Rozdział 8

1.8K 84 5
                                    

Ocknęłam się na zimnej i twardej kamiennej posadzce. Nie wiedziałam gdzie jestem, a moja głowa bolała mnie tak bardzo, że miałam wrażenie, że zaraz eksploduje. Zaczęłam przypominać sobie wydarzenia z wczorajszej nocy, ławka w ogrodzie i uśmiechnięta kobieta, która sypnęła mi czymś w twarz. Wstałam na równe nogi co nie było zbyt dobrym pomysłem bo po chwili upadłam na ziemię. Poczułam jak coś lepkiego i ciepłego spływa z tyłu mojej głowy, przejechałam po tym miejscu palcem i zobaczyłam krew. Super nie dość, że nie wiem gdzie jestem to jeszcze jestem ranna. Stwierdziłam, że nie mogę tutaj dłużej siedzieć więc resztkami sił próbowałam wstać i tym razem mi się udało. Chwiejnym krokiem podążałam w stronę drzwi, otworzyłam je, a blask słońca oślepił mnie przez co musiałam zmrużyć oczy.

Zobaczyłam, że jestem na cmentarzu. Zaraz zaraz byłam tutaj, pamiętam Kol pokazał mi ten cmentarz kiedy powiedział, że przez moją rodzinę nie żyje Finn, wtedy gdy się poznaliśmy. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego, zaczęłam się bać bo pomyślałam, że to może mieć związek z tą wizją. Biegłam i szukałam wyjścia aby jak najszybciej z tamtąd uciec, po dłuższej chwili znalazłam je. Biegłam ile sił w nogach, ale nagle poczułam ogromny ból głowy, upadłam na ziemie krzycząc. Odwróciłam się w stronę mojego oprawcy i zobaczyłam tą kobietę z wczoraj.

- Dlaczego to wszystko robisz? Kim jesteś? - Zapytałam trzymając się za głowę z bólu. Po chwili ból ustał, a kobieta się odezwała

- Jestem Sophie Devereaux zapewne wiesz kim jestem - mówi ze złowieszczym uśmiechem.

- Tak wiem kim jesteś, ale co ja tutaj robię?

- Przez to, że przez ciebie zostałam rozłączona z Hayley , poza tym dowiedziałam się o wizji więc chcę cię wydać w ręce twojej rodziny.

- Dlaczego to robisz przecież oni chcą mnie zabić.

- Wiem o tym i nie za bardzo mnie to obchodzi, chcę tylko ich ochrony przed moim sabatem, który chce mnie zabić przez to, że przeze mnie nie dokończyli rytuału żniw.

Co do cholery? Jaki znowu rytuał żniw, nie może mnie dorwać moja rodzina co to to nie. Wstałam z ziemi, na której cały czas siedziałam i wzięłam nogi za pas. Nie umiałam się obronić ponieważ nie znałam jeszcze zaklęć obronnych ona miała przewagę. Nie uciekłam za daleko bo ta wariatka wypowiedziała jakieś zaklęcie. W miejscu, w którym się zatrzymałam pojawił się okrąg, który uniemożliwiał mi wyjście. Super jestem w kropce, Sophie uśmiechnęła się zwycięsko i odeszła. Miałam tylko nadzieje, że Kol mnie znajdzie.

Kol Pov:

Poszedłem do pokoju mojej małej wiedzmy ponieważ kiedy wczoraj odeszła nie miałem ochoty już być na balu, więc poszedłem do swojego pokoju. Jakież było moje zdziwienie gdy jej tam nie zastałem, poszedłem na dół w stronę kuchni pomyślałem, że może wstała i poszła zjeść śniadanie. Przeszukałem cały dom nigdzie jej nie było, nie myśląc dłużej zacząłem wrzeszczeć. Po chwili w salonie zjawiło się całe moje rodzeństwo.

- Czego tak wrzeszczysz? - Zapytała zirytowana Rebekah

- Nigdzie jej nie ma ona zniknęła, Mia zniknęła - powiedziałem bliski płaczu, co ona ze mną robi.

- I co w związku z tym? - Zapytał rozbawiony Niklaus, a ja zacisnąłem pięści ze wściekłości

- Jak to co nie pamiętasz wizji? Przecież jeśli to sprawka sabatu Harrisów to na pewno będą chcieli ją zabić, a wtedy czeka nas wszystkich zagłada - mówię chociaż tak naprawdę mnie to nie obchodzi, liczy się tylko ona i to, żeby była bezpieczna.

- Musimy ustalić plan - mówi spokojny jak zwykle Elijah

- Jakieś pomysły? - pytam

- Zadzwoń do Daviny niech żuci zaklęcie lokalizujące, a wtedy już jakoś pójdzie - mówi moja młodsza siostra

Davina to wiedźma z sabatu we Francuskiej dzielnicy. Bardzo potężna czarownica z rytuału żniw, Sophie nie wierzyła i rytuał nie doszedł do skutku przez co trzy dziewczyny nie żyją, a Davina zebrała całą ich moc. Sophie zobaczyła, że żniwa to nie mit i teraz chce dorwać nastolatkę, którą uratował przyjaciel mojej rodziny Marcel. Nie zastanawiając się dłużej chwyciłem za telefon i wybrałem numer do Daviny. Powiedziała, że będzie za pięć minut, po pięciu minutach weszła przez drzwi. Zapytała co ma robić, wytłumaczyłem jej wszystko, a ta wzięła się do roboty. Rozłożyła mapę Nowego Orleanu i kazała przynieść coś co należy do Mii i mojej krwi. Ruszyłem więc w stronę pokoju dziewczyny i podszedłem do szafki nocnej, chwyciłem jakiś wisiorek i w wampirzym tempie znalazłem się na dole. Podałem nastolatce przedmiot, naciąłem sztyletem swoją dłoń i skierowałem ją w stronę misy pozwalając krwi wypłynąć. Dziewczyna chwyciła przedmiot i wylała moją krew na mapę zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać zaklęcie Phasmatos Tribum, Nas Ex Veras. Po chwili otworzyła oczy i wskazała palcem miejsce, w którym się znajduje. Była na cmentarzu.

Całe moje rodzeństwo wraz ze mną szybko wyszli z domu kierując się w stronę cmentarza. W wampirzym tempie znaleźliśmy się na miejscu. Zobaczyłem ją całą roztrzęsioną i zmęczoną, stała w jakimś okręgu podbiegłem do niej ale nie mogłem się do niej dostać. Po chwili zobaczyłem rodzinę Harrisów zmierzającą w naszą stronę, obok mnie znalazło się moje rodzeństwo. Pomyślałem, że zaczyna się wojna.

Mia Pov:

Zobaczyłam, że ludzie, których widziałam wtedy kiedy pokazał mi Kol. Zmierzali w naszą stronę zobaczyłam wszystkich pierwotnych, bałam się nie o mnie, a o Kola. Chciałam im pomóc, ale nie umiałam nie mogłam nawet wyjść z tego cholernego okręgu. Po chwili zaczęła się walka, a ja zobaczyłam tylko jak Kol upada bezwładnie na ziemię, a jego ciało zaczyna się palić. Wiedziałam co to znaczy Kol nie żyje, wpadłam w histerie skupiłam całą uwagę na spalonym ciele chłopaka. Wyciągnęłam ręce przed siebie i wydarłam się z całych sił po chwili poczułam, że mogę wyjść spojrzałam na ludzi, którzy to zrobili i poczułam tak ogromną wściekłość nigdy nie czułam takiej wściekłości. Poczułam przypływ mocy popatrzyłam na tych ludzi, którzy byli moją rodziną, zaczęłam wrzeszczeć i wymachiwać rękoma w każdą stronę. Zabiłam wszystkich po kolei, a pierwotni patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Podeszłam do spalonego ciała Kola i dopiero teraz pozwoliłam łzą wypłynąć pocałowałam go w czoło i odeszłam kierując się w stronę wyjścia z cmentarza.

Znajdę sposób by cię przywrócić Kol, obiecuje.





Hej, jest to 8 rozdział mojego opowiadania jestem w szoku bo przeczytało go aż 126 osób. Proszę nie zabijcie mnie. Mam nadzieje, że komuś się to podoba bo szczerze to opowiadanie miało być związane z fabułą serialu, ale nie za bardzo mi to wyszło. Postaram się aby było więcej wątków z serialu. Buziaki :*

Psychopatyczny Pierwotny | Kol MikaelsonWhere stories live. Discover now