D W A D Z I E Ś C I A P I Ę Ć / にじゅうご

93 10 42
                                    


Kazuhiko leżał na łóżku z otwartymi oczami i liczył wdechy oraz wydechy, nasłuchując jednocześnie hałasów na parterze. Nie musiał się wysilać, aby domyślić się, co jego ojciec na dole wyprawiał; jego rutyna po powrocie do domu przeważnie wyglądała tak samo. Niemal słyszał rozpaczliwe przełykanie alkoholu. Raz po raz. Przez blisko kilkanaście minut, aż wreszcie po całym mieszkaniu rozległo się głośne chrapanie.

Dopiero wtedy Kazu wygramolił się z łóżka, niczym chodzący żywy trup, i wyszedł ze swojego pokoju, ocierając zmęczone oczy. Na ojca ledwie zerknął, jego wychudzona sylwetka leżała między marynarką a teczką oraz butelkami po piwie. Oznaczało to, że w pracy było źle. Wyjątkowo źle, skoro przyszedł do domu, żeby upić się sam, zamiast z kolegami w którymś z okolicznych barów.

Kazuhiko chciałby mu pomóc, ale pochłaniało to zbyt wiele energii i nie przynosiło żadnych rezultatów, nawet tych krótkotrwałych. Jednocześnie jednak czuł do ojca wstręt i pogardę. Powinien walczyć, jeśli nie dla siebie ani żony, to dla pozostałych przy życiu dzieci. Tsukiko nie zasługiwała na dorastanie w rozbitej rodzinie, a on...

On może też radziłby sobie lepiej, gdyby miał w kimkolwiek chociażby nikłe oparcie. Sporo spraw mogłoby potoczyć się inaczej, ale w domu Mekuramashich nikt nie był silny. Nikt poza Misaki.

Nie, uznał po chwili pełnej goryczy. Ona też była słaba. Inaczej nie weszłaby w układ z demonem.

Odwrócił się, chcąc wreszcie opuścić to bolesne miejsce. Założył buty, kurtkę wziął w rękę i wyszedł z domu, zamykając ostrożnie drzwi na klucz. Gdy ruszył chodnikiem w stronę przeciwną od tej, jaką zwykle chodził do szkoły, natychmiast oblazły go dreszcze. Powietrze było zimniejsze niż zwykle, co zwiastowało powoli zbliżającą się zimę. Od niechcenia zanotował w głowie, by zacząć ubierać się cieplej; dla niego nie miało to większego znaczenia, ale jeśli spotkałby w którymś momencie Misaki, wolałby jej nie martwić. Wymusiła na nim obietnicę, że będzie o siebie dbał i choć miał problem z dotrzymaniem danego słowa, to starał się mimo wszystko jak mógł. Co prawda szłoby mu lepiej, gdyby nie paskudny charakter, ale do walki z samym sobą również brakowało mu sił.

Chwilami miewał nawet ochotę ukryć się pod kołdrą i szlochać z tęsknoty za tym, co stracił: za rodziną, domem, akceptacją, bezpieczeństwem i poczuciem pewności. Ale znacznie częściej słuchał głosu, który pojawiał się znikąd i kazał mu przeboleć to, co było dawniej i skupić się na teraźniejszości. Brakowało mu jednak określonego celu. Gdyby go miał, przestałby się pałętać nocami po mieście jak jakiś gangus.

Gdzieś w oddali zawyła syrena pogotowia ratunkowego. Kazuhiko, i bez tego ironicznego od losu przypomnienia, wiedział, że nie był jedyną osobą na świecie, której nie powodziło się w życiu. Ale czemu miałoby go to obchodzić? Nim nikt się nie przejmował i jakoś z tym żył.

Zanim zdążył sobie uświadomić, dokąd idzie, coś przed nim mignęło. Coś podobnego do świetlika, ale wielkości gwiazdy i konsystencji ulotnej jak wiatr. Jak mógł to dostrzec? Może to zwykła gra światła i cieni? Tak, to musiało być to, uznał i wznowił marsz, aż nagle usłyszał cichutki, niczym cykanie świerszcza, głosik.

Wiedział, że nie powinien podążać za czymś, co mogło go zniszczyć, ale nie potrafił się poddać. To tak, jakby miał o niej zapomnieć. Porzucić ją i zdeptać jej pamięć jak wszyscy inni.

Oczywiście, że nie mógł tego zrobić.

Znajdował się pod kontrolą wołającego go głosu. Nie miał innego wyjścia, jak iść za nim – nawet jeśli to oznaczało, że pewnego dnia umrze przez to w środku.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz