As. Cholerny As.

450 55 33
                                    

Więc najbardziej chora akcja, jaka mi się przytrafiła...

Westchnąłem, zastanawiając się, która by to mogła być. Zabawna była ta z piciem po raz pierwszy, ale nie była ona aż tak chora. Cholera, przez  alkohol trudniej sobie cokolwiek przypomnieć. Widziałem, że spora część osób serio była ciekawa, więc w końcu sobie coś przypomniałem.

—  Dobra, to było w liceum — zacząłem, ale musiałem lepiej usiąść. — Raz z Astherem wpadliśmy na pomysł spróbowania połączenia naszych mocy. Niby ogień i woda to dwie sprzeczności, ale, hej, warto spróbować. Tak poszliśmy do łazienki i w czasie lekcji, gdy nikogo tam nie było, zrobiliśmy eksperyment. — Rozłożyłem ręce, gestykulując i stale intonując  niektóre momenty, aby była to jakby faktycznie interesująca opowieść. —  Kto by się jednak spodziewał, że nam wyjdzie mini bomba wodorowa.

Usłyszałem na to śmiech, na co i ja się zaśmiałem.

—  Ale to nie koniec! Słuchajcie, co się działo dalej! — kontynuowałem,  znów przykuwając ich uwagę.  — Poszedł alarm przeciwpożarowy, no to ja z  Asem co? No w nogi. Otwieramy okno od łazienki i spieprzamy, zanim nas złapią.

Na to więcej osób próbowało opanować rozbawienie.

—  Tego dnia akurat zwinęliśmy od rodziny Asthera motocrossy, więc wsiadamy i wiejemy, olewając szkołę. Jednak jak zaczęliśmy tak jechać, to przekroczyliśmy prędkość. Jedziemy, jedziemy i nagle słyszymy za sobą syreny. — Dla dramatu i załamania tą sytuacją oparłem dłonie o kolana. — Rozpoczął się mały pościg, ale my jak to my, zatrzymać się nie damy. Tak więc jedziemy szybciej i w końcu udało nam się ich  zgubić, gdy przy wyjeździe z miasta skręciliśmy do lasu. Jechaliśmy jeszcze dłuższy czas i nagle widzimy w oddali dom. Stary dom w środku lasu, dwójka nastolatków, to na co mogli wpaść? No oczywiście, aby tam wejść!

— Boże, ja już nie mogę. — Caro już się śmiała i kręciła głową na to, co słyszała.

—  Schodzimy z motorów i podchodzimy bliżej. Budynek wyglądał jak betonowa rudera, ewidentnie jakiś opuszczony, no ale to tylko lepiej, nie?  Wchodzimy do środka. Ciemno jak w dupie i nagle słychać głos. — Zrobiłem dramatyczną przerwę. — Okazało się, że tam bezdomni urządzili sobie fortecę. I nie żartuję! To była istna forteca! — Przyłożyłem dłoń do  klatki piersiowej, ale na mój ton znów się część roześmiała. — Iii jak zaczęli na nas naskakiwać! Matko, myślałem, że stoję przed jakąś wrogą armią! Najwyraźniej myśleli, że jesteśmy jednymi z dręczycieli i gdy tylko zobaczyli, że nie zamierzamy iść, to rozpoczęli atak. Z półpiętra, ustawieni niczym łucznicy, osoby zaczęły w nas rzucać wszystkim, co miały pod ręką. Poleciał nawet garnek, niefortunnie na nogę Asthera,  więc zaczęliśmy zwiewać przed tym atakiem obrońców. — Spojrzałem na wszystkich, którzy i tak się już zwijali ze śmiechu. — Więc nauczyłem się wtedy jednego. Gdybym miał wybierać między policją, a hordą bezdomnych, wybrałbym jednak policję.

Skończyłem tym jakże mądrym podsumowaniem i słysząc ich wielkie rozbawienie, sam się zaśmiałem.

—  Dobra, to zdecydowanie było chore. Możesz pić — rzuciła Judy, nadal starając się uspokoić. — Tak z ciekawości, czy wy przypadkiem nie wjechaliście do tego lasu, co wojsko objęło na własność? Chyba go nazwali Skażonym Lasem, czy jakoś tak.

— Może? — Nie przyznałem się otwarcie i wypiłem wszystko, gdy Caro mi podała pełen kieliszek. — Nie wiedzieliśmy, gdzie jedziemy i przypadkiem wjechaliśmy na tamten obszar. Nieważne, nikt nic o tym nie wie i niech tak zostanie. Teraz moja kolej?

Caro i Judy pokiwały cięższymi od alkoholu głowami, że tak. Teraz, tylko aby szczęście mnie nie zawiodło i aby nie było to coś strasznego. Sięgnąłem po kartę, po czym od razu ją pokazałem. Była to czwórka trefl.

A&A |BL|Where stories live. Discover now