Rozdział 13

411 25 28
                                    

— No proszę — Derek wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu — czyli coś chyba masz na sumieniu.

Opuściłam głowę, nie mogąc uwierzyć, że to zrobiłam. Największa głupota, jaką mogłam się wykazać.

— Jednak nie takie bzdury wtedy opowiadałaś. — Mężczyzna ponownie kucnął przede mną. Po chwili uniósł mój podbródek, zmuszając mnie do tego, bym na niego spojrzała. Zrobiłam to z ewidentną odrazą wypisaną na twarzy. — Spokojnie. Nie powiem o tym nikomu.

— Niby czemu miałbyś mnie kryć? — Uniosłam brew, spoglądając na niego niemal wyzywająco. Informacje o tym, że poznałam jego nieczyste intencje, postanowiłam zostawić dla siebie.

— Widzisz, jak mi na tobie zależy? — zakpił, a i ja nie potrafiłam powstrzymać parsknięcia śmiechem — nie jest narazie istotny powód. Liczy się tylko to, że jestem w stanie cię wesprzeć na tyle, na ile będziesz tego potrzebowała. I zrobić wszystko, by uchylić ci skrawek nieba. — Ponownie wykrzywił usta w zalotnym uśmiechu, od którego poczułam mdłości.

— Skąd mam mieć pewność, że to nie tylko kolejny test? Może chcecie sprawdzić efekty po ośrodku. Wezmę klucz i go obleje.

Zobaczyłam chwilę konsternacji na twarzy Dereka, która szybko jednak umknęła.

— Do tej pory nie opowiedziałem im o tym, jak to snułaś fantazje na temat ich uśmiercenia — wyjaśnił, obojętnie wzruszając ramionami.

— To nadal nie daje mi pewności. Może jedynie chcesz podsycić moje zaufanie. Nikt nie potwierdził tego, czy faktycznie niczego nie wygadałeś.

Ja jednak wiedziałam, że tego nie zrobił. Wniósł narkotyki na imprezę, dziwnym trafem pozostał trzeźwy, gdy zaciągnął mnie do pokoju i posłuchał sobie tego całego potoku mojej przeklętej gadaniny, ukradł klucz do gabinetu bliźniaków i jeszcze do tego należał do bractwa Davida. Miał jakiś cel w tym, żeby wyłudzić ze mnie te wszystkie informacje i potwierdzić, że nadal jestem w stanie działać przeciwko nim. Grałam jednak na zwłokę, ponieważ nie bardzo wiedziałam, co mogę zrobić. W dalszym ciągu to on był w posiadaniu klucza i teraz już miał pewność, że zależy mi na jego zdobyciu. Jeżeli źle to rozegram, może się to nie skończyć zbyt dobrze dla mnie. Kto wie, mógłby właśnie po nieodpowiednim ruchu wszystko wygadać bliźniakom. Pewnie nawet dałby radę wmówić im, że to ja wykradłam kluczyk, chcąc szperać w ich papierach.

— No cóż, teraz masz niewiele do stracenia. I tak już wiem, że chcesz wejść do gabinetu Sama i Calluma. Gdybym tylko chciał, jestem w stanie na ciebie nakablować. — Potwierdził moje przypuszczenia.

— Jednak chwilowo brak ci dowodów. Twoje słowo przeciwko mojemu. — W myślach dodałam, że przecież jeszcze znałam jego tajemnicę. W zasadzie to niby kto by uwierzył zdrajcy.

— Wyciągam pomocną dłoń, aby zaspokoić twoją ciekawość, a ty gardzisz nią? Nie muszę ci wcale niczego dawać, odłożę klucz na miejsce — prychnął — chcę ci pokazać, że komu jak komu, ale akurat mi możesz zaufać. Przy mnie nie zginiesz i z całą pewnością nic ci się nie stanie. Szczerzę przyznam nawet, że jeżeli chodzi o to bractwo, mam takie samo zapatrywanie na nie, jak ty.

Uśmiechnęłam się krzywo. Jasne, że tak. Bo wcale nie był jednym z tych ludzi. Przebiegłam szybko wzrokiem po pokoju. Momentalnie w mojej głowie zaświtał pewien plan. Już wiedziałam, co powinnam zrobić, by to dobrze rozegrać.

— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę — podkuliłam nogi, udając zmarkotniałą — dziwne, gdybyś lubił to bractwo. W końcu nie jesteś stąd. — Przez ułamek sekundy patrzyłam na błysk niezrozumienia malujący się na twarzy Dereka. Zaraz potem oparłam ręce na podłokietnikach i wystrzeliłam nogi przed siebie. Zaskoczony chłopak nie zdążył złapać się fotela, więc runął na podłogę.

Klara Rouse 2 Misja: MiamiWhere stories live. Discover now