Rozdział 23

2.3K 192 30
                                    


Gerard

Nie sądziłem, że tak bardzo zatęsknię za widokiem jej twarzy, szczególnie gdy spała jak bezbronne dziecko. Czułem silną potrzebę, by objąć ją z każdej strony orazocieplić jej całe ciało. Sprawić by poczuła się bezpiecznie w moich ramionach i zapragnęła już w nich pozostać. Niestety byłem zmuszony tylko do niezaspokojonej obserwacji. Sam także pozwoliłem sobie na krótką drzemkę, po której czułem się o wiele lepiej. Ta błoga chwila nie trwała jednak wiecznie, a Ana z nieznanych mi przyczyn wybiegła jak poparzona z samochodu. Było to na tyle niespodziewane, że nawet mój wewnętrzny wilk czuł się przez chwilę skołowany. Na szczęście tylko na moment, po którym wszystkie instynkty natychmiast się wyostrzyły, a chęć obrony Any wypychała mnie z auta. Tak więc powoli i dyskretnie opuściłem pojazd dając dziewczynie czas, aby oddaliła się na odpowiednia odległość. Spojrzałem już na znikającą, ciemną kitę i ruszyłem za nią. Zbytnio mnie nie zdziwiło jak zauważyłem, że omija galerię i kieruję się w zupełnie innym kierunku. Tak coś podejrzewałem to comiesięczne krwawienie za tanią wymówkę.

Przyspieszyłemkroku jak spostrzegłem, iż zaczyna biec. Jej znajomość miasta była bardzo imponująca. Prawie na oślep poruszała się między krętymi uliczkami. Nie pomagała sobie autobusami, a raczej wolała być w ciągłym ruchu. Pościg nie był krótki, bo trwał dobre trzydzieści minut. Pod koniec trasy była już mocno spocona i łapczywie łapała oddech. Ledwo trzymała się na nogach, gdy dotarliśmy do mało popularnej strefy w naszym mieście. Znajdowało się tu duże wysypisko śmieci oraz kilka opuszczonych fabryk, które zbankrutowały lub nie nadawały się już do użytku. Nie było to najlepsze miejsce na zwiedzanie, a tym bardziej na kupno podpasek.

Omijając grupkę zbuntowanych nastolatków, zobaczyłem, że Ana kieruje się w stronę dużej fabryki, która kiedyś zajmowała się produkcją mebli. O ile pamiętam została zamknięta przez policję, gdy odkrytą w niej nielegalne miejsce do produkcji narkotyków. Ciekawy wybór!

Kiedy upewniłem się, że jest to punkt docelowy Any zaprzestałem ją śledzić. Przyjrzałem się z grubsza obiektowi, do którego weszła głównym wejściem. Nieistniejąca już placówka składała się się z dwóch ogromnych budynków połączonych ze sobą długim tunelem. Szukając innego sposobu, by dostać się do środka znalazłem jedynie wybite całkiem okno w tej drugiej części. Świetnie! Uradowany tą wiadomością nabrałem odpowiedniej prędkości i wskoczyłem przez nie. Lądowanie było delikatne i ciche. Jednak te lata doświadczenia dają swoje. Z gracją wyprostowałem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. Było spore i udekorowane uroczymi graffiti, które głosiły równie słodką nienawiść do świata i policji. Oprócz tego wszędzie walały się fragmenty zniszczonychmebli. Teraz zgniłychprzez panującą w środku wilgoć i w sumie... nic poza tym. Zero pułapek, ochrony, czy choćby kamer. Tym bardziej zaintrygowała mnie obecność w tym miejscu Any. Chciałem udać się w stronę tunelu, który nas oddzielał, lecz nagle w połowie drogi do moich nozdrzy wdarł się znajomy zapach, niestety nie należał do dziewczyny. Mocny odór tytoniu i brudnej ziemi. Ten zasrany dupek też tu był.

Ciężko było mi powstrzymać się przed przemianą i zabicia tego zwyrodnialca. Musiałem to przełożyć na inny termin i przypomnieć sobie słowa, które wmawiał mi ojciec. Najpierw zbieramy informację oraz dowody, a dopiero później atakujemy. Ten stary piernik jak zwykle miał rację. Wziąłem głęboki oddech i wypuściłem z całym zebranym we mnie gniewem. Przynajmniej tak chciałem, lecz zbytnio nie wyszło. Na szczęście wystarczająco, by zacząć myśleć racjonalnie. Kolejny raz dokładnie zbadałem obiekt i szukałem dobrego rozwiązanie. Po kilku minutach dokładnego skanowania, usiadłem na starą, ale i jedyną ocalałą sofę. Przy dotknięciu mocniej materiału poczułem, że się zapadam i to całym meblem. Od razu wstałem orazspojrzałem na mebel. Wszystko wyglądało normalnie... zaraz, zaraz! Klęknąłem i przyłożyłem cały tors do zimnej podłogi. Pod sofą była niewielka dziura, o którą zahaczała jedna z nóżek, przez co całość pod wpływem ciężaru schylała się ku otworowi. Nie myśląc długo przesunąłem kiedyś biała sofę. Gdy już cały wlot był widoczny spojrzałem do środka. W środku panowała całkowita ciemność, a jedyne co mogłem ujrzeć to drabinę prowadzącą w niewiadome miejsce.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt