Rozdział 23

452 35 10
                                    

Ziewnęłam przeciągle, zmęczona tym całym dniem. Nie zawracając sobie głowy pukaniem do drzwi, wparowałam do sypialni Marka. Przeszukałam całą rezydencję i nigdzie go nie znalazłam, więc to było ostatnie miejsce, gdzie mężczyzna mógł przebywać.

— Chyba już coś ma... Mark? — Stanęłam w pół kroku zdumiona tym, co ujrzałam.

Mężczyzna siedział po turecku na środku podłogi w samych spodniach, a przed nim znajdowała się masa papierów. Rozrzucone po całej podłodze kartki tworzyły wręcz labirynt, w centrum którego był znienawidzony przeze mnie brunet. W skupieniu przerzucał wzrok z jednego pliku na drugi, głęboko nabierając i wypuszczając powietrze. Nawet na mnie nie popatrzył. Z łokciami opartymi na kolanach pochylał się raz w jedną, raz w drugą stronę, aby coś odczytać. Niesforne kosmyki ciemnych włosów opadały na jego twarz, przysłaniając bliznę na policzku.

— Możesz się skupić w takim bałaganie? — mruknęłam, ledwo przekraczając progi pomieszczenia. Zamknęłam za sobą drzwi, a powiew, jaki przy tym spowodowałam, odsunął najbliżej leżące kartki, niszcząc jakiś porządek, który ustanowił tu Pan Inspektor. Ten ruch spowodował, że Mark uniósł na mnie nienawistne spojrzenie. Blask grozy i niebezpieczeństwa lśniący w jego zielonych oczach nadal przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Jednak nie chciałam dawać tego po sobie poznać. Nie powinien wzbudzać we mnie respektu.

— Z grzeczności wypadałoby zapukać. — Zwinnie podniósł się i stanął na wprost mnie, unosząc nonszalancko głowę. Przy tym jednym sprawnym ruchu ujrzałam pracę tylu mięśni... odruchowo przyłożyłam dłoń do brzucha. Pod moją koszulką również jakieś tam zarysy były. No ale jednak z niesmakiem i niechętnie musiałam przyznać, że moja sylwetka wymiękała.

— Nigdy nie byłam grzeczna — wzruszyłam ramionami i nieproszona weszłam w głąb pomieszczenia — chciałeś na dzisiaj plan, no to jestem. Mogłeś się spodziewać mojej wizyty.

Usiadłam w gustownym fotelu, który stał przy wielkim oknie. Mark patrzył na mnie wyczekująco, jednak ja skupiłam wzrok na mapie rozłożonej na stoliku tuż obok. Do moich uszu doszło sapnięcie mężczyzny i zapewne już chciał rzucić jakąś cenną uwagą, ale w tym samym momencie rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Zainteresowana zerknęłam w kierunku brunetka. Wyjął z kieszeni nieco lepszy model od mojego i zerknął na wyświetlacz. Zaraz potem przewrócił oczami i ewidentnie odrzucił połączenie z lekką irytacją.

— Mną się nie przejmuj. — Machnęłam ręką i wygodniej usiadłam w fotelu. Z chęcią sprawdziłabym, co też takiego miał w tych wszystkich papierach, więc nawet krótka rozmowa telefoniczna mogłaby mi choć odrobinę w tym pomóc.

— Nie schlebiaj sobie — warknął, rzucając telefon na wielkie łóżko — nie ty tu jesteś istotna, a potencjalna rozmówczyni tym bardziej.

— Rozmówczyni, mówisz? — kpiąco uniosłam brew — niby masz aż takie branie, że sobie wybierasz, kto ciebie jest godzien? — rzuciłam ironicznie, chociaż akurat ten komentarz był wyjątkowo nietrafny. Mark uniósł jedną brew i popatrzył na mnie z wyraźnym niedowierzaniem. Obydwoje wiedzieliśmy, że tak! O Marku można było powiedzieć wszystko, była to największa kanalia chodząca po tej ziemi i istne piekielne nasienie, ale wyglądem nadrabiał to całe zło. Kobiety musiały za nim szaleć. Puste babska.

— Uwierz mi, że w przeciwieństwie do ciebie mogę sobie na to pozwolić — wskazał ręką na swoją posturę i pomierzwił włosy, jakbym niby miała mu się lepiej przyjrzeć — z resztą powiedz to tej swojej psiapsi, która do mnie wydzwania, jak na sranie. Gdybym potrzebował suczki to wiem, gdzie jej szukać. Niech przestanie się narzucać. — Był widocznie zbulwersowany, więc Roxanne, o której zapewne mówił, faktycznie musiała mu zaleźć za skórę swoją nachalnością.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiWhere stories live. Discover now