Rozdział 2

2.6K 155 25
                                    

Gdy poczułam znajome ciepło, rozsunęłam kurtkę. Powoli, nie spiesząc się nigdzie, ruszyłam w stronę mieszkania Van, które znajdowało się cztery mile ode mnie. Kiedy dojechałam na miejsce, Vanessa stała już na chodniku. Szybko wsunęła się na siedzenie obok i pomknęłyśmy w stronę najbliższego centrum handlowego.

- Jak dużo masz czasu? – spytałam, gdy jechałyśmy przed siebie. Van, tak samo jak ja, nieco rozsunęła kurtkę. W aucie zrobiło się już bardzo ciepło.

- Dzwoniłam do Adama i powiedział, że nie wróci wcześniej niż za dwie godziny. A może nawet i później. Dlatego nie musimy się aż tak spieszyć. Chcesz kupić coś specjalnego, czy będziemy błąkały się od sklepu do sklepu, aż coś nas urzeknie? – Właśnie tak zazwyczaj wyglądały nasze zakupy. Pewnie dlatego tak bardzo je lubiłam.

- Oczywiście standardowa wersja czyli błąkanie się – odpowiedziałam z uśmiechem. – Za to z chęcią zaglądnę do Victoria Secret, żebyś mogła kupić nowy komplet, który spodoba się Adamowi. – Mrugnęłam porozumiewawczo do Van.

- Cholera, wiesz, jak mnie skusić. – Przyjaciółka podkręciła muzykę w radiu i razem ze mną zaczęła śpiewać utwór Bloodhound Gang „The bad touch". Podrygiwała przy tym na siedzeniu i wymachiwała rękami, aż prawie posikałam się ze śmiechu. Do centrum dojechałyśmy, płacząc z radości.

- Czy twój chłopak wie, że dłuższe przebywanie z tobą grozi trwałym uszkodzeniem zdrowia lub nawet utratą życia? – Szczęka już mnie bolała, gdy parkowałam samochód. Skierowałyśmy się do jednego z wejść prowadzących do galerii.

- Kiedy zaczynam występ w mieszkaniu, Adam zawsze ściąga koszulkę. Wtedy przechodzi mi ochota na wygłupy, a przychodzi na coś innego. – Dobrze, że zostawiłyśmy kurtki w aucie, bo w budynku było bardzo ciepło. Czasami odnosiłam wrażenie, że chcieli przegrzać odwiedzających. Z kolei w garażu panował przejmujący chłód, więc zawsze starałam się parkować jak najbliżej wejścia. Nie uśmiechało mi się umrzeć na zapalenie płuc.

- Ujeżdżasz konika? – spytałam, a mężczyzna, który właśnie przechodził obok, aż się za nami obejrzał. Vanessa nie wytrzymała i ryknęła śmiechem.

- Cholera, Nat. Zabijesz mnie kiedyś! – powiedziała z wyrzutem, masując sobie brzuch.

- Do usług. Więc jak z tym ujeżdżaniem? – Ponowiłam pytanie, wchodząc do sklepu z bielizną. Jakie tu mieli cudeńka, to głowa mała. Mimo że nie miałam partnera, uwielbiałam kupować sobie nową bieliznę. Która kobieta nie lubiła czuć się seksownie?

- Ujeżdżam, aż zaczyna brakować mi sił. Później Adam przejmuje pałeczkę i to on dowodzi. – Van zagłębiła się między wieszakami, przyglądając się z dużym zainteresowaniem poszczególnym kompletom bielizny. Musiałam przyznać, że Wilson był szczęściarzem, mając taką laskę u swojego boku. Dopiero niedawno zjawiłyśmy się w centrum, a już przynajmniej dwóch facetów obejrzało się za panną Turner. Gdyby Adam to widział, rozniósłby ich na strzępy. Van wspominała, że bywa bardzo zazdrosny, ale na szczęście jej nie kontrolował.

- Też tak chcę! – jęknęłam, idąc za przyjaciółką. Jeszcze nic ciekawego nie wpadło mi w oko.

- Może powinnaś założyć konto na Tinderze? – Spojrzała zachęcająco. Nie pierwszy raz poruszała ten temat.

- Zwariowałaś? Wiesz, ilu desperatów tam się kręci? – Od razu pokręciłam przecząco głową. Zerknęłam na przepiękny komplet w kolorze chabrowym. Od lat to był jeden z moich ulubionych kolorów i nawet Van często mi powtarzała, że dobrze w nim wyglądam. Od razu chwyciłam za wieszak, aby go porwać. – Jakoś nie kręci mnie ten portal. Inne zresztą też nie. – Od razu zastygłam, widząc wzrok Vanessy. – Swoją drogą, dzisiaj już drugi raz o nim słyszę.

Zła strona nieba (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now