No nie trafił

422 51 13
                                    

Borze zielony... Znowu to samo.

Ma się czasami takie wrażenie, jakby coś się już przeżywało, nie? Jakby po raz kolejny było się w tej samej sytuacji, czy ogólnie chwili. Dokładnie to uczucie miałem teraz.

Staliśmy z Astherem pod ścianą przy schodach, mając odwrócone od siebie głowy. Już pomińmy, że gdyby nie ściana, to obaj pewnie dawno byśmy byli na podłodze, bo grawitacja teraz tak jakby bardziej zachęcała, aby się położyć i nie wstawać, ale jakoś sobie musieliśmy  radzić.

Gdyż nastały trudne chwile. Od... nie wiem już jakiego czasu, bo przestałem na to zwracać uwagę, obie matki znowu się uruchomiły. No naprawdę, drogie kobiety, nie możecie oszczędzić takiego kazania na jutro? Wszystkim byłoby lepiej!

Dwie brunetki stały naprzeciwko nas, bardziej na pierwszym planie, a za nimi kolejno ojciec Asthera, mój i Michaela. Niestety, to głównie te dwie pierwsze miały do nas problem, ale już nie wiem czy o picie, czy stan, czy może nasz pomysł. Ale żeby znowu nam robić awanturę? Chcieliśmy tylko pooglądać psy, co w tym złego?

Mój wzrok mówił wszystko, co myślałem i czułem. W głowie miałem tylko jedno: czy one mogą już się zamknąć... Nie chciałem być niemiły, ale trudno mi było zaprzeczyć prawdzie.

— Czy naprawdę nie możecie się zachowywać jak normalne osoby w waszym wieku?!? — mówiła dość głośno, wciąż mocno zirytowana moja matka, patrząc na nas obu, ale głównie na mnie. — Nie wiem, mieć dziewczyny, uspokoić się choć trochę i nie przyprawiać nas o ciągłe bóle głowy???

Coś mi się wydaje, że ból głowy, to akurat ja będę mieć...

Asther na ten tekst westchnął głośno już chyba jak ja zirytowany ich gadaniem. Spojrzał na obie matki znudzonym i nadal pijanym wzrokiem, kładąc ramię na moim barku, przez co zwalił na mnie część swojego ciężaru i tylko dzięki ścianie nie polecieliśmy na podłogę.

— Po co mi jakaś laska? Mam Axela! — Wskazał niemrawym ruchem na mnie. — Z nim mam o wiele więcej frajdy, niż bym miał z jakąś tam dziewczyną — prychnął lekceważąco, na co ja zacząłem kiwać głową, zanim to sobie uświadomiłem.

— Dokładnie! Polałbym ci, ale nie mam czego... — zacząłem mówić, ale napotykając TEN gromiący wzrok od strony matki, odwróciłem posłusznie głowę, a As zdjął rękę — ... iii może innym razem...

— Boże, czemu oni muszą być tacy głupi... — Usłyszałem głos Vanessy, kompletnie wcześniej nie zauważając, że tu była. A może dopiero weszła? W sumie... wywalone.

Wujek Asthera się zaśmiał. Jako jedyny chyba był teraz rozbawiony, za co go szanowałem. Spojrzałem na średniego wzrostu mężczyznę z niektórymi już siwymi włosami, jak nadal rechotał. Ale skupienie wzroku, to nadal było wyzwanie.

— Oj tam, młodzi chcieli spróbować alkoholu i to zrobili. — Machnął ręką, że to jest błaha sprawa.— Nie mówcie mi, że wy nie piliście nigdy w ich wieku.

Jego brat westchnął cicho pod nosem, natomiast mój tata spojrzał na niego, jakby z lekką niechęcią, którą próbował ukryć, ale jednak ja znałem ten wzrok. Czyżby szykowała się drama? I to nie w moją i Asa stronę?

— Może i prawda, ale nawet nie chcę myśleć, co im tym razem wpadło do głowy.

I ty ojciec przeciwko mnie?...

— No co by mogli zrobić? Spróbować pójść do baru, albo na ustawkę? — Bronił nas dalej wujek Asa.

Chyba jako jedyny. Tak to cała piątka była przeciwko nam, do której Michaela nie liczyłem, bo on konfidentem nie był. A przynajmniej niejawnym. Nie no, swój chłop. Stał po prostu niedaleko i w ciszy obserwował, przez co na chwilę chyba złapałem z nim kontakt wzrokowy. Chyba, bo trochę widziałem go w różnych płaszczyznach.

— Oj, lepiej, żeby to było ostatnie, na co wpadli. Szczególnie po ostatnim. — Ton matki Asthera był stanowczy, co dodatkowo podkreśliła dłonią, patrząc na szwagra.

I tak oto, zaczęła się wymiana zdań, ale już nie w naszą stronę. Więc tak staliśmy razem pod ścianą, nadal lekko się kiwając, aby zachować pion i czekaliśmy cierpliwie, aż to się skończy. Wzrok miałem odwrócony w drugą stronę, wyłączając się na to, co dorośli mówili i do kogo. Tak sam zacząłem zatapiać się w myślach.

A może jednak tam nie byłoby psów i byśmy szli na darmo? Czy to dobrze w takim razie, że nie poszliśmy? Może zaoszczędziliśmy czas... Chociaż niebieskie światło zawsze było fajne. Tak nagle wszyscy na ciebie zwracają uwagę, podczas gdy sam nie wiesz dlaczego. Normalnie jak jakiś celebryta! Ale niższego sortu. A to już nie brzmiało fajnie.

Spojrzałem na dywan, nadal mając lekki szum w uszach, dodatkowo spowodowany tym, że nadal prowadzili dyskusję za i przeciw picia przez młodzież i robienia ustawek z innymi uczniami.

Ale ładny był ten dywan. Taki... wzorkowaty, biało - niebieski. Tak szedłem wzrokiem za liniami we wzorze, które zajmowały sporą część holu. Całość nawet pasowała do białej, kamiennej podłogi, której kwadraciki w tym momencie też były fascynujące. Takie równe, a jednocześnie ruchome. Hah. Ale zabawa.

Nagle Asther ruszył z miejsca i to dość szybkim krokiem, asekurując się dłonią o ścianę. Poszedł za róg, w stronę jadalni i łazienki, ale nagle rozległo się głośne "jeb" o drzwi, wraz z naciskaną klamką, po czym dźwięk lejącego się płynu. Dopiero na huk towarzystwo ogarnęło, że jeden z nas poszedł i w tamtym kierunku od razu pobiegli rodzice Asa, za którymi pewnym krokiem poszła Vanessa.

— Cholera, Asther!... — usłyszałem jedynie głos jego matki, samemu zostając w miejscu i tylko patrząc w tamtym kierunku.

—  Boże, nawet do kibla nie trafił... — rozległ się mocno zdegustowany komentarz jego siostry.

Na to wszystko przerwałem tą może trochę poważną i niezręczną atmosferę swoim głośnym śmiechem, szczególnie patrząc na resztę ludzi, kręcącą z politowaniem głową. Walić ich. To było zbyt zabawne.

***

Tak mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem i nagle tak się stało, że już byliśmy z Astherem na studiach. W ciągu tych trzech lat aż tak dużo się nie zmieniło, jedynie to, że Vanessa była miejscami coraz bardziej brutalna dla naszej dwójki, o czym może lepiej nie wspominać.

Obaj może jeszcze trochę urośliśmy, chociaż ten cholerny chwast o te trzy centymetry więcej. Trafiliśmy też na tę samą uczelnię, która szkoliła Utalentowanych z całego regionu, ale także tutaj uczęszczał Michael.

Cel miałem jeden: móc wreszcie rozpocząć praktyki i w pełni legalnie chodzić na misje i zlecenia. Treningów miałem szczerze dość, ale rodzice uparli się, że praktyka to nie wszystko, więc i tak musiałem jeszcze poczekać. Nie to, żebym aż tak się do nich przywiązał, aby słuchać wszystkiego, co mówili, jednak nie zapominajmy, że najprościej byłoby mieć praktyki u nich, plus przecież najbliższa przyjaciółka matki była żoną szefa tego specjalnego działu bezpieczeństwa, czuwającego nad okolicznymi dzielnicami. Tak więc byłem do tego po części zmuszony.

Takim akcentem i z takim postanowieniem rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu, już jako dziewiętnastolatek i student. Czas przystopować z różnymi wybrykami jako dzieciak. Czułem, że teraz wreszcie się coś zmieni!

A&A |BL|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz