Rozdział 2

774 29 16
                                    

Noce zawsze są najlepszym czasem na myśli. Wspomnienia przelatują przed oczami, poczucie zażenowania skręca żołądek, wymyślanie scenariuszy dla wydarzeń, które z całą pewnością nigdy nie będą miały miejsca, jest jak pisanie własnej książki. Człowiek leży w wygodnym łóżku i godzinami potrafi po prostu patrzeć w sufit. To zabawne, ale właśnie tym miałam zajęty umysł pierwszej nocy po powrocie do domu braci. Myślałam o myślach. Jednak te były dosyć nietypowe. Wracałam do równie bezsennych nocy jeszcze z czasów ośrodka, gdzie w zasadzie mózg był moim najgorszym wrogiem. Przypominanie sobie tego należało też teraz do moich obowiązków. Nie mogłam niczego zapomnieć. To nie było wcale takie proste, dlatego obmyśliłam listę haseł, które od razu nakierowywały na jakieś wydarzenie. Codziennie przed snem robiłam mały "przegląd" tych wszystkich punktów, aby nie pozwolić sobie na wypranie mózgu. Teraz w dalszym ciągu musiałam sobie to utrwalać, by trwać w postanowieniach. Moja głowa przez ten rok stanowiła odrębność. Nie miała nic wspólnego ze słowami, które wypływały spomiędzy warg. Udało mi się myśleć jedno, a mówić drugie. Wykonywać ich polecenia, przy czym nie tracić obiektywnego spojrzenia. A co mówiłam, by mi wierzono?

Szef jest dobry, sprawiedliwy i konsekwentny.
Posłuszeństwo chroni bardziej przed złem niż szlachetne serce.
Relacje nigdy ponad życie.
Lepiej umrzeć niż mieć szefa za wroga.
Morderstwo konieczne to nie wybór, zatem i też nie grzech.

Takimi pierdołami łatwo można było zdobywać sobie ich uznanie. Łatwo przewidzieć czego pragną i im to dać. Spora walka ze swoim ego, ze swoimi wartościami, ze wszystkim, co kiedyś miało dla mnie znaczenie. Dzięki temu jednak żyję. Jestem przekonana, że w Dubaju szef przegląda wszelkie papiery z ośrodka, które starannie opisywały proces zmian, jakie we mnie zachodziły. Może robił to nawet w tej chwili? A ja nie potrafiłam przestać się uśmiechać, wyobrażając sobie jego dumę. Jego radość. Myśl, że mnie pokonał, stłamsił, przekabacił na swoją stronę. Mam nadzieję, iż był dumny z kartek w segregatorze. Z wyników analiz psychologa. Naprawdę myśleli, że nie zrozumiem, o co w tym wszystkim chodziło? Jednak faktycznie ktoś o słabym charakterze stawał się ich prywatną maszyną do zabijania.

I ja też nią będę. Już dokładnie obmyśliłam cały plan. Będę posłuszna, idealna, taka, jak dokładnie tego chcą. Nie wyjdę przed paradę i nie zemszczę się z pistoletem w ręku. Ale wiedziałam już, co mniej więcej zrobię. I czułam dreszcz ekscytacji, ilekroć wyobrażałam sobie różne scenariusze tego wydarzenia w głowie. One również niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, jak to zwykle bywa nocami? Zobaczymy. Teraz natomiast z szerokim uśmiechem na twarzy zasnęłam, a śniłam o dniu zemsty, gdy wreszcie dotrze do nich, co zrobili.

~~~

Przeciągnęłam się z cichym jękiem, zanim otworzyłam oczy. Blask słońca, który mnie obudził, był cudownym doznaniem. Nie chłodne światło żarówki. Prawdziwe, ciepłe promienie czegoś, co jest poza zasięgiem władania ludzkich rąk. Radość z takich prostot była tak naprawdę przerażająca i smutna. Kto normalny cieszy się z tego, że o świcie żar słońca wypala mu oczy? Tylko ktoś, kto był tego pozbawiony.

Usiadłam, przecierając dłońmi twarz. Noc spędziłam na materacu upchniętym w jednym z wielu pokoi. Bracia nie mieli kompletnie dla mnie miejsca, ale znaleźli pomieszczenie, które można było wyremontować pod moje dyktando. Odpowiadało mi to.

Z lekkim trudem w końcu wstałam, próbując ogarnąć włosy samymi rękami. Nadal dziwnie się tu czułam. Mogłam sobie tak po prostu wyjść z pokoju, zająć łazienkę, zwolnić ją po nawet kilku godzinach, przegrzebać kuchenne szafki w poszukiwaniu jedzenia i z filiżanką kawy wyjść do ogrodu. I to wszystko sama. W swoim własnym skromnym towarzystwie. Niewiarygodne.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiOnde histórias criam vida. Descubra agora