9. Więcej niż zaufanie

Zacznij od początku
                                    

– Lachance, oczywiście, że ci nie powiem. Najpierw zrób to, co masz zrobić. Później zobaczymy.

– Później porobimy coś innego – mruknęłam, a on spojrzał się na mnie zdumiony. Chłopak w szoku był chyba. Tak jak powiedział wcześniej, zatrzymał się na poboczu. – Nadal nie rozumiem, czemu nie mogę zaczekać w samochodzie, ale życz mi powodzenia.

– Życz mi, żebym wrócił na czas – odpowiedział, patrząc jak niezdarnie otwieram drzwi pojazdu i próbuję z niego wysiąść. Ponętnie.

– Musisz to zrobić. – Wzruszyłam ramionami.

– Zmusisz mnie? – zakpił, a ja zmrużyłam oczy, powstrzymując śmiech. Nie wiem, czemu chciało mi się śmiać, to nie było ani dobre miejsce, ani czas.

– Twój kutas cię zmusi, kiedy mu się zachce znowu zaruchać – powiedziałam i uśmiechnęłam się.

– Obyś miała rację. – Usłyszałam jeszcze. Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i zamknęłam drzwi.

Odjechał, zostawiając za sobą zakurzoną drogę i mnie po środku niej. Szłam sama, podśpiewując melodie różnych piosenek i faktycznie, po kilku minutach zobaczyłam przed sobą coś na wzór garażu. Podeszłam bliżej i schowałam się za drzewem, aby sprawdzić sytuację. Widziałam ich dwóch, czym się delikatnie przeraziłam.

Jeśli to co mówił Vincent było prawdą, byłam w dupie.

Po prostu, kurwa, w dupie.

Zrobiłam dobrą minę do złej gry i zbliżyłam się. Próbowałam wyglądać na spokojną, ale jednak trochę spanikowaną, bo w końcu zgubiłam się sama w lesie. Kurwa, przecież nie tak miało być.

– Hej, przepraszam! – Zwróciłam na siebie ich uwagę, czym nie byli najwidoczniej zadowoleni. Jeden z nich siedział na betonowych schodach, a drugi opierał się o ścianę budynku i palił papierosa. – Wiecie, jak dojść do głównej drogi do miasta?

– A ty kto? – odezwał się jeden z nich. Był dużo niższy niż towarzysz, powiedziałabym nawet, że był nienaturalnie niskiego wzrostu. W dodatku jego pulchna sylwetka czyniła go po prostu śmiesznym, zamiast niebezpiecznym.

– Byłam na spacerze z chłopakiem. Ganialiśmy się po lesie, aż w końcu zorientowałam się, że go nigdzie nie ma i cóż, chyba się zgubiłam – oznajmiłam spanikowanym głosem i zaczęłam rozglądać się dookoła. – Błagam, musicie mi pomóc, bo sama sobie nie dam rady.

– Czy twój chłopak cię nie szuka? Co z niego za chłopak – odezwał się ten drugi. Był wysoki, ale strasznie chudy. Na pewno, dogoniłby mnie szybciej, niż każdy się tego spodziewa. Poza tym, wyglądał na pyskatego i aroganckiego. No, urodziwy nie był.

– To na pewno nie jego wina, tylko moja. Zawsze się gubię i potem wszyscy mnie szukają. Niezdara ze mnie, ups. – zachichotałam sztucznie. – Rodzice mówią, że chyba podmienili mnie w szpitalu, bo takiego dziecka to na pewno by nie spłodzili. Wtedy im odpowiadam, że już wtedy zgubiłam prawdziwych rodziców, na co oni się tylko śmieją. Chociaż częściej odpowiadają: ,,Nie pyskuj". Nie wiem, co ja im zrobiłam, ale czy to nie jest trochę niemiłe?

– Prosto, cały czas prosto – odparł grubasek, widocznie zmęczony moją paplaniną. Ale z niego głuptasek.

– Och, tylko tyle? Gdybym wiedziała, to nawet bym wam nie zawracała głowy, chłopaki! – krzyknęłam, machając ręką. – Bo chyba jesteście zajęci, nie? Co tu w ogóle robicie, to coś ważnego? Gdybym ja miała tu tylko siedzieć, to chyba bym umarła z nudów! A ten garaż? Co w nim jest? Pewnie coś ważnego, skoro nadal tutaj stoję i gadam takie głupoty.

SerendipityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz