Rozdział 12

1.4K 82 0
                                    

  Tak bardzo tęskniłam!

Wstałam wcześnie i zeszłam na dół poinformować rodziców, że znów muszę wyjechać. Jak zwykle zastałam swoich rodziców siedzących przy stole w jadalni jedzących śniadanie. Tak bardzo nie chciałam wyjeżdżać, ale muszę sprowadzić Kola, teraz on jest najważniejszy.

- Dzień dobry kochani - powiedziałam uśmiechając się.

- Witaj córeczko, dlaczego nie śpisz? - spytała moja rodzicielka.

- Nie mogłam spać, poza tym chciałam się z wami pożegnać zanim znów wyjadę!

- Jak to wyjedziesz? Przecież dopiero wróciłaś - powiedział mój tata

- No wiem ale w Nowym Orleanie poznałam znajomą, a ona potrzebuje mojej pomocy tato - skłamałam.

- O której masz samolot?

- Dzisiaj o 15 wyjeżdżam.

- Nawet nie zdążę odwieźć cię na lotnisko

- Wiem tato spokojnie poradzę sobie. Przyszłam tutaj, żeby się z wami pożegnać tak jak powiedziałam wcześniej.

- Uważaj na siebie córeczko kochamy cię i będziemy tęsknić.

- Ja też was kocham i to bardzo.

Moi rodzice wyszli do pracy od razu jak zjedliśmy śniadanie, ja skierowałam się do swojego pokoju z zamiarem wzięcia prysznica. Weszłam do łazienki ściągnęłam brudne ubrania i udałam się pod prysznic aby odświeżyć się trochę przed podróżą. Po udanym i dość długim prysznicu owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i wybrałam pierwsze lepsze ubrania. Stwierdziłam, że nie będę się malować bo przecież czeka mnie długa 12 godzinna podróż. Na zegarze wybiła 13 więc wzięłam torby i skierowałam się na dół. Przed domem czekała na mnie Bonnie, która zaproponowała, że podwiezie mnie na lotnisko. Bezpiecznie dojechałyśmy.

- Powodzenia, uważaj na siebie i dzwoń czasem bo inaczej cię ukatrupie - pożegnała mnie przyjaciółka.

- Dziękuje za wszystko Bonnie będę tęsknić - pożegnałam się i poszłam prosto na pokład samolotu.

Weszłam i usiadłam na swoim miejscu, które znajdowało się przy oknie. Z podręcznej torby wyjęłam książkę i zaczęłam ją czytać. Książka była nudna więc zamknęłam ją i patrzyłam przez okno podziwiając chmury. Nawet nie wiem kiedy moje powieki zaczęły robić się ciężkie, zasnęłam. Obudziłam się znowu 20 minut przed wylądowaniem. To dziwne gdy jestem w drodze do Mystic Falls to nie mogę zmrużyć oka, gdy do Nowego Orleanu zasypiam godzinę po starcie, nonsens. Wyszłam z samolotu i skierowałam się do Francuskiej Dzielnicy, a konkretniej do domu pierwotnych.

Przekroczyłam próg ich domu i od razu wszystkie wspomnienia z Kolem wróciły. Nie zdążyłam nawet kogoś znaleźć bo ktoś uderzył mną z takim impetem o ścianę, że rozwaliłam sobie łuk brwiowy. Spojrzałam w stronę mojego oprawcy i zobaczyłam Rebekah.

- Ała Rebekah powaliło cię? - zapytałam, próbując wstać

- Boże Mia przepraszam myślałam, że to jakiś włamywacz - odpowiedziała.

- Gdybym była włamywaczem to nie weszłabym głównymi drzwiami wariatko, poza tym masz nadludzki słuch i siłę zabiłabyś go jednym palcem - zaśmiałam się z jej głupoty.

- Co tu robisz myślałam, że nie chcesz nas więcej widzieć - powiedziała Bekah pomagając mi wstać.

- Potrzebuje pomocy znalazłam sposób aby go odzyskać, ale wszystko co potrzebne znajduje się tutaj, więc jestem.

- Jak to znalazłaś sposób, żeby go sprowadzić? Myślałam.

- Myślałaś, że się poddałam? O nie ja się nie poddaje jak na czymś mi zależy w przeciwieństwie do ciebie! - wrzasnęłam w jej stronę.

- Nie to miałam na myśli, co jest ci potrzebne?

Wyjęłam z torby stronę wyrwaną z księgi i podałam jej ją, a ona zmarszczyła brwi

- To zaklęcie mojej matki, skąd je masz?

- Od Bonnie, Elijah podarował jej księgę waszej matki.

- Z prochami Kola nie będzie problemu z kołkiem też, mamy ostatni, moi bracia na pewno nie będą mieli nic przeciwko, zaczekaj tutaj zaraz ci przyniosę.

- O nie Elijah już mnie oszukał i nie pozwolę, żeby to stało się drugi raz, idę z tobą.

- Dobra chodź - powiedziała zirytowana.

Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał tylko stół. Rebekah podeszła do sejfu i wyjęła z niego identyczne szklane pudełko co wtedy Elijah. Podeszła do stołu i rozwaliła go podając mi jedną jego nogę i prochy Kola. Ale sprytni jedyna rzecz jaka może ich zniszczyć znajduje się w ich domu i to na dodatek noga od stołu.

- Jeżeli dałaś mi prochy kogoś innego obiecuje, że cię zabije - krzyknęłam patrząc na nią i po chwili dodałam. - O 18 widzę was wszystkich na cmentarzu jesteście mi tam potrzebni. Kierowałam się do wyjścia chcąc iść na cmentarz ale głos Rebekah mi to uniemorzliwił.

- Mia zaczekaj.

- Coś się stało?

- Chcę ci podziękować, że tak walczysz o mojego brata, jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała mojej pomocy to ci jej udziele.

- Nie ma za co, nie robie tego dla siebie czy dla ciebie tylko dla niego.

Wyszłam z ich rezydencji kierując się prosto na cmentarz chcąc przygotować się na wszystko. O 18 tak jak powiedziałam Rebekah wszyscy pierwotni znaleźli się na cmentarzu. Nie czekając dłużej z soli zrobiłam dość duży okrąg. Poukładałam świece i podałam pierwotnym sztylet aby nacięli sobie dłoń, a ich krew spływała do misy stojącej koło mnie. Prochy Kola połączyłam z prochami kołka z białego dębu i wsypałam je na środek okręgu. Zamknęłam oczy, skupiłam się dłonie zamoczyłam w krwi pierwotnych i zaczęłam wypowiadać zaklęcie. Po chwili poczułam, że wszystkie świece płoną, a na zewnątrz wieje potężny wiatr, a ja myślałam, że zaraz zemdleje. Przodkowie ze mną walczą nie chcą go oddać po dobroci. Krew z nosa zaczęła mi się lać strumieniem. Mia dasz radę jeszcze tylko chwilę, zaraz go zobaczysz powiedział mój wewnętrzny głos. Poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku i usłyszałam głos Klausa

- Pobierz moją moc, jesteś za słaba, zrób wszystko aby sprowadzić mojego brata - powiedział, a ja skinęłam głową.

Klaus cały czas trzymał mój nadgarstek oddając mi swoją moc. Poczułam się silna więc zaczęłam wypowiadać ostatnie słowa zaklęcia. Otworzyłam oczy, a przed sobą zobaczyłam nagiego, najprzystojniejszego psychola na tej planecie. Uśmiechnęłam się szeroko i podbiegłam do niego wtulając się w jego nagi tors.

- Tak bardzo tęskniłam - powiedziałam przez łzy.

- Ja za tobą też - odpowiedział.

Spojrzeliśmy na pierwotnych dając im tym znak, że chcemy zostać sami i żeby poszli. Zrobili to.

- Kto ci to zrobił? - zapytał patrząc na mój łuk brwiowy.

- A to nic takiego, Rebekah myślała, że jestem włamywaczem i walnęła mną o ścianę - zaśmiałam się.

- Cała Bekah - zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzania. - Nigdy w ciebie nie zwątpiłem, widziałem, że ci się uda. Jesteś niesamowita Mio Evans - powiedział dając mi buziaka w czoło.

Chciałam odpowiedzieć ale zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie Kol upadła bym na ziemie.

- Hej mała wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony.

- Tak, chyba tak - odpowiedziałam oszołomiona

- Zaklęcie, które wypowiedziałaś, żeby mnie sprowadzić osłabiło cię.

Tak bardzo chciałam odpowiedzieć ale nogi się pode mną ugięły. Wpadłam prosto w silne ramiona Kola, zemdlałam.

Psychopatyczny Pierwotny | Kol MikaelsonWhere stories live. Discover now