Nowe początki - egzamin

423 53 16
                                    

Szkoła, a raczej akademia, do której się dostaliśmy, zdecydowanie była wyjątkowa. Takich jak ona nie było wiele, więc wielu uczniów było z różnych miast. Mimo że była ona jedną z nielicznych możliwości, aby stać się strażnikiem, to jednak nie było łatwo się tutaj dostać. Mimo ogólnych testów ta uczelnia przeprowadzała swoje własne egzaminy, w tym teoretyczny i praktyczny. Oba były opracowane na podstawie podstawowych umiejętności i wiedzy, jednak na ich wynikach bazował fakt, do jakiej klasy się dostanie.

Oczywiście moje podejście do egzaminów było jak do każdego innego sprawdzianu: po prostu to napisać. Co do wiedzy teoretycznej, jako że rodzice wciąż mówili mi "dowiesz się później", nie była ona zbyt wysoka, ale dzięki temu, że ze wszystkich możliwych kreatur akurat było pytanie o zmory, to na farcie z Astherem zdobyliśmy trochę wyższe wyniki od przeciętnych kandydatów. I to tylko i wyłącznie na farcie. Chociaż powiadają, że szczęście to też talent.

Po części teoretycznej odbył się egzamin praktyczny, który składał się z dwóch faz. Pierwsza to był bieg na trzy kilometry dla chłopaków i dwa dla dziewczyn. Czy tylko mnie wkurzała ta dyskryminacja, że jak się miało cycki, to się biegało mniej aż o połowę? O co chodzi? O dodatkowy ciężar, czy jak?... Ygh.

Inni uczestnicy nie mieli treningów z piekła rodem z Królową Lodu Icoestal. I jak już od początku przykuwaliśmy uwagę (bardziej w negatywnym tego słowa znaczeniu, patrząc na naszą reputację), tak podczas tamtego testu sprawnościowego patrzyli na nas bardziej jak na jakieś wybryki natury. W końcu trzy kilometry po takich maratonach to dla nas nie było nic wielkiego. Znaczy, może było, bo to jednak bieg na czas, ale nie była to najgorsza rzecz na świecie. W ten sposób już na wstępnie ścigaliśmy się do samego końca, nie zważając na innych. Chciałem po prostu z tym debilem wygrać. Ale nie. Był remis.

Obrażeni na siebie za ten wynik i brak możliwości dogrywki mieliśmy tylko jedną opcję, aby to rozstrzygnąć: druga część egzaminu praktycznego, czyli licznik energii magicznej. Nie było to skomplikowane, po prostu na podeście stała zwykła kula, która dawała na ekranie liczbę, która była odwzorowaniem twojej siły magicznej.

Cały egzamin był przygotowany rygorystycznie. Sprawdzano, czy nie ma się żadnych dziwnych przedmiotów ze sobą, trzeba było stać równo i czekać aż jacyś ludzie w marynarkach cię wywołają przed szereg. Teraz załapałem, że to chyba byli późniejsi wykładowcy. Staliśmy w rzędach, czekając na swoją kolej. Asther stał obok mnie, ale gdy tylko nasze oczy się spotykały, od razu odwracaliśmy głowy, nadal zdeterminowani. W końcu to był ten test, gdzie się okaże przy wszystkich, jakie mamy wyniki. Jak będę miał niższy od tego cepa... to mu przyłożę. Dla zasady. Ale nawet nie wierzyłem, aby coś takiego mogło się zdarzyć.

Po charakterystycznym piknięciu na ekranie wyświetlały się liczby. Czasem to było sześćset punktów, wtedy jakaś kobieta zapisywała wynik i mówiła "klasa B", ale były też wyniki jak trzysta ileś, czterysta, chociaż takie najwyższe to były siedemset osiemdziesiąt, a nawet osiemset pięćdziesiąt. Pewnie istniał jakiś przedział, bo ta ostatnia grupa dostawała klasę A, ale były też klasy C i D.

Na ten test czasami przychodzili starszoklasiści, tak aby popatrzeć na nowych i zobaczyć, czy jest wśród nich ktoś interesujący. Podobno teraz było ich wyjątkowo więcej, ale miałem to gdzieś. Chciałem po prostu być lepszy niż ten cholerny chwast. Znów na niego zerknąłem, w tej samej chwili, co on na mnie, więc pokazałem mu jedynie środkowy palec. As zacisnął usta, uznając to za prowokację i aż nastawił kostki w pięściach. Staliśmy już w pierwszych rzędach, gdy wreszcie się doczekałem.

— Axel Vipersstay. — Rozległo się z ust egzaminatorki.

Gdy zacząłem iść przed siebie, poczułem, że padło na mnie wiele par oczu. Uniosłem arogancko kącik ust i pewnym siebie krokiem podszedłem do podestu. Słyszałem jakieś szepty, ale po co się na nich skupiać? Jedyne czego pragnąłem to wysoki wynik. Według wcześniejszych instrukcji mieliśmy położyć dłoń na kuli i użyć jak najsilniejszego ataku magicznego. Tak też więc zrobiłem. Momentalnie poczułem powiew energii wokół siebie, a szklany materiał pod moimi palcami zaczął się robić czerwony, coraz bardziej się rozpalając, co normalną osobę by już dawno poparzyło, ale dla mnie było to jedynie cieplejsze. Dopiero gdy usłyszałem piknięcie na ekranie, przestałem i odwróciłem się w tamtą stronę.

A&A |BL|Where stories live. Discover now