Epilog

3.3K 209 81
                                    


- Nat, kochanie? – zawołałem, siedząc na kanapie w salonie, podczas gdy moja zołza krzątała się w kuchni.

- Jack, czy nie mogę mieć chwili spokoju? – odkrzyknęła, mamrocząc coś jeszcze pod nosem, czego niestety nie dosłyszałem. Mogłem się założyć, że przewróciła oczami: zawsze tak robiła, gdy jej przerywałem.

- Ależ możesz – odparłem z wielkim zadowoleniem. Uwielbiałem ją prowokować, a później łagodzić nasze spory. Najlepiej w łóżku. Albo w kuchni na blacie. Ewentualnie w wannie, z którą łączyły mnie bardzo przyjemne wspomnienia. Cholera, z całym domem mnie łączyły.

- Przez pięć minut nie możesz się sobą zająć? – fuknęła, a ja spojrzałem w stronę wejścia, gdzie Nat oparła się o futrynę, i skrzyżowała ramiona na piersi. – W czym tym razem mam ci pomóc?

- Tak mi przyszło do głowy... – zacząłem, ale mi przerwała.

- Naprawdę, Jack? – Ta mała cholera stawała się coraz bardziej sarkastyczna. Konkurencja rosła mi pod samym nosem. Niebywałe. – Długo musiałeś nad tym myśleć? – Złośliwy uśmiech wypełznął na jej kuszące usta. Usta, w których dzisiaj rano mój... – Jack? Co chciałeś mi powiedzieć? – Jej głos przedarł się do moich myśli, przerywając niezwykle miłe wspomnienia.

- Trochę zawaliliśmy sprawę – westchnąłem, poklepując miejsce obok siebie. Ku mojej radości, Natalie odepchnęła się od futryny i usiadła, przyglądając mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Wiedziałem, jak je u niej wzbudzić.

- Z czym konkretnie? – Pozwoliła się objąć, więc zaciągnąłem się jej zapachem. Uwielbiałem go. Uwielbiałem w niej wszystko. Strach pomyśleć, jaki byłem bliski stracenia ukochanej na zawsze.

- Mogliśmy wziąć ślub na koszt Daniela – rzuciłem swobodnym tonem. Przybrałem pokerowy wyraz twarzy, żeby od razu nie wybuchnąć śmiechem, co kosztowało mnie sporo wysiłku, jednak było warto, bo Natalie spojrzała na mnie, jakbym postradał zmysły.

- Masz gorączkę? – W jej głosie pobrzmiewał niepokój, a dłoń zawędrowała na moje czoło.

- Sama zobacz. Ty byłaś w sukni, pastor czekał w kościele, goście również. Świadków nie musielibyśmy szukać, bo jestem przekonany, że Van i Adam przystaliby na to z radością. Przyjęcie także zostało dopięte na ostatni guzik.

- Bredzisz, Jack. – Nat pokręciła głową, próbując wyswobodzić się z mojego uścisku, lecz jej na to nie pozwoliłem.

- Nic by się nie zmarnowało – kontynuowałem, bawiąc się coraz lepiej. – Co prawda, mój strój odbiegał od normy, ale chyba byś mi to wybaczyła? – Spojrzałem na nią odrobinę zaczepnie, na co Nat, ku mojemu zdziwieniu, po prostu się roześmiała. No i po zabawie.

- Jesteś niemożliwy. – Pocałowała mnie krótko w usta i zanim zdążyłem wsunąć język w jej lekko rozchylone usta, moja dziewczyna się odsunęła. – A teraz idź się przebierz, bo lada moment zjawią się nasi gości. – I wstała, zostawiając mnie samego w salonie.

Zła strona nieba (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now