tę wkurwiającą ciszę.

— Chce ci przedstawić twojego nowego szefa. — odparł, jakby to było oczywiste, ruszając w kierunku drzwi prowadzących do budynku.

— Nie pamiętam bym się zgodziła!

— A ja nie pamiętam, byś miała coś przeciwko bym cię tu zabrał! — odkrzyknął, znikając za drzwiami.

Stałam, jak zamurowana, analizując to, co właśnie usłyszałam.

Chyba bardziej oczekiwałam tego burdelu — uznałam ze dziwieniem.

— Ten sukinsyn planował to od początku!

Zmrużyłam wściekle oczami, czując, jak moje ciało opuszcza zagospodarowane wcześniej ciepło. Nie miałam innego wyboru, jak stanąć twarzą w twarz z nowym pracodawcą.

Może chociaż on okaże mi współczucie, odsyłając z powrotem do mieszkania... lub przynajmniej poczęstuje czymś mocniejszym na rozgrzanie.

Ruszyłam niechętnym krokiem w kierunku lokalu. W środku atmosfera była bardzo ponura. Okna pozasłaniane, krzesła poukładane na stołach, a klientów brak. Spojrzałam w stronę baru, przy którym prowadzona była rozmowa. Sądząc po tonie, w jakim odnosił się sam szef, nie był on zadowolony z tej nagłej wizyty. W sumie tak samo, jak ja.

Głosy umilkły, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. Dwie pary oczu skierowały się w moją stronę, lustrując mnie od stóp do głów. Cofnęłam się niepewnie, szukając automatycznie drogi ucieczki. To miejsce nie wyglądało na niebezpieczne, jednak sama atmosfera, sprawiała, że na mojej skórze pojawiała się nowa warstwa gęsiej skórki.

Gerard machnął ręką, abym do nich podeszła. Zrobiłam to z wyraźnym niezadowoleniem, którego nawet nie chciałam ukryć. Mężczyzna w odpowiedzi przewrócił oczami, niczym rodzic, który zmuszony jest znosić humorki własnego dziecka.

— Rozmawialiśmy o tobie — zaczął delikatnie, drapiąc się po szyi.

Bądźmy szczerzy, wyglądał na równie zestresowanego, co ja. Za to nowy nieznajomy, przybrał minę, która z takim grymasem odstraszyłaby nawet niedźwiedzia — przeczuwałam wręcz fenomenalny początek naszej nikłej współpracy.

— Naprawdę, kto by pomyślał? — odparłam sarkastycznie, wskazując puste wnętrze.

Szef baru, podrapał się szybko po nosie, zakrywając wypływający na twarz wręcz niewidoczny uśmieszek. Gerard za to całkowicie mnie olał, kontynuując przerwaną przeze mnie przemowę.

— Przedstawiam ci Jacka, nowego szefa.

Wspomniany mężczyzna nie wyglądał na przekonanego. Policzki opadły, a jego mimika znów przybrała wygląd milczącego mima. Oparty o blat, przeczesał, krótko ścięte włosy. Przez słabe światło oraz jasny kolor pojedynczych kosmyków, niejedna osoba mogłaby rzecz, że jest łysy.

— ... mam coś tam? — zapytał Jack, wyrywając mnie z rozmyślań.

— Słucham?

— Czy coś mam na głowie? Wyglądasz na bardziej zainteresowaną układem mojej czaszki niż dwójką nieznajomych ci mężczyzn. — Chłodne spojrzenie, o równie mroźnych, niebieskich źrenicach, czekało na odpowiedź. Nie mogłam stwierdzić, czy żartował, czy może wręcz był zdenerwowany moim zachowaniem. Rysy twarzy nie zdradzały niczego, a nerwowa atmosfera ściskała moje gardło, utrudniając dobór słów.

Zawstydzona, opuściłam głowę w dół. Nowy szef nie wydawał się empatyczny, a jego ton głosu sprawiał, że praktycznie każda cześć mojego ciała, chciała opuścić pomieszczenie w podskokach.

— No słucham — ponaglał dalej Jack.

— Choć raz mógłbyś nie warczeć na obcych? — Wielkolud przejął głos, ratując mnie z niezręcznej sytuacji. W milczeniu równocześnie dziękowałam i przeklinałam, że tu jest.

— Mógłbym, gdybyś nie postanowił zmieniać powołania na zakon Misjonarek. — Lodowate oczy przeniosły się na Gerarda, który ze stoickim spokojem odpowiedział tym samym.

Powietrze w budynku zgęstniało, a gniew, który powoli narastał, dawał się we znaki. Postawni mężczyźni w zbliżonym do siebie wzroście, górowali nade mną niczym dwa, szpiczaste lodowce. Bałam się, że w każdej chwili mogłoby dojść do bójki, która dla jednego z nich, nie skończyłaby się wyłącznie na kilku siniakach. Nie chciałam interweniować, jednak jeszcze bardziej nie widziało mi się, aby być świadkiem walki.

— Przepraszam... — zapiszczałam, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo byłam spięta. Mężczyźni nie zareagowali, więc spróbowałam pewniej. — Przepraszam. — Nadal nic.

— Jeśli zaraz nie dowiem się, gdzie jest toaleta, to przysięgam, że nie będę po sobie sprzątać! — Ostatnią część zdania wykrzyczałam, czując adrenalinę, która od samego wejścia narastała wśród naszej trójki. Jak się spodziewałam groźba zadziałała. Gerard odpuścił, jako pierwszy, wskazując mi ręką kierunek, gdzie powinnam się udać.

Kiwnęłam potwierdzająco głową, zamierzając ruszyć, jak najdalej od tego miejsca przepełnionego testosteronem. Zanim, jednak miałam szanse się rozpędzić, usłyszałam:

— Czekaj — Jack sięgnął za bar, wyciągając zmięty materiał, którym po chwili rzucił prosto w moją stronę. Nie spodziewając się takiej reakcji, nie zdążyłam odeprzeć ataku. Tkanina bezwładnie zatrzymała się prosto na twarzy. — To moja robocza bluzka, może i była używana, jednak zawsze suchsza niż ta twoja... — Tu zatrzymał się przed dalszą odpowiedzią. — Po prostu nie chcę, aby deski mi spęczniały od nadmiaru wilgoci z twojego ubrania.

Z przyjemnością przyjęłam koszulkę, ściskając ją mocno, aby przypadkiem jej nie opuścić w kałużę, którą sama wytworzyłam.

Faktycznie wnosiłam za sobą powódź. — uznałam, uciekając z ich radaru. Kiedy tylko dostałam się do pierwszej, lepszej kabiny, usiadłam z ulgą na zamkniętej muszli.

— Nie mogę tutaj zostać.

* The Rolling Stones - Angie


Continue Reading

You'll Also Like

2M 112K 35
Carmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaści...
11.2K 476 34
Nazywam się Eric i mój życiorys jest dość ciekawy. W wieku piętnastu lat trafiłem do zakładu poprawczego, siedziałem tam do osiągnięcia pełnoletności...
2.1M 103K 63
Melody to czarnowłosa nastolatka o niebieskich oczach. Należy do osób cichych, delikatnych oraz strachliwych, które dosłownie nikną w tłumie. Samotno...
173K 8.5K 37
Ten świat różni się od naszego. Istnieje tu wiele różnych stworzeń, zaczynając od ludzi i zmiennokształtnych, a kończąc na psotnych gnomach ogrodowyc...