Rozdział 2

971 49 15
                                    

ANA

Trzasnęłam drzwiami na tyle głośno, aby cała obsługa, jak i klienci wyraźnie usłyszeli, że odchodzę!

— Mam was wszystkich w dupie! — dorzuciłam, widząc szyderczy wzrok jednego z mężczyzn, przez którego skończyłam na mokrym od deszczu chodniku.

Idealny bonus na resztę wieczoru — pomyślałam, obserwując nadchodzące ciemne chmury oraz towarzyszące im błyskawice. — Jak wylecieć to z impetem, prawda?

W tym samym momencie, jak na wezwanie zagrzmiało.

— Świetnie, po prostu super! — ostatni raz zerknęłam zrozpaczonym spojrzeniem na restaurację „Herkules", w której jeszcze dziesięć minut temu pracowałam jako kelnerka. To była moja ostatnia deska ratunku na zarobieniu trochę pieniędzy.

Pożegnałam się z budynkiem, pokazując mu środkowy palec.

Brakowało mi dosłownie godziny do zmiany. Byłabym całkowicie wolna od obowiązków i zboczonych gości lokalu... jednak nie! Natrafił się debil, który za wszelką cenę postawił sobie za cel obmacanie mojej dupy! — krzyczałam w myślach, nakręcając się coraz bardziej. Wkurzona na otaczający mnie świat, a w szczególności na byłego szefa, który z językiem na wierzchu leciał, aby udobruchać starego dewiata, ruszyłam przed siebie. — Przynajmniej dostał porządnie w twarz. — uznałam, mając ogromną nadzieję, że jutro zbok obudzi się z ogromną śliwą.

Okrążając liczne kałuże, lawirowałam pod budynkami, tak, aby nie zmoknąć do suchej nitki. Skręciłam w boczną uliczkę, skracając trasę o dobre kilka minut. Światła lamp, odbijały się od sklepowych witryn, tworząc nawet przyjemny, melancholijny klimat. Miasto w nocy praktycznie nie funkcjonowało, przez co wiele klubów zbankrutowało w ostatnich latach. Jedynie parę barów oraz hotelowe kasyno, cieszyło się sławą wśród patologicznej części mieszkańców. Wzdrygnęłam się na samą myśl o wcześniejszej, mało przyjemnej sytuacji, jaka miała miejsce ze mną w roli głównej.

Jeszcze chwilka i będę w domku. — dopingowałam swoje zziębnięte ciało. — Co mnie skłoniło, aby wybrać się z mieszkania bez parasolki?!

Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę, który i tak nadawał się jedynie do porządnego wyżymania. Jak choroba rozłoży mnie na kolejne dni, to mogę na wstępie rezerwować sobie miejsce na cmentarzu. — Zniecierpliwiona przyspieszyłam krok, wpadając prosto na przechodzącą dziewczynę.

— Przepraszam — bąknęłam, omijając przeszkodę. Niestety na drodze stanął partner kobiety, który w mało delikatny sposób, chwycił mnie za ramię, szarpiąc dwa razy, abym zwróciła na niego uwagę.

— Uważaj, jak leziesz suko! — warknął przez zaciśnięte zęby.

Zlustrowałam luźne dresy, śnieżnobiałą koszulkę polo i łysą pałę, której przez mocno zbudowaną sylwetkę brakowało szyi. Prezentował się wprost fenomenalnie przy utlenionej blondynce w różowej miniówce odsłaniającej znaczną część bielizny. Wisienką na torcie okazały się za to wysokie szpilki, na których dziewczyna gibała się niczym akrobata w cyrku.

Wróciłam wzrokiem na chłopaka, który nadal trzymał moje ramię. Wyrwałam je szybko, przybierając szyderczy wyraz twarzy. Nie byłam w nastroju na żadne potyczki.

— Przeprosiłam — prychnęłam, po czym bezzastanowienie dodałam. — Jak nie chcesz, żeby twoja dziewczyna leżała co chwilę na ziemi, to zainwestuj dla niej w trampki. Na takich szczudłach daleko nie zajedzie.

LUPUS - ZAKOŃCZONE (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz