D W A D Z I E Ś C I A J E D E N / にじゅういち

104 12 23
                                    


Wcisnął dłonie głębiej do kieszeni dresowych spodni, walcząc z chęcią założenia słuchawek i puszczenia głośno muzyki, by zagłuszyć słyszany nieustannie głos. Głos, który nie miał prawa dłużej rozbrzmiewać. Nie, kiedy jego właścicielka nie żyła, ale i tak w jakiś sposób do niego docierał.

Słowa jego siostry prześladowały go każdej nocy: Miałeś rację. Wcale nie czuł się z tym dobrze. Po raz pierwszy żałował, że się nie mylił. Strata Misaki spustoszyła wszystko, zniszczyła ich rodzinę i niosła za sobą nieskrywanie koszmarne uczucie, najgorsze z możliwych, gdy przypominał sobie, jak straszliwie musiała przez cały ten czas cierpieć.

Czas ponoć goił rany, ale jego jakoś nie potrafiły się zasklepić. Zupełnie jakby stracił kończynę. Żył dalej, jednak był przy tym boleśnie świadom, że czegoś mu brakowało i że kiedyś to miał. Lecz życie, bez względu na wszystko, toczyło się dalej. Pogodził się z tym. A przynajmniej częściowo.

Po raz pierwszy zobaczył ducha Misaki przy Czerwonym Moście. Nie pisanym małą literą, ale właśnie wielką, wielką jak jego rozmiar i wielką jak jego znaczenie. Czerwony jak barwa szczęścia. Czerwony jak jesień. Czerwony jak przebarwiony liść klonu.

Wszystko to uwielbiała Miasaki.

Potarł palcami powieki, chcąc wziąć się w garść, ale seria nieprzespanych nocy mu tego nie ułatwiała. Tak jak energetyk, którego wypił po drodze. Od dłuższego czasu tkwił w takiej rutynie, mimo że kiedyś byłoby to dla niego niemożliwe, a dokładniej, kiedy jego mama doszła do wniosku, że nie może żyć bez kofeinowego stymulatora. Jemu i Misaki kazała pić tylko bezkofeinowe napoje, twierdząc, że jeszcze nie dorośli do prawdziwej kawy. Wtedy narzekał, ale teraz uśmiechnął się na to wspomnienie. Tylko się o nich troszczyła. Szkoda, że przestała to robić, gdy Misaki zmarła, a on postanowił zostać z ojcem. Miał nadzieję, że Tsukiko również nie stała się jej obojętna.

Wziął głęboki wdech, zimne powietrze podziałało na jego gardło jak papier ścierny. Każdy dzień był chłodniejszy od poprzedniego, co zwiastowało zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Wieczorami szczególnie się to odczuwało; trwały coraz dłużej, a temperatura w ich czasie sięgała prawie zera. Kazu jednak taki stan rzeczy nie przeszkadzał. Tak jak fakt, że wyszedł na miasto w shakkō*.

Opuszczając na chwilę ciemność, przeszedł obok wejścia do metra i spojrzał na schodzących po schodach ludzi, a potem na rosnące w pobliżu drzewa. Nigdzie nie dostrzegł znajomej sylwetki. Minął automat ze składanymi parasolkami. Kolejny z książkami, starymi i nowymi, przemieszanymi ze sobą. Przejechał wzrokiem po rzędzie maszyn, na chwilę zatrzymując się na kuszącej ofercie z napojami energetycznymi. Przez moment wahał się, czy nie kupić kolejnej puszki, ale głos rozsądku okazał się dominujący. Zresztą doskonale pamiętał, jak ostatnim razem trochę przeholował i dostał w klasie krwotoku z nosa. Na sprawdzianie także się nie popisał przez problemy z koncentracją. Postanowił od tamtej pory bardziej na siebie uważać.

Zamiast kolejnego energetyku  kupił butelkę zielonej herbaty z ryżem i popijał ją spokojnie w drodze na Czerwony Most.

Przez chwilę szedł, jakby pozwalał się nieść fali ludzi po pracy wracających późno do domów. Wkrótce jednak niezauważenie się od nich odłączył, skręcając ku ogromnej metalowej konstrukcji. Zatrzymał się, dopiero gdy znalazł się na samym środku. Oparł się na zimnej barierce i spojrzał na przepływającą pod mostem rzekę. W mroku nocy woda wyglądała jak atrament. Jedyne, co odbijała to blady blask półksiężyca wiszącego wysoko na niebie. Gwiazdy zakrywała mgiełka.

Włożył nogi pomiędzy barierki i rozejrzał się dookoła. Nadal niczego nie widział w smaganej wiatrem ciemności.

– To bez sensu – mruknął pod nosem.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz