Imprezę czas zacząć!

399 53 8
                                    

Piątek był zawsze dniem, który był przeze mnie przeklinany. Nie chodzi tu o koniec tygodnia i te sprawy, ale nabrałem do niego niechęci przez treningi z piekła rodem autorstwa Vanessy. Ta kobieta naprawdę nie miała litości. I z tego, co mi wiadomo, chyba nadal nie ma faceta... 

Ale dzisiejszy piątek był wyjątkowo piękny. Ja i Asther wszczęliśmy bunt i dziś mamy wolne! Oczywiście, nie odbyło się bez groźby, że i tak to będziemy musieli nadrobić, ale teraz mieliśmy wolne! A idealną wymówkę załatwiła nam Caro, w postaci imprezy integracyjnej. Jak moi i Asa rodzice o tym usłyszeli, to podliczając plusy i minusy, stwierdzili, że lepiej byłoby, żebyśmy poszli. Chyba mieli jakiś problem, że tylko zadajemy się we dwójkę i się bali, że nigdy nie zbudujemy relacji z otoczeniem. Dosłownie, choć nieoficjalnie, to usłyszałem. 

Wracając, od samego rana towarzyszył mi dobry humor. Nawet wykłady i ćwiczenia wyjątkowo się nie dłużyły i chyba po raz pierwszy w ten dzień tygodnia czekałem, aż się skończą, więc gdy wreszcie to nastąpiło, to reszta dnia szybko minęła.

Gdy już słońce zaszło, Michael zebrał wszystkich po kolei samochodem, bo od razu zadeklarował, że on pić żadnego alkoholu nie będzie. Nikt nie naciskał, ponieważ po pierwsze darmowa podwózka w obie strony, a po drugie w końcu to Michael. Większy szok byłby zobaczyć go z alkoholem, a jeszcze większy widzieć go pijanego. Nigdy to się nie zdarzyło i się zastanawiam, czy kiedyś to nastąpi.

— Czy wszyscy w tej szkole są bogaci, czy jak? — skomentowałem, gdy wysiedliśmy po kolei z samochodu. 

Zaparkowaliśmy przed posesją Caro i spojrzałem na miejsce, gdzie mieszkała. Nie wiedziałem, czy to nazywać nadal domem, czy willą, ale budynek był bardzo duży i miał sporo terenu. Założę się, że na bank z tyłu jest taras i basen. Wszystko było otoczone nie tylko płotem, ale i tujami. Może posiadłość nie była tak majestatyczna, jak Asthera, ale on to w ogóle był jakimś wyjątkiem, więc jego w ogóle nie brałem pod uwagę w kwestii oceniania i porównywania. 

Wokół już zrobiło się ciemno, a jedynymi źródłami światła były lampy uliczne oraz kolorowe światełka widoczne za zasłonami w oknach posiadłości. Ponadto nawet nie weszliśmy do środka, a już było słychać dudnienie muzyki i żywe rozmowy osób. To mi mówiło, że to będzie zajebista noc. 

— Nie, to po prostu ty jesteś biedny. — Asther uśmiechnął się wrednie, spoglądając na mnie.

— Odezwał się książę wszechświata. — Zmarszczyłem lekko brwi.

— Co, czyżbyś chciał się ze mną zmierzyć? — zapytał arogancko, unosząc głowę, gdzie ja już dobrze znałem ten wzrok, więc i ja oddałem złośliwy uśmieszek.

Jednak zanim coś powiedziałem, wtrącił się Michael, patrząc na nas delikatnie z politowaniem.

— Nie mówcie, że znowu chcecie zrobić pojedynek na picie... 

— Daj im być debilami, jakimi są — odezwał się Leo lekceważącym tonem. — Najwyżej zrażą do siebie wszystkich ludzi, znowu zaczną się bić, potem użyją mocy, wjedzie policja i zepsuje każdemu imprezę. 

Posłałem mu spojrzenie, ale, kuźwa, miał rację. Tak już się zdarzyło, lecz bez tej części z imprezą. To był zwykły wypadek i nieźle nam się oberwało, ale nie zagłębiajmy się już w szczegóły. Obaj z Asem doskonale wiedzieliśmy, że nie mieliśmy argumentu do wytoczenia na swoją obronę, więc obyło się bez komentarza. 

— Ale sam im załatwiłeś wtedy alkohol — zauważył blondyn, zwracając się do przyjaciela.

Michael, ty to jednak jesteś złotym człowiekiem.

A&A |BL|Où les histoires vivent. Découvrez maintenant