D W A D Z I E Ś C I A T R Z Y / にじゅうさん

84 10 30
                                    


Kazuhiko nałożył na mundurek znoszoną kurtkę, a potem wyszedł z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Nad Hirado wisiały szarobure chmury, zapowiadając rychłą ulewę w niedalekiej przyszłości, jednak on się tym nie przejął. Poniekąd miał nadzieję, że rozpada się, zanim dotrze do szkoły. W ten sposób rozbudziłby się i przestał myśleć o doładowaniu się niezdrową ilością kofeiny, od której z pewnością był uzależniony. Uświadomił to sobie, gdy jego pierwsza myśl po przebudzeniu dotyczyła kupienia energetyka. A konkretniej kilku energetyków. Przecież gdyby spróbował jednego, zaraz naszłaby go ochota na więcej, więc po co miałby tracić czas na chodzenie do automatów, skoro mógłby za pierwszym razem zaszaleć i zrobić porządne zapasy? Sęk w tym, że kopnąłby wtedy w kalendarz, a to nie mieściło się w jego planie dnia. Poza tym czekała na niego wypłata i nic nie powstrzymałoby go przed odebraniem jej.

Jak na zawołanie kilka zimnych, małych jak łza kropel uderzyło w jego czoło i okulary. Szedł jednak dalej przed siebie, wręcz dziarskim krokiem, co odrobinę go rozgrzało i kopnął leżącą na drodze puszkę. Przejeżdżający obok rowerzysta zobaczył to i na niego nakrzyczał; Kazu w odpowiedzi pokazał mu środkowy palec. Wczesna pora, brak kofeiny i ciężka noc sprawiły, że był jeszcze bardziej zgorzkniały niż zazwyczaj.

Szedł doskonale znaną drogą, którą chodził niezliczoną ilość razy. Szczególnie teraz, gdy Misaki już z nim nie było. Gdy żyła zmuszała go do chodzenia okrężnymi ulicami, aby opóźnić powrót do domu. Nieważne, czy świeciło gorące słońce, czy padał zimny deszcz – uwielbiała spacerować, ale koniecznie w towarzystwie. Kazu z kolei twierdził, że tego nie znosi, a mimo to zawsze leniwie się za nią wlókł, jakby już wtedy podświadomie czuł, że zniknie; że jej życie zgaśnie jak zdmuchnięta świeczka; że jedyne ślady jej istnienia będą tkwić w jego pamięci.

Pogrążony w myślach od niechcenia mijał ludzi zmierzających w stronę dworca. Nogi same podejmowały za niego marsz. Mimowolnie reagował na wszelkie uderzające w niego bodźce, więc kiedy usłyszał swoje nazwisko, nie odwrócił się ani nie przystanął. W końcu to był głos w jego głowie. Zaraz jednak uświadomił sobie, że siostra nie powiedziałaby Mekuramashi-kun, tylko Kazu.

– Mekuramashi-kun! – usłyszał raz jeszcze.

Odwrócił się, za sobą zobaczył Natsuki. Miała intensywnie czerwony szalik owinięty luźno na szyi, pełniąc bardziej funkcję dekoracyjną, aniżeli ogrzewającą. Potargane przez wiatr włosy odstawały jak naelektryzowane, a mokre buty oraz podkolanówki tylko dopełniały jej opłakany wygląd. Kazu nie zdziwiłby się, gdyby specjalnie wchodziła w powoli pojawiające się kałuże, gdyż pod pewnymi względami Natsuki przypominała mu dziecko. Dziecko zbyt naiwne, żeby dostrzec kierowaną w jego stronę niechęć.

Nawet teraz, kiedy Natsuki podbiegła do niego z niewinnym uśmiechem, zdawała mu się dziecinna.

– Dzień dobry, Mekuramashi-kun! – Tak po prostu się z nim przywitała, jak gdyby robili to codziennie. – Też zapomniałeś parasola?

– Na to wygląda – odpowiedział, wzruszając ramionami. Z premedytacją nie zwolnił kroku, przez co Natsuki musiała niemal truchtać, żeby nie zostać w tyle.

Kazu nie czuł się zobowiązany do towarzyszenia jej, a tym bardziej do rozmowy z nią. Gdyby mógł dowiedzieć się czegokolwiek o demonie, który jej pomógł, byłoby to warte marnowania śliny na pogawędkę. Ale Natsuki niczego nie pamiętała i wszystko wskazywało na to, że obecnie żadnych powiązań z nadprzyrodzonymi istotami nie miała. W przeciwnym razie nie musiałby interweniować wczorajszego wieczoru.

– Czy o czymś jeszcze zapomniałeś? – zapytała. Gdy Kazuhiko pokręcił głową, odrobinę przygasła. – Och... miałam nadzieję, że powiesz, że zapomniałeś drugiego śniadania, heh.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz