Rozdział 34

1.9K 156 79
                                    

GERARD

Dusiłem w sobie gniew, wilk wewnątrz mnie chciał rozszarpać chłopaka na kawałki. Za to zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie od wykonania tej czynności. Wystraszone oczy Any także mnie od tego odtrąciły. Poczułem ulgę, gdy tych dwóch gamoni uciekło. Gdybym przyjechał później... nawet nie chciałem o tym myśleć. Przetarłem spocone włosy ręką. Najpierw dziwna wizja, a teraz to? Co tu się wyprawia?!

Wziąłem głęboki oddech, po czym stopniowo wypuszczałem go z płuc. Wilk uspokoił się, jednak pozostał w trybie czuwania. Zgodziłem się z nim, uznając, że od tej pory nie opuszczę Any nawet o krok. Cała ta sytuacja stała się o wiele poważniejsza, dotarło do mnie jak łatwo mógłbym ją stracić. Ludzkie ciało było zbyt słabe na ten świat. Czy ja sam dałbym radę obronić ją przed nim? Czy ona pozwoli na to, by być chroniona? Te wszystkie pytania formowały się w jedną, dużą, czarną dziurę, która wciągała mnie od środka. Czułem się zmęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Potrzebowałem chwili przerwy, by móc obmyśleć dobry plan, który pozwoli mi i Anie żyć. Niestety nie miałem na to czasu, a sama organizacja układana była w biegu. Spojrzałem na dziewczynę, która tak samo jak ja była w wielkim niebezpieczeństwie. Jej wielkie niebieskie oczy, przyglądały się mi uważnie. Skanowały mnie od góry do dołu. Nie wyglądała już na przerażoną, a nawet mogłem dostrzec w niej czystą ciekawość. Czy ta mała kobieta była w stanie powalić większego od niej faceta? Może wcale nie była aż tak krucha.

- To mówisz, że masz deja vu?- podniosłem brew patrząc na nią.- A tym razem też nie potrzebowałaś mojej pomocy?

- Nie- odparła krótko. Kolejny raz czułem, że kłamała. Nie zareagowałem na to, wiedząc, że już niedługo zrozumie, jak bardzo jesteśmy sobie potrzebni.

Prychnąłem w odpowiedzi, przewracając oczami. Chciałem zmienić tą sytuację w życiowy żart. Ignacio pierwszy raz się na coś przydał, zmieniając temat.

- Psie, to znaczy Szanowny Kliencie... czy zechciałbyś porozmawiać ze mną chwilę na temat naprawy auta?

Przeprosiłem Anę, odchodząc od niej. Kobieta posłusznie kiwnęła głową, zapewniając, że idzie się napić. W taki sposób zostałem sam na sam z mieszańcem.

- Ona o niczym nie wie- warknąłem w jego kierunku, nie dając mu okazji do pierwszeństwa wypowiedzi. Włoch uśmiechnął się sucho.

- Domyśliłem się, co jest dość zabawne- obawiałem się, że zacznie rozmowę od głupiej wypowiedzi.- Czy masz zamiar jej o tym powiedzieć, pokazując się w trybie chihuahua?- zaśmiał się ze swojego żartu. Mnie nie było do śmiechu.

- Ty ostatni powinieneś wypowiadać się na ten temat- wiedziałem, że zareagowałem zbyt ostro. Ignacio spoważniał.

- Tym bardziej wiem, że trzymanie tego w tajemnicy, teżnie jest dobrym rozwiązaniem. Ona się dowie, jest sprytna. Zauważy, że coś jest z tobą nie tak- tu zrobił pauzę.- o ile już nie zauważyła.

Powstrzymałem się od odpowiedzi. Mieszaniec miał rację, trzymanie tego dłużej w tajemnicy nie jest rozważne. Jednak, czy teraz jest najlepszy czas na zwierzenia? Raczej nie...

- Psie, chodź tu na chwilę!- Ignacio zawołał mnie do siebie. Jak się okazało mężczyzna chciał mnie znów wykorzystać do pracy fizycznej. Pod pretekstem niedziałającego haka, jak i reszty sprzętu, zostałem zmuszony do własnoręcznego zdejmowania auta z lawety. Mechanik, za to grzecznie czekał, patrząc się na mnie jak balansuje z samochodem, by bezpiecznie wprowadzić je do garażu. Zwracając uwagę, czy Ana nie jest w pobliżu. Mam dziwne wrażenie, że największą robotę wykonałem ja i jeszcze będę musiał za to zapłacić. Warknąłem w stronę mieszańca, gdy pojazd znalazł się już w środku. Pochwalił mnie jak dobrego pupila, na co warknąłem drugi raz. Tym razem bardziej ostrzegawczo. Ignacio zrozumiał aluzję, zamykając się na chwilę. Otworzył maskę, po czym przejrzał zawartość.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu