Spacer 5.

5 1 0
                                    

Następnego Dnia tak jak się umawiałyśmy z właścicielką Czarusia, spotkałyśmy się w parku . Miałam stawić się na spotkanie z Ericem,ale nie wiem gdzie go wcięło. Dzwoniłam od rana. Południe się zbliżało i nie mogłam już dłużej czekać. Mimo jego nieobecności czułam się komfortowo w towarzystwie Pati. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na jej temat oraz na temat psa. Pochodziła z niezbyt zamożnej rodziny. Czaruś był znajdą, lubił wędrować i często się gubił. Jak na takiego malca niezły z niego czort . Spacerowałyśmy po ogromnym parku. Muskały nas delikatnie promienie słońca. Wiał delikatny wietrzyk rozwiewający długie, ciężkie, miedziane włosy , piegatej, figlarnej dziewczyny. Pies biegał blisko nas i szczekał radośnie.
To były piękne Chwile. Spacerowałyśmy aż po wieczór. Ustaliłyśmy,że ze względu na psa będziemy się widywać w tym miejscu conajmniej raz w miesiacu. Wymieniłyśmy się numerami. 

Rozchodząc się z nowymi przyjaciółmi tylko pomachałam przeciwną ręką przez ramię. Na chwilę po smutniałam.
Przysiadłam na ławce. Zamyśliłam się. Czułam wewnętrzny niepokój. Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Sprawdzając wszystkie media jakie wpadły mi na myśl nie natknęłam się na wiadomość od drugiej połówki. Zmartwiłam się i postanowiłam zadzwonić do niego jeszcze raz. Dzwoniąc usłyszałam jedynie dźwięk,który irytuje jak żaden inny "... Abonent nie odbiera spróbuj ponownie później..."

- Psia Krew! [Krzyknęłam]

I ruszyłam po przez park w stronę jego domu. Szłam chwilę oglądając się raz po raz za siebie. Byłam drobna, więc ostrożności nigdy za wiele. Serce biło mi jak oszalałe. Cały czas zachodziłam w głowę co mogło się stać. Takie zachowanie nie było w jego stylu.

Wtedy zauważyłam ciało mężczyzny leżące parę metrów przede mną. Na poboczu jak śmieć okrywało trawnik. Zamarłam. Podbiegłam i spanikowana nie wiedziałam co robić. Wtedy uklękłam i zauważyłam zegarek. Zegarek,który Eric dostał ode mnie na 15 urodziny. Cały czas go nosił. Zegarek z grawerem i wspomnienieniami,ale to nie wszystko. Była też kurtka, w której pierwszy raz się ze mną spotkał. Serce stanęło mi w gardle. Zaczełam go chaorycznie cucić lecz to było daremne. Był nieprzytomny. Przeszło mi przez myśl " nie żyje". Nie uległam tej myśli, nie poddałam się. Obróciłam go na plecy. Nie było to łatwe, lekki nie był, ale włożyłam w to prawie wszystkie pokłady energii, wiedziałam,że muszę. Udało się. Wtedy zobaczyłam jego skatowaną twarz i zakrwawioną koszulkę. Rozerwałam ją ,a na torsie i brzuchu sińców nie było końca. Wybrałam numer ratunkowy i czekając aż ktoś odbierze sprawdziłam czy oddycha. Nie oddychał. Zalana łzami zaczęłam masaż serca. Operatorka starała się podtrzymać mnie na duchu kiedy powiedziałam co się stało i wysłała pomoc. Walczyłam i byłam wykończona. Jak przez mgłę ujrzałam migające światła karetki i biegnących w naszą stronę ratowników. Potem nie wiem co się działo. Nie pamiętam dobrze drogi do szpitala. Świat wirował mi przed oczyma. Potem zapadła ciemność. Sytuacja unormowała się kiedy obudziłm się obok jego łóżka, na sąsiednim.  Leżałam obok. Nonsens... Kroplówki?. Wyrwałam więc ją zaciskając krwariącą ranę papierem. Podeszłam do jego łóżka ,usiadłam, chwyciłam jego dłoń. Był podpięty do tego całego żelastwa jak roślina,ale oddychał. Z pomocą,ale oddychał. Odczułam lekką ulgę. Krew zaczęła płynąć mi po sukience. Wtedy odleciałam poraz drugi...

Anonimowa WiadomośćWhere stories live. Discover now