D W A D Z I E Ś C I A C Z T E R Y / にじゅうよっか

112 9 38
                                    


Dzieci kręciły parasolkami, rozchlapując nagromadzoną na materiale wodę dookoła. Dorośli, ubrani w kalosze i płaszcze przeciwdeszczowe z porządnie zaciśniętymi paskami, z pozorną dezaprobatą obserwowali poczynania małych rozrabiaków. Azami tylko przez chwilę się im przyglądała, zaraz ruszyła dalej, krocząc wśród fali ludzi ukrywających się pod czarnymi parasolami. W ich krokach widziała pewność. Każdy z nich miał cel, ku któremu zmierzał. Jedynie ona, samotna mimo otaczających ją osób, zdawała się iść donikąd. Wszystko przez to, że świat mógłby się w każdej chwili zawalić, co zgasiłoby wędrujące wokół niej życia, lecz ją by oszczędzono i wciąż trwałaby tak jak teraz, przemoknięta do suchej nitki i niezaprzeczalnie pusta.

Raz wchodziła w boczne uliczki, innym razem przemierzała główne drogi, nie przykładając wagi do zdziwionych bądź zatroskanych spojrzeń, które się po niej przesuwały. Pewna kobieta, o dużych i podkreślonych niezmywalnym tuszem oczach, chciała odstąpić jej parasolkę. Azami pokręciła głową i z uśmiechem zapewniła, że wszystko w porządku.

Kochała deszcz. Kochała go jeszcze zanim stała się demonem.

Już za dziecka dostrzegała to, że większość ludzi przykładała wagę do negatywów, negując spojrzenie na niektóre sprawy z szerszej perspektywy. Niegdyś też tego nie widziała, ale kiedy siedziała przy oknie w swoim pokoju i pisała w pamiętniku, w pewnej chwili dotarło do niej, że dźwięk uderzających o ziemię kropli pomaga jej się skoncentrować. Zaintrygowana tym spostrzeżeniem otworzyła okno, a wtedy poczuła ożywcze powietrze, które wypełniło ją uczuciem nieporównywalnym z jakimkolwiek innym. To było niemal jak magia. Ukryta pod pozorem ponurości, lecz jakże cudowna po zanurzeniu się w niej.

Inne dziewczynki w jej wieku pospiesznie się chowały pod różnymi osłonami, nie chcąc się zmoczyć albo zniszczyć fryzury. Dla niej takie rzeczy były błahostkami. Ta niedogodna pogoda, jak zwykli wszyscy dookoła niej mawiać, pokazywała, że w życiu nawet do nieoczekiwanych przeciwności losu można się uśmiechnąć. Widok szarych chmur nie wprawiał jej w ponury nastrój, lecz melancholijny. A piękny, melancholijny smutek otwierał umysł na kwestie większej wagi. Umacniał ducha, którego nic by nie zatrzymało, a już szczególnie niedogodna pogoda.

Gdy teraz spacerowała, muskana mgiełką i oblepiana zimnymi kroplami deszczu, czuła tę doskonale znaną smutną melancholię. Niemal mogła dotknąć cienia swojego dawnego życia. Ale kiedy wyciągała rękę, na nic nie natrafiła, gdyż niczego już nie było. Dwanaście lat. Miała dwanaście lat, żeby nacieszyć się dzieciństwem w gronie najukochańszych osób. Dziewiętnaście, żeby nacieszyć się człowieczeństwem, nawet jeśli jego ostatnich siedem lat przypominało piekło. Piekło, którego jeszcze żaden człowiek nie zdołał opisać ani zobrazować.

Przez najbliższe kilkadziesiąt lat (ile to już było – czterdzieści? A może pięćdziesiąt?) bez przerwy towarzyszyło jej jedno uczucie – głód. Mimo to nie odczuwała szczególnie wielkiej potrzeby, by go zaspokoić. W jakiś nieokreślony sposób tego potrzebowała. Tylko i wyłącznie dzięki temu poczuciu miała pewność, że nie odebrała zbyt wielu ludziom dusz. Powinna przynajmniej ich liczbę pamiętać, ale czy naprawdę tego potrzebowała? Żadna cyfra nie mogła przedstawić, kogo i w jakich okolicznościach pochłonęła, a prowadzenie rejestru wydawało się zajęciem poniżej jakichkolwiek moralnych granic.

Moralność. Nadal nie miała pewności, co to słowo dla niej znaczyło ani czy miała prawo go używać. Gdyby chociażby jeden anioł zdecydował się z nią porozmawiać, byłaby to pierwsza rzecz, o którą by zapytała.

A przynajmniej jedna z pierwszych.

Deszcz osłabł. Azami zmrużyła oczy i odwróciła się, żeby ruszyć z powrotem w kierunku swojego mieszkania, z którego wychodziła tylko w trakcie ulew. W międzyczasie gęste powietrze przeciął ryk klaksonu. Okoliczni ludzie spojrzeli w stronę czarnego samochodu, a Azami od niechcenia poszła za ich przykładem.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz