D W A N A Ś C I E / じゅうに

505 94 77
                                    


Młodość powinna być najwspanialszym okresem życia. Czasem na rozkoszowanie się każdą beztroską chwilą, pierwszymi zauroczeniami, szalonymi numerami, pięknością i siłą, jaka wypełniał nienasycone serca i dusze. Jednak Saki nie doznawała żadnego z tych uczuć. Zaszłe w jej otoczeniu zmiany sprawiły, że czuła się zniszczona. Nigdy wcześniej tak dotkliwie nie odczuwała bezradności, jak w przeciągu ostatnich kilku tygodni. Prawie przestała wierzyć, że miała na cokolwiek wpływ. Nie była jak bohaterki w mangach czy anime, które potrafiły chronić ważne dla siebie osoby. Ona mogła jedynie przyglądać się sunącej dokoła śmierci i modlić się, żeby wreszcie odeszła.

Gdyby tylko jej słowa coś znaczyły...

Z początku stawiała prędkie i pewne kroki, jako że czuła się mocno zdeterminowana do złożenia Shinowi wizyty, po chwili jednak zaczęła coraz bardziej zwalniać, aż wreszcie wlokła się powoli przygnieciona jakimś niematerialnym ciężarem. Nie była pewna, czy posiadała w sobie wystarczająco dużo siły, żeby stawić czoła kolejnym strasznym i niepokojącym sytuacjom, ale wiedziała, że musi wesprzeć Shina tak, jak on zawsze wspierał ją.

Poza tym niewiele więcej mogła zrobić.

Gdy Nanami pokrótce opowiedziała jej o chorobie Shina, ogarnął ją strach. Ponoć jego stan był stabilny, życiu nic nie zagrażało i wkrótce powinien zostać wypisany do domu. Saki jednak nie potrafiła przestać się martwić o senpaia. Szanowała Nanami, owszem, ale nie darzyła bezgranicznym zaufaniem. Skąd miała mieć pewność, że informacje podane przez Konohę są aktualne i, co najważniejsze, prawdziwe? Wolała niczego z góry nie zakładać, nawet jeśli wiązało się to z poddaniem pod wątpliwość autentyczność przewodniczącej.

Z ciężko bijącym sercem przeszła przez rozsuwane szpitalne drzwi. Przy recepcji, oddzielonej szklaną szybą od reszty korytarza, nikt nie stał, co jednocześnie ucieszyło i przeraziło Saki. Stojąc w kolejce, miałaby czas na zebranie myśli i obmyślenie, co powie Shinowi, ale najwyraźniej los chciał inaczej, jakby nie popierał odwlekania nieuniknionego.

Podejście i rozpoczęcie rozmowy kosztowało ją sporo stresu, który zniknął niemal natychmiast, gdy kobieta w średnim wieku, przyglądająca się jej z zaciętą miną, okazała się całkiem miła. Wysłuchała Saki od początku do końca, mimo że momentami zacinała się i jąkała. Recepcjonistka podała jej numer pokoju Shina i krótko poinstruowała, jak najszybciej tam dotrze. Wskazówki były klarowne i łatwe do zapamiętania, toteż Saki czuła, że nie będzie mieć żadnego kłopotu ze wcieleniem ich w życie.

Lecz jej oczekiwania odbiegały od rzeczywistości. Miała wrażenie, że korytarz na piętrze ciągnie się w nieskończoność, podczas gdy mijała coraz to większe rozwidlenia prowadzące do różnorakich oddziałów. Każdy stawiany przez nią krok odbijał się echem, przez co krzywiła się wewnętrznie, a rosnący niepokój wgryzał się w jej kości niczym wygłodniały pies. Poza hałasem, który sama powodowała, słyszała tylko głuchą ciszę czasem przerywaną odgłosem zamykanych drzwi. Wiedziała, że w szpitalach panował spokój, nie zmieniało to jednak poczucia, jak gdyby znajdowała się w budynku sama.

Odetchnęła ciężko. Uważnie przyglądała się tabliczkom na drzwiach, szukając odpowiedniego kompletu cyfr, które podała pani z recepcji. Przystanęła, gdy zobaczyła liczbę dwieście siedem. Wlepiła wzrok w białe drzwi, wyobrażając sobie, że prowadzą do gabinetu anioła. Pragnęła ujrzeć spokojną twarz senpaia, rozciągającą się w subtelnym uśmiechu i nabierającą wigoru po zobaczeniu niespodziewanego gościa. Brzmiało to naiwnie, ale musiała w to wierzyć. Inaczej nie odważyłaby się wejść do sali.

Wilgotną dłonią złapała za klamkę i pociągnęła do siebie, czemu towarzyszyło głośne skrzypnięcie. Dreszcze przebiegły jej wzdłuż kręgosłupa po wywołaniu tak przerażającego hałasu, który na dodatek rozszedł się echem po korytarzu. Czym prędzej przeszła przez próg i tym razem ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Powoli ruszyła dalej, uważnie badając każdy fragment pomieszczenia; w przejściu z lewej strony był mały pokój pełniący funkcję łazienki – znajdował się tam tylko sedes i zlew – gdy patrzyło się na wprost, miało się pogląd na okno z widokiem na plac szpitala. Zaraz obok, w rogu, wisiał telewizor, z którego wydobywał się głos; najprawdopodobniej prowadzącego jakiegoś show.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz