FEAR →psycho romans

By goldenbarbs

153K 7.5K 1K

Strach - jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkc... More

UWAGA - ZANIM ZACZNIESZ CZYTAĆ
|01| - wersja początkowa
|02| - wersja początkowa
|03| - wersja początkowa
|04| - wersja początkowa
|05| - wersja początkowa
|06| - wersja początkowa
|07| - wersja początkowa
|08| - wersja początkowa
|09| - wersja początkowa
|010| - wersja początkowa
|011| - wersja początkowa
|012| - wersja początkowa
|013| - wersja początkowa
|014| - wersja początkowa
|015| - wersja początkowa
|016| - wersja początkowa
|017| - wersja początkowa
|018| - wersja początkowa
|019| - wersja początkowa
|020| - wersja początkowa
|021| - wersja początkowa
|022| - wersja początkowa
|023| - wersja początkowa
|024| - wersja początkowa
|025| - wersja początkowa
|026| - wersja początkowa
|027| - wersja początkowa
|028| - wersja początkowa
PREMIERA MOJEJ KSIĄŻKI - 365 DNI. ZOBACZYMY SIĘ ZNÓW.
|029| - wersja początkowa
|030| - wersja początkowa
|031| - wersja początkowa
|032|- wersja początkowa
|033| - wersja początkowa
|034| - wersja początkowa
Epilog - wersja początkowa
NOWA WERSJA
prolog
rozdział 1
rozdział 2.
rozdział 3.
rozdział 4.
rozdział 5.
rozdział 6.
rozdział 7
rozdział 8.
rozdział 9.
rozdział 10.
rozdział 11.
rozdział 12.
rozdział 13
Rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
Rozdział 19

rozdział 20

853 31 6
By goldenbarbs

Christopher

– Pierdolę to – warknąłem do siebie, rzucając klucz na załadowany narzędziami stolik i biorąc głęboki wdech, zacząłem wycierać ręce.

– Mam dla ciebie radę. Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz – odparł Douglas, sprawdzając coś w komputerze.

– Chcesz dostać po pysku? Bo się aż prosisz...

– A, czekaj, nie popierdolisz, bo jesteś pokłócony ze swoją lalą – zaśmiał się krótko.

Wywróciłem oczami, zamykając maskę samochodu z hukiem. Nie zamierzałem w żaden sposób tego komentować. Melody zachowała się jak rozkapryszona dziewczynka. Nie miałem w planach biegać za nią. Doskonale wiedziałem, że działa jak bumerang. I tak wróci.

– Dobra, muszę ci coś powiedzieć.

Douglas przerwał ciszę po jakiś pięciu minutach. Długo nie wytrzymał. Miałem nadzieję, że nie zacznie mnie dobijać. Inaczej naprawdę mogła polać się krew.

Spojrzałem na niego znudzony, ale gotowy na kolejne docinki.

– Będę ojcem – mruknął.

Chyba nie dosłyszałem.

– Mogłeś wymyślić, że kogoś zabiłeś, byłbym skłonny uwierzyć.

– Chris, kurwa, będę ojcem.

Stanął przede mną i patrzył mi w oczy z powagą.

To nie był dobry moment, by się śmiać. Poczułem się, jakby nastoletnie dziecko właśnie oznajmiło mi te informacje. Mój brat... Nie. To nie mogło być prawdą. Amber zaciążyła? Cholera, czy Douglas naprawdę nie wiedział, co to są gumki?!

– Nie osłabiaj mnie. – Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.

Ja pierdole. To był idealny komentarz na całą sytuację.

– Co mam ci poradzić na to? Amber mi powiedziała wczoraj. Jej rodzice już wiedzą, Melody też. Dowiedziałem się ostatni. Myślałem, że się zabiję, jak to usłyszałem. – Jego głos był wypruty z emocji.

Moment, moment. Melody wiedziała? Wszystko zaczęło się układać, zwłaszcza ta ich cała „nieobecność" powiązana z nieodbieraniem telefonów.

– I co twoi teściowie na to?

Wzruszył ramionami i oparł się o blat z narzędziami. Wyglądał na bardzo przybitego.

– Ojciec był wściekły, a matka w szoku. Teraz trochę ochłonęli i chcą, żebym przyszedł do domu. Więc czeka mnie super fajna rozmowa.

– Nie znam w tym momencie większego idioty od ciebie, Dougie.

– Weź się odpierdol, co? – warknął. – Nie wiem, jak do tego doszło, to znaczy nie wiem kiedy, ale to na pewno moje dziecko. Przecież nie zostawię jej z tym. Tylko, że nie nadaję się do tego.

Byłem pod wrażeniem decyzji brata. Skoro nie zamierzał uciec od odpowiedzialności, co w zasadzie jakoś tam pochwalałem, oznaczało to, że trzeba będzie jeszcze bardziej kontrolować Amber poprzez opiekę nad nią. Maxwell nie mógł się dowiedzieć.

Męczyło mnie ciągłe myśleniem o tym, czy nie czai się gdzieś za rogiem. Do walki zostało dwa dni. Dwa, cholerne, dni. Potem staniemy oko w oko i raz na zawsze pozbędę się go stąd.

– Poradzisz sobie – mruknąłem. – Pomogę ci. Finansowo, nie zamierzam zmieniać pieluch.

Zapadła cisza i żaden z nas już jej nie przerwał. Po chwili Douglas odłożył klucz, wziął telefon i wyszedł z warsztatu bez słowa. Nie skomentowałem tego, nie zatrzymałem go. Musiał ochłonąć i w zasadzie ja również. Skupiłem się na naprawianiu tego auta, żeby klient mógł je dziś odebrać, gdy usłyszałem, jak drzwi warsztatu się otwierają. Miałem ochotę krzyknąć, że jest zamknięte lub żeby przyszedł chociaż za godzinę, jednak miło było zarabiać pieniądze, by potem moc je wydawać.

Podniosłem się spod auta i sięgnąłem po ścierkę, odwracając się do wejścia. W progu stała Melody, obejmując się ramionami.

Proszę, proszę. Nie miałem racji? Wiedziałem, że się pojawi.

– Cześć – powiedziała niepewnie.

Od kłótni minęły również dwa dni. W tym czasie i tak ją obserwowałem, bo musiałem mieć pewność, że jest bezpieczna. Grzecznie chodziła do szkoły, odbierana była przez tatusia. Wszystko było monotonne i przewidywalne.

Podniosłem się do pionu i przejechałem dłońmi po czarnym podkoszulku, na którym nie było widać żadnego brudu.

– Cześć. Coś się stało? – zapytałem spokojnie.

Nie miałem powodów by wybuchnąć. Raczej odczuwałem satysfakcję.

– Tak. Nie. To znaczy... Chcę porozmawiać. Masz czas? – Podeszła bliżej, trzymając coś w ręce.

– Chcesz się przejść? – zaproponowałem, dając jasny sygnał, że rozmowa będzie dobrą opcją.

– Tak. Możemy się przejść. – Kiwnęła głową i wyszła pierwsza z warsztatu.

Ruszyłem za nią, po czym zamknąłem mój dobytek.

Nie martwiłem się jakoś specjalnie wyglądem. Jedynie narzuciłem na ramiona koszule w kratę, która była niczym psu z gardła wyjęta.

Szedłem za Melody w stronę mojego domu, czyli przez las. Przez dłuższą chwilę trwała między nami niezręczna cisza, lecz w końcu Mel się odezwała.

– Nie potrafię tak, Christopher.

– Czego nie potrafisz? – zapytałem, zerkając na nią.

– Nie potrafię tak funkcjonować. W takim stanie jak teraz. Kłótnie z tobą są najgorszym przeżyciem. O niczym innym nie myślę, tylko o tym, co się stało – wyszeptała i zwolniła kroku. – Jeżeli nie chcesz się pogodzić i uznałeś to za koniec, to mi to powiedz...

Patrzyła na mnie zagubiona, smutna, ze strachem w oczach.

Z kolei ja wyglądałem, jakbym zobaczył kosmitę. O czym ona bredziła, jaki koniec?

Fakt. Swoim zachowaniem wkurwiła mnie niemiłosiernie i wyszedłem z jej domu tylko dlatego, by nie wybuchnąć i nie krzyczeć przy jej ojcu. W końcu byłem na okresie próbnym...

Westchnąłem głośno i objąłem ją ramieniem, mocno przyciągając do swojego ciała. Moja malutka...

– A jeżeli to nie koniec, to proszę, załóż mi ten prezent – dodała drżącym głosem i wsunęła do mojej dłoni biżuterię.

Łańcuszek, który zostawiłem jej tamtej nocy, znalazłem przypadkiem na wystawie. Nie należał do najtańszych, ale księżyc kojarzył mi się z tatuażem Melody i chciałem, by miała coś, co nawiązuje do nas obojga. Ona piękna, nieskazitelna jak anioł, bez żadnych wad. Z kolei ja ciemny jak mrok, nieco wybrakowany i splamiony przez czas. Jednak nic nie mogło już nas rozdzielić.

Byłem świadomy, że czekają nas kłótnie. Z czasem mniejsze, bo Melody stanie się bardziej uległa. Jej charakter zmienił się od naszego pierwszego spotkania, w pewnych momentach była nawet do mnie podobna.

Odwróciłem ją plecami do siebie i zapiałem łańcuszek na hej szyi. Spojrzała na mnie przez ramię, poprawiając włosy.

– Przepraszam – szepnęła.

– Ja też przepraszam – mruknąłem nieco z trudem, gdyż uważałem, że miałem racje.

Odwróciła się do mnie całkiem i przywarła do mnie całą sobą. Trzymałem w ramionach mój świat, za którym przez dwa dni tak bardzo tęskniłem.

– Kochasz mnie jeszcze?

Zaśmiałem się cicho, opierając brodę na czubku jej głowy. Wariatka...

– Nie przestałem cię kochać nawet na chwilę. Nawet jeżeli jesteś wredna jedzą...

– Sam jesteś wredny. – Uderzyła mnie piąstką w ramię. – Ja ciebie też kocham.

Uśmiechnąłem się i wziąłem głęboki wdech. Czułem ogromną ulgę.

Melody odsunęła się i pocałowała mnie w policzek.

– Zerwałam się z lekcji, ale muszę już wracać – szepnęła.

– Nie ma mowy. Napiszę Ci usprawiedliwienie czy coś...

– Naprawdę, Chris – zaśmiała się.

– No mowie prawdę – odparłem, chcąc postawić na swoim.

– Ale napiszesz? – upewniła się, patrząc na mnie uważnie.

– Pokaż mi tylko pismo mamusi i masz jak w banku – oznajmiłem, poruszając brwiami.

Z uśmiechem złączyła nasze usta, obejmując mnie za szyję. Dotarło do mnie, jak bardzo brakowało mi jej pocałunków. Nasza kłótnia sprawiła jedynie, że bardzo dużo trenowałem do walki.

Poziom złości nie obniżał się nawet na moment, co dawało mi niekończące się pokłady energii. Jednak musiałem poświęcić mojej Melody trochę uwagi, skoro uważała, że przestałem ja kochać.

Bez większego trudu wziąłem moją królewnę na ręce. Zareagowała głośnym piskiem, trzymając się mnie.

– Jesteś niemożliwy – wyszeptała w moje usta.

– Proszę zachować milczenie. Została pani porwana.

– Porwana? O nie. Mój chłopak superbohater na pewno mnie odnajdzie i uratuje.

– Czy aby na pewno?

– Oby...

Zaniosłem ją prosto do domu. Douglas zapewne tam był, ale nie przeszkadzało mi to.

Potrzebowałem zacisza, by zająć się moja Melody i po raz kolejny zapewnić ja, że jest jedyną kobieta mojego życia.

Przeszedłem z nią przez salon, który był pusty. Z kuchni dochodziły mnie dźwięki, więc wybrałem główne schody, by nie natknąć się na brata. Już po chwili byliśmy w moim azylu.

Przekręciłem kluczyk w zamku chwilę po tym, jak ułożyłem Melody ja środku łóżka. Co by z nią zrobić...

– Tęskniłam za tobą – powiedziała cicho.

Jej kurtka już leżała na krześle obok, buty również szybko zdjęła. Patrzyła na mnie dużymi, ufnymi oczami.

– Nigdy więcej się tak nie obrażaj – zaznaczyłem, kręcąc głową.

– Nic mi nie chciałeś powiedzieć, ale ten temat nie jest zamknięty, Christopher. Chcę wiedzieć, co się dzieje.

– Potem porozmawiamy – szepnąłem, ujmując w dłonie jej policzki i spragniony ucałowałem jej usta. Musiałem zaspokoić swoim narkotykowy głód.

Melody oddawała pocałunki, żarliwie i namiętnie. Jej oddech znacznie przyspieszył, mój też. Dwa dni były wiecznością. Czekałem na jej telefon, tęskniłem za jej obecnością i codziennie za nią tęskniłem.

Patrzenie z boku na nią, z ukrycia, nie zaspokajało najmniejszego procenta moich potrzeb. Musiała być obok. Zawsze.

Odsunęliśmy się od siebie tylko na moment. Melody zdjęła ze mnie koszulę, a potem koszulkę.

Spojrzała mi na moment w oczy, przegryzając nieśmiało dolną wargę.

Wiedziałem, o czym myślała. To nie był czas, by bardzo otwarcie mówiła o swoich pragnieniach, jednak jej wzrok mówił wszystko.

– Chcesz...? – szepnęła, sunąc dłonią po moich zebrach. Zmrużyła oczy, zauważając siniaki. – Christopher, co się stało?

– To tylko trening... – odparłem cicho, by nie przejmowała się zbytnio tym, co widziała.

– Ja mam takie siniaki po twoich malinkach – stwierdziła z lekkim uśmiechem.

– Chcesz się na mnie zemścić? – Opadłem na łóżko, zakładając ręce za głowę.

– Nie, bo masz tyle siniaków, że aż mi ciebie szkoda – uznała i przesunęła palcami po moim mostku.

– Skoro nie chcesz wykorzystać szansy, to ja się zajmę tobą. – Podniosłem się na łokciach i szarpnąłem za bluzkę Melody, rzucając ja daleko w kat pokoju.

Pochyliłem się nad nią i złapałem jej ręce. Ułożyłem je tuż nad jej głową, nie pozwalając, by nimi ruszała.

– Lubię, jak to robisz – szepnęła.

– I co jeszcze lubisz, aniele?

– Twoje pocałunki na mojej szyi.

Mruknąłem cicho nim zbliżyłem się do szyi mojej ukochanej i zacząłem pieścić ją ustami. Chciałem, by częściej mówiła, co jej się podoba, co chciała, bym jej robił.

Melody wzdychała z przyjemnością, z rozczuleniem. O księżniczkę trzeba dbać. Zwłaszcza taką jak ona.

Składałem pocałunki coraz niżej, aż dotarłem do guzika jeansów i rozpiąłem je. Mel westchnęła, gdy pocałowałem ją nad brzegiem bielizny.

– Musimy cię rozluźnić – stwierdziłem, pozbywając się opinającego nogi materiału.

– Jaki masz plan? – spytała rozbawiona.

– A musze mieć plan? – odparłem z zadowoleniem, sunąc dłońmi w górę ud osiemnastolatki.

Pokręciła głową i patrzyła na mnie, gdy całowałem jej brzuch. Rozsunąłem jej nogi, a ona nie protestowała. Drocząc się, zaczepiłem palcem o bieliznę.

Cudownie było patrzeć jak zagryzała swoją wargę, tłumiąc wszelkie skomlenia. To nie było miejsce na takie rzeczy. Mogła to robić u siebie w domu, ale u mnie miała być głośna i wręcz żądać przyjemności.

Pozbyłem się jej bielizny, która była nam teraz zbędna. Melody zarumieniła się, gdy ją podziwiałem. Jak ja jej teraz pragnąłem...

Głupie dwa dni wzbudziły we mnie bezgraniczna tęsknotę, której nie mogłem uśmierzyć. Nie mogłem poradzić nic na to, że Melody Evans zawładnęła całym moim światem.

– Tak – sapnęła zadowolona, kiedy pochyliłem się i musnąłem ustami jej kobiecość.

Nie było cudowniejszej kobiety na ziemi. Była chodzącym ideałem, który należał tylko i wyłącznie do mnie. Tylko ja mogłem jej smakować, mogłem ją pieścić i wywoływać skrajne emocje.

Mogłem pokazywać jej, że możemy łamać zasady i robić co chcemy, bylebyśmy byli szczęśliwi.

– Chris, przestań – usłyszałem jej zdyszany głos po zaledwie minucie.

Podniosłem wzrok, zupełnie nie wiedząc, co się właściwie wydarzyło. Czy było jej źle? Nie, to niemożliwe...

– Ja... Chcę sprawić tobie przyjemność. Zawsze dbasz tylko o mnie.

Uklęknęła i wzięła moją twarz w dłonie.

– Proszę, pozwól mi.

Brzmiała tak bardzo niepewnie, jakby obawiała się, że coś może się wydarzyć. Oblizałem powoli usta, w zasadzie nie mając nic przeciwko. Skoro chciała...

Pocałowała mnie, a ja rozpiąłem spodnie, dając jej niemy znak, że może ze mną zrobić, co tylko chce.

Pozbyłem się jeansów i stanąłem przy łóżku. Melody przesunęła dłonią po moich bokserkach, nieśmiała i zawstydzona.

Ten widok był naprawdę podniecający. Nigdy nie miałem okazji przyglądać się kobiecie, która z taką gracją próbowała zająć się mną.

Żadne szybkie doświadczenie z nieznanymi mi dziewczynami nie mogło się z tym równać. Melody dotykała mnie z wrażliwością i czułością. Bokserki już dawno leżały na podłodze, a ona delikatnie masowała moją męskość.

Nie patrzyła mi w oczy, jednak nie zmuszałem jej, by przebiła jakąś barierę. Musiała umieć robić to sama, wyczuwać momenty, które są dobre.

Na razie czułem się bardzo dobrze i w pełni jej ufałem.

– Chris, chcę... no wiesz. Ale musisz mi podpowiedzieć.

– Nazywajmy rzeczy po imieniu. – Uśmiechnąłem się, przygryzając dolną wargę.

– Przestań mnie onieśmielać.

– Nie robię nic takiego – odparłem zadowolony, zerkając na dziewczynę. – Ssij.

Może i zabrzmiałem wulgarnie, miałem jednak pewność, że Melody nie weźmie tego zbyt do siebie. Przecież to tylko czynność...

Zwilżyła językiem dolną wargę, ale nie speszyła się. Grzecznie i spokojnie wzięła mnie do ust.

Tak dawno nikt tego nie robił. Poczułem, że moje mięśnie nieco się rozluźniają, dlatego pozwoliłem Mel robić to, co podpowie jej instynkt. To nie było w ogóle trudne.

Sprawiła mi ogromną przyjemność. Prawie skończyłem w jej słodkich ustach, trzymając ją za włosy. Ale przerwałem to, bo marzyłem, żeby skończyć w niej.

Zaskoczyła mnie, gdy zatrzymała moją rękę sięgającą po prezerwatywy.

– Dlaczego nie?

– Bo nie musimy. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Mam implant antykoncepcyjny od poniedziałku.

Sam nie wiedziałem, jak określić to uczucie, którego doznałem w tamtym momencie. Skąd ona miała pieprzony implant? Była u ginekologa? Przecież to kosztowało. Jej rodzice wiedzieli?

Chyba musiałem uciąć sobie kolejną poważną pogawędkę z Melody, ale nie od razu. To mogło poczekać jeszcze z godzinę, dwie...

*

Leżeliśmy w łóżku, przytuleni do siebie, zupełnie nie przejmując się czasem, choć niedługo Melody musiała się zbierać.

Całowała mnie po bicepsie, wtulona w mój tors. Moja bogini, którą chciałbym codziennie nosić na rękach.

Mimo to spokoju nie dawały mi dwie kwestie.

– Wiesz – zacząłem, bawiąc się kosmykami ciemnych włosów nastolatki. – Jak się zapatrujesz na to, że będę wujkiem?

– Co? Skąd ty... – Poderwała się, odsuwając ode mnie.

Zasłoniła piersi kołdrą i patrzyła na mnie uważnie, przestraszona.

– No wiesz, będę musiał kupić wózek. – Skrzywiłem się. – Chyba mi pomożesz, co?

– Czyli już wiesz – szepnęła. – Co Douglas zamierza zrobić? Bo Amber boi się, że zostanie z tym sama.

– No chyba idzie na jakąś tam rodzinną kolację. – Wzruszyłem ramionami, patrząc uważnie na osiemnastolatkę. Stresowała się? Czym? Przecież to nawet nie jej dziecko. – Nie zostawi jej.

– To dobrze. – Kiwnęła powoli głową i sięgnęła po ubrania z podłogi. – Przepraszam, że ci nie powiedziałam.

– No przyznam szczerze, usłyszeć to od Douglasa było bardzo efektowne – zaśmiałem się.

– Co o tym myślisz? – Była bardzo niepewna, jakby obawiała się mojej reakcji.

– A co mam myśleć? Nie jest to dobry moment na dziecko, no ale stało się.

– No tak. Stało się. Mam nadzieję, że sobie poradzą. – Podniosła się i zaczęła się ubierać.

– A ty dokąd? Nie skończyłem jeszcze...

– Czego? – Zaśmiała się.

– Skąd miałaś pieniądze na implant? – Powoli usiadłem, a kołdra zsunęła się ze mnie.

– Mama zapłaciła z wizytę. Zresztą to ona mi zaproponowała. – Naciągnęła spodnie i skupiła się na zapinaniu guzika, nie zerkając na mnie.

– Jak to mama? – zaśmiałem się.

– No mama. Porozmawiała ze mną i spytała wprost, czy się zabezpieczamy. Moja mama jest bardzo spostrzegawcza i chyba zauważyła, że jestem już po...

Pochyliła się i musnęła moje usta.

– Kocham twój śmiech – powiedziała cicho.

Miło było słyszeć takie rzeczy z ust kobiety, która stanowiła cały mój świat. Może ja również się zmieniłem, jednak nie pozwalałem sobą manipulować.

– Mój anioł zamienia się w diabła... Trudno nie zauważyć.

– Nieprawda. – Teraz to ona się zaśmiała. – Kiedy się zobaczymy?

Założyła kurtkę i zabrała plecak.

Podniosłem się, by założyć bokserki i odprowadzić chociaż moja dziewczynkę do drzwi. Powinienem ją odwieźć do szkoły, tak byłoby najbardziej przyzwoicie i bezpiecznie, jednak musiałem wrócić do warsztatu jak najszybciej.

– Wieczorem? Jutro? Kiedy sobie życzysz...

– Jutro po szkole? Moglibyśmy pojeździć – zaproponowała, schodząc ze mną na dół.

Douglas leżał na kanapie, oglądając mecz. Spojrzał na nas obojętnym wzrokiem.

– Cześć. – Melody delikatnie pomachała dłonią w jego stronę.

Wywrócił oczami i wrócił spojrzeniem do telewizora. No tak, to byłoby na tyle.

Melody poprawiła ramiączka plecaka i spojrzała na mnie.

– Czemu on mnie tak nie lubi? – szepnęła.

– Nie przejmuj się nim. Po prostu myśli o tej całej ciąży... Wiesz, nerwy. – Puściłem oczko i oparłem się ręka o futrynę.

– Więc pasuje ci jutro? – upewniła się.

Stanęła na palcach, żeby mnie pocałować, więc pochyliłem się i dałem jej całusa.

– Pasuje – potwierdziłem, gładząc dolne partie pleców Mel.

– To do zobaczenia. – Uśmiechnęła się i wyszła. Z bólem serca zamknąłem za nią drzwi.

*

Wyścig, na który dziś się wybierałem, był też miejscem mojej konfrontacji z Maxwellem. Przed walką mieliśmy stanąć twarzą w twarz i doskonale wiedziałem, że ten facet nie pominie takiej okazji jak możliwość wygrania ze mną podczas wyścigu.

Nie mógł mnie zastraszyć. Nie miał na mnie żadnego haczyka. Chciałem zmiażdżyć tego skurwysyna jak robaka.

Wrócił do miasta zupełnie niepotrzebnie i wchodził do mojego życia z butami, choć nikt go, kurwa, nie zapraszał.

To nie mogło się skończyć dobrze.

Wjechałem na teren wyścigu z dużą satysfakcją. Byłem witamy jak król toru. I tak właśnie powinno być.

Nikt nie miał prawa zabrać i mi tytułu, a przede wszystkim odebrać szacunku, na który pracowałem latami. Przeszłość po części zostawiłem w tyle.

– Tej twojej nie będzie? – odezwał się Douglas, pisząc na telefonie, zapewne z Amber.

– Mógłbyś troszkę wiesz, chociaż udawać, że ja lubisz, a nie zachowywać się jak fiut.

Podniósł na mnie wzrok, gdy zatrzymałem samochód na linii.

– Eee, nie. Wciąż nie. Jest dziwna. – Schował telefon i wysiadł.

– Przypomnieć ci, który z nas zostanie tatusiem? – bąknąłem poirytowany.

– No, przynajmniej nie z cnotką... jak ona w ogóle na na imię? Melanie? Melisa?

Prychnąłem pod nosem. Cnotka.

– Mnie cieszy, że moja kobieta nie świeci dupą na prawo i lewo – odparłem wręcz z dumą w głosie.

– Słucham? – Douglas odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem. – Powtórz, bo nie dotarło.

Odpowiedziałem mu jedynie śmiechem. Nie zamierzałem wdawać się w jakiekolwiek kłótnie. Wiedziałem swoje i nie musiałem tej prawdy nawet bronić. Douglas mógł mnie w dupę pocałować.

– Jesteś pojebany – stwierdził z odrazą w głosie. – A Amber nie jest dziwką. Nara.

I odszedł w stronę tłumu.

Pokazałem mu środkowy palec. Nawet nie ująłem tego, że moja przyszła bratowa była jakąś puszczalską, ale faktem było to, że uwielbiała nosić miniówki i oboje to wiedzieliśmy. Zresztą dlatego na nią poleciał, kiedy pierwszy raz zobaczył Amber na imprezie.

Wkurzał mnie swoim nastawieniem w stosunku do Melody. To była, cholera, przyjaciółka jego dziewczyny. Moja kobieta. Czemu miał z tym taki problem?

Zirytowany poszedłem dać pieniądze organizatorom. Przy okazji przywitałem się z paroma osobami.

Melody nie przyjechała z prostej przyczyny, uczyła się do egzaminu. Poza tym nie chciałem jej narażać na kolejne spotkanie z Maxwellem. W jakiś sposób ten mężczyzna był dla mnie nieprzewidywalny. Wykorzystywał osoby trzecie do konfrontacji.

– Hej, przyjacielu! – usłyszałem go i aż mi krew w żyłach zawrzała.

Nóż w kieszeni sam się otwierał. Miałem ochotę zabić go na ringu.

– Gdzie moja droga Melody?

Odwróciłem się do niego. Uśmiechał się do mnie, opierając o maskę swojego auta.

– Nie mogła oglądać twojej mordy. – Wzruszyłem ramionami.

– Bardzo mi przykro. Chciałem ją lepiej poznać. Dowiedzieć się jaką bieliznę lubi. Rozumiesz. – Przeczesał palcami ciemne włosy i potarł palcami dolną wargę, w której miał kolczyk.

Litości. Prosił się o śmierć jeszcze przed pierdolonym Wyścigiem. Nie mogłem dać mu się tak łatwo sprowokować, nie teraz. Musiałem myśleć trzeźwo i wygrać rajd.

– Jesteś żałosny. – Uśmiechnąłem się. – Będziesz klęczał i błagał, bym darował ci życie – szepnąłem, przejeżdżając palcem na wysokości szyi.

– Tak, opowiesz mi o tym więcej? – zadrwił.

Bardzo chciał być w centrum uwagi i właśnie to dostawał. Tłum słuchał naszej rozmowy.

– Przegrałeś ze mną i wiesz co? Zawsze tak będzie. A teraz czas na wyścig.

Chciał mnie ośmieszyć? Nie udało się. Bardziej wzbudził ciekawość jak to możliwe, że Christopher Williams kiedykolwiek coś przegrał. Dużo się zmieniło od tamtej pory. Byłem wręcz niepokonany.

– Tylko nie zesikaj się że strachu, Maxwell.

W odpowiedzi roześmiał się i wsiadł do auta. Odszukałem wzrokiem brata, który stał niedaleko z piwem w ręku.

– Oby wygrał – powiedział, przechodząc obok mnie i poszedł w stronę naszych znajomych.

Sukinsyn. Dostanie w pysk, a cała działka wyląduje na moim koncie. Jeżeli wolał być zgryźliwy i zachowywać się jak baba podczas okresu to proszę bardzo. Nie będę się zanim uganiał jak pies.

Wsiadłem do auta i spróbowałem się skoncentrować. Wyścig był teraz priorytetem. Musiałem pokonać Maxwella, by udowodnić sobie, że jestem ponad nim.

Nie miał prawa znów górować. Wrócił tylko po to, by mnie zniszczyć, jednak role się odwróciły.

Stanąłem na starcie, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Czułem na sobie wzrok setek osób, jednak dla mnie liczyła się jedynie kreta droga.

Przed moimi oczami pojawiła się Melody, zupełnie naga, leżąca na łóżku. Przymknąłem oczy dosłownie na chwilę, by poczuć, że jest obok mnie. Jej uśmiech dodawał mi siły i otuchy. Pragnąłem, by złapała mnie za rękę, dotknęła mojej twarzy i nic nie mówiąc stanęła na palcach, prosząc o pocałunek.

Moja słodka Melody. Bezpieczna jedynie przy mnie. Moja, w pełnym tego słowa znaczeniu. Dziś posiadłem ją całą i w końcu mogłem dojść w niej, nie martwiąc się o konsekwencje. Może nie powinienem teraz o tym myśleć, ale emocje towarzyszące temu przeżyciu, wciąż we mnie siedziały.

Skąpo ubrana dziewczyna stanęła pomiędzy autami, uśmiechając się, jakby miało zwrócić to czyjąkolwiek uwagę. To mogła być nagroda pocieszenia dla Maxwella.

Jeżeli ten skurwysyn myślał o mojej Melody w brudny sposób... To zabiję to na tym ringu.

Ruszyliśmy równo, z piskiem opon, zostawiając ślady na asfalcie.

Kontrolowałem cała sytuację w lusterkach, starając się zbyt bardzo nie kręcić głową. Alex mógłby za bardzo chcieć mnie sprowokować, a nerwy nie były moim sprzymierzeńcem.

Jechałem z myślą, że z nim wygram. To nie był spokojny wyścig. Uciekaliśmy do nieczystych ruchów, próbując się zepchnąć.

Furia ogarniała mnie na samą myśl, ile pieniędzy będę musiał włożyć w wyremontowanie samochodu.

Zauważyłem jednak, że Maxwell wykonuje dość podobne i sprecyzowane ruchy. Odsuwał się niemalże na te same odległości. Był przygotowany i to całkiem nieźle.

Udało wymyślić mi się racjonalny plan, jednak wymagało to jeszcze większej precyzji niż ruchy Alexa.

Wystawiłem mu się, mógł idealnie zahaczyć o tył mojego samochodu. To były sekundy, kiedy gwałtownie skręcił, a ja przyhamowałem, odbijając na drugą stronę toru, dzięki czemu uniknąłem zderzenia i z satysfakcja nacisnąłem pedał gazu, zyskując cenne sekundy na ucieczkę w stronę linii mety. Wygrałem.

Obserwowanie jak próbował nie wypaść z toru i nie uderzyć w jakąkolwiek przeszkodę wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Jeszcze nigdy nie wysiadłem z samochodu z taką satysfakcją. Alex Maxwell był ode mnie słabszy, a to co mówiłem, właśnie się potwierdziło.

Douglas podszedł do mnie, zanim inni zawodnicy do nas dołączyli.

– A szkoda, teraz będziesz chodził taki zadowolony – westchnął.

– Stary. – Poklepałem go po klatce piersiowej. – Nie zepsujesz mi humoru. Nawet kupię wózek dla twojej latorośli.

– Najdroższy? Lepszy niż dla dzieci Brada Pitta? Dobra. – Uśmiechnął się.

– Kurwa, jaki sobie twoja laska wymarzy – zaśmiałem się, biorąc głęboki wdech.

– Tak tak serio... cholera, wygrałeś z nim. I spieprzyłeś mu samochód. Jestem dumny.

– Williams, gratulacje! – Brian mnie dopadł i uścisnął.

– Postawie wam dzisiaj flaszkę – odparłem, uderzając go kilkakrotnie między łopatki.

– No i to rozumiem – zaśmiał się.

Maxwell wysiadł z poszkodowanego auta i spojrzał na mnie morderczo.

Ostentacyjnie uśmiechnąłem się, nie spuszczając wzroku z rywala. Może to i był początek, przedsmak całego naszego starcia.

– To co? Zbieramy się?

Kiedy mój brat zadał to pytanie, Alex ruszył w naszą stronę. Był wściekły, co ani trochę mnie nie zdziwiło.

– Zabiję cię, skurwysynie – warknął i pchnął mnie, po czym wymierzył pierwszy cios. – Ale najpierw przerżnę twoją dziewczynę, A Ty będziesz na to patrzył.

Przyznam szczerze, że uderzenie nie było czymś, czego się spodziewałem. Jednak każdy mógł sobie wyobrazić, jakie demony uruchomił, wyrywając się z ciosem.

Brian złapał mnie za ramię, jednak siła, której użyłem, spowodowała, że wyrwałem rękę w mgnieniu oka, a pięść spotkała się z żuchwą Maxwella.

Nikt nie miał prawa położyć swoich brudnych rąk na Melody. Należała do mnie, jej umysł, ciało. Była mną, myślała jak ja.

Kiedy Alex upadł na ziemię, pociągnął mnie tak naprawdę za sobą. Uderzenie w asfalt było bolesne, ale prawdziwy efekt będzie dopiero odczuwalny, kiedy cała adrenalina odejdzie na bok.

Maxwell nie był słabym przeciwnikiem, przez co jego defensywa była mocna. Uderzył mnie w żebra, w twarz, a potem zaczął dusić, zaciskając palce na mojej szyi.

Zamiast skupić się na poluźnianiu uścisku, wymierzyłem kilka kolejnych uderzeń w twarz. Jego oczy nie były już takie skupione, nie był wystarczająco odporny na ból.

Brakowało mi tchu, przez co zdecydowałem się na gwałtowne uniesienie kolana i uderzenie rywala w brzuch. Jęknął dość głośno, a przez rozproszenie go, rzuciłem go na ziemię i łapiąc za poły kurtki, uderzyłem jego ciałem o gładka powierzchnię. Krew wypływała z jego ust, a ja marzyłem, by zadławił się nią.

– Dość, panowie, dość! – krzyczał jeden z sędziów, który przedzierał się przez tłum.

– Zakopie cię żywcem – warknąłem, nie dając oderwać się od uśmiechniętego Maxwella.– Będę cieszył się i patrzył, jak zdychasz, rozumiesz?

Jeszcze nie teraz

– Gówno zrobisz – wybełkotał.

– Dość! – Brian i Douglas złapali mnie za ramiona.

Próbowali mnie odciągnąć, wiedząc, że nie panuję nad sobą i kolejny mój cios może być tym ostatnim dla Alexa.

– Zabierajcie stąd tego gnoja! – krzyknął Douglas, przypierając mnie do karoserii jakiegoś auta.

Nie wiedziałem, co się dzieje. Wszystko wokół mnie wydawało się chaosem, wieloma kolorami zlanymi w jedność. Dźwięki dochodziły do mnie stłumione.

– Christopher, uspokój się. – Brat mną potrząsnął.

– Pomyśl o Melody – mruknął Brian.

Nie powinien był tego mówić. Próbowałem się wyszarpnąć, uderzyć nawet jego.

– Spokój kurwa! Albo cię do niej zawiozę i zobaczy cię w takim stanie. Wiesz jak to się skończyło po ostatniej walce – przypomniał mi Douglas, dociskając mnie do auta.

Przestałem zaciskać szczękę, która aż bolała, a pulsujący ból przeszywał moją głowę. Nie mogłem wywołać łez u mojej malutkiej dziewczynki. Ufała mi i nie mogłem tego zniszczyć.

– Chce jechać do domu – odparłem spokojnym głosem. – Sam.

– To nie jest... – zaczął Brian, ale Douglas mu przerwał.

– Niech jedzie. – Odsunął się ode mnie.

Wytarłem krew ściekającą z kącika ust i skierowałem się prosto do samochodu.

Wsiadłem do środka i odjechałem, nie zwracając na nikogo uwagi. Następne spotkanie z Maxwellem będę miał na ringu i będzie ono naszym ostatnim.

Oparłem wygodnie głowę i patrzyłem na ciemna drogę. Musiałem przejechać się po okolicy, by dojść do siebie w pełni. Musiał wrócić spokój i pełne opanowanie, zwłaszcza, iż mój samochód zatrzymał się dopiero w pobliżu domu Melody. Nawet z odległości mogłem zauważyć, że Margaret i Matthew kręcili się po salonie. Zaś w pokoju mojej ukochanej światło było już zgaszone.

Siegnąłem pokryta krwią dłonią po telefon i bez najmniejszego zawahania wybrałem numer Mel, który znałem na pamięć. Silnik był zgaszony, podobnie jak światła, więc nie mogłem zwracać na siebie niczyjej uwagi.

– Halo? – mruknela wyraźnie zaspana, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

– Potrzebuje cię, maleńka – szepnąłem, obserwując piętro. Mała lampka zaczęła przebijać swoim światłem przez firany.

– Co się stało? – spytała przejęta i zmartwiona.

– Potrzebuje cię każdego dnia – oznajmiłem, zamykając oczy. – Chcę słyszeć twój śmiech, twoje mruczenie, kiedy się budzisz. Chcę czuć twoje ciepło, twój dotyk. Chcę słuchać o twoich marzeniach, o twoich najciemniejszych pragnieniach...

– Christopher, masz mnie. Jestem przy tobie, gdy tylko mogę. Kocham cię. Przecież to wiesz. Czasem boli mnie ta miłość do ciebie i boję się, że wszystko zaraz się skończy...

– Nie skończy się. – Pokręciłem głową. – Nie pozwolę ci odejść.

– Nie chcę odchodzić. Co ty mówisz? Dlaczego jesteś taki... smutny?

– Tęsknię za tobą.

– Widzieliśmy się kilka godzin temu – zaśmiała się. To był dźwięk, którego chciałem słuchać.

– Podejdź do okna – mruknąłem, osuwając się nieco w fotelu.

Nic nie mówiąc, zrobiła to i zobaczyłem ją w oknie z telefonem przy uchu.

Miała na sobie nieco przykrótką, niebieską koszulkę i białe spodenki. Włosy miała splecione w warkocza, przynajmniej tak wyglądało z daleka.

– Jesteś kobietą mojego życia, wiesz? – szepnąłem, jakby nie chcąc, by ktokolwiek mnie usłyszał.

– Jestem? – Jej głos zabrzmiał równie cicho. Była zaskoczona? A może nie wierzyła?

Nadawała sens mojemu życiu. Może zabrzmiało to tandetnie, dlatego nie wypowiedziałem tego na głos.

– Kiedyś zostaniesz moja żona. I wtedy nie będę musiał się tobą z nikim dzielić...

– Twoją żoną? – powtórzyła. Teraz wyczułem szok. – Myślisz tak o mnie? W taki sposób? Czy ty... jesteś pod moim domem?

– Myślę, że doskonale znasz odpowiedz na każde pytanie – mruknąłem z uśmiechem.

– Chcę cię zobaczyć – wyszeptała.

Bez cienia zawahania odpiąłem pas i opuściłem sportowy samochód. Nie zamknąłem jednak drzwi, by nie robić zbędnego zamieszania w spokojnej okolicy. Opierałem się o samochód, obserwując nieustannie drobna posturę Melody.

– Pokazałaś mi, co to prawdziwa miłość, Melody Evans.

– Ja? Christopher, zmieniłeś moje życie na tysiąc różnych sposobów. Zmieniłeś mnie. Bałam się być szczęśliwa i łamać schematy, a ty po prostu... Wiesz, gdybym cię straciła, to nie wiem, czy bym dała radę normalnie funkcjonować. Nigdy nie czułam takich emocji jak przy tobie. Musisz pamiętać, że jesteś najważniejszy w moim życiu – wyznała mi to wszystko, stojąc w oknie i patrząc na mnie.

Duma rozpierała moja pierś. Melody zapewniła mnie, że wszystko, co planowałem, czego oczekiwałem, udało się dokonać w ciągu tych kilku wspólnych tygodni. Właśnie tego potrzebowałem, zapewnienia z jej ust, że nie widzi świata poza mną.

– Przeznaczenie istnieje, księżniczko. – Przechyliłem delikatnie głowę.

– Wiem. Ty jesteś moim przeznaczeniem. – Jej głos się załamał.

Bałem się, że teraz płacze.

– Kochanie. – Delikatnie jej pomachałem.– Zawsze będę obok. Ode mnie nie da się uciec. Nigdy się nie rozstaniemy.

– Obiecujesz?

– Przyrzekam na swoje życie. – Przyłożyłem dłoń do piersi.

– Powiedz, że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć na dobranoc...

– Kocham cię, aniele. Nie masz pojęcia, jak bardzo...

– Ja ciebie też kocham, Christopher.

– Bardzo? – zapytałem nieco zalotnie, przygryzając dolną wargę.

– Bardzo. Bardzo, bardzo – zapewniła.

Zaśmiałem się cicho i westchnąłem. Jam można było jej nie kochać?

– Jak twoi strażnicy pójdą spać, będę czekał pod drzwiami.

– Chris, ale jest późno...

– Na minutę. Może dwie. – Przycisnąłem telefon do ucha ramieniem i złożyłem ręce jak do modlitwy.

Zaśmiała sie do słuchawki i w oknie widziałem, jak kiwa głową. Gdy byłem z nią, nie myślałem o niczym innym. O tym, że ból rozchodził się po moim ciele, o tym, co mówił Maxwell.

Zdecydowanie cały świat wokoło miał znikoma wartość.

Rozłączyłem się, wrzucając telefon do auta i usiadłem na brzegu siedzenia, rozglądając się za jakimś kawałkiem materiału, który pomógłby mi pozbyć się resztek krwi.

Wyjąłem ze schowka ręcznik i wytarłem twarz oraz knykcie. Cierpliwie czekałem, aż światła w domu Evansów zgasną.

Cały czas wszystko we mnie buzowało i skłamałbym, mówiąc, że nie miałem ochoty na dobry seks. Nawet na tylnym siedzeniu samochodu.

Zamknąłem oczy, odprężając się i myśląc o dobrych aspektach w moim życiu. Czy na nie zasługiwałem? Nie miałem pojęcia, ale chciałem by taki stan rzeczy trwał.

Jeżeli Melody przy mnie trwała, tak naprawdę nie potrzebowałem niczego więcej.

Gdy spojrzałem na dom, sam nie wiem po jakim czasie, w salonie nie świeciło się żadne światło. Poczekałem jeszcze trochę, zanim wysiadłem.

Najciszej jak mogłem zamknąłem drzwi i stanąłem nieco z boku bramy, nie chcąc mimo wszystko zostać zauważonym.

Usłyszałem jak drzwi domu otwierają się. Po chwili za furtki wyszła moja dziewczyna w kurtce i spodniach dresowych.

– Oszalałeś – szepnęła, łapiąc w palce kaptur, by narzucić go na głowę, jednak nim to zrobiła, złapałem ja za policzki i przyciągnąłem do żarliwego, utęsknionego pocałunku.

Powstrzymałem jęk bólu. Moja warga była poraniona, a szczęka obita, ale nic nie mogło popsuć tej chwili.

Małe dłonie Melody zacisnęły się na mojej koszulce, nie pozwalając mi się nawet na moment odsunąć. Plecami oparłem się o plot, jednocześnie pochylając się nad ciałem mojego anioła, który dawał mi największe ukojenie.

Całowaliśmy się długo, namiętnie. Wsunąłem palce we włosy mojej ślicznej dziewczyny i trzymałem ją blisko siebie.

– Chris... – wyszeptała, zerkając na mnie. Jej oczy błyszczały jak najpiękniejsze gwiazdy. – Jesteś na zawsze mój.

– Powtórz to. Dobitnie.

– Jesteś mój. Na zawsze. – Ułożyła dłonie na moim torsie. – Nie możesz mnie zostawić, bo wyrwiesz mi serce. Oddałam ci całą siebie.

Te słowa wprowadzały mój umysł wręcz w istny orgazm i spełnienie. Jęknąłem gardłowo, opierając nasze czoła o siebie i kolejny pocałunek był równie przepełniony emocjami co ten pierwszy.

Continue Reading

You'll Also Like

739K 36K 48
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...
32.2K 1K 27
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
55.2K 1.7K 18
,,Bo los sprawił, że chcąc czy nie chcąc, byliśmy na siebie skazani.'' część druga dylogii ,,LOVE''.
126K 3.2K 22
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chło...