33. Żałujesz, że się zgodziłaś na dzisiejszą randkę?

315 14 6
                                    

Prawie że wybiegłam z mieszkania upewniając się jeszcze czy wszystko mam. Weszłam do windy i wzięłam głęboki oddech. Sama nie rozumiem dlaczego się tak denerwuje. To zwykła randka. Między mną, a Seanem tak naprawdę nie ma nic poważnego i sama nie rozumiem co się ze mną dzieje. Wyszłam z windy i szłam już nieco wolniej. Gdy wyszłam z budynku zobaczyłam chłopaka ubranego w ciemne, grafitowe jeansy, czarną, odpiętą marynarke i granatową koszule. Wow. Znaczy się, co? Nie ważne. Opierał się na swoim samochodzie i przeglądał coś w telefonie, jednak po chwili mnie zauważył, podniósł się i schował telefon.

-Wow, ślicznie wyglądasz. - powiedział chłopak.

-Dzięki, też wyglądasz niesamowicie.

-Ym, to dla ciebie. - ściągnął z dachu auta kwiaty, których wcześniej nie zauważyłam.

-Dziękuję, są śliczne. - podziękowałam biorąc do rąk bukiet róż.

-A teraz zapraszam. - powiedział i otworzył mi przednie drzwii samochodu.

Wsiadłam do środka, a chłopak zamknął drzwi i sam usiadł na miejscu kierowcy.

-To... gdzie jedziemy?

-Zobaczysz. Nic ze mnie nie wyciągniesz.

-Załóżmy, że masz racje.

Jechaliśmy ulicami Nowego Jorku, które dziś wyjątkowo tętniły życiem. Cała droga zajęła nam około pół godziny, w tym czasie rozmawialiśmy i śmialiśmy się. W sumie to rozmawialiśmy o wszystkim po trochę, tak o pracy też, wiem to nie najlepszy temat na randce, ale samo to jakoś wyszło.

-Może to zabrzmieć idiotcznie, ale muszę ci założyć opaskę na oczy. - chłopak powiedział patrząc na mnie po zaparkowaniu.

-Brzmi troche bardziej tajemniczo i strasznie niż idiotycznie. Jeśli  spróbujesz mnie porwać to będę krzyczeć.

-Chyba trochę zbyt bym się bał cię porwać. Także nie martw się jesteś bezpieczna.

Wysiedliśmy z samochodu. Widziałam, że chłopak śpieszy się chyba, żeby otworzyć mi drzwii. Na szczęście jednak posiadam ręce i otworzjłam je sobie sama. Widziałam wtedy na twarzy chłopaka grymas mówiący ,,Ym no dobra, tak też można". S podszedł do mnie z opaską i założył mi ją na głowę.

-Przecież ja się zaraz zabiję! - prawie krzyknęłam jednocześnie śmiejąc się, gdy miałam zrobić pierwszy krok. Od zawsze nie umiałam normalnie chodzić z zamkniętymi oczami. Zazwyczaj kończyło się to przewróceniem lub potknięciem o coś, wpadnięciem coś lub po prostu utratą równowagi.

-Spokojnie pomogę ci. - zaśmiał się chłopak ewidentnie lekko zaśmieszony sytuacją.

-Przewrócimy się razem. Świetnie.

-Po prostu mi zaufaj, okej?

-Dobra i tak nie mam większego wyboru. - powiedziałam po czym chłopak jedną ręką chwycił mnie za dłoń, a drugą objął w pasie w razie jakbym miała stracić równowagę. Zaczęliśmy powolutku iść. W sumie zabawnie to wszystko musiało wyglądać.

-Widzisz? Jeszcze się nie przewróciłaś i żyjesz.

-Jest dokładnie tak jak powiedziałeś. Tylko, że z dużym podreśleniem na ,,jeszcze".

-Dramatyzujesz.

-Może trochę, ale i tak, jak się przewrócę, to pociągnę cię ze sobą.

Szliśmy tak dalej śmiejąc się. Chłopak prowadził mnie powoli mówiąc, kiedy na przykład będziemy skręcać, kiedy mam uważać, żeby się nie potknąć, pewnie powiedział to bo bał się, że naprawdę pociągnę go za sobą. Potem weszliśmy do jakiegoś budynku i do windy.

The Mafia BossWhere stories live. Discover now