Rozdział 7

529 24 10
                                    

Nie przyznałam się bliźniakom do przedwczesnej rozmowy z Davidem. Wróciliśmy do domu, wypakowaliśmy wspólnie zakupy, potem trochę czasu spędziliśmy w kuchni i w końcu zjedliśmy coś normalnego na kolację. Dzień zakończyliśmy internetowymi zakupami do mojego nowego pokoju i każdy poszedł w swoją stronę. Teraz natomiast rozpoczynałam kolejny dzień w warsztacie Ricka.

Weszłam tak jak poprzednim razem przez jedną z wielu otwartych bram garażowych i ruszyłam w kierunku szatni. Nikt jeszcze nie pracował. Parę osób bez werwy krzątało się, jakby nie wiedząc co zrobić z chwilą wolnego. Większość natomiast przebywała w części wspólnej dla wszystkich pracowników. Nie zwracali na mnie większej uwagi. Bez przeszkadzania mogłam się przebrać, schować w szafce parę swoich drobiazgów i pociągnąć łyk kawy z termosu. Szybko przeskanowałam grafik, poszukując swojego imienia i nazwiska. Z odpowiedniej rubryczki dowiedziałam się, że czekał mnie dzień w części motocyklowej. Przy rolach natomiast widniał brak. Uniosłam brew, nie negując tego. Zapewne to nie świadczyło o dniu luzu, a o początkowym wdrażaniu i towarzyszeniu Edith cały dzień.

Gotowa, opuściłam szatnię i przeszłam do drugiego, dalszego sektora. Po drodze usiłowałam uporać się ze swoimi niesfornymi włosami, co wcale nie było łatwym zadaniem. Pomijając sam fakt tego, że nie lubiłam kucyków, koków, warkoczyków i innych bardziej lub mniej wymyślnych fryzur, to moje możliwości i chęci kończyły się przeważnie albo na rozpuszczonych prostych, albo na lokach.

Nacisnęłam przycisk otwierający wrota oddzielające dwa osobne sektory, a następnie pewnym krokiem wkroczyłam do królestwa jednośladów. Na większości stanowisk były poustawiane przeróżne maszyny oczekujące na ludzi, którzy odpowiednio by się nimi zajęli. Natomiast pomiędzy oddzielonymi od siebie miejscami pracy krążyła niska brunetka, ściskająca plik kartek. Chodziła od przegrody do przegrody, rozwieszając zapewne listy prac.

— A ty dalej nic nie urosłaś — rzuciłam ze śmiechem, zwracając uwagę dziewczyny na siebie.

— Czyli te legendy o twoim powrocie to niestety prawda? — odparła kąśliwie, chociaż po jej minie widziałam radość. Podeszła bliżej, lustrując mój wygląd.

— Przez chwilę myślałam, że masz ochotę mnie przytulić — zironizowałam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.

— Zapomnij — prychnęła, wykrzywiając usta w grymasie — ale muszę przyznać, że miło cię widzieć w tym kostiumie. Dzięki niemu mam nad tobą władzę — poruszyła zabawnie brwiami — i mam już dla ciebie pierwsze zadanie — powiedziała, wręczając mi trzymany plik kartek. Popatrzyłam na numerki sektorów, wypisane modele pojazdów i listę zadań co jest do zrobienia. Niektóre zawierały jeszcze dodatkowe uwagi.

— Mam to rozwieszać na tablicach? — Upewniłam się, licząc, ile tego jest.

— Dokładnie — kiwnęła głową — a ja w tym czasie dokończę kawę — dodała z szerokim uśmiechem, mrucząc rozmarzonym głosem.

— Fajnie — parsknęłam śmiechem i ruszyłam do pracy. Rozwieszałam listy zadań, za każdym razem upewniając się, czy aby na pewno w odpowiednich miejscach daje odpowiednie karty. Nie chciałam zawalić czegoś ważnego już drugiego dnia pracy. A dokładniej pierwszego w sektorze jednośladów.

Z czasem w tej części warsztatu powoli zaczynali gromadzić się pracownicy. Raz za razem wchodzili przez bramę i zacierając ręce, szukali stanowisk, w których miało przyjść im tego dnia pracować. Byli to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, chociaż przedstawicielki płci pięknej należały do rzadkości. Zdecydowanie faceci tu przeważali.

Tracąc zainteresowanie innymi ludźmi, poszłam do ostatniego stanowiska. Czekało tam już na moje polecenia dwoje mężczyzn. Ostatni raz zerknęłam na listę, aby upewnić się, że jestem w odpowiednim miejscu. Kiedy wszystkie numery się zgadzały, odetchnęłam z ulgą.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiWhere stories live. Discover now