Rozdział 6

539 27 6
                                    

Podjechałam pod rezydencję bliźniaków, gdzie czekała na mnie już otwarta brama. Pomknęłam długim wjazdem i skręciłam za budynek, parkując na środku dziedzińca. Wysiadłam, jeszcze raz lustrując swoją maszynę. Promienie słońca pięknie odbijały się od wyjątkowej karoserii, dając niemal bijący po oczach blask. Słaby uśmiech wpłynął na moje usta. Myśl o wyścigach powodowała dreszcz ekscytacji. A to auto mimo wszystko było zdecydowanie dobrym wyborem.

Nie zwlekając dłużej, ruszyłam w kierunku rezydencji. W końcu chciałam jak najszybciej coś zjeść i jechać na zakupy z Samem albo Callumem. Chociaż patrząc na poranny stan drugiego bliźniaka, bardziej była prawdopodobna opcja spędzenia popołudnia z brunetem.

Przeszłam przez hol, kierując kroki w stronę salonu i kuchni. Wokół panowała cisza i spokój. Nic, co by wskazywało na przebywanie kogokolwiek w tym momencie w willi. Zmarszczyłam brwi. Mało prawdopodobne było, by zostawili wszystko otwarte i gdzieś pojechali. Wiedzieli też, kiedy mniej więcej powinnam wrócić, więc tym bardziej wątpiłam w taką możliwość.

— Chłopaki! Wróciłam! — krzyknęłam, kręcąc się po salonie. Nieco zaskoczona ponownie wróciłam do korytarza, który mnie doprowadził w to miejsce. Zwróciłam uwagę na drzwi po prawej stronie, gdzie, o ile dobrze pamiętałam, powinno znajdować się biuro bliźniaków. Były one uchylone, więc chwyciłam za klamkę i wsunęłam głowę w szczelinę. Ujrzałam Sama, który z wyraźnym skupieniem pochylał głowę nad jakimś segregatorem i coś czytał. W rękach ściskał sporych rozmiarów plik dokumentów, a naprzeciwko miał ustawionego otwartego laptopa. Po paru sekundach moją uwagę przykuła drukarka stojąca na jednej z pułek regału za nim. Następne kartki zaczęły się wysuwać z niej. Otworzyłam szerzej drzwi i stanęłam w progu, ale chłopak najwyraźniej nie zwrócił uwagi na żaden ruch. Chrząknęłam cicho, a gdy i to nie pomogło, zapukałam w drzwi. Zaczytany brunet uniósł wystraszony głowę i szeroko otwartymi oczami popatrzył na mnie.

— Już jesteś? — zapytał, zerkając na zegarek.

— No niedawno przyjechałam — odparłam, patrząc, jak chłopak szybko zbiera papiery. Jakby w popłochu zamknął segregator i poskładał je odwrotną stroną. Zmarszczyłam brwi, dostrzegając jego dziwne zdenerwowanie. — Coś nie tak? — Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam, jak wpycha granatowy przedmiot z nieułożonymi dokumentami między inne teczki na regale. Zrobiłam parę kroków w jego stronę, a ten, gdy stanął ponownie przodem do mnie, podskoczył w przestrachu.

— Nie, wszystko w porządku. Jak tam było w pracy? — Rzucił mi zakłopotany uśmiech, szybko taksując wzrokiem biurko. Przez jego zachowanie nabrałam sporych podejrzeń. Moją uwagę ponownie przykuła drukarka, która skończyła pracę.

— Wspaniale. Najlepsze miejsce na ziemi — odparłam, robiąc parę kolejnych kroków. Sam w tym czasie zamknął laptopa i porządkował biurko, nie zwracając na mnie większej uwagi. Stanęłam nieco dalej od niego i sięgnęłam ręką w stronę maszyny. Wysunęłam spory plik kartek zapełnionych małym druczkiem. Przeskanowałam je wzrokiem, zwracając uwagę na jedną rzecz.

Gdzieś między linijkami mignęło mi moje imię i nazwisko. Tym bardziej mnie to zszokowało, ale kiedy próbowałam ponownie odszukać to wzrokiem, Sam wyszarpał mi dokumenty. Uniosłam na niego wzrok i spotkałam się z jego wściekłym spojrzeniem.

— Dziękuję za potrzymanie — warknął, miotając we mnie piorunami. Przez chwilę prowadziliśmy niemą sprzeczkę, nic więcej nie mówiąc. Poczułam niemiły ucisk w piersi. Moją głowę zapełniły myśli. Próbowałam odepchnąć swoje podejrzenia. Może tylko mi się zdawało? Jednak głos intuicji nie dawał mi spokoju. Czego mogły dotyczyć te dokumenty? Może to tylko jakieś nudne zapiski odnośnie mojego wstąpienia do bractwa. Takie wytłumaczenie jednak nie do końca do mnie przemawiało. Znałam ich już trochę. Jeżeli Sam był podenerwowany i szybko porządkował papiery to znak, iż nie chciał, abym zobaczyła, co tam jest napisane. A skoro nie chciał tego, to nie mogły one dotyczyć "zatrudnienia".

Klara Rouse 2 Misja: MiamiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ