Rozdział 12

524 25 3
                                    

Jechałam w stronę opuszczonej galerii, pod którą urządziliśmy sobie z Callumem mały konkursik, nie potrafiąc przestać myśleć o słowach chłopaka. Może faktycznie byłam trochę za ostra jak na kogoś, kto właśnie zakończył roczne pranie mózgu. Jeszcze zaczną coś podejrzewać - zupełnie jak Derek. Jednak czy znałam różnicę między mocnym charakterem a wrogim nastawieniem? Zawsze uważałam, że brak zaufania do ludzi to dobra cecha. Dzięki temu ciężko było ze mnie zrobić ofiarę lub wyciągnąć jakieś potrzebne informacje. Ponadto nie przywiązywałam się i niektóre rzeczy przychodziły mi z łatwością. No poza dwoma przypadkami. Jednym z nich była ucieczka brata. Przez całe życie z nikim nie miałam tak dobrego kontaktu, jak z nim. Kiedy mnie zostawił, obiecałam sobie, że już nigdy nikomu nie pozwolę na tak bliską relację. Zbyt dużo wycierpiałam. Na dobrą sprawę do momentu, gdy myślałyśmy z mamą, że mogło mu się coś stać, było jakoś tak łatwiej. Kiedy jednak poznałyśmy prawdę... nie potrafiłam znaleźć chociaż jednego powodu, dla którego nie zasłużyłam na głupie "pa". A tym bardziej czemu miałam zostać sama z tak poważnym rodzinnym problemem. Doskonale wiedział, że z mamą nie miałyśmy lekko. On jako chłopak nieco tak, my ani trochę. Ludzie to kanalie.

Drugą taką sytuacją była wiadomość o zdradzie Bena. Nikt nigdy wcześniej czegoś takiego mi nie zrobił. Świadomość, iż byłam dla kogoś niewystarczająca, nieodpowiednia, potraktowana jak zabawka... raczej mało przyjemne emocje. A wyobrażenie sobie satysfakcji tamtej dziewczyny już w ogóle było nie do zniesienia.

A teraz Callum mi każe obdarzyć zaufaniem i może nawet sympatią bandytów, oszustów, morderców, handlarzy najróżniejszymi rzeczami i istotami. Nie potrafiłam tego zrobić w stosunku do przeciętnych, niby o wiele mniej szkodliwych osób, a co dopiero do członków grup przestępczych.

Jednak jedno trzeba było przyznać. Wybiegając nieco w przyszłość... gdyby mój plan się powiódł, potrzebowałam tych ludzi. Na własną rękę niczego nie osiągnę. Perspektywa obdarowania ich takim zaufaniem była wręcz przytłaczająca. Ale niestety. Musiałam na to spojrzeć z innej perspektywy. Chyba jednak do tej pory obrałam nieodpowiednią taktykę. Musiałam zmienić kurs.

Akurat w tym momencie dojechałam na miejsce. Wjechałam na obszerny parking i zlustrowałam przestrzeń przed sobą. Od poprzedniego razu prace chyba w ogóle nie ruszyły z miejsca. Wszystko było tak samo pozostawione, otoczone aurą opuszczenia. Przetarłam twarz dłonią, gorączkowo jeszcze raz analizując poprzedni wyścig. Zdecydowanie nie byłam prawidłowo przygotowana na niego. Już pomijałam fakt nieznania trasy i zmierzenia się z tymi ludźmi po raz pierwszy w życiu. Przede wszystkim jednak - może z powodu stresu, a może z powodu jeszcze zbyt małej wprawy - dużo straciłam na głupich błędach. Na złym wchodzeniu w zakręty, na nieprawidłowo wykonywanych manewrach z tylnym napędem, na zbyt wielkiej uwadze poświęconej pojazdom za sobą. Dlatego za cel tego dnia obrałam sobie pracę nad tymi wszystkimi niuansami. Szybko wytyczyłam wzrokiem trasę i ruszyłam przed siebie.

Nadal nie mogłam zrozumieć, jakim cudem Callum pozwolił mi samej jechać przetestować nowy wóz. Poniekąd można to było wytłumaczyć faktem, iż ośrodek miał na celu wypędzić ode mnie wszelkie próby kombinowania. Inna sprawa to to, że bliźniacy podobno musieli wiele rzeczy załatwić tego dnia. Jednak i tak chyba nie powinni mi dawać aż tyle wolności. Ale w sumie czym się przejmowałam? Lepiej, że na ten moment zostałam sama. Mogłam sobie trenować bez presji czyichś oczu oraz myśleć bez żadnych przeszkód.

Krążyłam wokół rabat, usiłując znaleźć najlepszy sposób na połączenie szybkiej jazdy z perfekcyjnym wchodzeniem w zakręty i panowaniem nad uciekającym tyłem auta. To jednak nie było proste. Ciągle robiłam jakiś błąd. Niejednokrotnie samochód wymykał się spod mojej kontroli, przez co czasami nawet nie wykonywałam manewru. Za każdym razem żołądek ściskał mi się, a adrenalina szumiała w uszach. Po dłuższym czasie miałam już dość. Potrzebowałam chwili przerwy, ponieważ coraz gorzej mi szło. Zatrzymałam się i wysiadłam, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Dopiero wtedy dostrzegłam, że wcale nie byłam sama.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiWhere stories live. Discover now