Rozdział 17

364 31 4
                                    

Siedziałam za kierownicą swojego wozu, nie planując wysiadania. Tłum wokół mnie bawił się i wiwatował, jednak miałam to totalnie gdzieś. Z zaciętą miną ślepo patrzyłam przed siebie. Obecnie moją głowę przepełniało dużo więcej myśli niż rano. Nie taki miałam cel.

Całe popołudnie trawiłam informacje Ermanno. Byłam przekonana, że to zmyślił, aby mnie spławić. Albo, że został podstawiony przez szefa. Aby potwierdzić cokolwiek z tego, co mi powiedział, przeszperałam cały Internet. I faktycznie znalazłam różnego rodzaju stronki rozpisujące się o życiu mafii. Władanie Grasso, panowanie kolejnej Rodziny o nazwisku Russo, koniec ich łask za sprawą Lombardo. W innym miejscu znalazłam artykuł o legendach i wierzeniach Włochów. Przeczytałam ich mnóstwo, szukając któregokolwiek opisanego przez Ermanno. I faktycznie jeden takowy znalazłam. Legenda o niewiadomym oraz wszystkim nieznanym potomku Russo, który przeżył wielką rzeź tej rodziny i powróci, chcąc ją pomścić. Znalazłam również fora, gdzie ludzie dyskutowali o historii włoskiej mafii i o legendach swojego państwa. Większość z nich negowała moje istnienie. Dużo osób uznało, że to tylko bajka. Inni twierdzili, że niemożliwe jest, aby pozostał chociaż jeden członek Rodziny Russo, ponieważ każdy Włoch wie, gdzie leżą szczątki tych osób. Znaleźli się jednak i tacy, co rzucali argumenty ciężkie do odbicia. Czemu Lombardo poszukiwał rodziców rzekomego dziecka, które już wtedy się narodziło, a wrócił z dwoma ciałami? Po co niby ktokolwiek miał kłamać w sprawie ciąży Elissy Bellucci? Dlaczego dla Marcello Russo ważniejsze było, aby jego żona wydostała się z Włoch, a nie stanął do walki o tytuł Dona? Czemu w pewnym momencie  Elissa zniknęła i przez długi czas nie stanęła u jego boku?

Nikt nie potrafił na te pytania odpowiedzieć, ale większość i tak uważała powrót potomka Russo za historię wyssaną z palca. A mi ciężko było określić swoje stanowisko, zwłaszcza że niby mówiono o mnie, a jakoś tego nie czułam. Całe życie spędziłam w Stanach u boku ludzi o nazwisku Rouse. Nigdy nikt nie powiedział nawet w nerwach czy pod wpływem alkoholu, że mogę nie być ich. Ci ludzie, chociaż nie idealni, gdzieś tam w głębi siebie kochali mnie jak córkę i siostrę. A tu niby trzymali mnie tylko dlatego bo dostali pieniądze...

Ktoś zastukał w moją szybę. Wystraszona, wzdrygnęłam się i z przerażeniem popatrzyłam w bok. Ujrzałam pochyloną postać, która wskazywała mi, abym opuściła szybę. Był to Komondor, więc pospiesznie to uczyniłam.

— Witam, laleczko — rzucił lubieżnie, na co warknęłam — zaraz rozpoczynamy wyścig. Leć się ustawić na starcie.

Kiwnęłam głową i ruszyłam z impetem. Komondor ledwo zdążył odskoczyć od samochodu. W lusterku ujrzałam, jak macha za mną rękami, co spowodowało, że uniosłam kąciki ust. Tłum roztąpił się przede mną, więc bez większych problemów dotarłam do ustawionych już samochodów. Wbiłam się na jedyne wolne miejsce na skraju, tuż obok Davida. Davida, który znowu siedział w moim samochodzie. Od razu wychwycił ruch po swojej lewej. Posłał mi całusa w powietrzu, na co pokazałam mu środkowy palec. Nie byłam skora do przekomarzanek w tym momencie, dlatego wbiłam wzrok przed siebie i kompletnie go zignorowałam.

Tym razem sytuacja wyglądała nieco lepiej. Znałam trasę, nie było ex Lucasa, na jej miejscu nie pojawił się żaden inny uczestnik. Czyli wychodziło na to, że do pokonania miałam Toma i Davida. Brzmiało nie najgorzej.

Nie słyszałam w zasadzie nic. Jedyny głos, jaki brzmiał w mojej głowie to ten należący do Ermanno, który nakreślił mi całą sytuację. Wszystko brzmiało sensownie. Jednak ja już nie ufałam ludziom. I to było najgorsze. Ciężko sobie poradzić z takimi wieściami, jakie usłyszałam. A jeszcze ciężej było odepchnąć od siebie myśl, iż to jedynie puste słowa wymyślone przez szefa dla jego kolejnego celu. Więc jaka była prawda? Kiedy w końcu przyjdzie mi ją w całości poznać? Można tak w ogóle?

Klara Rouse 2 Misja: MiamiМесто, где живут истории. Откройте их для себя