Rozdział 25

2.5K 198 27
                                    


Gerard

Przerażony otworzyłem oczy krzycząc- Ana!- zerwałem się do pozycji siedzącej, jednak czyjeś ręce mnie zatrzymały. Znów zostałem popchnięty na miękki materac... materac? Rozejrzałem się po znajomym pomieszczeniu i zrozumiałem, że leżę w swoim łóżku. Nie wiedziałem jak się tu dostałem, a ostatnią rzeczą jaką pamiętamto wrzaski przerażonej Any i bliski kontakt z drzewem. Kolejny raz chciałem wstać z łóżka, ale te same masywne dłonie Jacka przytrzymały mnie. W głowie wciąż miałem mętlik, a chwilowa suchość w ustach utrudniała mi poprawną wymowę.

-Leż, bo odłączysz kroplówkę- warknął już wkurzony Jack.- Rozumiem, że dostałeś mocne leki przeciwbólowe, jednak radzę ci zastopować. Twoje ramię jeszcze się nie zagoiło. Nie mam też zamiaru zmieniać ci ponownie opatrunek, ponieważ szanowny Pan Gerard postanowił otworzyć świeżo zasklepioną ranę-usiadł na kawałku pustego miejsca koło moich nóg. Jego twarz jak zwykle mało zdradzała.-Kurwa i przepowiedziałem-syknął pod nosem. Zorientowałem się, że chodzi mu o mój bandaż, który stopniowo zmieniał kolor na piękną czerwień. Nic nie czułem, dzięki szalonej mocy kroplówki. Zrezygnowany przyjaciel wstał i przyniósł potrzebny sprzęt do ponownego ratowania mojego ramienia. Delikatnie, jak profesjonalista zdjął brudny okład i rozpoczął oczyszczanie rany. Przyjrzałem się brzydkiemu obrazowi. Obrażenie było głębokie i rozszarpane dookoła.

-Czy z Aną...-nie chciałem zadawać tego pytania, a może bardziej usłyszeć smutnej odpowiedzi.- wszystko w porządku?

Jack spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Jego niebieskie oczy zaświeciły się niebezpiecznie.

-O ile dobrze pamiętam, to nie widziałem u niej żadnych oznak złamania, czy skręcenia... karku- dodał ciszej śmiejąc się jak nikczemna postać z bajki.

-Dupek-skomentowałem. Chciałem dorzucić jeszcze kilka niecenzuralnych słów na jego temat, gdy drzwi do sypialni się otworzyły. Do pokoju weszła rudowłosa dziewczyna, która jeszcze niedawno znajdowała się w podobnym położeniu co teraz ja. Jej widok, stojącej i normalnie funkcjonującej był dla mnie nie do ogarnięcia. Jak ostatnidebil wpatrywałem się z otwartymi ustami w Ewę. Odpowiedziała pojedynczym mrugnięciem, co tylko bardziej zbiło mnie z tropu. Czy aby na pewnosię obudziłem? Czyżby mój mózg płatami figle?

-Czy mógłbyś nas zostawić chwilę samych?-zadała pytanie do Jacka, który kończył zmieniać mi opatrunek. Na jej słowa wyprostował się sztywno i nie odpowiadając wyszedł. Przez całą drogę do drzwi patrzył na mnie z przymrużonymi oczami. O co tu kurwa chodzi?! Dziewczyna zamknęła cicho drzwi. Ubrana w swoje stare ubranie, zajęła miejsce, gdzie wcześniej siedział Jack. Zgrabnie przełożyła jedną nogę na drugą i zaczęła wyjaśnienia:

-Myślę, że trochę zawaliłamsprawę ostatnim razem.

-Trochę?-szydercze słowo wydobyło się z moich ust. Ewa poprawiła nerwowo włosy.

-No dobra całkowicie! Tak naprawdę nie powiedział ci wtedy wszystkiego- przerwała na moment, a ja cierpliwie czekałem na kontynuację.- Czaru, którego wtedy użyłam należał do ... tych zakazanych. Czarna magia znacznie różni się od tej, której używamy i uczymy się jako czarodzieje. Jest o wiele trudniejsza oraz bardziej niebezpieczna nie tylko dla nas, ale i dla... reszty istot. Myślę, że tamtego dnia zraniłam nie tylko siebie, ale i ciebie.

-Co ma znaczyć zraniłaś?- to wszystko nadal było dla mnie mało jasne.

Dziewczyna odwróciła się do mnie plecami, po czym zdjęła koszulkę. Moim oczom ukazał się okrągły tatuaż wypełniony różnymiwzorami. Widziałem go już wcześniej, gdy ją przebierałem.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon