S Z E S N A Ś C I E / じゅうろく

395 79 33
                                    


Z każdym kolejnym stopniem ból w głowie Saki przybierał na sile. Tylko dane przed lekcjami słowo powstrzymywało ją przed zrezygnowaniem ze spotkania i fakt, że nie miała e-maila Nanami, by uprzedzić o zmianie decyzji. Mogła jedynie pokładać nadzieję w szybkim załatwieniu sprawy i bezproblemowym powrocie do domu. Zwłaszcza przez wzgląd na swoje kiepskie samopoczucie i niechęć do wchodzenia na dach szkoły.

Owszem, widok na panoramę miasta potrafił zaprzeć dech w piersi, szczególnie w trakcie wschodu lub zachodu słońca, ale w Saki budziło to jedynie wspomnienia przykrych i bolesnych gimnazjalnych czasów. Tamtejszy dach również był ulubionym miejscem uczniów; dziewczyny mogły czytać czasopisma i plotkować, a chłopacy przeglądać świerszczyki i grać w gry. Wolnego miejsca nigdy nie brakowało, tak samo, jak prywatności przez murowane ściany i ogrodzenia. Nikt nie pomyślał o zamontowaniu tam kamer, więc gdy chciano się nad kimś poznęcać...

Saki doskonale pamiętała kakofonie śmiechu i płaczu, które dochodziły z dachu. Często przytłumione niosły się echem na niższe piętra. Niekiedy to jej głos był słyszalny, ale żaden z nauczycieli nigdy na to nie reagował.

Dlatego, kiedy znalazła się przed drzwiami prowadzącymi na dach liceum Kurohata, intuicyjnie poczuła, jakby dawny koszmar miał się powtórzyć. Zawahała się przed złapaniem klamki. Ostatecznie jednak przekroczyła próg i wyszła na zewnątrz, gdzie przywitał ją porywisty wiatr, lecz mimo to bez problemu usłyszała głos Nanami.

– Już się bałam, że nie przyjdziesz.

Saki w milczeniu skinęła głową. Nie podobał jej się sposób, w jaki przewodnicząca się uśmiechała.

A uśmiechała się szeroko. Strasznie szeroko. Saki była pewna, że nikt nie mógłby wyglądać bardziej radośnie, a zarazem przerażająco od niej.

– Odwlekłabyś tylko nieuniknione – dodała Nanami. Wrogie spojrzenie, jakim obrzuciła Saki, było tak nienawistne, że ta musiała wytężyć wszystkie siły, by nie cofnąć się z przerażenia. – Dałam ci wystarczająco ostrzeżeń, żebyś trzymała się z daleka.

– Jakich ostrzeżeń? Od czego miałam trzymać się z daleka?

– Naprawdę jesteś taka głupia czy tylko udajesz?

Po plecach Saki przebiegł dreszcz, nogi jakby wrosły w ziemię. Nanami wypluła ostatnie słowa z taką nienawiścią i gniewem, jakich jeszcze w życiu nie usłyszała. Przy niej, znani Saki dręczyciele z gimnazjum, brzmieli jak wygłupiające się dzieci.

– Powinnaś trzymać się z dala ode mnie i od Shina. – W głosie Nanami pełno było zapału. Zapału, który brzmiał dla Saki jak fanatyzm jakieś religii. Jakby coś ją podjudzało albo wręcz zmuszało do działania w taki sposób.

Sytuacja przekraczała zdroworozsądkowe pojmowanie Saki. Cokolwiek opętało Nanami, wyraźnie narastało i wręcz zdawało się nie do powstrzymania.

– Konoha-san... To nie jest tak, jak wygląda. Owszem, Takai-senpai mi się wcześniej podobał, ale to już przeszłość. Lubię go jako przyjaciela – odparła jowialnym tonem, bezskutecznie usiłując ukryć pod nim strach. – Nie musisz się martwić, że ci go odbiorę.

Nanami spojrzała na nią z nieskrywaną pogardą.

– Mówisz jedno, a robisz drugie, biegając ciągle za nim. Nie widzisz, że rozmawia z tobą z litości? Nic dla niego nie znaczysz.

Saki zamilkła, nie rozumiejąc, o czym Nanami mówiła. Utkwiła wystraszony wzrok na jej twarz, z której nie schodził gniewny wyraz. Czy to naprawdę była znana jej przewodnicząca szkoły? Ta sama przewodnicząca zachęcająca ją do wybrania liceum Kurohata podczas otwartych dni ponad dwa lata temu? Uśmiechająca się miło i zawsze oferująca pomoc? Okrzyknięta geniuszem i uznana za wzór do naśladowania?

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz