Serendipity

By elitaryzm

18.3K 494 99

To wszystko stało się tak szybko przez moją słabą wolę i jego nieopanowane pragnienie. Cały czas mogłam słysz... More

Prolog
1. Początki bywają trudne
2. Dwudziesta zero siedem
3. Prawdziwa historia
4. Szczęście przychodzi samo
5. Zrobię dla ciebie wszystko
6. Niezobowiązujące wyznania
7. Chodzi tylko o nią
8. Nie dziś, nie jutro
9. Więcej niż zaufanie
10. Nieprawdziwa rywalka
11. Ciekawość wszystko potrafi zepsuć
13. Białe róże to twoje ulubione?
14. Nie ufaj nieznajomym
15. Wierzę w nas
16. To jemu zawdzięczam wszystko
17. Akty zazdrości
18. Twoje zdjęcia to moje porno
19. Umiejętność kłamania
20. Trudno jest być sobą
21. Wszystkie drogi prowadzą do Vincenta
22. Przeczuć, zrozumieć i wesprzeć
23. Chwila, by złapać oddech
24. Plany na przyszłość
25. Idealna rodzina
26. Przekroczyć granicę
27. Nie ma ideałów
28. Lustrzane odbicie
29. Wszyscy byliśmy szczęśliwi
30. Moje słońce i gwiazdy
31. Najpiękniejsza z róż
Epilog
DRUGA CZĘŚĆ i PODZIĘKOWANIA

12. Obciąganie albo seks

660 18 1
By elitaryzm

Pierwszego maja poszłam do szkoły w dobrym humorze, powiedziałabym nawet, że w bardzo dobrym. Nie wiem, czym to było spowodowane, może tym, że był piątek. Weszłam do klasy matematycznej, napisałam dobrze sprawdzian i nie pokłóciłam się z żadną nauczycielką, a to już oznaczało progres. Na długiej przerwie obiadowej podeszłam na stołówce do Nicolasa, tak jak kiedyś.

– Cześć – odezwałam się jako pierwsza. Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami i uśmiechnął się szczerze.

– Hej – powiedział. – Czemu nie siedzisz z Manon i Leo?

– Nie wiem, tak jakoś – burknęłam, spoglądając mu w talerz. Tak, to prawda, od pewnego czasu przebywałam z nimi na każdej przerwie obiadowej, zapominając o Nicolasie. Nie byłam z nim pokłócona, po prostu pewnego razu Manon zaprosiła mnie do swojego stolika i tak już zostało. – Może miałam dosyć tego, jak się przy mnie miziają?

– A może po prostu się za mną stęskniłaś? – odpowiedział, na co przewróciłam oczami, ale na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech. – O, Marise, oczywiście, że tak.

– Nie wyobrażaj sobie za dużo – rzuciłam, siadając obok niego. – Jest dzisiaj impreza u Kenzo. Zaprosił cię, więc możesz przyjść.

– Nie, dzięki – mruknął, odwracając wzrok ode mnie. Wziął głęboki oddech i przetarł twarz, zostawiając jedzenie w spokoju. – Mam dzisiaj ciężki dzień, chyba się nie wyspałem.

– Więc dzisiaj też się nie wyśpisz, bo pójdziesz razem ze mną. Proszę, Nicolas, tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu, tym bardziej na jakiejś imprezie – powiedziałam błagalnym głosem, na co chłopak skrzywił się. Ewidentnie nie lubił, jak tak robiłam. Spojrzał na swój zegarek i ściągnął brwi.

– Muszę się uczyć na jutrzejszy sprawdzian, zapomniałaś o nim? – spytał. Przymknęłam powieki, bo zaczął mi działać na nerwy, a jego wymówki nawet nie były śmieszne.

– Jutro jest sobota, Nicolas. Jutro jest, kurwa, sobota – powtórzyłam. – Jak nie chcesz iść to nie, przecież nie będę cię zmuszać. Ale żałuj, bo zazwyczaj jest fajnie i dużo się dzieje.

– W moim domu też dużo się dzieje, ale skąd możesz o tym wiedzieć, skoro nie rozmawialiśmy na głębsze tematy od tak dawna – burknął. Prychnęłam, zakładając ramiona pod piersiami i wstając z krzesełka. – Idziesz już?

– Też mogłeś się odezwać pierwszy. I jakby ci zależało, to zrobiłbyś tak. I tak, idę już – rzekłam ze złością i gniewem w oczach. Odwróciłam się, poprawiając plecak na ramieniu i poszłam w stronę Manon i Leo. Usiadłam przy ich stoliku, a oni spojrzeli na mnie zdezorientowani. – No co się tak patrzycie?

– Spokojnie, słońce – odparła dziewczyna, uśmiechając się życzliwie. – Co ci się dzisiaj stało?

– Delikatnie pokłóciłam się z Nicolasem, ale to nic. Nie wiem już, co robię źle – rzuciłam, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę chciałam, aby między mną a moim przyjacielem było tak jak dawniej, ale najwidoczniej wszystko stawiało się przeciw nam.

– Masz dzisiaj zły humor, czy to czas na te dni? - zapytał Leo z głupim uśmieszkiem, za co Manon trzepnęła go w tył głowy, przewracając oczami.

– Zachowuj się – szepnęła w jego stronę, a później uśmiechnęła się do mnie. – Nie zwracaj na niego uwagi, skarbie. Zawsze mówi to, co myśli.

– To nic, przecież sprawa jak każda inna – burknęłam i machnęłam lekceważąco ręką. Lubiłam z nimi przebywać mimo wszystko i przyzwyczajałam się do nich coraz bardziej z każdym dniem.
– Mam dzisiaj fantastyczny humor, dlatego nie zamierzam go sobie psuć. Chyba się najebie na imprezie u Kenzo, mam taką ochotę.

– Co z twoim tatą? Od kiedy pozwala ci pić i jak wrócisz do domu w takim stanie? – zainteresowała się Manon. Wzruszyłam ramionami z uśmiechem. – Marise, od kiedy cię to nie obchodzi?

– Obchodzi, ale powiedzmy, że mniej niż kiedyś - odparłam dumna, a oni spojrzeli na siebie w tym samym czasie, jakby się właśnie porozumiewali.

– Zaraz mam kartkówkę z chemii, a nic nie potrafię – mruknął Leo w pewnym momencie, a chwilę później był dzwonek na lekcje.

***

Jak codziennie siedziałam na przystanku, słuchając muzyki i czekając na autobus. Za jakiś czas miała zjawić się także Manon, bo dziś kończyłyśmy o tej samej godzinie. I przyszła, a raczej przybiegła, gdy autobus już przyjechał.

– Ledwo zdążyłam – powiedziała z zadyszką. Usiadła obok mnie i oddychała głęboko przez dobrą dłuższą chwilę.

– Wf z tą starą babą wreszcie się na coś przydał – mruknęłam i zaśmiałam się pod nosem. Dziewczyna wystawiła jeden palec w moja stronę. Już chciałam go ugryźć, ale w porę się odezwała.

– Poczekaj chwilę, mam zadyszkę i muszę złapać oddech. Zaraz chyba wypluję płuca – rzekła, a ja pokręciłam głową. Myślałam, że Leo wystawiał ją na większe próby wytrwałości.

– Masz szczęście, że zagadałam kierowcę. Był trochę gburowaty, dlatego trudno było podtrzymać rozmowę – oznajmiłam, a Manom uśmiechnęła się.

– Z tobą nie jest trudno podtrzymać rozmowy nawet z największym gburem na świecie – rzekła, gdy już zaczęła normalnie oddychać. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam przeglądać Facebooka, podczas gdy ona zawzięcie się mi przyglądała.

– Co? – odezwałam się w końcu.

– Nic.

– Aha.

– Bo wiesz, chciałam z tobą pogadać – zaczęła, a ja parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, że o coś jej chodzi i tylko czekałam, aż zacznie gadać. Nasze relacje znacznie się poprawiły, zaczęłam jej bardziej ufać, a nawet wydaje mi się, że z dobrych koleżanek, przeszłyśmy na przyjaciółki. Co prawda, czasami mnie wkurwia, ale wtedy po prostu wychodzę z jej towarzystwa, aby ochłonąć.

– O co chodzi? – spytałam ciekawa.

– A w sumie już nic – burknęła, odwracając wzrok w drugą stronę i poprawiając swoje blond włosy. – Będzie ktoś z twoich znajomych na imprezie? Wiesz, im więcej osób, tym lepsza zabawa.

– Nicolas nie chciał przyjść. Vincent będzie, ale to nasz wspólny znajomy – odparłam chyba zbyt szybko. Na wspomnienie o nim delikatnie się uśmiechnęłam.

– Kręcicie ze sobą, co? – rzuciła, a ja skrzywiłam się. Nie lubiłam rozmawiać z nikim na ten temat, bo sama nie wiedziałam na czym stoimy i to mnie doprowadzało do szału. Ja go kochałam, to było oczywiste, ale wiedziałam, że nie mogę tego powiedzieć nikomu, a w szczególności jemu. Za to on do mnie nic nie czuł i z tego co mówił, nigdy się to nie zmieni.

Kurwa.

– Nie – odpowiedziałam. – Znaczy... To trochę skomplikowane.

– Tak, wiem, skarbie – powiedziała i westchnęła głośno. – Pamiętasz, jak robiłam wszystko, abyś nie spędzała z nim za dużo czasu? No, nie bez powodu.

– W sensie, dlaczego?

– Bo z kolegowania się z nim nie ma niczego dobrego. Na chwilę jest fajnie, ale później już nie. Uzależnia cię od siebie i nim się obejrzysz, jesteś już taka sama jak on, a co gorsze, nie możesz od niego odejść. Po prostu manipuluje ludźmi i chociaż udaje, że się o ciebie martwi, tak naprawdę obchodzi go tylko on sam i jego zabawa – opowiedziała poważnie, a ja zmarszczyłam brwi. Nie było to nic, co by mnie zaskoczyło, ale wszystko było przecież w porządku. Nie sądziłam, że manipulowanie ludźmi jest dobre, ale przecież on mną nie manipulował. Dla mnie był przecież inny, co nie?

– Skąd to wszystko wiesz? Nie znasz go tak jak ja, nie spędzasz z nim każdej chwili i nie masz pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi – stwierdziłam, jednak ona tylko prychnęła pod nosem.

– Marise, mam większe pojęcie niż ktokolwiek inny – odparła i uśmiechnęła się do mnie. – Bo widzisz, kiedyś to ja byłam na twoim miejscu. Zanim tutaj doszłam, chodziłam do szkoły z Vincentem do Paryża i działo się dokładnie to samo, co z tobą teraz. Ale później, zakochałam się w nim, wyznałam co do niego czuję i wszystko się skończyło. Przestaliśmy się spotykać i pamiętam, że płakałam, nie widząc nic dookoła. Podniósł mnie na duchu Leo, to dzięki niemu wróciłam do normalności, a z czasem uczucie do Vincenta minęło.

Gdy mi to powiedziała, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Gdy przyszła do nas do szkoły była lekko przybita, a po poznaniu Leo jej stan się zmienił, ale nie wiedziałam, że przyczyną jej załamania może być Vincent. Nigdy o tym nie wspominała, a ja sama też się nie pytałam. Poza tym, ona nie wiedziała, że znałam Vincenta jako małego chłopca.

– Nie wiedziałam – przyznałam szczerze. – Ale nie boli cię to, kiedy go znowu widzisz, za każdym razem na imprezie, czy coś?

– Nie, już się przyzwyczaiłam. Tylko boli mnie, to gdy widzę ciebie, popełniającą te same błędy. Dlatego ci to mówię, bo chcę cię ostrzec, ale zrobisz, co będziesz chciała. Z tego co widzę, i tak jest już za późno – powiedziała cicho, a ja przytaknęłam niechętnie.

– Powiedziałabym nawet, że jest bardziej w porządku, gdy on ze mną jest. Czuję się wtedy po prostu lepiej – odparłam, a po chwili wstałam z miejsca, ponieważ niedługo musiałam wysiąść. – To mój przystanek. Widzimy się dzisiaj o dwudziestej?

– Tak, cześć.

***

Spięłam włosy w wysokiego kucyka i ubrałam przylegającą, czarną bluzkę, która odkrywała jedno ramię, ale w pełni zakrywała brzuch. Założyłam na to swoją czarną bluzę i zwykłe dżinsy, a w kieszeń wzięłam telefon. Nie brałam portfela, bo stwierdziłam, że nie ma takiej potrzeby. Zeszłam na dół i zatrzymałam się na końcu schodów. Mój tata opierał się jak zawsze o blat kuchenny, spoglądając na mnie podejrzanie.

– Idę do Manon. Nie wiem, kiedy wrócę – oznajmiłam, a on tylko kiwnął głową.

– Nie przyjdź za późno – rzucił, a ja prychnęłam pod nosem.

– Nic nie mówię.

Poszłam na przystanek i czekałam chwilę na autobus, który zawiózł mnie kawałek od domu Kenzo. Gdy doszłam, zebrała się już spora grupa osób, a i tak byłam przed czasem. Weszłam do salonu i odnalazłam wzrokiem znajomych.

– Cześć – przywitałam się, machając w ich kierunku. Manon siedziała na kolanach Leo, za to Lina i Juliette obok nich, Maximme stał oparty o kanapę, a Adrien, Brice i Louna zawzięcie o czymś rozmawiali, jednak przerwali, gdy tylko się pojawiłam. Nie widziałam tylko Kenzo, ale jak się okazało, był on w kuchni przygotowując drinki dla przyjaciół.

– Hej – odezwała się Louna i uśmiechnęła się promiennie. Spojrzałam na jej długie czarne włosy, które były idealnie wyprostowane i błyszczące. Zeskanowała nie wzrokiem od góry od dołu, krzywiąc się przy tym. – Czemu przyszłaś w bluzie?

– Musiałam ukryć przed ojcem, że idę na imprezę – rzekłam i przewróciłam oczami. Rozejrzałam się dookoła. – Przyszło dużo ludzi.

– Wyjątkowo dużo. Ktoś wie dlaczego? – rzuciła Manon.

– Może z okazji pierwszego maja – zaproponowała Juliette, patrząc się na tłum ludzi, którzy tańczyli, pili albo rozmawiali.

– Ale jesteście głupie – powiedział Adrien, który nie ukrywał swojej skromności. Spojrzałam na niego i stwierdziłam, że wyglądał świetnie, jak wszyscy zresztą. Przez ten cały czas zdążyłam zauważyć, że każdy starał się dbać o swój wygląd jak najlepiej i miałam wrażenie, że dziewczyny, choć tego nie przyznają, ciągle rywalizują ze sobą o lepsze ubrania. – Oni przyszli tutaj dla mnie.

– Jak zawsze – prychnęła Lina. Odwróciłam się od nich i podeszłam do Kenzo, który nie wydawał się być dzisiaj szczęśliwy. Spojrzał na mnie przez chwilę, a potem znowu wrócił do przerwanej czynności.

– Gorszy dzień? – spytałam.

– Nie, czemu? To, że mam brzydką twarz, nie oznacza, że mam gorszy dzień – rzekł i zaśmiał się głośno, na co tylko się uśmiechnęłam.

– Mogę zostawić bluzę w twoim pokoju? Nie chce mi się wszędzie jej ze sobą targać.

– Jasne. Wiesz, który to pokój?

– Głupie pytanie. Oczywiście, że wiem – odparłam i powędrowałam schodami na górę. Szybko ściągnęłam bluzę przez głowę i rzuciłam ją na łóżko. Zanim zeszłam znowu na dół, wyjęłam telefon i napisałam wiadomość do Vincenta.

Do Vincent: Kiedy przyjedziesz?

Od Vincent: Niedługo.

Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do przyjaciół. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, aż nie zobaczyłam Vincenta, który wszedł głównymi drzwiami i szukał nas wzrokiem. Ubrany był w czarną koszulę, dżinsy, a na jego ręku dostrzegłam zegarek. Jego włosy były w nieładzie, a on sam prezentował się po prostu bardzo... No, każdy wie jak. Mimo że nas zauważył, podszedł od razu do Kenzo, uśmiechając się w międzyczasie w moją stronę. Nie odrywając od niego wzroku, poszłam w jego kierunku i oparłam się o wyspę.

– Hej – powiedziałam nieśmiało.

– Cześć, Marise – odparł, nawet na mnie nie patrząc. Przywitał się jeszcze z przyjacielem, a ja nalałam sobie coli do szklanki i wypiłam za jednym razem.

– Zrobisz mi coś do picia? Tylko takiego mocniejszego – rzuciłam do Kenzo, na co uśmiechnął się cwanie.

– Zaraz przyjdę – odpowiedział, i biorąc mój kubeczek, odszedł w jakimś kierunku.

– Wiem, co chcesz zrobić i nie uda ci się to – rzekł do mnie Vincent i wziął łyk swojego napoju. Widziałam, że nie było to nic z alkoholem.

– Nie wiesz, co chcę zrobić i dlaczego niby nie? – powiedziałam z uśmiechem na ustach, a on spojrzał po raz pierwszy dzisiaj w moje oczy. Zauważyłam, że nie miał na sobie soczewek, jego oczy były brązowe.

– Doskonale wiem, co chcesz zrobić i dlatego nie, bo ja ci nie pozwolę – odpowiedział, a ja prychnęłam pod nosem. – Śmieszy cię coś?

– Ty – rzuciłam. Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo przyszedł Kenzo z moim pełnym kubkiem. Vincent posłał w moją stronę ostrzegawcze spojrzenie, a ja patrząc prosto w jego oczy, wypiłam cały trunek. Oblizałam usta i wytarłam je dłonią.

To była szybka akcja.

– Chciałem powiedzieć, żebyś nie piła na raz, ale chyba już za późno. Miłej zabawy – powiedział chłopak i wzruszył ramionami z głupim uśmieszkiem. Chciał odejść w kierunku kanapy, gdzie siedzieli jego przyjaciele, ale Vincent podszedł do niego w ciągu kilku sekund na bliską odległość.

– Co jej dałeś? – słyszałam, jak go spytał. Widziałam, że się trochę zdenerwował, jednak nie do końca rozumiałam dlaczego. Przecież to nie jego sprawa, co robię. On nie chce pić? Proszę bardzo, niech tego nie robi, ale niech nie zabiera przyjemności innym.

– Nic – odparł, na co Vincent mocniej go docisnął do ściany. – Wyluzuj trochę.

– Co jej dałeś? – powtórzył, a w jego głosie można było słyszeć gniew. Czułam, jak coraz bardziej traciłam kontrolę, a moja głowa zrobiła się bardziej ciężka.

– Trochę prochów? Jesteś taki głupi, czy udajesz? Obiecuję, że nic złego jej nie będzie, trochę bardziej się pobawi – usłyszałam coraz słabiej. Podeszłam szybko do nich i złapałam Vincenta za ramię.

– Nic mi nie jest, chodź – powiedziałam. On tylko westchnął ciężko, ale puścił Kenzo.

– Kurwa – westchnął, a później poszedł razem ze mną w kąt pokoju, w którym było o wiele ciszej. – Musimy stąd wyjść zanim zrobisz coś głupiego i będziesz potem żałować. Nie chcę na to patrzeć, chociaż pewnie byłoby śmiesznie.

– A spierdalaj, sama potrafię się sobą zająć – odparłam, na co zaśmiał się głośno. Założyłam ręce pod piersiami na znak, że jestem obrażona, ale później i tak się uśmiechnęłam. – Chodź ze mną zatańczyć.

– Co? – spytał z głupią miną. Ewidentnie się zdziwił, a ja nie rozumiałam, co w tym było takiego dziwnego. Chciałam sobie tylko potańczyć na imprezie. – Ja nie tańczę.

– Kiedyś musisz – rzuciłam. – Możemy też porobić kilka innych rzeczy, jeśli masz ochotę. Albo pójdźmy popić, od rana chodzi za mną alkohol.

– Jeden taniec i wychodzimy. W tym stanie dasz się nawet zgwałcić – rzekł, nie kryjąc swojego uśmiechu. Śmiał się ze mnie, wiedziałam to, jednak nie wiele mogłam poradzić, żeby to zmienić.

– Nie śmiej się ze mnie.

– Próbuję – odparł, wybuchając szczerym śmiechem i ciągnąć mnie w stronę tańczących ludzi. Przewróciłam oczami, ale nie skomentowałam jego zachowania.

Wiedziałam, że Kenzo mi dosypał narkotyków do picia, jednak nie byłam zła. Nie byłam nawet w pełni świadoma, tego co w danej chwili robię. Chciałam korzystać z tego stanu jak najdłużej, bo wiedziałam, że może się to prędko nie powtórzyć. Stanęliśmy na samym środku, szybko kołysając się w rytm muzyki. W pewnym momencie położył mi ręce na biodrach, a ja zamiast ułożył dłonie na jego karku, chciałam zdjąć bluzkę, jednak powstrzymał mnie w odpowiednim momencie. Skakałam w rytm muzyki, przysuwając się jak najbliżej niego, a moje ręce były wyciągnięte daleko w górę. Odchyliłam głowę do tyłu, na moją twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. Wszystko trwało może kilka minut, bo zanim piosenka się skończyła, wyprowadził mnie na zewnątrz.

– Nawet się nie zmęczyłam, czemu wyszliśmy? – spytałam z wyrzutem. Westchnął, patrząc na mnie i uśmiechnął się chytrze.

– Nie chciałem zacząć cię pieprzyć przy wszystkich – odparł szybko. Zrobiłam zniesmaczoną minę, wyobrażając sobie, jak to by miało wyglądać. Na pewno bylibyśmy cudownym widowiskiem.

– To znaczy, że wrócimy tam, do pokoju Kenzo na przykład i...

– Nie. Idziemy się przejść, bo ja muszę ochłonąć, a ty musisz wytrzeźwieć – odpowiedział i rozejrzał się dookoła. – Pójdę tylko po picie.

Wrócił do domu, a ja nie mając innego wyjścia oparłam się o ścianę. Patrzyłam właśnie na ogródek, jaki urządzili sobie rodzice Kenzo. Był zadbany i pełen wszystkich rodzajów kwiatów, podobał mi się. W pewnym momencie podeszło do mnie dwóch chłopaków, a raczej spokojnie obok mnie przechodzili, gdy ja postanowiłam ich zatrzymać.

– Czekajcie chwilę, koledzy, widzowie – odezwałam się i zaśmiałam pod nosem. Nawet nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Oni spojrzeli się po sobie i ściągnęli brwi w niewiedzy. – Co robicieee? Może macie coś?

– Co? Dziewczyno, nie masz co robić w życiu? – spytał jeden z nich, gapiąc się na mnie krzywo. – Nawet jakbyśmy mieli, to raczej cię nie stać.

– Wiesz, możemy się dogadać – odparłam szybko, oblizując dolną wargę, ale zanim zdążyłam zrobić cokolwiek więcej, podbiegła do mnie Lina.

– Ona nie jest zainteresowana, nie wie co mówi – powiedziała, łapiąc mnie za ramię i posyłając przepraszające spojrzenia w stronę tamtych chłopaków, a mnie chciała chyba zabić. – Sorki, koledzy, widzowie.

– Nie było tematu – burknął któryś z nich i razem odeszli w jakąś stronę.

– Coś ty zrobiła?! – krzyknęłam w jej stronę, na co przewróciła oczami. Westchnęła głośno i puściła mnie, jednocześnie popychając w tył.

– Uratowałam ci dupę – powiedziała. – Podziękujesz mi kiedyś.

– Raczej odebrałaś mi zabawę – mruknęłam zła. Oparłam się znów o ścianę i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech, aby się trochę uspokoić. Właśnie straciłam szansę na śmieszną sytuację.

– Co się stało? – usłyszałam nagle głos Vincenta. Spojrzałam na niego i założyłam ręce pod biustem. Lina opowiedziała mu, co się wydarzyło przez te kilka minut, ale on się tylko uśmiechnął.

Wyszedł na ulicę, a ja podążyłam zaraz za nim. Lina chyba wróciła do środka, ale nie byłam pewna, bo nie zwróciłam na to uwagi. Dogoniłam go szybkim krokiem i teraz szliśmy obok siebie w równym tempie.

– Fajnie się bawisz? – spytał i wziął łyka napoju z puszki, którą trzymał w dłoni. Na jego twarzy dostrzegłam dobrze znany uśmiech. – Chciałaś wyruchać jakichś przypadkowych kolesi.

– Nieprawda – zaprzeczyłam od razu. – Chciałam im zrobić loda.

– Prawie to samo.

– Wątpię, że byłoby to samo, gdybym zaproponowała ci obciąganie albo seks – odparłam i uśmiechnęłam się zwycięsko. – Oczywiście, że wybrałbyś pieprzenie. Przecież nie ma to, jak naga kobieta, która...

– Marise, przestań – mruknął, przerywając mi. Widziałam, że zaczął ciężej oddychać, a jego ręka coraz bardziej zaciskała się na puszce napoju. – Mieliśmy obydwoje ochłonąć, ale jak będziesz tak gadać, to nic z tego nie będzie.

– Mhm – burknęłam pod nosem, trącając go ramieniem. Miałam niezły ubaw i wcale nie chciałam tego ukrywać. Zapadła między nami cisza, która była przerywana tylko odgłosem naszych kroków. – Dlaczego nosisz soczewki?

– Nie lubię swoich oczu, podobnie jak imienia, dlatego proszę nowo poznane osoby, aby mówiły mi Simon. Nie każdy na to przystaje, ale trudno. I tak większość nazywa mnie po imieniu.

– Szkoda, że go nie lubisz, mi się na przykład podoba. Ale w porządku, w końcu każdy człowiek ma w sobie coś, za czym nie przepada. Ja nie lubię swojego nosa, bo uważam, że jest niezgrabny i trochę za duży. Ale cieszę się za to, że mam piegi. Co prawda, zazwyczaj przykrywam je makijażem, ale gdy go nie mam, mój nos wydaje się mniej brzydki dzięki nim – oznajmiłam i uśmiechnęłam się nieśmiało. Widziałam, że nie interesowała go moja paplanina, bo tylko wzruszył ramionami. Kopał małego kamyka, przez większość drogi, który pod wpływem uderzenia odlatywał w dal.

– Wytrzeźwiałaś już? – spytał nagle, patrząc na mnie. Pewnie teraz będzie zawsze zwracał uwagę na mój nos, ale okej.

– Nie wiem, chyba tak.

– To dobrze, bo jak jesteś pijana, robisz się też strasznie nieznośna – rzucił i zaśmiał się cicho, a ja prychnęłam pod nosem.

Zaczęłam gadać o jakichś głupotach przez dłuższy czas, a Vincent albo przytakiwał, albo śmiał się. W pewnym momencie, wzrok chłopaka zatrzymał się na w oddali, on sam też zwolnił kroku, a mnie zatrzymał ręką. Spojrzałam w tamtym kierunku i jedyne, co zobaczyłam, to kilku chłopaków. Szybko jednak spostrzegłam, że jeden z nich to ten, który był wtedy przy garażu.

– Kto to? – spytałam szybko, a w moim głosie można było usłyszeć lekkie przerażenie. Spojrzałam na niego, jednak on wciąż nie odwracał wzroku od grupy. Przełknął głośno ślinę i zgniótł puszkę po coli, która trzymał w ręce, a następnie wyrzucił ją na pobocze. Ekologia, nie ma co.

– Idź po chłopaków – rozkazał. – Zadzwonię do ciebie teraz. Odbierzesz telefon, dzięki czemu będziesz słyszała, co się dzieje, ale nie odezwiesz się, rozumiesz?

– Chyba tak.

– Idź do końca uliczki wolno, ale później biegnij jak najszybciej. I pamiętaj, Marise, nie panikuj.

– Nic ci nie będzie?

– Jeśli się pospieszysz, to nie – rzucił i uśmiechnął się z kpiną, a wzrokiem zasugerował, żebym już poszła.

Zrobiłam to, co kazał. Myślałam, że jestem taka jak on, i w takich sytuacjach poradzę sobie sama. Jednak jeszcze nic się nie wydarzyło, a ja już tracę powoli kontrolę nad sobą. Nogi zaczynają mi drżeć, serce szybciej bić, mój żołądek skurczył się ze stresu, a głos ugrzązł w gardle. Zrozumiałam wtedy, że choć będę się bardzo starać, nigdy sobie bez niego nie poradzę. Zawsze będzie dla mnie ucieczką, nie tylko od rodziny i przyjaciół, ale także od problemów i niebezpieczeństw. Dlatego zaczęłam się coraz bardziej o niego martwić. Przecież gdybym go straciła, nie miałabym nikogo, kto by mnie zrozumiał.

Nie panikuj, dziewczyno.

Odebrałam połączenie i wyłączyłam mikrofon, aby na pewno mnie nie było słychać. Przysłuchiwałam się rozmowie, biegnąc jak najszybciej w kierunku domu Kenzo.

– Mówiłem, że się jeszcze spotkamy – usłyszałam nieznajomy głos. Prawie upuściłam telefon, ale w porę go złapałam.

– Niestety – mruknął Vincent. Jego głos jak zawsze był bez emocji, co w tej sytuacji wydawało się bardzo przydatne.

– Gdzie poszła dziewczyna? – powiedział ktoś inny, a chłopak westchnął głośno.

– Do sklepu.

– Po co?

– A co ja jestem? – zapytał donośnym głosem. – Nie wiem, po co poszła. Może po bułki, może po picie, bo chciało jej się pić. A może poszła do łazienki, bo musiała się, kurwa, wysikać.

Grał na czas.

– Nie pierdol – rzekł ktoś, kogo głos już gdzieś wcześniej słyszałam. Był to koleś, którego Vincent pobił prawie na śmierć na moich oczach.

– Nie w takim miejscu, bez przesady. Wolę iść gdzieś, gdzie jest bardziej dyskretnie.

– Nic się nie zmieniłeś przez te kilka miesięcy. Nadal taki sam idiota, jak wcześniej.

Wyłączyłam się chwilowo z rozmowy, ponieważ wbiegłam do domu, a chłopaków nigdzie nie było widać. Znalazłam tylko Adriena, który wydawał się bardziej pijany niż ja wcześniej, więc nie zamierzałam go w ogóle ruszać. Jak się okazało, chłopcy byli na balkonie, palili coś, co nie pachniało zbyt ładnie. Ich wzrok przeniósł się na mnie i już mieli coś powiedzieć, jednak ja odezwałam się pierwsza.

– Musicie pomóc Vincentowi i to jak najszybciej! – krzyknęłam. Ich reakcje mówiły, że nie wiedzieli, o co chodzi, dlatego, trzęsącymi się dłońmi, wyjęłam telefon i przystawiłam do ucha Leo. Był najmniej wstawiony z całego towarzystwa, a poza tym Vincent uznał go za największego przyjaciela, więc w nim cała nadzieja.

– Co to jest? Co się tam stało, Marise? Jesteś jeszcze pijana?

– Zamknij się, kurwa – rozkazałam, a on przewrócił oczami, jednak zaczął uważnie słuchać.

– Chcecie mnie teraz pobić, tak jak ja pobiłem niektórych z was? – usłyszeliśmy głos Vincenta.

– Najpierw porozmawiamy, a później się okaże.

– Fajnie – przyznał chłopak. – Nie mamy o czym rozmawiać.

– O interesach i sprawiedliwości, nie sądzisz? – rzekł tamten, a Leo jakby zaczaił, o co chodzi. Jego oczy zaświeciły się, a ja byłam w lekkim szoku.

– Wiem kto to – rzucił. Wszedł do środka, wziął kluczyki od samochodu i wrócił do nas.

– Wiesz, o co chodzi? – spytałam, jednak on nie odpowiedział. Musiał przywołać resztę chłopaków do porządku, co po dość długim czasie się udało. – Jestem tutaj jeszcze.

– Wiem, o co chodzi, ale jeśli on ci nie powiedział, ja też nie będę tego robić. Jedziemy do niego. Miejmy nadzieję, że nie obili mu jeszcze tej pięknej mordy.

– Jadę z wami – powiedziałam i z zapałem poszłam w stronę samochodu, jednak jego uścisk na nadgarstku powstrzymał mnie. Zmarszczyłam czoło, patrząc się na niego zła, a on tylko pokiwał głową.

– Nie możesz. Będziesz panikować i nie dasz rady, więc po prostu zostań tu i poczekaj na nas – powiedział.

– Nie wiesz, gdzie on jest, będziecie jeździć po mieście i szukać go, stracicie czas – odparłam. Szarpnęłam ręką, ale wzmocnił uścisk. – Pozwól mi jechać. Prędzej dostanę tutaj kurwicy, martwię się o niego.

– Kto jak kto, ale ten pajac da sobie radę nawet w ogniu – usłyszałam głos Kenzo, który stał niedaleko nas. – Nie musisz się martwić, poradzimy sobie.

– Będzie lepiej, jeśli odpuścisz i zostaniesz – dodał Leo.

– Dobra, tylko pospieszcie się – burknęłam, poganiając wszystkich, a chwilę później już nie było widać ich samochodu.

Wróciłam do domu, próbując nie zwracać uwagi na dobrze bawiących się ludzi. Usiadłam na szerokich, białych i lśniących schodach, uprzednio nalewając sobie coś do picia. Nawet nie zauważyłam, kiedy dosiadły się do mnie Manon i Louna.

– Czemu siedzisz sama? – spytała moja przyjaciółka z wielkim uśmiechem na ustach. Była w zdecydowanie dobrym humorze, prawdopodobnie przez alkohol.

– Nie siedzę sama, tylko z wami – odparłam i wzięłam łyk napoju, jednak nadal patrzyły na mnie wyczekująco. – Po prostu czekam.

– Na kogo? I gdzie zgubiłaś Vincenta? Nie mieliście czasem iść razem na spacer? – dopytywała Louna, na co przewróciłam oczami.

– Pewnie się pokłócili, jak zazwyczaj z nimi bywa. Tak w ogóle, widziałyście gdzieś chłopaków? Mam wrażenie, że nie ma ich tutaj od kilkunastu dobrych minut – oznajmiła Manon i rozejrzała się dookoła. Miałam się już odezwać, ale dziewczyna machnęła lekceważąco ręką, burcząc coś pod nosem, więc odpuściłam. Również rozejrzałam się po otwartych pomieszczeniach, a gdy mój wzrok zatrzymał się na pewnej osobie w kuchni, która szukała towarzystwa, musiałam wstać i do niej podejść.

– Co ty tu robisz? Mówiłeś, że nie przyjdziesz – powiedziałam do Nicolasa. Uśmiechnął się do mnie promiennie i schował ręce do kieszeni swojej dżinsówki.

– Ja też tak myślałem, ale zastanowiłem się chwilę nad tym, co mówiłaś i stwierdziłem, że miałaś rację – rzekł i wzruszył ramionami.

– Możesz się dosiąść do mnie, Manon i Louny, bo chłopaki pojechali coś załatwić – zaproponowałam, jednak po jego minie można było wywnioskować, że nie jest zachwycony.

– Nie chcę się dosiadać do nich, tylko spędzić czas z tobą. Tak mi mówiłaś – odparł, a ja zaśmiałam się nerwowo.

– Nadal będziesz ze mną.

– Ale z nimi też.

– Nie odtrącaj wszystkich od siebie. Wiem, że nie lubisz Manon, ale Louna jest w porządku. Ja mam ochotę przebywać w towarzystwie ludzi innych niż ty – odparłam. Chłopak prychnął pod nosem i pokiwał głową.

– Myślę, że chcesz przebywać w towarzystwie tylko jednego człowieka – rzucił. Nie wiedziałam, o co mu w tamtym momencie chodziło. Przecież go nie odrzucałam, a chciałam, aby spędził miło czas z kimś innym niż na co dzień. Poza tym, co ma wspólnego z tym Vincent?

– Tak, właśnie. I nikt nie widzi w tym nic złego, oprócz ciebie – odpowiedziałam pewna siebie.

– Bo wiem, co jest dla ciebie dobre!

– Raczej co było dla mnie dobre. Trochę rzeczy się pozmieniało – rzekłam, a on zamknął buzię i zdecydowanie nie wiedział, co powiedzieć.

– Ty się zmieniłaś, Marise. To po prostu już nie ma sensu – odparł w końcu, a później odwrócił się ode mnie. Chciałam złapać go za łokieć i iść na kompromis, jednak w porę zrobił unik. Widziałam z boku, że był zmartwiony i zawiedziony tą sytuacją, a ja nie dziwiłam się. Jednak uważam, że sam jest sobie winien. Jako przyjaciel, powinien mnie akceptować taką, jaką jestem, a nie na siłę zmieniać. – To był błąd, żeby tutaj przychodzić.

– Nicolas, przestań – rzuciłam i poszłam za nim kilka kroków, jednak przyspieszył swój chód, więc zatrzymałam się, bo wiedziałam, że nie wygram. – Wróć się! Nicolas, proszę!

Nie zwracał na mnie uwagi, a ja patrzyłam na niego, dopóki nie wyszedł z domu. Szybko odgoniłam łzy, które mimowolnie zaczęły mi napływać do oczu, i poszłam znów na schody. Tak bardzo chciałabym, aby on był taki jak dawniej.

– Hej, co się stało? – spytała Manon, a Louna położyła rękę na moich plecach, jeżdżąc nią w dół i górę. Widziały, że straciłam dobry humor.

– Wyglądasz, jakby ci psa zabili, mordo – dodała dziewczyna, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

– Nic się nie stało, serio – odparłam pewnie. Przetarłam delikatnie swoją twarz, próbując nie rozmazać makijażu.

– Na pewno?

– Tak mi się wydaje, chociaż okaże się później.

Po chwili dołączyły do nas Juliette i Lina, które uśmiechały się od ucha do ucha, popijając swoje drinki. Louna musiała iść do łazienki, a Manon postanowiła jej towarzyszyć. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego inne dziewczyny chodzą zawsze dwójkami do łazienki. Ja chodziłam sama, tylko w specjalnych sytuacjach prosiłam blondynkę. Juliette powiedziała, że idzie dorobić picie, więc właśnie w taki sposób zostałam sam na sam z Liną. Świetnie.

– Nadal pamiętam, jak mi pomogłaś kilka godzin temu i chciałam podziękować – odezwałam się pierwsza po kilku minutach niekomfortowej ciszy.

– Mówiłam, że będziesz mi później dziękować – rzekła i zaśmiała się pod nosem.

– I w sumie przepraszam za tamtą sytuację, kiedy się poznałyśmy. Byłam głupia i żałuję tego – dodałam nieśmiało, bawiąc się resztką napoju w mojej szklance. Widziałam kątem oka, jak kiwa głową ze zrozumieniem.

– Byłaś głupia – przyznała.

Okej, to było szybkie.

– Wiem, że nie powiesz mi, dlaczego wtedy się tak zachowałaś. Rozumiem to i nie będę naciskać, ale chcę, żeby między nami było okej – wytłumaczyłam, a ona prychnęła pod nosem. Ściągnęłam zniesmaczona brwi, ale rozchmurzyłam się po chwili.

– Na początku myślałam, że nie będziesz w naszej paczce, więc nie chciałam ci tego mówić, ale teraz widzę, że się myliłam, więc co mi zależy – powiedziała, wzruszając ramionami, a ja zdziwiłam się nieco. Nie byłam przygotowana, że otworzy się przede mną w tamtym momencie. – Kiedy miałam trzynaście lat, jechałam razem z moimi rodzicami do dziadków na obiad. Były wtedy urodziny mojej babci, do dziś pamiętam, jak moja mama się nie mogła doczekać na jej reakcję, aż zobaczy nasz prezent. No i, wjechał w nas samochód z naprzeciwka, gościu, który prowadził, był nieźle pijany i nie miał kontroli. Moi rodzice siedzieli z przodu, więc dostali najmocniej i po kilku tygodniach leżenia w szpitalu, moja mama umarła. Moja kochana mamusia umarła. Mój tata przeżył, ale zostawił mnie, po jakimś czasie po pogrzebie. Przez ten cały czas wspierali mnie rodzice Juliette, którzy bardzo mi współczuli i wzięli mnie do siebie. Byli przyjaciółmi moich rodziców, to dlatego. I właśnie wtedy poznałam Juliette. Koniec historii.

– Przykro mi – powiedziałam. Czułam się głupio i naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie widziałam po niej, żeby była smutna. Jedyne czym się przejęła to wspomnienia śmierci mamy, nic więcej. Zrozumiałam więc, że musiała mieć z nią silną więź. – Co z twoim tatą? Nie próbował się z tobą kontaktować?

– Próbował, ale ja nie chciałam. Dla mnie już nie istnieje – powiedziała i wzruszyła ramionami, patrząc na mnie. – Idę do Juliette.

– Okej, jasne.

Po chwili również stałam i przeszłam się po pomieszczeniach. Nagle zauważyłam, że przez drzwi wchodzi Leo, więc jak najszybciej do niego podbiegłam.

– I co? Gdzie on jest? – spytałam, trzymając go za ramię i rozglądając się dookoła.

– Nie ma go tu. Chciał, aby go odwieźć do domu – odparł. – Odpuść sobie dzisiaj. Nie był w dobrym humorze.

– Nie, nie, nie – rzuciłam. – Zawieziesz mnie tam? Proszę!

– A co ja jestem? Taksówka? – uniósł głos, robiąc dziwny ruch rękami. Przewrócił oczami, ale zgodził się niechętnie. Zabrałam swoje rzeczy i wpakowałam się do samochodu, a po kilku minutach przyszedł też on. Zapiął pasy, włączył radio i spojrzał na mnie łaskawie. – Ale tylko w tą stronę, powrót załatwiasz sobie sama – odezwał się, a ja uśmiechnęłam się cwanie, również zapinając pasy.

– Powrót nie będzie potrzebny.

<3

Continue Reading

You'll Also Like

4.6K 237 15
I TOM DYLOGII "FATE" Lucy i Elijah to rozdział zamknięty bardzo burzliwie i drastycznie. Młody stalker, który dostał wyrok mimo uratowania życia nast...
4.7K 506 20
DRUGA CZĘŚĆ „SŁODKIEGO SMAKU LETNIEJ ZEMSTY" Kiedy dwa lata temu dwoje nastolatków rozstało się pewnego letniego wieczoru, świat obydwojga ponownie z...
224K 7.3K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
245K 15.3K 44
Silny, niepokonany, bezwzględny... numer trzydzieści dziewięć, Brayden-fucking-Wyatt! Oto nadszedł ten bardzo ważny dzień: Jamie Jameson przeprowadza...