Jedna wielka niewiadoma

269 37 29
                                    

Wróciłem do pokoju, trzymając talerz z jedzeniem. Zamknąłem za sobą drzwi i od razu się odezwałem do Asthera:

— Mama zrobiła nam wrapy. Ten jest dla ciebie. — Obróciłem talerz, tak aby wziął odpowiedniego. Każdy w tym domu wiedział, że brunet nie przepadał za surowymi pomidorami, więc moja mama zrobiła jeden bez.

As już sięgał po wrapa, gdy na moje słowa zatrzymał rękę w powietrzu i spojrzał na mnie z dołu, siedząc na fotelu.

— Bo co? Jest z jadem?

Posłałem mu znaczące spojrzenie, na to nawiązanie.

— Oczywiście. Sam dodałem. Specjalnie dla ciebie jako odżywka, chwaście.

— Jaki troskliwy...  — skomentował, nie dając się bardziej sprowokować i w końcu wziął zwiniętego placka z talerza.

Sam poszedłem na łóżko i tam usiadłem, aby zjeść.

Nastała chwila ciszy, podczas której mój mózg zaczął analizować ostatnie wydarzenia. Najchętniej przestałbym myśleć, bowiem te wszystkie niewiadome i cały niepokój wirował mi w głowie. Biorąc kęs za kęsem, nie mogłem powstrzymać tego nurtu informacji, która mknęła mi przez umysł.

Rozumiałem, co mówią zmory. Rozumiałem, co mówią te cholerne potwory. Część mnie to wypierała jak może, ale byłem i tak świadomy, że to się stało. Słyszałem je. Naprawdę je słyszałem.

Jeśli ktoś się o tym dowie... Mogę być wzięty jako jeden z tych, co sięgają po Entrance i dogadują się z tymi stworzeniami w zamian za zdeprawowaną moc. Ale przecież nic nie zrobiłem w tym kierunku! Więc jak?...

Podobno ci, którzy się z nimi gadali, to zawdzięczali ten fakt tej złej energii, którą te istoty się z nimi dzieliły. Wtedy jakoś te potwory się ich słuchały, ale nie na długo, bo koniec końców zmory i inne im podobne zwracały się przeciw takiemu użytkownikowi, który z czasem i tak tracił  zmysły. Tacy zawsze kończyli martwi, nieważne czy rozerwani na strzępy, czy byli eliminowani przez innych Utalentowanych. A skoro ja zaczynałem je rozumieć... To znaczy, że zacznę później wariować? Ale wcześniej ich nie rozumiałem, więc jak? Skąd mi się to wzięło?...

Jedno było pewne. Nikomu nie mogłem tego powiedzieć. Obawiałem się, że nawet rodzice mi nie uwierzą, że to się wzięło samo z siebie. Wiedzieli, że miałem świadomość o tym wzmacniaczu, narkotyku czy jak inaczej to określić, i że mieliśmy te niebieskie ampułki w domu.

Może to jakiś chwilowy stan? Tej myśli powinienem się trzymać.

Druga sprawa, że dość mocno zaniepokoiła mnie rozmowa ojca przez telefon. Zdecydowanie znowu czegoś nie wiedziałem, ale już nawet o to nie dbałem. Bardziej obawiałem się o jego bezpieczeństwo. Jednak nawet jeśli bym o to zapytał, to wątpię, aby mi powiedział.

Ygh. Tyle niewiadomych i tajemnic. To się zaczynało robić nie tylko niebezpieczne, ale i irytujące.

Już dawno zjadłem, ale myśląc nad tym wszystkim, zawiesiłem wzrok na podłodze. Nagle poczułem, jak we mnie coś przywaliło. Była to poduszka, więc od razu spojrzałem na sprawcę.

— Czego?

— Mówię do ciebie, cholero — odezwał się As, patrząc mi w oczy. Najwyraźniej lekko się zirytował, że go nie słuchałem, ale ja naprawdę go nie słyszałem. Posłałem mu pytające spojrzenie, na co westchnął. — Będzie dobrze. Nie myśl o tym teraz.

Jego głos był spokojny i nie mówił tego ironicznie albo aby mi dogryźć. Najwyraźniej doskonale wiedział, o czym tak intensywnie myślałem. W końcu jak ja mu często umiem czytać w myślach, tak on mi.

A&A |BL|Where stories live. Discover now