23

75 6 0
                                    

Obiad na którym Kurt miał poznać Carole i Finna przeszła jakoś. Właśnie „jakoś”. Kurt polubił Carole i vice versa, ale chyba w końcu zrozumiał, dlaczego nigdy nie rozmawiał z Hudsonem sam na sam. Nie mieli żadnego wspólnego tematu do rozmowy i to było straszne. W końcu byli w tym samym wieku. Jak to możliwe, że Kurt nie interesował się Quidditch'em, a Finn nie wiedział za to nic na temat brytyjskiej monarchi. Przecież żył w tym kraju, więc powinien mieć choćby najmniejszą wiedzę na ten temat.

Następnego dnia Burt zawiózł Kurta do domu rodziny Berry, co zdarzało się trochę częściej. Mężczyzna nie rozumiał tylko, dlaczego ich dom znajdował się praktycznie w lesie. Poznał państwo Berry i całkiem ich polubił, jednak było coś, co powodowało u Burta mieszane uczucia względem tej rodziny. Miał nadzieję, że to tylko mylne przeczucie i nie ma to wcale odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Kurt zadzwonił do drzwi wejściowych, które zaraz potem otworzył Blaine. Hummel od razu złapał twarz bruneta w dłonie i poczochrał mu czarne loczki.

- Dobrze cię widzieć z uśmiechem Kurt - powiedział ze śmiechem Blaine, patrząc mu w oczy - Wejdź - weszli do środka - Nikogo nie ma - powiedział ciszej

- Ciebie też dobrze widzieć Blaine - również się zaśmiał, łapiąc go za rękę i przyciągnął do siebie - I wydaje mi się, że już czuję się na tyle dobrze, że możesz mnie pocałować - objął niższego chłopaka w talii

- Bardzo chętnie skorzystam z okazji - złapał policzki bladego chłopaka i lekko musnął jego usta swoimi. Czuł się, jakby minęły wieki od ostatniego razu, gdy się całowali - Jest dobrze? - zapytał z troską i pogłaskał go po policzkach kciukami

- Tak - przytaknął głową i przygryzł wargę, po czym głośno odetchnął i go puścił, żeby się odsunąć trochę - Ponieważ w przeciwieństwie od tego, co się stało w pociągu chciałem tego i to było z dobrym uczuciem.

- W takim razie się cieszę - uśmiechnął się do niego - Bo brakowało mi smaku i bliskości twoich ust - Kurt się zaśmiał z tego, co powiedział Blaine

- Nie jesteś w tym dobry, ale jesteś przeuroczy i kocham cię za to głupku.

- Ja ciebie też. Idziemy do mojego pokoju, żeby się potulić i opowiesz mi, jak ci poszedł ten obiad - złapał go za rękę

- Nie ma o czym mówić - jęknął, gdy wspinali się po schodach

- Tak źle? - spojrzał na szatyna i weszli do pokoju Blaine'a

- Nie powiedziałbym, ale dziwnie. Carole jest cudowna, a Finn rozgadał się na temat Quidditcha i chociaż mój tata nie za bardzo lubi słyszeć o lataniu i innych dziwnych dla niego rzeczach nagle się zainteresował. - Berry się położyła, a zaraz potem Kurt zajął miejsce obok niego i się w niego wtulił

- To chyba dobrze…

- Ten człowiek nie wie nic o rodzinie królewskiej. Kompletnie nic - Blaine się tylko zaśmiał, bo wiedział, że jego chłopak miał małego bzika na tym punkcie - I okazało się, że Carole wcale nie jest mugolską pielęgniarką, tylko uzdrowicielką i pracuje w Mungu, ale mój tata jest przy niej szczęśliwy, więc wydaje mi się, że mogę przeżyć dla niego to, że Finn jest typowym sportowcem - spojrzał w miodowe oczy swojego chłopaka

- Jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam - ścisnął go mocniej i pocałował go

- Nie, ale znasz Finna, bo podobno często tu przychodzi. Nie jest wcale taki najgorszy - wywrócił oczami, a drugi chłopak się zaśmiał

- Kiedy nie migdali się z moją siostrą, to akurat całkiem go lubię, więc ty też może potrzebujesz tylko czasu, żeby się z nim dostrzec.

- Jak to jest, że zawsze wiesz, co powiedzieć? - Kurt się zaśmiał

- Być może masz najmądrzejszego chłopaka na świecie - wzruszył ramionami.

- Nie, to raczej on ma takiego - wtulił się w niego - Jak to jest z namiarem w domach, w którym mieszka więcej, niż jeden czarodziej? Znaczy wiem, że teoretycznie znika po siedemnastym roku życia, czyli za niedługo nie będzie mnie obowiązywał, ale…

- Namiar nie jest za bardzo dokładny. Wiadomo, że ktoś czarował w jakimś miejscu, ale nie wiadomo, kto to zrobił, bo mógł być to równie dobrze ktoś dorosły, więc zazwyczaj tego nie sprawdzają.

- Czyli teoretycznie mógłbym tu czarować i by mnie na tym nie złapali?

- Dokładnie, ale moi ojcowie to straszne zgredy i nie pozwalają nam czarować w domu oraz poza nim. Wolą być starzy, nudni i oglądać mugolską telewizję, więc pewnie dlatego nam zabraniają. - wywrócił oczami

- Twoi rodzice są fajni. Lubię ich, więc nie nazywaj ich zgredami bagnowyju - Blaine tylko zmarszczył nos i wcisnął głowę w szyję szatyna, łaskocząc go po brzuchu, przez co Kurt ze śmiechem padł na plecy.

Po siedemnastej LeRoy i Hiram wrócili do domu. Blaine i Kurt usłyszeli, jak rodzice bruneta wrócili, więc zeszli na dół, żeby się przywitać

- Cześć - powiedział młody Berry, zbiegając ze schodów - Tato nie rozgaszczaj się, odwieziesz ze mną Kurta

- A gdzie „proszę”? - zapytał LeRoy

- Proszę - powiedział, przytulając go

- Chodźcie - wziął klucze z miski i cała trójka wyszła z domu. LeRoy wiedział, że to będzie odpowiedni moment na rozmowę, o której wiedział, że w końcu najdzie na nią czas - Chłopcy… - spojrzał na ich odbicia w lusterku

- O nie - powiedział cicho Blaine - Zacznie rozmowę i będzie niekomfortowo - szeptał do Kurta - Założę się, że chodzi o…

- Oboje jesteście młodzi i to normalne, że będziecie mieli swoje potrzeby i popędy - przerwał mu mężczyzna, a dwójka nastolatków zrobiła się lekko czerwona

- Nie wydaje mi się, że to odpowiedni moment - Blaine próbował zakończyć to

- Chodzi o to, że nie powinniście tego robić w szkole - nagle atmosfera zrobiła się trochę luźniejsza - Nie powiem wam, żebyście tego nigdy tego nie robili, bo to nieuniknione. Zrobicie to, kiedy będziecie gotowi, ale nie w szkole. W pokoju życzeń też nie. Jasne? Jest na to odpowiedni czas i miejsce - akurat zaparkowali pod domem Hummel'ów

- Dobrze tato - wywrócił oczami i spojrzał na Kurta

- Dziękuję - powiedział szatyn i pocałował Blaine'a w policzek - Miałeś rację, że to zgred - powiedział cicho i żartobliwie do ucha swojego chłopaka - Do widzenia - Blaine się zaśmiał, a szatyn wyszedł z auta do domu.

Dreaming on my pillow  || Klaine Where stories live. Discover now