D W A / に

856 94 161
                                    


Saki uwijała się w pospiechu, spoglądając nieustannie na zegarek. Była pewna, że wczorajszego wieczoru zrobiła wszystko tak jak zawsze – nastawiła trzy alarmy, żeby wyjść z łóżka na czas – a jednak budzik jej nie obudził. Żółta piżama w krówki przylegała do jej spoconego ciała, co w połączeniu z chłodną temperaturą wywołało gęsią skórkę, gdy wreszcie się ocknęła.

Otarła się wilgotnym ręcznikiem, próbując sobie przypomnieć o koszmarze, który ją zbudził. Kołderka marazmu zniknęła, kiedy zobaczyła późną godzinę na wyświetlaczu, lecz wizja przerażającego snu rozmyła się znacznie wcześniej. Wiedziała, że musiało przyśnić się jej coś okropnego, inaczej wciąż by smacznie spała. Zaintrygowana rozmyślała o możliwych strasznych scenariuszach, przebierając się w szkolny mundurek i rozczesując starannie włosy, dopóki krótsza wskazówka nie zbliżyła się niebezpiecznie blisko ósemki.

Przestała zastanawiać się nad nieistotnymi rzeczami, chwyciła szkolną torbę i zbiegła pędem po schodach na parter, uważając, żeby nie skręcić sobie karku. Widziała w paru horrorach, jak pospiech fatalnie wpływał na ludzkie czyny, dlatego zachowała zdrowy rozsądek i przytrzymała się ściany, podczas przeskakiwania przez stopnie.

Pognała prosto do przedpokoju i zaczęła na stojąco wciągać buty, skacząc raz na jednej nodze, a raz na drugiej.

– Goni cię jakiś yōkai, że tak pędzisz? – W przejściu pomiędzy kuchnią a korytarzem pojawiła się smukła sylwetka Riidy Natsume. Kobieta opierała się ramieniem o ścianę, przyglądając się z zaciekawieniem poczynaniom córki, trzymając w prawej dłoni drewnianą łyżkę.

– Zaraz spóźnię się na pociąg! Czemu mnie nie obudziłaś, mamo?! – zajęczała Saki.

– Nie wiedziałam, że w tym wieku mam cię jeszcze do szkoły budzić. – Kobieta potrząsnęła głową, nie przestając się pobłażliwie uśmiechać. – Zjedz chociaż trochę śniadania.

– Nie mam na to czasu! – mruknęła ze złością, szukając wzrokiem upuszczonej torby. – Chwila! Może tata podwiezie mnie do szkoły?

– Wyszedł kilka minut temu.

Saki westchnęła ciężko. Wiedziała, że sprawy nie mogły przybrać korzystnego dla niej obrotu. Jak na ironię, gdy raz potrzebowała poprosić o pomoc, nie miała na kogo liczyć. Podniosła z ziemi torebkę i podeszła do kuchennego stołu, żeby napić się soku pomarańczowego przed wyjściem. Śniadanie musiała pozostawić nietknięte, mimo że aromat ciepłego pieczywa oraz ryżu i warzyw wodził ją za nos.

Przyłożyła szklankę do ust i napiła się łapczywie, czując, jak sok spływa jej po podbródku.

– Nie! Nie, nie, nie, nie, nie... – Zrozpaczona spojrzała na białą koszulę swojego mundurka, na którego środku wykwitła średniej wielkości, pomarańczowa plama. – Musiała na mnie spaść jakaś klątwa! Mamo, mamy w domu sól?!

– Nie panikuj. To zwykły wypadek. Zapnij marynarkę, a nikt tego nie zauważy – poradziła Natsume i wskazała trzymaną łyżką na ślad po soku pomarańczowym.

Z początku Saki nie zareagowała na radę matki, zajęta wpatrywaniem się tępo w koszulę, próbując siłą woli zmusić paskudną plamę do zniknięcia. W końcu odwróciła się i zadarła gwałtownie głowę.

– Na pewno nie potrzebuję soli? – zapytała płaczliwie.

– Może byłabyś spokojniejsza, gdybyś znalazła sobie chłopaka – zastanowiła się na głos Natsume. Czasem jej córce brakowało zdrowego rozsądku i odrobiny ogłady. Dotychczas żaden nauczyciel nie skarżył się na jej zachowanie, więc była częściowo zadowolona; do pełni szczęścia brakowało jej tylko pozytywnych referencji, których Saki nie zdobywała przez zbyt bierną postawę.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz